Reklama

Czekając w hali przylotów, rozglądałam się za kobietą niewysoką, tęgawą, o przeciętnej urodzie… Spodziewałam się, że ciotka Baśka będzie młodszą wersją mojej mamy. Zdjęcia z jej młodości, kiedy była atrakcyjnym podlotkiem na pewno dawno się zdezaktualizowały, a przez te wszystkie lata nikt w rodzinie nie widział ani jednej aktualnej fotki najmłodszej siostry mojej rodzicielki.

Reklama

– Panie w jej wieku pewnie nie lubią się fotografować – pomyślałam.

Nagle z tłumu nowo przybyłych ruszyła w moją stronę elegancka kobieta. Na tle szarego tłumu wyglądała jak rajski ptak. Zanim cokolwiek skojarzyłam, złapała mnie za rękę.

– Justyna?! Gdyby nie kartka z nazwiskiem, nie poznałabym cię. Pokaż się! Aleś ty dorosła i ładna! – krzyknęła, rzucając mi się na szyję.

– Ciocia? – wyjąkałam, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę.

Zobacz także

Miałam pewnie strasznie niewyraźną minę, bo usłyszałam solenne zapewnienie, że ona to ona, czyli ciotka Baśka, i że wcale nie powinnam nazywać jej ciocią, bo między nami jest zaledwie 15 lat różnicy. Ja jej na to, że być może wydałam się jej taka dorosła z tej prostej przyczyny, że niedawno obchodziłam swoje 30 urodziny.

– No tak. Wciąż zapominam, że sama jestem kobietą w średnim wieku – wybuchła śmiechem ciotka.

Nie byłam zachwycona odwiedzinami cioteczki

Powód jej nagłego przyjazdu, po bez mała dwudziestu latach życia w Stanach, był dla ogółu rodziny tajemnicą. Wiedzieliśmy, że ciotka Baśka porzuciła swojego drugiego z kolei męża, bo był podobno strasznym babiarzem, korzystnie się z nim rozwiodła i teraz planowała wszystko
w swoim życiu zmienić. Nikt jednak z bliskich nie wiedział, na czym te zmiany miały polegać.

Kiedy zapowiedziała swój przyjazd do Polski, rodzina odbyła naradę i nakreśliła plan jej pobytu.

– Na początku Baśkę umieścimy u ciebie, Bożena. Na jakieś dwa, trzy tygodnie – zarządził wujek Marek.

– Potem, jeśli będzie trzeba, weźmiemy ją z Mirką do siebie. No, a jeśli jej pobyt będzie się przedłużał, znowu weźmiesz ją do siebie, prawda?

Brat mamy popatrzył na siostrę z nadzieją. Mama pokiwała głową na znak zgody. Tata nic nie powiedział, jak zawsze zachowując postawę obserwatora.

– A jak Baśka będzie chciała pobyć w Warszawie? – spytała ciocia Ania.

– To ją Justyna przenocuje, jaki to problem? – wujek Marek miał gotowe rozwiązanie.

Ja nie byłam tą perspektywą zachwycona. No, ale to przecież bliska rodzina, nie mogłam powiedzieć nie. Szybko okazało się, że w Toruniu ciocia Basia spędzi najwyżej dwa, trzy dni, żeby się rodzina nacieszyła. A potem…

– Widzisz, Justynko, ja nie wiem, co będzie potem – powiedziała z tajemniczą miną, gdy siedziałyśmy w taksówce. Spytałam ciotkę Baśkę (po raz pierwszy zwracając się do niej po imieniu), jak długo będzie w stolicy, skoro nie planuje zakotwiczyć się w rodzinnym mieście.

– Na pewno nie będę tobie, kochana, siedziała na głowie.

– Czyżbyś miała jakiś tajemny plan? – zainteresowałam się.

– Myślałam o wynajęciu jakiegoś apartamentu na kilka miesięcy. Nie chcę cię krępować. A poza tym… to mam nadzieję, że osiądę tutaj na dłużej – mrugnęła porozumiewawczo okiem, ścisnęła moją rękę i wyznała, że zamierza spotkać się z mężczyzną, z którym skojarzyło ją pewne biuro matrymonialne. – Wiesz, moja droga, ja nie umiem być sama, a w moim wieku i z moim majątkiem, nie można zdać się na ślepy los czy jakieś tam internetowe portale… Ja określiłam swoje warunki, a biuro sprawdziło dla mnie kilku kandydatów. Mam przynajmniej pewność, że żaden z nich nie poluje na zamożną rozwódkę, dzięki której się obłowi, a potem – nie daj Boże – zostawi z pustym kontem.

Pokiwałam ze zrozumieniem głową, choć przyznaję, że jej słowa wprawiły mnie w osłupienie.

– Szukałam ludzi o określonym statusie majątkowym, z ugruntowaną pozycją zawodową, zdrowych…

Chyba zorientowała się, że ten sposób zdobywania życiowego partnera jest mi zupełnie obcy i raczej nie do zaakceptowania, bo nagle zmieniła ton narracji i wyjaśniła mi pośpiesznie, że oczywiście niczego nie da się zbudować bez prawdziwego uczucia.

– Wiadomo, że to podstawa związku. Przecież tylko z człowiekiem, którego pokocham, i który mnie obdarzy szczerą miłością, będę mogła spędzić resztę życia – zapewniła, mrużąc zalotnie oczy.

Wynajęła ekskluzywny apartament w Warszawie

W tamtej chwili miałam wątpliwości, czy mówi szczerze, czy rzeczywiście zależy jej na uczuciu, skoro jednocześnie tak wiele uwagi poświęca kwestiom majątkowym. Postanowiłam jednak nie zaprzątać sobie głowy sprawami ciotki. W gruncie rzeczy nic mnie one nie obchodziły, a Basia była dla mnie prawie obcą osobą.

Po trzech dniach spędzonych pod moim dachem ciotka wyruszyła wypożyczonym autem do Torunia. Podobno niemal w progu została zrugana przez brata za zbyt mocny makijaż i za krótką kieckę.

– Żałuj, Justynko, że nie widziałaś miny wujka Marka, jak zobaczył Baśkę. Nie poznał jej, a kiedy już uwierzył, że to ona, to oglądał ją, jakby była małpą w zoo – śmiała się mama, gdy rozmawiałyśmy wieczorem przez telefon. – A jaki był oburzony, że samochód wynajęła, że pieniądze wyrzuca w błoto…

O, jestem pewna, że mój brat i bratowa nie będą mogli zasnąć, tak im rozrzutność Basi w głowie siedzi. Wiesz, jaka ciotka Mirka jest skąpa i wszystkim zazdrości. Pośmiałyśmy się z mamą z naszych bliskich i na koniec stwierdziłyśmy, że ciotka Baśka wreszcie wpuściła trochę świeżego powietrza na nasze ciut zatęchłe rodzinne podwórko. Z relacji mamy wynikało, że jej siostra nie ujawniła prawdziwego celu swojego przyjazdu do Polski. Uznała pewnie, że rodzina jej nie zrozumie.

Kiedy z powrotem zjawiła się w Warszawie, od razu wyprowadziła się ode mnie do wynajętego lokum w nowoczesnym apartamentowcu.
„Jak się ma dużo pieniędzy, to można żyć jak w raju” – myślałam z zazdrością, pomagając Basi rozlokować się w przestronnym mieszkaniu.

– Gdzieś tu musi być żelazko… – Basia wyrwała mnie z zamyślenia. – Jutro idę na pierwsze spotkanie i muszę odprasować bluzkę – mówiła, przeglądając półki w garderobie.

Nie sądziłam, że można u nas wynająć apartament tak dobrze urządzony i wyposażony we wszystkie potrzebne urządzenia. „To tylko kwestia pieniędzy” – pomyślałam i znów poczułam lekkie ukłucie zazdrości.

Przygotowała prawdziwie mistrzowskie przyjęcie

Kolejne dni i tygodnie upływały mi na wytężonej pracy. Początek roku szkolnego potrafi dać w kość: zebrania, przygotowywanie świeżych konspektów, sprawdzanie kartkówek, a do tego kombinowanie, jak odłożyć parę groszy na kolejne wakacje. Życie nauczycielki w Polsce nie jest usłane płatkami róż. Tu nie Ameryka!

Codzienne sprawy pochłonęły mnie tak bardzo, że całkiem zapomniałam o Basi i jej matrymonialnych planach. Nawet w Toruniu przestali sobie nią zaprzątać głowę, bo akurat wujek Marek złamał rękę i ten fakt stał się głównym tematem rozmów w rodzinie.

– Sześć tygodni w gipsie! Bardzo mu współczuję – relacjonowała mama. – Już mu Mirka kołki na głowie ciosa, że mniej pieniędzy przyniesie.

– Ciocia Justyna wszystko przelicza na pieniądze! – zauważyłam.

– Nie da się ukryć. Mój brat był chyba ślepy i głuchy, kiedy się z nią żenił – westchnęła mama.

Ledwie się z nią rozłączyłam, zadzwoniła Basia.

– Justynko, zarezerwuj piątkowy wieczór, jeśli możesz. Chciałabym, żebyś kogoś poznała. Wpadnij do mnie koło szóstej, dobrze?

Z ciekawością czekałam na to spotkanie. „Kogo też cioteczka złapała” – zastanawiałam się.

Basia przywitała mnie serdecznym uściskiem.

– To jest Andrzej, Justynko. A to moja siostrzenica, o której ci mówiłam – Basia zwróciła się do swojego gościa, trzymając jednocześnie nas oboje za ręce.

Po prezentacji i kurtuazyjnych słowach usiedliśmy do stołu. Spodziewałam się, że zostaną podane potrawy zamówione w jakiejś drogiej restauracji, tymczasem okazało się, że wszystkie przysmaki były dziełem ciotki.

– Pyszne te koreczki ze śliwką – pochwaliłam szczerze.

– A spróbuj jeszcze roladkę z cukinii. To moja specjalność.

Nigdy nie przypuszczałam, że ta modelka z wypielęgnowanymi pazurkami potrafi cokolwiek zrobić w kuchni własnoręcznie. Tymczasem podana przez nią kolacja, a zwłaszcza danie główne – sandacz po parysku – były popisowe.

– Muszę przyznać, Basieńko, że dawno czegoś tak wspaniałego nie jadłem – komplementował gospodynię jej nowy znajomy.

Basia była w siódmym niebie. Widać było, że jest zakochana i zrobi wszystko, by zadowolić mężczyznę, który zdobył jej serce. Zdawało mi się, że od ostatniego spotkania moja ciocia bardzo się zmieniła. Poruszała się i mówiła dużo wolniej i spokojniej niż przedtem. Pozostała wprawdzie rajskim ptakiem, ale już nie starała się udawać trzydziestolatki. Była chyba sobą… I o dziwo, w tej wersji mogła się jeszcze bardziej podobać.

Ukochany Basi miał syna, który był niepełnosprawny

Pan Andrzej był Basią wprost oczarowany, choć zdawało mi się, że zachowywał leciutki dystans.

– Będę już musiał lecieć – poderwał się nagle około 22.

Dla mnie było jeszcze całkiem wcześnie, i byłam zdziwiona, że gość Basi wychodzi. Ona jednak bez słowa protestu odprowadziła gościa do drzwi.

– I co sądzisz Justynko o Andrzeju? – spytała, wchodząc do pokoju.

– Czy nie wydaje ci się, że jest wprost idealnym kandydatem na męża?

Zatkało mnie! Poznałam tego człowieka trzy godziny wcześniej. Nie wiedziałam o nim nic, jak mogłam więc radzić ciotce w tak ważnej sprawie, jak decyzja o małżeństwie.

– Nie znam go, Basiu. Owszem, jest dość przystojny, świetnie się prezentuje, ubiera. Jest inteligentny, błyskotliwy, ale to wszystko, co mogę o nim powiedzieć.

– No tak, tak… rzeczywiście, niewiele. To ja ci powiem, że chyba się we mnie zakochał. Nie mówił mi tego, ale takie rzeczy się czuje. Poza tym, wyznał mi, że myśli o przyszłości i nie chciałby za nic na świecie zostać sam na stare lata. Tylko jest jeden kłopot, i chyba dlatego jest powściągliwy… – ciotka zrobiła zatroskaną minę i powiedziała przyciszonym głosem: – Andrzej ma niepełnosprawnego syna, którego sam wychowuje…

– Ojej – zatkało mnie.

– To znaczy już go wychował, bo Mateusz ma 26 lat – wyjaśniła.

Zostałam u Basi na noc i wysłuchałam historii życia Andrzeja. Zaraz po studiach wyjechał do Stanów, tak jak Basia, żeby zarobić pieniądze na start. W odróżnieniu od mojej cioci wrócił stamtąd dość szybko i zamiast wielkich pieniędzy przywiózł ze sobą dziewczynę z wielkim brzuchem. Nie brali ślubu, bo ona źle się czuła, zbliżał się poród. Mateusz przyszedł na świat kilka tygodni później po bardzo skomplikowanym i długim porodzie. U dziecka stwierdzono niedotlenienie mózgu. Pojawiły się komplikacje. Rokowania dla Mateuszka były złe. Głęboki niedorozwój umysłowy, upośledzenie ruchowe…

– Dzieckiem zajął się Andrzej. Jola zniknęła, prawdopodobnie wyjechała z powrotem za granicę. Nigdy więcej nie dała znaku życia… – Basia mówiła ponurym głosem. – Mateuszem zajmują się na zmianę dwie opiekunki. Andrzej ma duży dom, zrobił karierę, stać go, żeby zapewnić synowi najlepszą fachową opiekę. Jednak z powodu Mateusza nigdy z nikim się nie związał na dłużej, a chciałby… – Basia zawiesiła głos.

Widziałam, że czeka na moją opinię.

– Widziałaś tego Mateusza? – spytałam po chwili milczenia.

– Nie… Trochę się boję, ale jeszcze bardziej boi się Andrzej… Czuję to.

Dotarło do mnie, że Basia nie jest wcale próżną kobietą, dla której liczy się tylko wygoda i przyjemności. Jeśli myśli o związaniu się z Andrzejem, to musi jej na nim zależeć. Tylko czy ona jest zdolna do poświęceń, jakich na pewno wymaga życie pod jednym dachem z nieuleczalnie chorym?
Patrzyłam teraz na swoją krewną zupełnie innymi oczami. Nagle zaczęło mi zależeć, żeby tych dwoje zaznało szczęścia. Czułam, że Basia naprawdę kocha Andrzeja i życzyłam jej jak najlepiej.

– Musisz go poznać i przekonać się, czy będziesz umiała go zaakceptować. Jeśli zwiążesz się z Andrzejem, jego syn będzie zawsze blisko was…

Basia poznała Mateusza już w następny weekend.

– Inaczej go sobie wyobrażałam. Śmieje się, kiedy widzi ojca. Lubi się do Andrzeja przytulać.

– A jak na ciebie zareagował?

– Chyba dobrze. Gdy wychodziłam, podałam mu rękę. Trzymał ją długo i mocno ściskał. Mruczał coś niezrozumiale… Andrzej powiedział, że chłopak mnie polubił – Baśka wyglądała na wzruszoną…

Trzy miesiące później kupiła wynajmowane wcześniej mieszkanie i odwołała rezerwację na lot do Stanów.

– Planujemy z Andrzejem się pobrać. Ale jeszcze nie teraz, parę rzeczy trzeba omówić… – zwierzała się z radością w głosie, lecz ja wyczuwałam, że wcale nie pozbyła się dawnych obaw.

Przyznała, że przestraszyła się odpowiedzialności

Sprawy Basi znów na jakiś czas przestały mnie zajmować. Miałam własne miłosne dylematy. Pewna znajoma zaprosiła mnie na sylwestra i tam poznałam przystojnego matematyka. Przez kolejne miesiące byłam na przemian szaleńczo zakochana i pełna wątpliwości. Jacek jest ode mnie troszkę młodszy i dlatego obawiałam się, że to nie jest partner dla mnie. Czas jednak pokazał, że niepotrzebnie się martwiłam.

Wiosną Basia wyruszyła do domu w Kaliforni, aby ostatecznie uporządkować i pozamykać swoje sprawy za oceanem. Rodzinę w Toruniu poinformowała oficjalnie, że zamierza na stałe osiąść w Warszawie, że zamieszka w domu Andrzeja na przedmieściach stolicy.

– Możesz się z Jackiem przenieść do mojego mieszkania, a swoje wynająć na jakiś czas – zaproponowała niespodziewanie przed odlotem.

Oboje z Jackiem przyjęliśmy ten pomysł z entuzjazmem. Rozpakowywaliśmy właśnie swoje rzeczy w mieszkaniu Basi, gdy nagle zadzwoniła z Kalifornii.

– Wiesz, Justynko… – usłyszałam płaczliwy ton. – Ja nie wyjdę za Andrzeja i nie wrócę do Polski. Przemyślałam wszystko. To jednak straszna odpowiedzialność… Andrzej liczy, że gdy jego zabraknie lub jeśli coś mu się stanie, ja zajmę się Mateuszem. Ale chyba nie dam rady – szlochała w słuchawkę. – Boję się… Po co mam wychodzić za mąż, skoro nie jestem wcale pewna siebie – płakała dalej.

– Nie musisz brać ślubu… – zaczęłam niepewnie – ale jeszcze się zastanów. Mówiłaś, że kochasz Andrzeja jak nikogo przedtem.

Tamta rozmowa odbyła się pół roku temu. Basia nie wróciła wtedy tak szybko, jak obiecała Andrzejowi.

W tym czasie widziałam się z nim dwukrotnie. Miał niepewną minę, chciał ode mnie usłyszeć, czy znam zamiary Basi. Nie zdradziłam jednak, że moja ciotka miała wątpliwości, że była bliska zakończenia tego związku. Coś mi mówiło, że jeszcze nie wszystko stracone.

W połowie maja zadzwonił telefon.

– Odbierzesz mnie z Okęcia? Mam mnóstwo bagażu… Nie chcę fatygować Andrzeja, jest taki zapracowany… A poza tym to ma być niespodzianka. Wracam na zawsze…

Reklama

Od tamtej pory minęło zaledwie kilka miesięcy, ale ja już jestem pewna, że tej decyzji mojej cioci nic nie zmieni. Oboje z Andrzejem są bardzo szczęśliwi. A Mateusz…? Często się śmieje i chętnie przytula do Basi.

Reklama
Reklama
Reklama