Reklama

Mam już swoje lata, jestem na emeryturze i choć czasem dokucza mi samotność, to moje życie płynie spokojnym rytmem. Poranne spacery do parku, zakupy w pobliskim sklepie, wizyty u lekarza, rozmowa z sąsiadką na klatce – to takie drobne obowiązki, które układają moje dni i trzymają mnie w pionie. Lubię mieć wszystko poukładane, bo wtedy łatwiej mi się oddycha. Nie potrzebuję wiele – wystarczy ciepła herbata, książka i odrobina ciszy.

Reklama

Ale życie nie pozwala tylko na ciszę. Mam córkę, Annę. To zupełne przeciwieństwo mojego spokoju – wiecznie w biegu, z telefonem przy uchu, ciągle w rozjazdach. Kiedy dzwoni, zwykle słyszę: „Mamo, wpadnę na godzinkę!”. A ta godzinka często zamienia się w pośpiech, szybki uśmiech i równie szybkie wyjście. I jest jeszcze Kuba – mój wnuk. Mój mały promyczek. Kilkuletni chłopiec, pełen energii i pomysłów, które czasem przyprawiają mnie o zawrót głowy. On jest jak ogień – trudno go okiełznać, ale gdy się do mnie przytula i mówi „babciu”, czuję, że moje serce mięknie.

Na początku, kiedy Anna zaczęła częściej podrzucać mi Kubę, czułam dumę i radość. Miałam wrażenie, że znów jestem potrzebna. Wnosił do mojego domu śmiech i chaos, a ja czułam się częścią czegoś ważnego. Jednak z czasem ta radość zaczęła mieszać się ze zmęczeniem. Coraz częściej musiałam rezygnować z własnych planów – z wizyty u lekarza, z zakupów czy choćby z chwili wytchnienia. Nie mówiłam tego głośno, bo przecież babcia nie powinna narzekać. Ale w środku kiełkowała we mnie cicha frustracja i pytanie, którego bałam się wypowiedzieć na głos. Czy moja miłość nie stała się dla Anny oczywistością?

Poczułam ukłucie w sercu

Poranek zapowiadał się spokojnie. Zaparzyłam kawę, naszykowałam torebkę, bo miałam wizytę u lekarza, a potem planowałam jeszcze wstąpić do sklepu. Lubiłam takie dni, kiedy wszystko było poukładane. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Annę. Jak zwykle w pośpiechu, w jednej ręce trzymała torebkę, w drugiej ciągnęła Kubę, a telefon przyciskała do ucha ramieniem.

– Mamo, tylko na godzinkę – rzuciła od progu. – Spotkanie w firmie, wrócę szybciutko.

– No dobrze, ale dziś miałam iść do lekarza... – spróbowałam wtrącić.

– Kubuś, daj buziaka babci i bądź grzeczny! – przerwała mi, całując synka w czoło. Nawet nie spojrzała w moją stronę.

I już jej nie było. Zostaliśmy sami. Kuba od razu wpadł w wir zabawy. Najpierw biegał po mieszkaniu, krzyczał, potem dorwał się do kredek i zaczął malować. Kiedy zobaczyłam kolorowe zygzaki na ścianie w korytarzu, złapałam się za głowę. Zamiast spokojnie usiąść z książką, goniłam go po pokojach, próbując jakoś zająć czymś, co nie skończy się katastrofą. W końcu dałam mu zupę, żeby choć na chwilę usiadł przy stole. Zadzwoniłam do przychodni, odwołałam wizytę. Powiedziałam, że nie dam rady przyjść. Zakupy też musiały poczekać. Kolejne godziny mijały powoli. Z każdą chwilą bardziej odczuwałam ciężar tej „godzinki”. Czasem zerkałam na telefon, czy Anna nie zadzwoni, ale była cisza.

Wieczorem, kiedy Kuba w końcu przysnął na kanapie, usiadłam obok i spojrzałam na niego. Był taki spokojny, kiedy spał. Mój mały wnuczek, moje szczęście. A jednak poczułam ukłucie w sercu. Zaczęłam się zastanawiać, czy to źle, że jestem zmęczona. Że czasem marzę o ciszy i chwili tylko dla siebie. Czułam wyrzuty sumienia, bo przecież powinnam się cieszyć. Ale nie mogłam pozbyć się wrażenia, że moje życie zaczyna się kręcić wokół cudzych potrzeb, a moje sprawy schodzą na dalszy plan.

Moje ciało ma swoje granice

Wieczorem drzwi się otworzyły i weszła Anna. Była zmęczona, ale wciąż trzymała telefon w dłoni, jakby nie mogła się od niego oderwać.

– Aniu, mówiłaś, że tylko godzinkę... A minął cały dzień – powiedziałam cicho, patrząc na nią z wyrzutem.

– Mamo, przecież wiedziałaś, że mam dużo pracy. Mogę na ciebie liczyć czy nie? – odparła zniecierpliwiona.

– Ale ja też mam swoje sprawy... Lekarz... – próbowałam się tłumaczyć.

– Przesadzasz. To tylko dziecko, twój wnuczek. Powinnaś się cieszyć – ucięła, zabierając Kubę za rękę.

Zostałam z tym sama. Poczułam, jak coś we mnie ściska. Wnuka kochałam nad życie, ale moje ciało miało swoje granice. Bolały mnie plecy, byłam zmęczona, a nocami coraz częściej nie mogłam zasnąć. Nie powiedziałam jej o tym. Zacisnęłam zęby i udawałam, że wszystko jest w porządku.

Łzy płynęły mi po policzkach

Z czasem sytuacja stała się codziennością. Najpierw raz w tygodniu, potem co drugi dzień, aż w końcu niemal codziennie Ania zostawiała mi Kubę. Za każdym razem mówiła: „Tylko na chwilkę”, a ja kiwałam głową, choć wiedziałam, jak to się skończy. Nie narzekałam, ale w środku czułam coraz większy ciężar. Któregoś popołudnia, kiedy znów zapukała, nie podeszłam do drzwi. Stałam w kuchni, serce biło mi jak oszalałe, dłonie drżały. Wiedziałam, że tam jest, słyszałam jej kroki na klatce.

– Mamo! Otwórz! – krzyczała, coraz bardziej poirytowana. – Przecież zawsze byłaś o tej porze! Zawsze mogłam na ciebie liczyć!

Oparłam się o framugę i wyszeptałam do siebie:

– Właśnie dlatego już nie mogę...

Łzy spływały mi po policzkach. Wiedziałam, że w tej chwili coś się zmieniło. Nie byłam już jakąś oczywistością, na którą można liczyć bez końca. Tylko że to odkrycie bolało mnie bardziej, niż się spodziewałam.

Nie miałam już siły

Siedziałam samotnie w fotelu i wspominałam dawne lata. Kiedy Ania była mała, wszystko było na mojej głowie. Praca, dom, dziecko. Nigdy nie pytałam siebie, czy dam radę – po prostu dawałam. Odkładałam swoje potrzeby na bok, żeby jej niczego nie brakowało. Może właśnie dlatego teraz tak łatwo traktowała mnie jak coś pewnego.

Przypomniałam sobie, jak biegałam z nią do lekarzy, jak czuwałam przy jej gorączce, jak nie spałam nocami, żeby mogła się uczyć w ciszy. A teraz, kiedy sama potrzebowałam odpoczynku, nie przyszło jej do głowy, że też mogę mieć swoje granice. Kochałam ją najbardziej na świecie. Ale kochać nie znaczy zapominać o sobie. Moje ciało coraz głośniej domagało się uwagi – ból pleców, zadyszka przy wchodzeniu po schodach, coraz częstsze wizyty u lekarzy. I samotność, która wieczorami siadała obok mnie jak nieproszony gość. Coraz mniej miałam siły, by znosić to wszystko w milczeniu.

Czułam ogromny żal

Siedziałyśmy przy stole. Anna przyszła po Kubę, ale tym razem nie wyszła od razu. Patrzyła na mnie z irytacją.

– Nie rozumiem cię, mamo. Zawsze byłaś, zawsze mi pomagałaś. A teraz, co? – zapytała, unosząc brwi.

Bo nie jestem już w stanie – odpowiedziałam powoli. – Moje ciało krzyczy, a ty tego nie słyszysz.

Anna spuściła wzrok. Przez chwilę milczała, jakby pierwszy raz zobaczyła we mnie nie tylko babcię, ale i zwykłą, zmęczoną kobietę.

– Ale ja... ja potrzebuję pomocy – szepnęła.

– A ja potrzebuję, żebyś zobaczyła we mnie człowieka. Nie tylko dyżurną opiekunkę – powiedziałam z goryczą.

W powietrzu zawisło napięcie. Chciałam krzyczeć, a jednocześnie czułam ogromny żal. Była moją córką, a jednak stałyśmy teraz po dwóch stronach stołu jak obcy.

Nie wiedziałam, co dalej

Kiedy Anna wyszła, w domu zrobiło się cicho. Kuba jeszcze przez chwilę machał do mnie z korytarza, a potem zniknęli oboje. Usiadłam w fotelu i wsłuchiwałam się w tę ciszę, która nagle stała się ciężka, jakby przygniatała mnie do ziemi. Nie wiedziałam, co będzie dalej. Czy ta rozmowa coś zmieni, czy tylko sprawi, że jeszcze bardziej się od siebie oddalimy? Wnuk pozostawał dla mnie światłem – jego śmiech rozganiał mrok, choć na krótką chwilę. Ale z córką było inaczej. Zamiast bliskości czułam narastający mur.

Patrzyłam na swoje dłonie, spracowane i pomarszczone. Przez całe życie nie umiałam mówić „nie”. Zawsze byłam tą, na którą można było liczyć. Dla męża, dla dziecka, teraz dla wnuka. A przecież też istnieję, też mam prawo do zmęczenia. Zrozumiałam to dopiero teraz, późno, ale jednak. Zastanawiałam się, czy Ania kiedyś to pojmie. Czy zobaczy we mnie kobietę, a nie tylko matkę i babcię? Wiedziałam jedno – bycie kimś, kto zawsze pomoże w rodzinie, oznaczało powolne znikanie. A ja nie chciałam już znikać.

Stanisława, 69 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama