Reklama

Kiedy moja córka zaczęła chodzić do liceum, zauważyłam, że coś się w niej zmienia. Miała w sobie coś więcej niż zwykła dziewczynka w jej wieku. Widziałam, jak fascynuje ją świat dorosłych, a jednym z pierwszych objawów tego zainteresowania było malowanie się. Ja sama zaczęłam używać kosmetyków dopiero na studiach, kiedy czułam się gotowa na to, by eksperymentować z makijażem. W tamtych czasach wydawało mi się to naturalne. Jednak widząc moją córkę wychodzącą do szkoły w pełnym makijażu, czułam niepokój i zdezorientowanie. Jak każda matka, chciałam zrozumieć, co tak naprawdę dzieje się w jej głowie.

Reklama

Nie wyglądała jak moja córka

Pewnego ranka, gdy śpieszyłam się do pracy, weszłam do łazienki i zobaczyłam Julię przed lustrem. Miała na sobie czerwony cień do powiek, czarną kreskę i jaskrawą pomadkę. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Moja piętnastoletnia córka wyglądała, jakby szykowała się na bal maskowy, a nie na zwykły dzień w szkole.

– Julia, co ty robisz? – zapytałam zaskoczona, starając się, aby mój głos brzmiał spokojnie.

– Maluję się, mamo. Nie widzisz? – odpowiedziała, nawet nie odwracając wzroku od swojego odbicia.

– Ale dlaczego tak mocno? Przecież to tylko szkoła, nie żadna impreza.

Julia westchnęła ciężko, jakby moje pytania były dla niej codziennością, a ja nie potrafiłam tego zrozumieć.

– Bo chcę wyglądać dobrze. Poza tym wszyscy się teraz malują – stwierdziła z pewnością siebie, której nie potrafiłam jej odmówić.

Zrozumiałam, że czasy się zmieniły, ale wciąż trudno było mi to zaakceptować. Przypomniałam sobie, jak ja w jej wieku podkradałam mamie błyszczyk i używałam go tylko podczas specjalnych okazji. Jednak Julia nalegała na to, by być inna, by wyrażać siebie przez makijaż, a ja nie wiedziałam, jak jej to wyjaśnić, że to może być przesada.

– Czy naprawdę chcesz, by ludzie widzieli cię tylko przez pryzmat makijażu? – zapytałam w nadziei, że dotrę do niej.

Julia spojrzała na mnie z mieszanką zdziwienia i buntu.

– Mamo, to ja decyduję, jak chcę wyglądać, okej?

Zamilkłam, wiedząc, że to nie czas na kłótnię. Zrozumiałam, że muszę znaleźć lepszy sposób, by dotrzeć do mojej córki.

Próbowałam to zrozumieć

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z moją przyjaciółką Anią, której córka była w podobnym wieku. Zastanawiałam się, czy też boryka się z podobnym problemem. Ania zawsze miała praktyczne podejście do życia, a jej rady nie raz okazywały się bezcenne. Spotkałyśmy się na kawę w pobliskiej kawiarni. Ania przyszła punktualnie i jak zawsze była uśmiechnięta.

– Cześć! Co u ciebie? Wyglądasz, jakby coś cię martwiło – zaczęła Ania, bacznie mi się przyglądając.

– Ach, wiesz... to ta sprawa z Julią i jej makijażem – westchnęłam. – Wychodzi do szkoły, wyglądając jakby szła na bal karnawałowy. Nie wiem, co z tym zrobić.

Ania uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

– Moja Ola też przechodziła przez fazę eksperymentów z makijażem. Wiesz, jak to jest – dodała. – Chcą wyrazić siebie, być dorosłe. Myślę, że to część dorastania.

– Ale jak sobie z tym poradziłaś? – zapytałam, z nadzieją, że usłyszę jakąś cudowną receptę.

– Po prostu rozmawiałam z Olą. Zamiast jej zabraniać, zaczęłyśmy razem robić makijaż, ucząc się, jak podkreślać urodę, a nie ją ukrywać. Z czasem sama zrozumiała, co jej pasuje, a co nie – wyjaśniła Ania.

Przyznałam jej rację. Zabranianie może przynieść odwrotny skutek, a wspólne chwile mogą przynieść zbliżenie. Podziękowałam Ani za poradę i postanowiłam spróbować z Julią innego podejścia.

Chyba muszę podejść do tego bardziej otwarcie – powiedziałam, czując, że być może to początek nowego etapu w mojej relacji z Julią.

Próbowałam ją przekonać

Wieczorem, po rozmowie z Anią, przygotowałam się mentalnie na to, by spędzić trochę czasu z Julią przy makijażu. Postanowiłam nie naciskać i pozwolić jej samodzielnie dojść do wniosków. Czekałam na odpowiedni moment, aż w końcu, gdy zobaczyłam ją siedzącą w swoim pokoju, zapukałam do drzwi.

– Hej, masz chwilę? – zapytałam, wchodząc do środka.

Julia odłożyła telefon na bok i spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem.

– Jasne, co się stało? – odpowiedziała.

Usiadłam na brzegu jej łóżka i uśmiechnęłam się zachęcająco.

– Pomyślałam, że może chciałabyś, bym ci pokazała kilka trików makijażowych, które sama odkryłam na studiach. Może mogłybyśmy razem poeksperymentować? – zaproponowałam, starając się nie brzmieć zbyt nachalnie.

Julia zawahała się przez chwilę, a potem z uśmiechem skinęła głową.

– Brzmi fajnie. Zawsze myślałam, że dobrze się malujesz, mamo – przyznała.

Ucieszyło mnie to. Wyjęłyśmy z jej kosmetyczki różne produkty i zaczęłyśmy eksperymentować. Pokazałam jej, jak subtelne zmiany mogą wpłynąć na efekt końcowy i jak łatwo można podkreślić naturalne piękno, zamiast je zakrywać. Widziałam, że Julia słuchała z uwagą i próbowała naśladować to, co jej pokazywałam.

– Zobacz, jak delikatnie nałożony cień może rozświetlić twoje oczy – mówiłam, nakładając cień na powiekę.

– O, to naprawdę działa! – odparła, zerkając w lustro z zachwytem.

Spędziłyśmy razem cały wieczór, a atmosfera była ciepła i pełna śmiechu. Czułam, że nasza relacja się umacnia i że Julia zaczyna rozumieć, jak cenić swoje naturalne piękno.

Mój sposób zadziałał

Kolejnego dnia, z nowym podejściem, Julia znów stanęła przed lustrem, szykując się do szkoły. Tym razem jej makijaż był znacznie subtelniejszy. Przyszłam do łazienki, by sprawdzić, jak sobie radzi. Z przyjemnością zauważyłam, że wykorzystała kilka z trików, które jej pokazałam.

– Wyglądasz świetnie, kochanie – pochwaliłam ją z uśmiechem.

– Dzięki, mamo. Myślę, że chyba trochę przesadzałam wcześniej – przyznała z lekkim zawstydzeniem. – Ale muszę przyznać, że to było zabawne.

– No pewnie! Eksperymentowanie jest częścią nauki. I pamiętaj, że najważniejsze to czuć się dobrze we własnej skórze – dodałam.

Julia uśmiechnęła się i poprawiła ramiączko plecaka. Wyglądała bardziej pewna siebie niż kiedykolwiek wcześniej. Wiedziałam, że to ważny krok w jej dorastaniu i cieszyłam się, że mogłam być jego częścią. Wyszła z domu z zupełnie inną energią. Przez cały dzień zastanawiałam się, jak radzi sobie w szkole. Czy jej rówieśnicy zauważyli zmianę? Wieczorem, gdy wróciła, usiadłyśmy razem na kanapie.

– Jak było w szkole? – zapytałam, ciekawa jej wrażeń.

– Dobrze. Kilka osób zauważyło, że coś się zmieniło, ale wiesz co? Czuję się bardziej sobą – odpowiedziała, a w jej głosie słychać było radość i pewność.

Zrozumiałam, że chociaż mogło się wydawać, że to tylko kwestia makijażu, dla Julii było to coś więcej. To była lekcja samoakceptacji i odkrywania siebie. Czułam dumę, że jako matka mogłam ją w tym wspierać.

Wreszcie znalazłyśmy porozumienie

Czas mijał, a nasza relacja z Julią stała się znacznie bliższa. Każdego dnia poznawałam nowe aspekty jej osobowości. Zaczęła mi opowiadać o swoich marzeniach, planach na przyszłość i przyjaciołach ze szkoły. Często wspólnie eksperymentowałyśmy z nowymi kosmetykami, a nasze wieczory zamieniały się w sesje makijażowe pełne śmiechu. Pewnego dnia, gdy wracałam z pracy, zauważyłam w jej pokoju kartkę z podziękowaniami.

– Mamo, dziękuję, że jesteś – brzmiała treść notatki, a ja poczułam wzruszenie.

Wiedziałam, że nie zawsze byłam najlepszą matką. Czasem miałam wrażenie, że nasza różnica pokoleń jest barierą nie do przeskoczenia. Ale te małe gesty pokazujące, jak bardzo moja obecność i zrozumienie były dla niej ważne, dodawały mi otuchy i upewniały w przekonaniu, że wspólna praca nad relacją przynosi owoce.

Któregoś wieczoru, siedząc razem przed telewizorem, Julia nieoczekiwanie poruszyła temat swojego makijażu.

– Wiesz, mamo, zastanawiałam się, dlaczego wcześniej tak bardzo chciałam się wyróżniać. Myślę, że trochę się pogubiłam w tym, kim naprawdę jestem – powiedziała cicho, ale z nutą refleksji.

– To normalne, każdy w twoim wieku poszukuje swojej drogi. Najważniejsze, że wiesz, kim chcesz być i jak się z tym czujesz – odpowiedziałam, czując ulgę, że nasze rozmowy pomogły jej w odnalezieniu własnej ścieżki.

Julia przytuliła się do mnie, a ja wiedziałam, że pomimo różnic i trudnych chwil, zawsze będziemy dla siebie wsparciem. W tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że najważniejsze jest to, abyśmy jako rodzina byli otwarci na dialog i zrozumienie.

Mamy wspólną pasję

Nasze wspólne wieczory i rozmowy pomogły zbudować między nami więź, której wcześniej brakowało. Byłam dumna z Julii, że odkrywa siebie i nie boi się zmieniać. Miałam świadomość, że jeszcze wiele wyzwań przed nami, ale wierzyłam, że razem je pokonamy. Odkąd zaczęłyśmy te nasze sesje makijażowe, Julia stała się bardziej otwarta. Zaczęła częściej zapraszać koleżanki do domu, a czasem nawet organizowałyśmy wspólne wieczory spa. Widząc ją wśród przyjaciółek, rozmawiającą i śmiejącą się, czułam, że zyskała pewność siebie, której jej wcześniej brakowało. Zrozumiałam, że czasem, by pomóc dziecku, trzeba zejść na jego poziom i zobaczyć świat z jego perspektywy.

Julia pokazała mi swoje rysunki, które tworzyła w zeszycie, i opowiedziała o swoim marzeniu, by kiedyś pracować jako makijażystka. Wiedziałam, że ta droga może być wyboista, ale postanowiłam wspierać ją w każdym wyborze. Podzieliła się ze mną swoimi projektami i planami na przyszłość, a ja mogłam tylko podziwiać jej zapał i pasję.

Zrozumiałam, że wychowanie dziecka to nie tylko nauka, jak żyć w społeczeństwie, ale przede wszystkim pomoc w odkrywaniu siebie. Nie było idealnie, ale kto by tego oczekiwał? Ważne było, że nasze relacje się zmieniały, dojrzewały razem z Julią, a ja byłam obok niej, gotowa wspierać i inspirować. Patrząc na Julię, widziałam nie tylko moją córkę, ale młodą kobietę, która uczy się akceptować siebie i otaczający ją świat. I choć może nie zawsze wszystko będzie proste, wiedziałam, że razem przetrwamy wszystko, co przyniesie życie.

Reklama

Iwona, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama