„Córce znudziło się macierzyństwo i pozbyła się wnuczki jak schodzonych kapci. Uważała ją za życiową porażkę”
„Izabela zaczęła traktować Martę tak, jakby straciła nią jakiekolwiek zainteresowanie, zupełnie jak starą, zużytą zabawką, którą po latach odkłada się gdzieś w kąt i o niej zapomina. Problem w tym, że jej córka nie była żadną zabawką. Była dziewczynką, która miała swoje uczucia”.
- listy do redakcji
Wnuczka była wpadką
Minęło sporo czasu, zanim moja jedynaczka w końcu wyszła na prostą. Przy okazji zdecydowała się jednak całkowicie odciąć od tego, co było wcześniej. Kompletnie zerwać z przeszłością.
– Mam dość... – Marta ciężko opadła na kuchenne krzesło, rzucając torbę na podłogę, jakby całkiem opadła z sił. – Ci starzy wykańczają mnie doszczętnie. Weź mnie do siebie – w jej wielkich, szmaragdowych oczach kryła się rozpaczliwa prośba.
Delikatnie przejechałam dłonią po jej czuprynie. Mimo że nasze relacje nigdy nie należały do wyjątkowo zażyłych, doskonale zdawałam sobie sprawę, że tylko ja pojmuję, co dzieje się w sercu mojej zrozpaczonej wnuczki. Marta skończyła właśnie 17 lat – dokładnie tyle samo, co Iza, jej mama, gdy któregoś dnia w tej samej kuchni oznajmiła mi, że spodziewa się dziecka… Tamta wiadomość niemal zwaliła mnie z nóg. Byłam na nią okropnie zła, jej życie miało potoczyć się zupełnie inaczej! Jednak ani przez chwilę nie dopuściłam do siebie myśli, że mogłaby zrezygnować z urodzenia maleństwa.
– Czy to Marek jest ojcem? – padło wtedy z moich ust.
– Tak – Iza zalała się łzami.
Zobacz także
Iza i Marek chodzili ze sobą od dwóch lat, ale nie miałam pojęcia, że posunęli się aż tak daleko. Kiedy już otrząsnęłam się z pierwszego zdziwienia, razem poszliśmy porozmawiać z jego rodzicami. Byli w szoku, że chcemy pomóc córce w opiece nad dzieckiem, ale w końcu odpuścili, bo Marek też się uparł. Postawili jednak twarde warunki – ich syn ma skończyć porządne liceum i iść na studia. Przecież będzie potrzebował pieniędzy, żeby zapewnić dziecku godny byt.
Córkę kochał, Izę nie
Nie sprzeciwialiśmy się temu. Liczyłam na to, że Izabela pójdzie w ślady swojego ukochanego, a w przyszłości być może nawet męża. Nie wywieraliśmy presji w kwestii ślubu. A właściwie to ja tego nie robiłam, bo mąż denerwował się, że nasza córka chodzi z ciążowym brzuszkiem bez obrączki. Starałam się przekonać młodych do ślubu, mówiłam, że pomogę im z wychowywaniem bobasa, ale teściowie Izy byli temu przeciwni i nie chcieli o tym rozmawiać.
Miałam nadzieję, że ich podejście ulegnie zmianie po pojawieniu się dziecka na świecie, ale uczucie łączące Izę i Marka wygasło zaledwie po tygodniu. Nie oznacza to jednak, że Marek wyparł się swojej córki. Było wręcz odwrotnie – zawsze troszczył się o jej potrzeby. Podczas studiów imał się różnych prac dorywczych, aby móc łożyć na alimenty dla dziewczynki i kupować jej drobne upominki. Po prostu jego miłość do Izy wypaliła się, i to jeszcze w trakcie trwania ciąży. Początkowo przestał pojawiać się w domu, a potem ignorował jej telefony. Sama zastanawiam się, jakim sposobem udało mu się zdążyć do szpitala na moment narodzin córki.
Iza i Marek za każdym razem, gdy się widzieli, wdawali się w głośne kłótnie. Ona zarzucała mu zmarnowanie jej najpiękniejszych lat oraz straszyła, że pozbawi go praw rodzicielskich do Marty. On z kolei ironicznie wypominał jej, że utrzymuje się z jego pieniędzy i pomocy teściów. Oskarżał ją również o to, że nie interesuje się dzieckiem i myśli wyłącznie o sobie, co mijało się z prawdą.
Iza przez lata musiała radzić sobie sama z wychowaniem dziecka. Nie ukrywam, że mimo młodego wieku, próbowała jak najlepiej wywiązywać się ze swoich rodzicielskich zadań. Zdarzało mi się nawet patrzeć z podziwem na jej determinację, dzięki której udało jej się ukończyć szkołę średnią oraz dwuletnie studia. Niestety, kiedy w końcu znalazła zatrudnienie, coś w niej jakby się załamało. Po długim okresie opieki nad córeczką moja pociecha stwierdziła, że macierzyństwo ją wyczerpało i teraz czas zająć się sobą.
Macierzyństwo ją wypaliło
Coraz częściej Marta zostawała pod naszą opieką, a jej mama znikała z mieszkania. Wyjeżdżała na wakacje albo krótsze wypady ze znajomymi, a także chodziła do nocnych lokali. To było powodem kłótni z Markiem.
– Sądzisz, że tylko ty możesz spotykać się z kobietami? Ciągle przyprowadzasz do domu nowe paniusie! – krzyczała na niego, kiedy próbował coś jej wytłumaczyć. – Jak tak ci pasuje, to zajmij się córką sam, a ja z przyjemnością pokorzystam z życia i poświęcę czas na naukę za twoje pieniądze.
Gdy Marek usłyszał plotki o Izie, nie dawał jej spokoju. Zarzucał jej lekkomyślność i uganianie się za facetami, jednocześnie podkreślając, że sumiennie łoży na utrzymanie córki i nie korzysta z jej studenckiej kasy.
– Zachowujesz się jak jakaś naiwna gąska, która leci na pierwszego lepszego faceta. Plotki o tobie krążą po całym mieście! – nie przebierał w słowach.
– Oni wcale nie są od ciebie gorsi! – odgryzała się Iza.
Dopiero pojawienie się Adama w życiu naszej córki przyniosło jej upragnioną stabilizację. Ten chłopak, choć trochę od niej starszy, wydawał się być idealnym materiałem na męża i ojczyma. Nawet mała Martusia, która tak bardzo tęskniła za normalną rodziną i spokojem, zdawała się go polubić.
Para nowożeńców wprowadziła się do wspólnego lokum, zabierając ze sobą małą Martę. Można było odnieść wrażenie, że stosunki pomiędzy matką i ojcem dziewczynki uległy pewnej poprawie w tamtym okresie. Jednak gdy sytuacja zdawała się zmierzać ku lepszemu, niespodziewanie na horyzoncie pojawiła się ciotka Ala – żona Marka, wywracając życie wnusi do góry nogami.
Wyrzucili ją jak zepsutą rzecz
Nasza wnuczka od samego początku była dla niej solą w oku i wcale tego nie ukrywała. Bolało mnie niesamowicie, kiedy patrzyłam, jak traktuje naszą małą jak rywalkę, robiąc, co tylko możliwe, żeby spędzał z nią jak najmniej czasu. Wypytywała go o każdą zabawkę, nie kryjąc zdziwienia, że zasypuje córeczkę prezentami i opłaca jej prywatną szkołę, podczas gdy mogłaby chodzić do zwykłej, darmowej podstawówki. Po każdym ich spotkaniu czy wspólnym wyjeździe dopadała ją jakaś dolegliwość. Nagle łapały ją przeokropne migreny albo dziwne gorączki.
Marek próbował wyjaśnić swoim partnerkom, a przy okazji również Izie, że muszą dać sobie czas na wzajemne przystosowanie, ale ja nie dostrzegałam w Alicji cech dobrej matki. Mój małżonek również nie był do niej przekonany. Podczas gdy Adam sprawiał wrażenie troskliwego opiekuna dla naszej wnuczki, to Ala przypominała złą macochę z baśni. Okoliczności uległy dalszemu pogorszeniu, gdy ona sama urodziła bliźnięta.
Z dnia na dzień zabrakło mu czasu dla dziecka, zasłaniał się różnymi sprawami, lecz w rzeczywistości poświęcił się własnej rodzinie i życiu. Przeprowadził się daleko, na przeciwległy kraniec kraju, gdyż właśnie tam zaproponowano mu satysfakcjonujące zatrudnienie. Poza regularnie wpływającymi na rachunek bankowy pieniędzmi nic go już nie wiązało z córką.
Kiedy Iza dowiedziała się, że spodziewa się dziecka, Adam również nie stanął na wysokości zadania. Liczyłam na to, że przynajmniej ona uszanuje to, co czuje jej córka, ale niestety młodsze dziecko skradło całe jej serce. Izabela zaczęła traktować Martę tak, jakby straciła nią jakiekolwiek zainteresowanie, zupełnie jak starą, zużytą zabawką, którą po latach odkłada się gdzieś w kąt i o niej zapomina. Problem w tym, że jej córka nie była żadną zabawką. Była dziewczynką, która miała swoje uczucia, a swój żal i rozgoryczenie coraz częściej wyładowywała na młodszej siostrze.
– Okropna z ciebie dziewucha! – wrzeszczała Iza, gdy malutka Tamara znów płakała z powodu Marty.
Po licznych telefonach ostatecznie wymogła na Marku, by zaopiekował się córką. Chociaż na rok. Dziewczynka wróciła już po pół roku. Mizerna i przygnębiona.
– Na litość boską, wnusiu, co ci się przytrafiło? – przytuliłam ją wystraszona i wysłuchałam historii, jak została darmową opiekunką do bliźniaków.
Przecież to jest ich dziecko!
Kiedyś ze zmęczenia padła jak nieżywa i prawie puściła z dymem cały dom. W ramach reprymendy została odesłana z powrotem do swojej matki, która wcale nie była zachwycona jej powrotem. Matka przy każdej okazji wytykała Marcie, że jest beznadziejną córką i wyrodną siostrą dla przyrodniego rodzeństwa, obibokiem i niebieskim ptakiem, który nic nie robi.
Ciężko było mi tego wysłuchiwać, ale brakowało mi odwagi, żeby odebrać Martę córce. Nie czułam, że dam radę zająć się nastolatką w tak trudnym okresie dojrzewania. Poza tym nasze relacje nigdy nie należały do najcieplejszych. Mimo że starałam się ją zrozumieć, ona zawsze preferowała towarzystwo mojego męża. Natomiast jej dziadek, tak samo jak Iza, wolał łatwe rozwiązania. Z chęcią przyjąłby Martę pod swój dach, ale to na mnie spadłby codzienny obowiązek pilnowania dziewczyny.
Przez długi czas obawiałam się podjąć inicjatywę i zaproponować Marcie, żeby ze mną zamieszkała. Tak naprawdę po prostu bałam się takiej odpowiedzialności. Bolało mnie patrzenie na jej trudną sytuację, ale czekałam, aż sama zaproponuje przeprowadzki. Dopiero wtedy mogłybyśmy wspólnie ustalić, jak będzie wyglądało nasze życie pod jednym dachem. No i wreszcie dzisiaj to się stało.
– Martusiu, z wielką przyjemnością się tobą zaopiekuję – odparłam, a wtedy ona przestała powstrzymywać łzy i rozpłakała się, przytulając się do mnie mocno.
W dniu, kiedy to wszystko się wydarzyło, jeszcze przed zmrokiem spakowaliśmy cały jej dobytek. Rozstanie z matką i Tamarą przyszło jej bez trudu. Na widok młodszej siostry odwróciła wzrok. Bolało mnie, że Iza zareagowała taką ulgą, jakby pozbyła się wielkiego ciężaru. W końcu chodziło o jej własne dziecko, a nie jakiś wstyd, który trzeba ukrywać.
– Cieszę się, że jesteście przy mnie – Marta uśmiechnęła się ciepło. – Cieszę się, że mam ciebie, babciu – dodała, całując mnie czule w policzek.
W tamtym momencie złożyłam samej sobie pewne przyrzeczenie. Postanowiłam, że poświęcę się dla niej całkowicie. Zależy mi, aby w pogoni za uczuciem, którego nie otrzymała od mamy i taty, nie dała się zwieść żadnemu porywczemu młodzieńcowi. Chcę ustrzec ją przed przedwczesnym macierzyństwem. Teraz najważniejsze, żeby po prostu pozwoliła sobie być dziewczynką.
Irena, 53 lata