„Cieszyłam się, że nasionko męża we mnie kiełkuje. Nie miałam pojęcia, że ten cwaniak uprawiał też drugi ogródek”
„Zaczęłam myśleć o tym, co wcześniej uznawałam za drobiazgi. Coś się nie zgadzało. I nie chodziło tylko o tę jedną sytuację. Zaczął później wracać z pracy, telefon częściej zostawiał w trybie samolotowym albo twierdził, że się rozładował. Na moje pytania reagował coraz bardziej nerwowo”.

- Redakcja
Mam na imię Karolina. Mam trzydzieści trzy lata i jeszcze rok temu byłam przekonana, że nic lepszego niż życie u boku Michała nie mogło mi się przytrafić. Poznaliśmy się w pracy. On przyszedł jako nowy kierownik projektów, ja już byłam w zespole. Najpierw były przelotne spojrzenia, potem wspólne kawy, aż w końcu kolacje po godzinach. Michał był... inny. Słuchał. Pamiętał drobiazgi. Potrafił rozbawić mnie do łez, ale też umiał być cichy, kiedy musiałam popłakać. Zakochałam się. Mocno.
Starania o dziecko zajęły nam prawie dwa lata. Badania, hormony, nadzieje i rozczarowania. Pamiętam moment, gdy pierwszy raz zobaczyłam dwie kreski – siedziałam na krawędzi wanny, ręka mi drżała, Michał wszedł do łazienki i zamarł. Potem objął mnie tak mocno, że myślałam, że połamię się na pół.
Od tamtej pory był... no właśnie, jakby lepszą wersją siebie. Gotował mi obiady, głaskał brzuch, mówił do naszego synka, zanim jeszcze się urodził. Był przy porodzie. Trzymał mnie za rękę i płakał razem ze mną.
A potem coś zaczęło się zmieniać.
Miałam coraz więcej wątpliwości
Najpierw to były detale. Michał nie miał czasu, by odwiedzić swoją mamę, mimo że wcześniej mieliśmy z nią regularny kontakt. Gdy wspominałam o wspólnej wizycie, zawsze coś wypadało. A to projekt, a to zmęczenie, a to ona sama coś odwołała. Ale... zawsze to on przekazywał mi te wieści. Od dłuższego czasu nie rozmawiałam z nią osobiście. Z początku nie zwracałam na to uwagi. Ale potem...
– Może wpadlibyśmy do twojej mamy w weekend? – zaproponowałam, kiedy wieczorem siedzieliśmy razem, a nasz synek już spał.
– Teraz? Karola, no wiesz, ile mam rzeczy na głowie... – zaczął kręcić nosem.
– Ale przecież mówiłeś, że tęsknisz za nią. Dawno jej nie odwiedzaliśmy. I małego jeszcze nawet nie widziała.
– No tak, ale... ona się źle czuje ostatnio, chyba nie chce, żebyśmy przyjeżdżali.
– Aha. A dzwoniła do ciebie?
– Yyy... Nie, pisała w wiadomości. – Michał szybko sięgnął po telefon.
Zamilkłam. Nagle zrobiło mi się zimno. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że on coś przede mną ukrywa.
To było podejrzane
Zaczęłam myśleć o tym, co wcześniej uznawałam za drobiazgi. Przypomniałam sobie, jak Michał kiedyś mówił, że jego matka nie przepada za technologią i nie lubi pisać na telefonie. A teraz nagle miała wysyłać do niego wiadomości? Coś się nie zgadzało. I nie chodziło tylko o tę jedną sytuację. Zaczął później wracać z pracy, telefon częściej zostawiał w trybie samolotowym albo twierdził, że się rozładował. Na moje pytania reagował coraz bardziej nerwowo.
W pewien piątek wieczorem, kiedy znów odwołał nasz wyjazd do jego matki, nie wytrzymałam.
– Michał, powiedz mi wprost. Czemu znowu nie jedziemy? – zapytałam, próbując mówić spokojnie, chociaż w środku wszystko we mnie buzowało.
– Przecież ci mówiłem, mama się źle czuje.
– Michał, nie dzwonisz do niej. Nie rozmawiasz. Ja jej nie słyszałam od miesięcy. Skąd wiesz, jak się czuje?
– Napisała.
– Nagle polubiła się z technologią, tak?
– Karolina, daj spokój, przecież to nieistotne!
– Nie? Naprawdę? To twoja matka, Michał! A ty zachowujesz się, jakbyś próbował za wszelką cenę trzymać mnie od niej z daleka!
Wtedy podniósł głos.
– Bo wszystko musisz analizować, wszystko musisz kontrolować! Może po prostu chcę świętego spokoju, co?!
Zamilkłam. Zrobiło się cicho. Michał spojrzał na mnie z wyrzutem, jakby to ja zrobiła coś niewłaściwego, jakbym go zaatakowała bez powodu. A potem, bez słowa, poszedł do przedpokoju, założył kurtkę i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Stałam przez chwilę w miejscu, nie wiedząc, co robić. Nasz synek zaczął popłakiwać w pokoju obok, jakby wyczuwając napięcie. Podeszłam do niego, przytuliłam go mocno i szeptałam, że wszystko będzie dobrze, chociaż sama nie wiedziałam, czy jeszcze w to wierzę.
Prawda wychodzi na jaw
Po tamtym wieczorze coś się we mnie przełamało. Już nie tylko się martwiłam – zaczęłam podejrzewać. Michał wrócił późno w nocy. Nie rozmawialiśmy. Położył się obok mnie, ale czułam się, jakby był kilometr dalej.
Następnego dnia zadzwoniłam do Magdy, mojej przyjaciółki jeszcze z liceum. Ona znała Michała, ufałam jej.
– Muszę ci coś powiedzieć... Ale przysięgnij, że nikomu nie powiesz.
– Karola, co się dzieje?
Opowiedziałam jej wszystko. O tych rzekomych wiadomościach od matki Michała, o wyjazdach, które ciągle odwoływał, o jego dziwnym zachowaniu. Słuchała uważnie, bez przerywania. Potem powiedziała:
– Zadzwoń do niej. Do jego matki. Sama.
Zawahałam się, ale miała rację. Wyszłam na balkon, serce waliło mi jak szalone. Wybrałam numer, który Michał kiedyś podał mi jeszcze przed ślubem.
– Halo?
– Dzień dobry, pani Tereso, tu Karolina...
– Karolinko! Jak miło cię słyszeć! Jak dzidziuś?
– W porządku, dziękuję... Chciałam zapytać, jak zdrowie. Wciąż się pani źle czuje? Michał mówił, że przez to mamy nie przyjeżdżać...
– Co? Ale ja się czuję dobrze, kochanie. Nie rozumiem... Myślałam, że jesteście zajęci. Michał dawno się nie odzywał.
Zamarłam. Ścisnęło mnie w gardle. Pożegnałam się i rozłączyłam. Chwilę później siedziałam z Magdą w kuchni.
– On kłamie. I to od miesięcy – powiedziałam drżącym głosem.
Magda tylko kiwnęła głową.
Wszystko stało się jasne
Wieczorem, kiedy Michał wziął prysznic, przeszukałam jego kurtkę. W kieszeni znalazłam rachunek z hotelu. Dwa tygodnie temu. Weekend. Pokój dwuosobowy.
Dłonie mi drżały. Odblokowałam jego telefon. Nie znałam kodu, ale Michał był przewidywalny – data urodzenia jego ojca. Udało się.
Znalazłam wiadomości, bynajmniej nie od teściowej. "Tęsknię", "Kiedy znów się zobaczymy?", "Marek pytał o ciebie". Z kimś, kto nazywał go "kotku". I podpisywał się: Ania.
Wyszedł z łazienki. Siedziałam na kanapie z telefonem i rachunkiem w ręku.
– Masz mi coś do powiedzenia?
Zatrzymał się. Spojrzał na mnie. Na mój wzrok.
– Co to jest? – zapytałam, pokazując mu wiadomości.
Zbladł. Nie powiedział ani słowa. Nie bronił się. Nie próbował kłamać. Po prostu patrzył na mnie pustym wzrokiem.
– No słucham?
Cisza. Tylko oddech naszego dziecka w monitorze i moje przyspieszone tętno. I jego milczenie, które bolało bardziej niż jakakolwiek prawda. Nie musiał nic mówić, wszystko było już jasne.
Kochał nas obie
Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy. A potem dostałam wiadomość. Od niej.
„Cześć, Karolina. Wiem, że to okropne, że tak się dowiadujesz. Ale musisz znać prawdę. Jestem Ania. Od trzech lat jestem z Michałem. Mamy syna. Ma na imię Marek. Dopiero niedawno dowiedziałam się o tobie. Michał mówił, że cię kocha, że nie umie wybrać. Ale w końcu będzie musiał”.
Zatkało mnie. Dosłownie. Jakby ktoś ścisnął mi gardło.
Zadzwoniłam do niej. Słyszałam w tle dziecięcy śmiech. Była spokojna. Smutna. Opowiadała, jak Michał znikał na weekendy, jak wymyślał konferencje. Jak obiecywał, że wszystko się ułoży.
Kiedy Michał wrócił wieczorem, czekałam na niego.
– Ania napisała do mnie – powiedziałam od razu. – Wiem o wszystkim. O tobie. O Marku.
Zaczął płakać. Usiadł na podłodze, zasłonił twarz dłońmi.
– Przepraszam... Ja... Nie wiedziałem, co robić. Kochałem was obie. Przysięgam, nie chciałem nikogo skrzywdzić.
Nie odpowiedziałam. Wstałam, otworzyłam drzwi.
– Wynoś się. I nie wracaj.
Musiałam się pozbierać
Zostałam sama. Z niemowlakiem na rękach i sercem w kawałkach. Michał zniknął. Nie dzwonił. Nie pisał. A może pisał, ale nie chciałam wiedzieć. Zablokowałam go wszędzie, gdzie się dało.
Pierwsze tygodnie były najgorsze. Chodziłam po mieszkaniu jak cień. Karmiłam, przewijałam, usypiałam. Mechanicznie. Czasem siedziałam na podłodze w łazience i płakałam tak, żeby mały nie słyszał. Czasem w ogóle nic nie czułam. Ani smutku, ani złości. Jakbym przestała być sobą.
– Karola, musisz się ogarnąć – mówiła Magda, która co kilka dni wpadała z zupą albo ciastem. – Nie jesteś sama. Masz mnie, masz mamę. Przejdziesz przez to.
– Nie chcę słyszeć, że wszystko będzie dobrze. Nie będzie dobrze. Nie chcę, żeby mnie ktoś pocieszał. Chcę tylko... prawdy – odpowiadałam cicho.
Najgorsza była noc. Cisza, której nie dało się niczym zagłuszyć. W niej przychodziły pytania. Czy byłam ślepa? Naiwna? Czy naprawdę niczego nie zauważyłam? Czy mogłam coś zmienić?
Z czasem przestałam zadawać pytania. Przestałam sprawdzać, czy Michał się odezwał. Skupiłam się na synku. Uczyłam się być matką. Samodzielną. Silną. Choć nie czułam się ani trochę silna.
Karolina, 34 lata