Reklama

Nie jestem z tych matek, które panikują. Nie wydzwaniam co kwadrans, nie śledzę lokalizacji w telefonie. Zwyczajnie uważam, że dzieci też mają prawo do swojego życia. Jednak tamtego wieczoru coś mnie tknęło. Córka miała nocować u koleżanki po halloweenowej imprezie, wszystko było dogadane. Tyle że o dwudziestej trzeciej dostałam SMS-a:

„Mamo, możesz po mnie przyjechać?”.

Bez emotki. Bez „proszę”. A to u mojej trzynastoletniej Kingi naprawdę rzadkość. Kiedy weszła do samochodu, wyglądała, jakby obaczyła ducha.

– Co się stało? – spytałam, ruszając w drogę powrotną.

– Nic – odpowiedziała głosem, który nie pasował do tej odpowiedzi. – Po prostu... wolę być dziś w domu.

Pokłóciłyście się?

– Nie.

Ktoś ci coś zrobił?

– Nie...

Nie dopytywałam. Nie tego wieczoru. Zamiast tego po powrocie do domu zrobiłam jej kakao i pogłaskałam po głowie. Czułam, że coś było nie tak. Coś ją przeraziło. I nie dawało jej spokoju.

Miałam złe przeczucia

– Mamo, mogę dziś spać z tobą? – zapytała jeszcze zanim zdążyłam zamknąć drzwi od łazienki.

Spojrzałam na nią uważnie. Leżała pod kołdrą na kanapie, przytulona do poduszki jak przedszkolak, a nie nastolatka.

– Przecież masz swój pokój – odparłam ostrożnie. – Coś się stało?

– Nie, po prostu... czuję się jakoś... nieswojo – powiedziała, nie patrząc na mnie.

Usiadłam obok niej.

Co się wydarzyło na tej imprezie? – zapytałam łagodnie. – Powiedz mi. Przecież zawsze sobie wszystko mówimy.

– Mamo, proszę... – jej głos się załamał. – Nie chcę o tym gadać.

Milczałam przez chwilę. Miałam złe przeczucia.

– Ktoś cię przestraszył? – spytałam spokojnie. – Powiedz prawdę.

Wzruszyła ramionami. Ugryzła dolną wargę. I wtedy zauważyłam – na dłoni miała ślad.

–Nie złość się, ale jeśli coś się stało... muszę to wiedzieć – dodałam już stanowczo. – Nie mogę ci pomóc, jeśli mnie nie dopuścisz.

– Mamo... – spojrzała na mnie, a w jej oczach pojawiły się łzy. – To nie było nic takiego. Po prostu... był tam chłopak. W przebraniu. I...

Zamilkła.

– I co?

– On się wygłupiał... ale... to nie było śmieszne.

– Chcesz opowiedzieć mi więcej?

Pokręciła głową.

– Może jutro.

– Dobrze – powiedziałam. – A dziś śpisz ze mną.

Byłam wściekła

Następnego dnia rano Kinga nie chciała iść do szkoły. Nie robiła scen, nie płakała, nie symulowała choroby. Po prostu siedziała w kuchni, mieszała łyżką owsiankę i patrzyła w ścianę.

– Kochanie, jeśli naprawdę źle się czujesz, to zostań, ale jutro już musisz wrócić – powiedziałam, nalewając sobie kawy.

Kiwnęła głową. Nawet się nie uśmiechnęła. Nie wytrzymałam. Po pracy zadzwoniłam do mamy Leny – tej koleżanki, u której była impreza – żeby niby pogadać o tym, jak dziewczyny się bawiły. Po dwóch minutach rozmowy usłyszałam:

– Wiesz, a Lena była trochę zła na Kingę.

– Dlaczego?

– Bo mówi, że spanikowała. Że niby Adam za bardzo się wczuł, ale bez przesady, przecież wszyscy wiedzieli, że to żarty.

– Adam? – powtórzyłam. – Jaki Adam?

– Starszy kolega Miłosza. Był przebrany za zombie. Pokazywał się z tymi sztucznymi ranami, charczał, udawał, że chce wszystkich zjeść. A potem zgasił światło i schował się za zasłoną. Kinga weszła do salonu i on nagle na nią wyskoczył. Podobno wrzeszczała tak, że sąsiad z góry zszedł spytać, czy wszystko okej.

Zatkało mnie.

– I nikt nie pomyślał, żeby ją przeprosić?

– No Lena mówi, że to tylko zabawa... Ale może powinnaś pogadać z Kingą. Widać, że mocno to przeżyła.

Odłożyłam telefon. Wściekłość ścisnęła mi gardło. Dzieciak przebrany za gnijącego trupa wyskakuje z ciemności, a wszyscy dookoła mają z tego ubaw.

– Żarty – mruknęłam pod nosem. – No jasne.

Chciałam ją pocieszyć

Wieczorem usiadłam z Kingą w salonie. Przyniosłam dwie herbaty i położyłam jedną przed nią.

– Dziś byłaś cicho cały dzień. Chcesz pogadać?

Wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku od kubka.

– Lena mi mówiła, że był tam jakiś chłopak. Przebrany za zombie. To on cię przestraszył?

Kinga znieruchomiała. Po chwili kiwnęła głową.

Wyskoczył z zasłony. Było ciemno... i miał takie... oczy – powiedziała szeptem.

– Oczy?

– Białe soczewki. I sztuczną krew na twarzy. I jeszcze... dźwięk w telefonie, jakby kogoś zjadał. A ja byłam sama w pokoju.

Zacisnęłam dłonie na kolanach.

Dlaczego nic nie powiedziałaś od razu?

– Bo Lena się śmiała. I jej brat. I ten Adam też mówił, że „reakcja pierwsza klasa, szkoda, że tego nie nagrał”.

– Kochanie... – Przesunęłam się bliżej. – To nie były żadne żarty. Jeśli ktoś cię tak przestraszył, że boisz się teraz spać sama, to znaczy, że przegiął. I nie jesteś przewrażliwiona. Masz prawo się bać.

– Ale ja nie chcę, żeby wszyscy myśleli, że jestem dziecinna – wyszeptała.

– A niech myślą, co chcą. Ja wiem, że jesteś mądrą dziewczyną. I że masz prawo powiedzieć „nie” tam, gdzie inni się śmieją.

Zasunęła się pod koc i po chwili oparła głowę na moim ramieniu. Tak po prostu.

Mogę dziś też spać z tobą?

– Oczywiście. I jutro, jeśli będziesz chciała.

Popatrzyła na mnie poważnie

Następnego dnia po szkole Kinga wróciła nieco ożywiona. Wreszcie bez opuszczonej głowy i skulonych ramion. Zdjęła plecak i rzuciła:

Lena mnie dziś przeprosiła.

– Naprawdę? – uniosłam brwi.

– Powiedziała, że pogadała z mamą i że może faktycznie trochę przesadziła z tą imprezą. Że nie wiedziała, że Adam będzie aż tak... dziwny.

– I jak się z tym czujesz?

– Dziwnie. Ale dobrze – powiedziała po chwili. – Chyba po prostu potrzebowałam, żeby ktoś powiedział, że to nie moja wina, że się przestraszyłam.

– Bo to nie była twoja wina – powtórzyłam spokojnie. – I wiesz co? Fajnie, że Lena potrafiła się przyznać do błędu. Nie każdy to potrafi.

Kinga wyjęła zeszyty z plecaka i zaczęła coś notować. Po chwili zapytała:

– Mamo, a ty się czegoś bałaś, jak byłaś nastolatką?

Parsknęłam śmiechem.

Tysiąca rzeczy! Ale pamiętam jeden wieczór... U sąsiadów robili seans spirytystyczny. Wszystko było „dla jaj”, dopóki świeczka się sama nie zdmuchnęła.

– I co zrobiłaś?

Wybiegłam z mieszkania jak torpeda. A potem przez tydzień spałam z latarką pod poduszką.

Kinga zaśmiała się pierwszy raz od kilku dni.

– Serio?

– Tak.

Zamilkła na moment, patrząc na mnie poważnie.

– Mamo?

– Hm?

– Myślisz, że mogę jeszcze zaprosić Lenę na noc?

– Jeśli to twoja decyzja – to jasne.

– Dzięki – uśmiechnęła się lekko. – Ale jeszcze nie dziś.

Przytuliła mnie mocno

Minęło kilka dni, a Kinga powoli wracała do siebie. Zaczęła znów śpiewać pod prysznicem, rozstawiać zeszyty na całym stole i kłócić się ze mną o drobnostki. W sobotę po południu wpadła do kuchni z telefonem w dłoni.

– Mamo?

– Słucham.

Lena zaprosiła mnie do kina. Chcę iść.

Zamrugałam, bo do tej pory nie wychodziła nigdzie sama.

– Super. Idziecie same?

– Tak. Jej brat nas podrzuci.

Znieruchomiałam.

– Ten sam Miłosz, który był na imprezie?

– Tak. Ale bez Adama, spokojnie. Lena mówi, że go więcej nie zaprosi.

Zastanowiłam się chwilę.

– Dobrze, ale mam jedną prośbę. Zadzwoń, jak dojedziecie. I żadnych „zapomnianych” SMS-ów, dobra?

– Obiecuję.

Zanim wyszła, podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.

Dziękuję, że nie robiłaś afery.

– Chodziło o ciebie, nie o zasadę.

– Niektóre mamy pewnie by wpadły w panikę.

– A ja uznałam, że musisz mieć przestrzeń. I wsparcie.

– No to... miałaś rację – powiedziała cicho. – Bałam się, ale nie chcę, żeby ten strach za mnie decydował.

– I właśnie dlatego jestem z ciebie dumna.

Kinga wyszła, a ja jeszcze przez chwilę stałam z kubkiem herbaty w dłoni. Moja mała dziewczynka może i się przestraszyła, ale była odważniejsza, niż sama sądziła.

Byłam z niej dumna

Wieczorem, kiedy Kinga wróciła z kina, wyglądała zupełnie inaczej niż tamtego halloweenowego wieczoru.

I jak film? – zapytałam, udając, że wcale nie czekałam przy drzwiach.

– Fajny, trochę głupi, ale śmieszny. Lena się popłakała ze śmiechu na scenie z kurczakiem – rzuciła, zdejmując kurtkę. – A ja zjadłam całe nachosy. Bez dzielenia się.

– To był twój moment siły – zaśmiałam się.

Usiadłyśmy w kuchni przy herbacie. W milczeniu, które nie było niezręczne, tylko spokojne.

– Wiesz, mamo... Ja się wtedy naprawdę bardzo bałam. Nie chodzi o to, że on był przebrany. Po prostu… nie wiedziałam, że to on. Myślałam, że to coś prawdziwego. I ten moment, kiedy wyskoczył... to było jak... jakby mi ktoś włączył panikę na pełen regulator.

– Wiem, kochanie – powiedziałam łagodnie.

– I nawet nie chodzi o to, że ktoś to zrobił, tylko że inni się śmiali. Jakby to było nic.

– Czasem ludzie nie wiedzą, kiedy przekraczają granice. A czasem... nie chcą wiedzieć.

– Ale teraz już mi przeszło – powiedziała i spojrzała na mnie poważnie. – Serio. Chcę dziś spać sama. Żeby sprawdzić, czy dam radę.

Zdziwiłam się, ale tylko kiwnęłam głową.

– No to... dobrego snu. A jakby co, wiesz, gdzie jestem.

– Wiem. I to mi wystarczy.

Zgasiłam światło w korytarzu i przez chwilę stałam pod drzwiami jej pokoju.

Judyta, 43 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama