„Teściowa nie chciała wyprowadzić się z naszego mieszkania. Razem z żoną knuły coś po kątach, ale poznałem prawdę”
„Nie dopytywałem, choć wszystko we mnie krzyczało, żeby to zrobić. W tej wymijającej odpowiedzi było coś więcej. Coś, czego nikt nie chciał mi powiedzieć. Wieczorem usiadłem sam w salonie, patrzyłem w ekran laptopa i udawałem, że pracuję. A tak naprawdę... myślałem o tym, czy Kaśka coś przede mną ukrywa”.

- Redakcja
Z Kasią byliśmy razem osiem lat. Bez dzieci, z psem, w dwupokojowym mieszkaniu na czwartym piętrze. Ona codziennie wychodziła do biura, ja pracowałem zdalnie – pisałem teksty, montowałem, czasem coś przetłumaczyłem. Lubiłem ciszę, swoje rytuały, poranną kawę na balkonie. Nasze życie było przewidywalne, ale właśnie to dawało mi spokój. Kiedy pewnego dnia Kasia powiedziała, że jej mama chce przyjechać na kilka dni, zgodziłem się bez większych oporów. W końcu to tylko kilka dni, prawda? Grażyna była pogodna, uprzejma, pachniała perfumami z lat 90. Wszystko było w porządku… dopóki nie zaczęło się psuć.
Gdzie moje miejsce?
Minął tydzień. Potem drugi. Grażyna nadal mieszkała w naszym pokoju gościnnym, choć coraz częściej zaczynałem się zastanawiać, czy w ogóle zamierza go opuścić. Z początku wszystko było w porządku – pomagała w kuchni, opowiadała zabawne historie z pracy w szkole, a Kasia wydawała się zadowolona. Ale potem... jej rzeczy zaczęły rozlewać się po mieszkaniu. Szal na moim fotelu, kosmetyczka w łazience, buty rozstawione w korytarzu tak, że co rano się o nie potykałem. I te drobne komentarze: że mógłbym częściej ścierać kurz, że za długo siedzę przy komputerze, że mógłbym się ubrać „porządniej” do pracy, nawet jeśli to zdalna.
W piątkowy wieczór, przy kolacji, nie wytrzymałem.
– Twoja matka tu mieszka, jakby to było jej mieszkanie. A ja? Gdzie moje miejsce? – wyrzuciłem z siebie, wbijając widelec w ziemniaka.
Kasia spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Jak możesz być tak okrutny? To moja matka! – zawołała, a oczy jej zaszkliły się od łez.
– Nie mówię, że ma spać pod mostem, ale przecież miała zostać kilka dni... To już trzeci tydzień!
– Naprawdę cię boli, że musisz przez chwilę dzielić z nią mieszkanie?
Siedzieliśmy potem w milczeniu. Ja zły, ona zraniona. W głowie miałem mętlik. Czy rzeczywiście przesadzam? Może jestem egoistą. Ale czy to źle, że chcę się czuć u siebie jak w domu, a nie jak sublokator?
Czy Kaśka coś przede mną ukrywa?
Od tamtej kolacji coś się zmieniło. Kasia stała się chłodna. Zaczęła wracać później z pracy, zasłaniając się nadgodzinami, a kilka razy spała w pokoju gościnnym razem z matką. Mijaliśmy się w kuchni, rzucając sobie półsłówka. Czułem, jak dystans między nami rośnie, jakbym z każdym dniem tracił grunt pod nogami. Próbowałem rozmawiać, ale każde moje słowo odbijało się od Kasi jak od ściany.
W końcu zdecydowałem się na rozmowę z Grażyną. Chciałem wiedzieć, co dalej.
– Chodzi tylko o to, żebyśmy wiedzieli, na czym stoimy – zacząłem, kiedy zastałem ją samą w kuchni. – Niech mnie pani źle nie zrozumie, nie mam nic przeciwko pani obecności, ale... czy wie już pani, kiedy wróci do siebie?
Grażyna uśmiechnęła się delikatnie, ale jej spojrzenie zrobiło się nieco bardziej stalowe.
– Rozumiem, Michał. Naprawdę. Ale teraz... naprawdę nie mam gdzie się podziać.
– W jakim sensie?
– Zasiedziałam się, to fakt – powiedziała, omijając moje pytanie. – Czasem życie rzuca nam kłody pod nogi. Ale to tylko chwilowe.
Nie dopytywałem, choć wszystko we mnie krzyczało, żeby to zrobić. W tej wymijającej odpowiedzi było coś więcej. Coś, czego nikt nie chciał mi powiedzieć. Wieczorem usiadłem sam w salonie, patrzyłem w ekran laptopa i udawałem, że pracuję. A tak naprawdę... myślałem o tym, czy Kaśka coś przede mną ukrywa. Coraz bardziej miałem wrażenie, że jestem jedyną osobą w tym mieszkaniu, która nie zna całej prawdy.
Nie zasłużyłem na prawdę
To był czwartek. Kasia myślała, że już śpię. Po cichu wyszła z sypialni, a ja zostałem sam, przykryty kołdrą, udawałem sen. Kiedy usłyszałem jej cichy głos zza uchylonych drzwi pokoju gościnnego, podniosłem się i podszedłem do futryny. Nie zrobiłem tego z ciekawości. Raczej z potrzeby zrozumienia, co się dzieje w moim własnym domu.
– Nie mogłam mu powiedzieć. Wstydzę się… Straciłam wszystko, Kasiu. Mnie przecież wyrzucili – usłyszałem słowa Grażyny. Głos miała przygaszony, pełen wstydu.
– Wiem, mamo. Ale musimy mu w końcu powiedzieć. Przecież tego się nie da tak ciągnąć.
– Jeszcze nie teraz.
Zamarłem. Stałem tam przez kilka sekund, z bijącym sercem, zanim otworzyłem drzwi.
– Jak to straciłaś mieszkanie? Od dwóch miesięcy żyjemy w kłamstwie? – zapytałem, a mój głos brzmiał bardziej rozpaczliwie niż gniewnie.
Grażyna spojrzała na mnie z przerażeniem.
– Bałam się twojej reakcji… – zaczęła, ale głos jej zadrżał.
– Chciałam ci powiedzieć, ale… – dodała Kasia, wstając z łóżka.
– Ale co? – spojrzałem na nią. – Nie zasłużyłem na prawdę?
W pokoju zapadła cisza. Czułem, jak wzbiera we mnie wszystko – uraza, gniew, rozczarowanie. A jednocześnie... było mi ich żal. I tego najbardziej nie mogłem sobie darować. Że mimo ich kłamstwa, nadal nie umiałem być obojętny.
Teściowa wpadła w długi
Grażyna siedziała na brzegu łóżka, skulona, jakby nagle ubyło jej lat. Kasia chwyciła ją za rękę, a ja opadłem na fotel, nie wiedząc, czy chcę słuchać, czy wyjść i nigdy nie wracać.
– Wpadłam w długi – zaczęła Grażyna cicho. – Mój partner… były już… obiecywał, że pomoże. Podsunął mi jakieś papiery do podpisania.
Mówił, że to tylko formalność. Że weźmie kredyt, ale na mnie, bo ma złą historię. A ja… byłam głupia. Chciałam wierzyć, że ktoś się mną zaopiekuje. Miałam długi na karcie, zaległości w czynszu. W końcu komornik przyszedł. Straciłam wszystko. Nawet nie miałam odwagi powiedzieć tego Kasi od razu. Ale jak przyjechałam tu pierwszy raz, nie miałam już gdzie wrócić.
Patrzyłem na nią, próbując pojąć, jak to się mogło wydarzyć. Kobieta, która wydawała się twarda, zaradna, teraz siedziała przede mną bezbronna. I przez dwa miesiące grała tę swoją pogodną rolę.
– To wszystko bym zrozumiał – powiedziałem cicho, po dłuższej chwili. – Ale nie zrozumiem, dlaczego zrobiłyście sobie ze mnie wroga.
Kasia spuściła wzrok. Grażyna tylko westchnęła. Może nie chodziło o to, że mnie nie kochały, tylko że się bały. Ale przecież to też coś mówiło o naszym związku. O zaufaniu. O tym, ile znaczyłem w tym układzie. Nie wytrzymałem. Wyszedłem bez słowa. Spacerowałem po pustym mieście, z rękami w kieszeniach, próbując poukładać sobie w głowie te wszystkie fragmenty prawdy, które poznałem tak późno.
Nie wiem co dalej
Wróciłem późno. W mieszkaniu było cicho, tylko światło z kuchni sączyło się przez szczelinę pod drzwiami. Kasia siedziała przy stole, owinięta swetrem, z kubkiem herbaty w dłoniach. Usiadłem koło niej. Przez chwilę milczeliśmy.
– Michał… – zaczęła, ale przerwałem jej.
– Nie chodzi tylko o to, że twoja matka tu mieszka. Chodzi o to, że straciłem twoje zaufanie. Że nie mogłem być częścią tego, co się naprawdę dzieje w naszym życiu.
Spojrzała na mnie z bólem.
– Nie chciałam cię stracić... i właśnie przez to cię chyba zraniłam.
– Uznałaś po prostu, że trzeba mnie okłamać?
– To nie tak… Ja się po prostu bałam. Wszystkiego. Że jak ci powiem, to coś się zmieni. Że nasza codzienność się rozsypie. Że ty... odejdziesz.
Westchnąłem. Zawsze myślałem, że jesteśmy zespołem, że możemy liczyć na siebie nawet w najgorszych momentach. Tymczasem okazało się, że w sytuacji kryzysowej zostałem odsunięty, jakby moje zdanie nie miało znaczenia.
– Potrzebuję czasu – powiedziałem w końcu. – Nie wiem, co dalej, ale teraz… muszę odpocząć od tego wszystkiego.
Kasia nie próbowała mnie zatrzymać. Kiwnęła tylko głową i spojrzała gdzieś w bok. A ja poczułem bolesne rozczarowanie w środku. Jakieś takie ciche nieprzyjemne uczucie. Nie chciało mi się krzyczeć, ani robić dramatycznych scen, chciałem tylko spokoju.
Straciłem zaufanie
Spakowałem kilka rzeczy – laptop, ładowarkę, dwie koszule, kosmetyki. Zarezerwowałem pokój w małym hotelu niedaleko parku, w którym czasem spacerowaliśmy z Kasią. Gdy wychodziłem, w mieszkaniu panowała cisza. Nawet Grażyna nie wyglądała z pokoju gościnnego. Może wiedziała, że to nie moment. Zostawiłem Kasi wiadomość. Nie wielki list, nie jakieś dramatyczne wyznanie. Po prostu kilka słów: „Potrzebuję przestrzeni. Wrócę, jak będę wiedział, czego chcę. Nie nienawidzę was, ale teraz nie potrafię być obok. Michał”.
Pierwsze noce w hotelu były dziwne. Brakowało mi odgłosów mieszkania, zapachu porannej kawy, nawet kłótni o pilot od telewizora. Ale jednocześnie... mogłem oddychać. Nikt nie pytał, co jem, kiedy kończę pracę, dlaczego jestem taki spięty. Tylko ja i moje myśli. A tych miałem nadmiar.
Czy nasz związek to przetrwa? Nie wiem. Zaufanie to nie jest coś, co można naprawić jednym „przepraszam”. Ale też nie chcę zamykać tej historii zbyt szybko. Może potrzebujemy nowego początku. Może tego już nie będzie. Jedno wiem na pewno – nie chcę wracać do życia, w którym nie jestem traktowany z szacunkiem. Wciąż kocham Kasię, ale nie wiem, czy potrafimy jeszcze być razem? Czy jesteśmy w stanie zacząć od nowa – bez tajemnic i bez zajętego pokoju gościnnego?
Michał, 36 lat
Czytaj także:
- Myślałem, że w internecie znalazłem kandydatkę na żonę. Nie do wiary, jak płytkie są dzisiejsze dziewczyny
- Ostatni list męża zgotował nam piekło na pogrzebie. Pan i władca zza grobu w końcu dopiął swego
- Złociste pierogi Babci Zosi to smak dzieciństwa. Sekretny przepis wywołał burzę w szklance wody i podzielił rodzinę