Reklama

Najstarsza córka z okazji 60 urodzin wręczyła mi oryginalny prezent. W eleganckiej kopercie leżała niepozorna karteczka. Okazało się, że to bon do jednego z dużych, nowoczesnych sklepów meblowych. W miejscu na kwotę, która była do wykorzystania, widniało tyle cyfr, że aż zakręciło mi się w głowie i musiałem przyjrzeć się im uważnie: to była naprawdę duża suma!

Reklama

– Madziu, dziękuję, nie trzeba było… Co ja umebluję za tyle pieniędzy?! – dziękowałem najstarszej córce.

– Tatuś, ty się o nic nie martw! Ja już o wszystkim pomyślałam – odpowiedziała. – Plan jest taki: pozbędziemy się wreszcie tej paskudnej meblościanki z zeszłej epoki, która zagraca wasz salon, a w jej miejsce kupimy nowy regał. Już upatrzyłam taki jeden, idealnie będzie pasował do waszego wystroju!

„Jak to? Pozbyć się mojej meblościanki?!” – przeraziłem się w myślach.

Mebel pełen moich wspomnień

To był pierwszy mebel, jaki kupiłem za własne, odłożone pieniądze. Pamiętam, jak ściągałem specjalnie żuka od kolegi z budowy, żeby przewieźć ją do domu… W tamtych czasach to było coś! Wystawna i elegancka, majstersztyk techniki meblarskiej tamtej epoki. Mieniąca się jaskrawo bursztynowym odcieniem, z kilkoma przeszklonymi gablotami. Piękna i do tego praktyczna – mieściła wszystko, co trzeba. Od butelek w barku po ubrania w szafie. Była w naszej rodzinie od zawsze, podoba mi się, i teraz Magda chce mi ją wyrzucić na śmietnik?! Zastąpić jakimś nowym sprzętem?!

Zobacz także

Czułem, że czeka mnie ciężka przeprawa z córką. Wiedziałem, jaka jest Madzia – jak się dziewczyna uprze, to za żadne skarby nie odpuści. Będzie przekonywać mnie do swoich racji tak długo, aż ulegnę. Ale w przypadku mojej ukochanej meblościanki takiej opcji nie brałem pod uwagę!

– Madziu, ta meblościanka jest z nami 35 lat! Stałem po nią przez tydzień na zmianę z mamą pod domem towarowym. Ona była z nami, jak wy się rodziłyście, jak wydawaliśmy was za mąż, jak rodziłyście własne dzieci. Jest z nami zawsze i teraz chcesz się jej pozbyć?! – tłumaczyłem córce.

– Oj, tatku, to tylko mebel… Stary, wysłużony. Najwyższy czas wymienić go na coś nowego. Tu drzwiczki ledwo się otwierają, a tam wypadają z zawiasów. Niebawem zrobicie sobie tym krzywdę! Nie mogę na to pozwolić! – nie odpuszczała córka.

– Zobacz, w tej gablotce od zawsze stała figurka Matki Boskiej i obrazek papieża. To nasz mały ołtarzyk! Zawsze w cięższych chwilach modliliśmy się do niego… A tu w tej szafce był nasz pierwszy telewizor. Pamiętasz, jak sąsiedzi przychodzili do nas na mecze? A tu, za tą ścianką, chowaliśmy bibułę, podziemną prasę kuzyna Tomka, który rozprowadzał ją na uczelni. Ta meblościanka ma swoją historię, jest częścią nas! Jak można się jej pozbyć?! – mówiłem.

Córka była jednak nieugięta. „Mebel to mebel” – odpowiadała. „Sklejka, wypłowiałe kolory.” Cały czas chciała mnie przekonać, że to nie tylko brzydki, ale i niebezpieczny sprzęt.

– Któregoś razu zawali się na ciebie albo mamę i będzie nieszczęście! Zresztą myślałam, że się ucieszysz z prezentu. Tak bardzo chciałam zrobić coś miłego dla ciebie – tym razem uderzyła w innego rodzaju emocje.

– Dobra, to kiedy jedziemy do tego sklepu? – w końcu się poddałem.

Pojechaliśmy do sklepu

Kilka dni później pojechaliśmy razem z córką i zięciem do salonu meblowego. Na miejscu zeszliśmy wzdłuż i wszerz cały sklep, przyglądaliśmy się różnym finezyjnym komodom i regałom.

– Ten upatrzyłam dla ciebie, tato! Zobacz, jaki dizajn. Teraz taki jest na czasie – mówiła, skacząc wokół regału; widać było, że nawet średnio interesowało ją moje zdanie – ona już wybrała model i widziała go w moim pokoju zamiast meblościanki.

– Dobrze, to bierzemy – powiedziałem spokojnym głosem.

Dostrzegłem na twarzy Magdy lekkie zdziwienie, że tak łatwo poszło, że od razu się zdecydowałem.

– Super, tatku! Idziemy do kasy! – pisnęła z radości.

Po zapłaceniu za mebel trzeba było jeszcze dopiąć formalności związanych z transportem.

– Pozwól, że ja to już załatwię… – poprosiłem, kierując córkę z zięciem do samochodu.

Miałem swój plan

Dwa dni później dźwięk telefonu wyrwał mnie z popołudniowej drzemki. Dzwoniła moja najstarsza córka.

– Tatuś, zły adres podałeś na dostawę regału! Oni go do mnie przywieźli! – mówiła zdziwiona Magda.

– Madziu, podałem jak dobry adres! Przecież tobie się ten regał tak podobał, byłaś nim zachwycona… Ja zostaję przy swojej meblościance i koniec, kropka! – wyrzuciłem z siebie stanowczym tonem.

Prawda była taka, że ani przez chwilę nie przeszło mi przez myśl pozbycie się mojego wysłużonego mebla.

A skoro córce tak bardzo zależało na kupnie regału, to czemu nie, kupiłem go… ale dla niej!

Reklama

– Nie gniewaj się dziecko… Sprawisz mi największą radość, jak zatrzymasz ten mebel u siebie. Bo radość moich dzieci to dla mnie najlepszy prezent ze wszystkich! – powiedziałem dokładnie tak, jak czułem, spoglądając na moją mieniącą się bursztynem wysłużoną meblościankę.

Reklama
Reklama
Reklama