Reklama

Kiedy po raz pierwszy Marek powiedział mi, że jego mama ma talent kulinarny, tylko się uśmiechnęłam. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że „talent kulinarny” oznacza codzienne wizyty. Bo teściowa potrafiła wejść do naszego mieszkania z obiadem w rękach. Na początku myślałam, że chce dobrze. Pewnie każdy z nas zna kogoś, kto wierzy, że miłość wyrażana jest przez pełny żołądek. Ale potem miałam już dość.

Reklama

Z czasem zaczęłam zauważać, że to nie tylko o gotowanie chodzi. Patrzyłam, jak Marek milczy, jak jego spojrzenie omija mnie, gdy próbuję zwrócić uwagę, że to nasze życie.

– Zrobiłam twoje ulubione danie! Kapusta i schabowy! – powiedziała radośnie, wchodząc do kuchni jak do siebie.

– Dziękuję mamo, ale naprawdę nie musiałaś – wymamrotałam, zaciskając zęby.

– Och, kochana, wiem, że ty nie masz czasu na gotowanie! – rzuciła z uśmiechem, jakby to była oczywistość.

Z trudem powstrzymałam się od komentarza. Nie chciałam kłócić się przy niej z mężem. Ale w środku się we mnie gotowało.

W jej oczach nie byłam żoną jej syna

– Kochanie, musimy porozmawiać – powiedziałam pewnego wieczoru, gdy teściowa w końcu wyszła, choć jej schabowe wciąż parowały na stole. – Twoja mama przesadza. Nie mogę już tak żyć.

Marek, jak zwykle, unikał mojego spojrzenia. Podrapał się w kark i usiadł przy stole.

– Ale mama chce pomóc… Ona po prostu dba o nas.

Poczułam, jak frustracja wzbiera we mnie niczym fala.

– Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? To nie pomoc, to kontrola! Codziennie siedzi w naszej kuchni, decyduje, co jemy, jak mamy układać talerze. To nie jest jej dom, tylko nasz!

– Wiem, ale… – zaczął, ale przerwałam mu.

– Nie ma żadnego „ale”! Nie jestem dzieckiem, które trzeba karmić schabowymi. Chcę gotować dla nas, tak jak mi pasuje, a nie być na jej łasce.

Marek wreszcie spojrzał mi w oczy, choć widziałam w nich zmieszanie.

– Ona po prostu… Tylko tak umie okazywać troskę.

Westchnęłam. Troska? A może próba pokazania, że wciąż trzyma nad nami władzę? Ostatnio nawet zaczęła krytykować moje porządki. W jej oczach nie byłam żoną jej syna, tylko kimś, kto robi wszystko nie tak, jak trzeba.

– Proszę, porozmawiaj z nią – powiedziałam błagalnym tonem.

Marek uniósł ręce w obronnym geście.

– Nie mogę tak po prostu powiedzieć jej, żeby przestała. To ją zrani.

Spojrzałam na niego bezradnie. Czy on naprawdę wolał ranić mnie niż swoją matkę?

Sytuacja wymknęła się spod kontroli

Było późne popołudnie, kiedy teściowa weszła do naszego mieszkania, trzymając w rękach kolejną torbę pełną jedzenia. Nie słyszałam jej kroków, bo właśnie wyrzucałam do kosza kapustę zasmażaną, którą przyniosła poprzedniego dnia. Odruchowo odwróciłam się i zobaczyłam jej wzrok.

– Co ty robisz?! – spytała z napięciem w głosie.

– Wyrzucam resztki – próbowałam się bronić, choć czułam, że to brzmi nieprzekonująco.

Teściowa odłożyła torbę na blat i spojrzała na mnie z tą swoją miną, która jasno mówiła, że nie jest zadowolona.

– Niedobre?! Schabowe, które wczoraj zrobiłam specjalnie dla was?! Kapusta, która zawsze była przysmakiem Marka?! – Jej głos nabierał ostrzejszych tonów. – Nie doceniasz mojej pracy!

– Mamo, proszę cię… – zaczęłam, próbując załagodzić sytuację, ale nie dała mi dokończyć.

– Nie, teraz ja mówię! – przerwała, unosząc rękę. – Staram się, żebyście mieli coś porządnego do jedzenia, a ty tak to traktujesz?!

W tym momencie do kuchni wszedł Marek. Spojrzał na nas, a potem na kosz na śmieci, w którym wciąż było widać resztki kapusty.

– Co się dzieje? – zapytał, najwyraźniej nieświadomy, jak bardzo sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Zapytaj swoją żonę – wycedziła Renata, wskazując na mnie. – Wyrzuca jedzenie, które dla was gotuję!

Spojrzałam na Marka, szukając wsparcia, ale on tylko przestępował z nogi na nogę.

– To nie tak – powiedziałam z naciskiem. – Chcę gotować sama. Dla nas. Czy to tak dużo?

Teściowa roześmiała się gorzko.

– Sama? A kto cię tego nauczył? Bo na pewno nie twoja matka, skoro tak traktujesz moją pracę!

Czułam, jak pieką mnie oczy. Wiedziałam, że jeśli Marek teraz nie zareaguje, już nigdy nie odzyskam kontroli nad swoim domem. Ale on milczał. Po prostu milczał.

Moje słowa były obrazą jej majestatu

Po tamtym upokarzającym dniu wiedziałam, że muszę działać. Teściowa zjawiła się w poniedziałek z kolejną torbą jedzenia.

– Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba – powiedziałam, stawiając torbę na blacie, nie otwierając jej nawet. – Dziś gotuję coś swojego.

Teściowa zmarszczyła brwi, jakby moje słowa były obrazą jej majestatu.

To ja już nie mogę wam pomagać? – zapytała lodowatym tonem. – W takim razie może nie będę przychodzić wcale!

– Doceniam, że chcesz nam pomóc, ale to jest nasz dom. Nasze obiady.

Teściowa przez chwilę milczała, mierząc mnie spojrzeniem.

– Myślisz, że nie wiem, co robię? – zapytała ostro. – Marek od dziecka uwielbia moje jedzenie. A ty, co? Zupka na szybko i gotowe?

– A może Marek sam o tym zadecyduje – rzuciłam, odwracając się do niego. – Powiedz coś.

Marek otworzył usta, ale zamiast odpowiedzi westchnął i spuścił głowę.

– Właśnie o tym mówię – podjęłam. – Nie zniosę tego dłużej, że w naszym domu rządzą twoje zasady, mamo.

Teściowa spojrzała na mnie tak, jakby nie mogła uwierzyć w moje słowa.

– Skoro tak bardzo chcesz gotować, proszę bardzo. Ale pamiętaj, że kiedy Marek zatęskni za prawdziwym domowym jedzeniem, to wróci do mnie – rzuciła i wyszła z hukiem, trzaskając drzwiami.

Próbowała mnie rozgryźć

Dwa dni po burzliwej rozmowie teściowa zadzwoniła. Jej głos był suchy i rzeczowy, bez śladu dotychczasowej ciepłej uprzejmości.

– Musimy porozmawiać w cztery oczy.

Umówiłyśmy się w pobliskiej kawiarni. Gdy przyszła, jej twarz zdradzała chłód i opanowanie, ale pod powierzchnią widziałam cień napięcia.

Wiesz, dlaczego chciałam się spotkać? – zapytała, nawet nie czekając na zamówienie kawy.

– Domyślam się – odpowiedziałam, unosząc filiżankę do ust, choć ręce delikatnie mi drżały.

– Chcę zrozumieć, co tak naprawdę ci nie pasuje. Nie chodzi tylko o gotowanie, prawda? – teściowa patrzyła na mnie przenikliwie.

– Nie, nie chodzi tylko o gotowanie – przyznałam, zbierając odwagę. – Chodzi o to, że wchodzisz w nasze życie, jakbyś chciała nim zarządzać. Kocham Marka i szanuję, że jesteś jego matką, ale musimy mieć swój własny świat.

Renata odchyliła się na krześle i zmrużyła oczy, jakby próbowała mnie rozgryźć.

– Myślisz, że ja chcę wam coś zabrać? – zapytała cicho. – Że to jest łatwe, kiedy od tylu lat wszystko robiłam dla niego? Po śmierci jego ojca Marek był wszystkim, co miałam. Całe życie nauczyłam się wyrażać miłość przez opiekę. I teraz nagle ktoś mi mówi: przestań?

Jej słowa mnie zaskoczyły. Nagle zobaczyłam, że pod jej kontrolą kryje się strach.

– Rozumiem, że to dla ciebie trudne – powiedziałam łagodnie. – Ale jeśli nie pozwolisz mu się usamodzielnić, nigdy nie stanie się w pełni dorosły.

Renata milczała przez dłuższą chwilę.

– Spróbuję się nie wtrącać, ale nie oczekuj, że to będzie łatwe – powiedziała w końcu.

Wróciłam do domu z mieszanymi uczuciami. Wiedziałam, że to nie koniec, ale pierwszy krok został zrobiony.

Musisz postawić granice

Teściowa nie zniknęła z naszego życia, choć jej obecność stała się mniej nachalna. Zrezygnowała z codziennego dostarczania obiadów, ale nie potrafiła powstrzymać się przed przyniesieniem „czegoś na spróbowanie” co najmniej dwa razy w tygodniu. Na stole pojawiały się jej ulubione wypieki, sałatki czy słoiki z kompotem.

Marek, jak zawsze, unikał jasnych deklaracji. Raz dziękował jej z entuzjazmem, innym razem próbował delikatnie sugerować, że mamy już zaplanowane posiłki.

Pewnego dnia, gdy wróciłam z pracy, zobaczyłam, jak Marek stoi w kuchni, przeglądając torbę, którą zostawiła mama. Były tam pierogi, które uwielbia i słoik bigosu.

– Znów to samo? – zapytałam, opierając się o futrynę.

Nie chcę jej urazić – odpowiedział, spuszczając wzrok. – Wiem, że się stara.

Podeszłam do niego, delikatnie zabierając mu z rąk słoik.

– Nie chodzi o jedzenie. Chodzi o to, żebyś wreszcie zrozumiał, że to nasze życie. To ty musisz postawić granice.

Spojrzał na mnie z zakłopotaniem, jakby wciąż próbował znaleźć odpowiednie słowa.

– Wiem, że zawiodłem – powiedział w końcu. – Dla niej to całe życie. Nie wiem, czy potrafię to przeciąć.

Westchnęłam ciężko, widząc, jak rozdarty jest między mną a swoją matką.

Wieczorem teściowa zadzwoniła, by zapytać, czy smakował bigos.

– Był pyszny – powiedziałam z uśmiechem, ale dodałam twardo. – Mamo, naprawdę doceniam, co robisz, ale pozwól nam działać po swojemu. To jedyny sposób, żebyśmy odnaleźli równowagę.

W jej głosie usłyszałam wahanie.

– Próbuję... Ale czasem czuję, że mnie nie potrzebujecie.

– Potrzebujemy – odpowiedziałam łagodnie. – Ale nie w ten sposób.

Minęły tygodnie, a ja coraz częściej znajdowałam preteksty, by unikać teściowej. Gdy Marek proponował, byśmy wpadli do niej na obiad, odpowiadałam wymijająco.

– Może innym razem. Mam dużo pracy.

Z czasem teściowa przestała pojawiać się w naszym domu tak często. Nadal dzwoniła, pytała, czy wszystko w porządku, a ja ograniczałam rozmowy do grzecznych frazesów. Unikałam konfrontacji, wiedząc, że każda z nich kończyła się moją frustracją.

Marek zauważył dystans między mną a swoją matką, ale nie naciskał. Wiedział, że temat stał się zbyt drażliwy.

Pewnego dnia, gdy Renata zadzwoniła i zaproponowała, że wpadnie z „małym deserem”, Marek spojrzał na mnie, szukając odpowiedzi w moim spojrzeniu.

Może nie dziś, mamo – powiedział w końcu, odkładając telefon.

Siedzieliśmy w ciszy przy stole. Wiedziałam, że relacje z teściową nigdy nie będą idealne. Ale może nie muszą. W końcu czasami cichy dystans jest lepszy niż otwarta wojna.

Reklama

Zuzia, 27 lat

Reklama
Reklama
Reklama