Reklama

Wnuczka była moim oczkiem w głowie

– Dziadziusiu, wpadniesz na moje zakończenie szkoły? – spytała Ida, a ja ochoczo pokiwałem głową.

Reklama

– Jak mógłbym przegapić moment, kiedy będziesz dostawać swój dyplom z wyróżnieniem? Powiedz mi, słoneczko, masz w tym roku najlepsze wyniki w klasie?

Ach, ta moja cudowna, bystra marzycielka Ida! Ida zerknęła na mnie nieśmiało.

– Byłam druga – powiedziała cicho, z obawą, że może mnie zawieść.

– Druga na tle wszystkich uczniów! Niesamowite! – byłem pod ogromnym wrażeniem jej osiągnięć. – Kariera prawnicza stoi przed tobą otworem! Otworzysz kancelarię w stolicy i będziesz przyjeżdżać po swojego starego dziadunia luksusowym wozem!

Zobacz także

Ida parsknęła śmiechem, stanowczo zaprzeczając. Marzyła o karierze w wymiarze sprawiedliwości, ale nie jako adwokat – jej ambicją było zostać sędzią. Taka właśnie była moja śliczna i bystra wnuczka, niepoprawna idealistka! Oprócz niej miałem jeszcze dwoje wnucząt, ale oni mieszkali wraz z moją córką i jej mężem na drugim krańcu kraju. Spotykałem się z nimi zazwyczaj tylko raz do roku, a niekiedy nawet rzadziej, ponieważ spędzali święta z dziadkami od strony ojca.

Ida była moją jedyną pociechą. Córka przyjeżdżała z synami w lecie, ale chłopcy, mający odpowiednio dziesięć i czternaście lat, odnosili się do mnie raczej jak do dalszego krewnego, a nie rodzonego dziadka. Dlatego tylko moja pierworodna wnusia się dla mnie liczyła. Była moim słoneczkiem i nadzieją na lepsze jutro. Pamiętam, jak gdy była niemowlęciem męczyły ją kolki, a ja jako jedyny potrafiłem ją wtedy ukołysać do snu.

Bezgranicznie ją kochałem

Niejednokrotnie w tamtym okresie opiekowałem się nią, ponieważ synowa cierpiała na depresję poporodową, a Hubert pracował na dwie zmiany. Szkoda tylko, że moja Ircia nie mogła być ze mną… Niestety moja żona odeszła zanim Idunia przyszła na świat. Miałem jednak głębokie przekonanie, że pokochałaby ją jeszcze mocniej niż ja.

Jedynaczka mojego syna i synowej stała się oczkiem w mojej głowie. Tę poważną, wrażliwą i mądrą dziewczynkę, zupełnie jak jej babcia, obdarzyłem całym swoim uczuciem. To ja odwoziłem ją na lekcje gry na wiolonczeli, opłacałem korepetycje z angielskiego, suszyłem jej czuprynę po pływaniu i odbierałem z dworca po północy, żeby nie musiała wracać sama taksówką.

– Czy to twoja wnuczka, czy może córka? – żartowali czasem znajomi. – A nie, głupie gadanie, przecież córce tak nie pomagałeś.

– Bo Monika radziła sobie sama, a poza tym była mocno zżyta z matką. Ale Ida to zupełnie inna historia, to moje największe szczęście!

Byłem świadomy, że relacje mojej wnuczki z mamą nie układały się najlepiej. Córka ciągle ją pouczała i za wszystko obwiniała. Mimo że Hubert starał się spędzać z nią jak najwięcej czasu, to jednak praca pochłaniała go bez reszty. Właśnie z tego powodu mocno mnie zaskoczyło, gdy ni stąd, ni zowąd pojawił się u mnie w domu. Kiedy go zobaczyłem, od razu wiedziałem, że wydarzyło się coś niedobrego. Był blady jak ściana i cały się trząsł.

Zdrada wyszła po latach

– Zwolnili cię z pracy?! – wykrzyknąłem przerażony.

– Nie, to nie to... – popatrzył na mnie załamany. – To coś znacznie gorszego... Ja... Ewelina...

Wspomniał imię swojej żony, więc doszedłem do wniosku, że najprawdopodobniej przeżywają jakieś problemy w związku. „Mam nadzieję, że nie chodzi o rozstanie” – przeszło mi przez głowę i poczułem lekką panikę. Taka sytuacja na pewno odbiłaby się na małej. Ale mój syn akurat wrócił z sądu.

– To tylko kwestia czasu, zanim dostanę rozwód – powiedział z bólem wypisanym na twarzy. – Sąd na pewno uzna winę Eweliny. Bo widzisz, tato… ona mnie zdradziła. A Idunia nie jest moim dzieckiem.

Siedziałem tam jak skamieniały, chyba przez wieczność, a może i dłużej. Ani nie mrugnąłem okiem, ani śliny nie przełknąłem. Całkiem zesztywniałem, próbując ogarnąć to, co do mnie dotarło. Ale Hubert nie zostawił miejsca na wątpliwości, mówiąc to samo po raz drugi. Już od jakiegoś czasu miał przeczucie, więc w końcu po cichu zrobił testy DNA – swoje i Idy.

Wyniki dotarły do niego trzy doby temu, lecz kompletnie nie wiedział, co z nimi począć. Spakował manatki i opuścił mieszkanie, nie zdradzając Ewelinie przyczyny. Dopiero składając papiery rozwodowe, wyjawił jej, iż dowiedział się o romansie. Ona nawet nie zerknęła na rezultaty badań genetycznych, nie próbowała temu zaprzeczyć.

– Tak naprawdę nigdy nie miała co do tego wątpliwości – rzekł przytłumionym głosem. – Świadomie wprowadzała mnie w błąd przez prawie dwie dekady. Najzwyczajniej w świecie wrobiła mnie w ojcostwo, a ja okazałem się jednym z tych frajerów, którzy całe lata opiekowali się cudzym dzieciakiem...

– Hubert! – jego słowa mną wstrząsnęły. – Przecież to twoja córka!

– To nie jest moja córka, tato! – oznajmił donośnie, spoglądając mi prosto w oczy. – Jasne, jestem zobowiązany płacić alimenty i nic na to nie poradzę, ale koniec z robieniem ze mnie głupka! Ewelina doskonale zdawała sobie sprawę, że gdybym wiedział, że to dzieciak kogoś innego, zostawiłbym ją na lodzie razem z nim. No to postanowiła kłamać w żywe oczy przez całe życie. Łapiesz, tato? Całe nasze pieprzone życie było jednym wielkim oszustwem! Moja żonka okazała się zdradziecką szmatą, a córeczka… dzieciak, którego uważałem za swojego, to kompletnie obca osoba. Nie łączą nas więzy krwi. Nie mam rodziny. I nigdy jej nie miałem.

Ona mu przecież nic nie zrobiła!

Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak bardzo jest zły i cierpi, ale liczyłem na to, że gdy już trochę ochłonie, inaczej na to wszystko spojrzy. To oczywiste, że chce zerwać z Eweliną, ale co takiego zrobiła mu Ida? Fakt, może nie łączyły ich więzy krwi, ale przecież była jego córeczką! Próbowałem zrozumieć zachowanie syna, tłumacząc je przejściowym kryzysem i tylko dlatego nie zareagowałem na te okropne rzeczy, które powiedział o Idzie. Miałem jednak nadzieję, że w końcu dotrze do niego, jak istotne jest to, by nie obarczał dziecka winą za niewierność żony. Niestety, syn był nieugięty i zacietrzewiony. Z żoną kontaktował się wyłącznie za pośrednictwem prawników. Z córką… w ogóle.

– Od momentu, gdy się o tym dowiedział, ani słowem się do mnie nie odezwał – rzekła Ida drżącym głosem. – Próbowałam się z nim skontaktować, przeprosić go, ale nawet nie raczył do mnie oddzwonić...

Jej „przeprosić” rozdarło mi duszę na strzępy. Czym zawiniła ta biedna kruszynka?! To tylko dziecko, które rozpaczliwie potrzebuje mamy i taty przy sobie. Problem w tym, że jej mama nigdy nie potrafiła dać jej prawdziwego wsparcia, a teraz dodatkowo przelewa na córeczkę całą gorycz i żal, które nosi w sobie przez ten nieszczęsny rozwód. A tata? On zwyczajnie wyparował z życia ich obu, jakby nigdy nie istniały.

– Hubert, nie da się tak po prostu wyrzec rodzicielstwa – próbowałem go jakoś przekonać podczas naszej jedynej rozmowy telefonicznej. – Ona potrzebuje cię w swoim życiu. Czemu chcesz ją karać?! Przecież ty ją wychowywałeś…

– Ale nie jestem jej biologicznym tatą – odburknął zirytowany. – A ty nie jesteś jej dziadkiem z krwi i kości. Dla ciebie to jakaś podlotek z ulicy, pojmujesz?!

Nie mogłem się powstrzymać, puściły mi nerwy. Wyrzuciłem z siebie, że zachowuje się jak smarkacz, który wyładowuje swoją złość na bezbronnym dziecku. Oświadczyłem mu, że bez względu na wszystko, nawet gdyby wyszło na jaw, że nie łączą nas więzy krwi, nigdy bym się od niego nie odwrócił. Oskarżyłem go, że kompletnie nie rozumie, na czym polega bycie tatą i widzi tylko swój własny ból, zupełnie ignorując to, przez co przechodzi Ida.

Tamta rozmowa okazała się naszą ostatnią. Hubert krzyczał w furii, przyznając, że faktycznie może nie mieć bladego pojęcia o byciu tatą, bo przecież nim nie jest. Potem kompletnie przestał reagować na moje próby kontaktu. Ja natomiast nadal wspierałem Idę, namawiając ją, by przychodziła do mnie się uczyć. Z czasem coraz częściej zostawała u mnie na noc, bo obecność Eweliny stała się dla niej nie do wytrzymania. Moje mieszkanie było dla tej dziewczyny jedynym azylem, a ja starałem się ze wszystkich sił, by czuła się tu jak u siebie.

– Dziadziusiu, mam do ciebie pytanie – zaczęła na tydzień przed końcem roku szkolnego. – Myślisz, że mogłabym tu zamieszkać? Na dobre? Mama w ogóle nie zwraca na mnie uwagi, jest ciężko… Mam poczucie, że darzy mnie taką samą niechęcią jak ojciec…

Tylko na mnie możle liczyć

Propozycja chyba spodobała się Ewelinie, gdyż nawet pomogła córce w przetransportowaniu jej rzeczy do mojego mieszkania. Dało się zauważyć, że czuła się nieswojo w moim towarzystwie, ale nie interesowało mnie to, co zrobiła prawie dwie dekady temu. Bardziej miałem jej za złe, że teraz nie potrafi być matką. Ale nie miałem na to wpływu.

Mimo wszystko była synowa pojawiła się na uroczystości zakończenia roku szkolnego i zobaczyła, jak Ida występuje. Później zabrała ją na obiad do restauracji i zakupy w centrum handlowym. Wnusia wróciła do mieszkania z reklamówkami pełnymi nowych rzeczy i z uśmiechem na twarzy. Napełniło mnie radością, gdy oznajmiła mi, że mamusia załatwiła jej pracę na czas wakacji. Wyglądało na to, że Ewelina w pewnym stopniu podejmuje wysiłki, aby naprawić relacje.

O Hubercie trudno powiedzieć to samo. Upłynęło dwanaście miesięcy, a on nadal zachowuje się tak, jakbyśmy dla niego nie istnieli. Zastanawiam się, czy w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że Ida dzieli ze mną mieszkanie i co o tym sądzi. Ja przestałem do niego wydzwaniać. Mam nadzieję, że pewnego dnia sam dojrzeje na tyle, by wrócić do mnie i swojego dziecka. Ale nawet jeśli tak się nie stanie, to przynajmniej wiem, że Ida czuje się bezpiecznie w moim – a teraz także jej – domu.

Moja wnuczka ma niesamowite zdolności kulinarne – jej dania smakują coraz lepiej. Myślę, że talent do gotowania musi mieć po swojej babci. Nie dość, że uczy się na wydziale prawa, to jeszcze dorabia sobie w kwiaciarni. Zdarza się, że przynosi do domu piękne bukiety i wkłada je do wazonów. Niedawno zaskoczyła mnie, przynosząc do domu lwie paszcze. Ida nie ma pojęcia, że to były ulubione kwiaty jej babci. Irenka na pewno byłaby zachwycona. Cieszyłaby się ogromnie, wiedząc, że wnuczka ze mną zamieszkała.

Reklama

Henryk, 75 lat

Reklama
Reklama
Reklama