„Córa zmieniała facetów jak rękawiczki, a we wsi huczało. Musiałam się za nią wstydzić, a ona tylko wzruszała ramionami”
„Nikt nie mówił tego wprost, ale czułam, że przynosi mi wstyd. Dorosła kobieta, a tak się tuła, związek za związkiem. I wciąż sama. Zaczęłam się zastanawiać, czy to nie moja wina. Czy to ja coś zrobiłam źle?”.

- Redakcja
Na wsi życie płynęło swoim rytmem, nieśpiesznym, uzależnionym od pogody, pór roku i starych przyzwyczajeń. Dni wyglądały podobnie – wstawałam o szóstej, parzyłam herbatę, karmiłam kury, czasem poszłam na targ, czasem nie. Najczęściej nie, bo od jakiegoś czasu unikałam Teresy. Tyle że, to nie było to łatwe.
Teresa mówiła wszystko, wszystkim i zawsze z tą samą miną – niby niewinną, a jednak taką, że człowiek od razu wiedział, że zaraz wbije szpilkę. Ostatnio w sklepie, przy ludziach, zaczęła wyliczać, ilu chłopaków miała moja córka. Stałam wtedy przy chłodziarce z kefirem i czułam, jak palą mnie policzki. Nic nie powiedziałam. Uśmiechnęłam się, skinęłam głową, kupiłam tylko masło i uciekłam.
To nie był pierwszy raz. Ludzie tu nie zapominają. Jak się raz coś o kimś powie, to już zostaje. A że Dorota przyjeżdżała coraz rzadziej, a jak już, to sama, bez żadnego „stałego chłopa”, jak to mawiała Teresa, to zaczęły się pytania. Najpierw półgębkiem, potem coraz głośniej. Nikt nie mówił tego wprost, ale czułam, że przynosi mi wstyd. Dorosła kobieta, a tak się tuła, związek za związkiem. I wciąż sama. Zaczęłam się zastanawiać, czy to nie moja wina. Czy to ja coś zrobiłam źle? Może wychowałam ją za miękko, może nie nauczyłam, jak być z drugim człowiekiem.
Ostatnio nie mogłam spać. Budziłam się przed czwartą, słyszałam śpiew ptaków i czułam to znajome ściskanie w żołądku. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z Dorotą. Ale nie wiedziałam jak.
Bałam się prawdy
Teresa stała przy furtce. Ręce miała założone na brzuchu, fartuch w kratkę. Jak tylko mnie zobaczyła, zrobiła ten swój ruch brwiami, który miał oznaczać zainteresowanie, ale ja już wiedziałam, co to znaczy – coś wie i zaraz się tym podzieli.
– Idziesz do sklepu? – zapytała, choć przecież widziała siatkę w mojej ręce i nie musiała zgadywać.
– Tak, chleb mi się skończył – odpowiedziałam spokojnie, ale już czułam, jak napinam ramiona.
– Mówią, że twoja Dorotka znowu sama. Ten z banku się chyba ożenił z jakąś z urzędu. A ten fryzjer, pamiętasz, ten z kolczykiem – on to w ogóle chyba pojechał do Irlandii.
– Ludzie gadają różne rzeczy – rzuciłam, udając, że mnie to nie rusza.
– A ja nic nie mówię – ciągnęła Teresa. – Tylko tak sobie myślę... dziewczyna już po trzydziestce, a tak wciąż skacze od jednego do drugiego. To przecież nie jest normalne, nie?
Zacisnęłam dłonie na rączkach siatki. Chciałam jej coś odpowiedzieć, ale słowa nie chciały przejść przez gardło. Stałam, patrzyłam na nią, a ona tylko czekała. Jak sęp.
– Może szuka po prostu... kogoś odpowiedniego – wydusiłam w końcu.
Głos miałam cichy, zbyt cichy, by brzmieć przekonująco.
– Oj, ty to zawsze tak dobrze o niej. Ale wiesz, ludzie mówią – i tu spojrzała mi prosto w oczy – że jak matka nie umiała zatrzymać chłopa przy sobie, to i córka może mieć z tym kłopot.
Zamarłam. Odwróciłam się bez słowa i poszłam w stronę sklepu. W głowie dudniło mi to jedno zdanie. Jak echo. Czy naprawdę nie umiałam? Czy to się wszystko tak samo powtarza? Wróciłam do domu i przez kilka minut stałam w kuchni, patrząc na bochenek chleba. Coś we mnie pękło. Nie przez Teresę i jej słowa Tylko przez to, że ja naprawdę nie wiedziałam, czy Dorota jest szczęśliwa. Czy to ona wybiera, czy ucieka? I dlaczego w moim sercu zaczęło kiełkować przerażające pytanie – a może ona po prostu nie chce tak skończyć, jak ja?
Wbiła mi szpilkę
Telefon leżał na stole. Zerkałam na niego co chwilę, jakby sam miał zadzwonić. W końcu, po południu, usiadłam i wybrałam numer. Odebrała szybko.
– Cześć, mamo.
– Cześć, Dorotko. Co słychać?
– A wiesz, praca, trochę zamieszania. Nowy projekt nam wrzucili. A u ciebie?
– Po staremu. Dzisiaj chłodno, chyba trzeba będzie znów napalić piecu.
– Mhm.
Zapadła cisza. Wiedziałam, że jeśli nie powiem teraz, to już nie powiem wcale.
– Dorotko... a czemu ty tak... no wiesz... nie możesz przy kimś zostać? Tak na dłużej?
Usłyszałam tylko oddech. Przez długą chwilę nie odpowiedziała nic.
– Bo szukam kogoś innego niż tata – powiedziała w końcu cicho.
Zamilkłam. To jedno zdanie przeszyło mnie jak szpilka. W głowie pojawiły się obrazy – kuchnia pełna napięcia, jego milczenie, moje łzy. Wszystko, co zakopałam głęboko. Czy naprawdę to aż tak było widać? Czy ona naprawdę to czuła? Nie potrafiłam nic odpowiedzieć.
Musiałam być szczera
Pojechałam do córki bez zapowiedzi. Wsiadłam w autobus o szóstej rano i całą drogę ściskałam w rękach torbę z domowymi ciastkami. Serce mi waliło, a dłonie miałam wilgotne. Nie wiedziałam, jak zaczniemy tę rozmowę. Nie wiedziałam, czy mnie w ogóle wpuści. Drzwi otworzyła z zaskoczoną miną, jeszcze w dresie.
– Mamo? Co ty tu robisz?
– Musiałam cię zobaczyć. Wpuścisz mnie?
Skinęła głową. Usiedliśmy w kuchni. Mieszkanie było schludne, nowoczesne, ale czułam w nim chłód, jakby coś wisiało w powietrzu. Milczałyśmy dłużej, niż powinnyśmy.
– Przepraszam, że tak z zaskoczenia – powiedziałam w końcu. – Ale... ostatnio dużo myślę.
– O czym?
Popatrzyłam na nią. W tych oczach było coś, czego wcześniej nie zauważałam – zmęczenie, ostrożność. Może nawet żal.
– Może to dobrze, że szukasz... innego niż tata.
Nie odpowiedziała od razu. Oparła się plecami o krzesło, patrzyła przez okno. Potem cicho powiedziała:
– Zawsze się bałam, że skończę jak ty.
Te słowa zabolały, ale nie oburzyły. Bo była w nich prawda. I była też ulga – że w końcu o tym mówimy.
– Ja nie umiałam inaczej. Chciałam, ale... bałam się rozmawiać. Wolałam milczeć. I bardzo się bałam, żebyś ty też tak nie musiała żyć.
Dorota skinęła głową, ale nadal milczała. Wiedziałam, że to nie koniec, że wiele jeszcze przed nami. Ale pierwszy mur został naruszony. A może właśnie dzięki temu coś zaczęło się odbudowywać.
Nie czułam już wstydu
Wróciłam wieczornym autobusem. Słońce chyliło się ku zachodowi, a światło, które wpadało przez szybę, malowało pola na złoto. Miałam w torbie puste pudełko po ciastkach i nowy rodzaj ciszy w sobie – już nie duszący, ale oczyszczający.
Kiedy weszłam na wiejską drogę, zobaczyłam Teresę podlewającą kwiaty. Spojrzała na mnie, jakby chciała znów coś powiedzieć, ale tym razem się nie zatrzymałam. Weszłam do sklepu i powiedziałam „dzień dobry” pierwsza. Nie dlatego, że chciałam rozmawiać. Po prostu... nie czułam już wstydu.
W domu zrobiłam herbatę, usiadłam przy stole i spojrzałam przez okno na sad. Byłam zmęczona, ale spokojna. Może nie zmienię przeszłości. Może nie byłam taką matką, jaką powinnam. Ale spojrzałam dziś na Dorotę naprawdę – nie przez pryzmat swoich oczekiwań, nie przez pryzmat wsi. I zobaczyłam kobietę, która nie boi się szukać. Która nie chce powtórzyć mojego życia. I pierwszy raz poczułam, że to może być powód do dumy.
Zofia, 59 lat
Czytaj także:
- „Wzięliśmy ślub bez księdza i wyprawiliśmy skromne wesele. Rodzice uznali nas za grzeszników i postraszyli karą bożą”
- „Żyłam na kredytach, by nie odstawać od przyjaciółek. Gdy nadeszła bieda, poznałam, jak smakuje prawdziwa przyjaźń”
- „Polecieliśmy do Dubaju, by na chwilę wyrwać się z biedy. Kredyt za wycieczkę będziemy spłacać przez najbliższe lata”