„Córka dostała od chrzestnej na Komunię najnowszy smartfon. To, co się wydarzyło później, przerosło moje wyobrażenia”
„Uroczystość była skromna, tylko najbliżsi – moi rodzice, teściowie, ciotka, sąsiadka z piętra i Karolina. Zosia w sukience komunijnej wyglądała jak aniołek, cały dzień promieniała, przynajmniej do tej chwili”.

- Redakcja
Jestem mamą ośmioletniej Zosi. Komunia to był temat, który przez ostatnie tygodnie nie schodził z naszych rozmów. Przygotowania trwały miesiącami, chociaż tak naprawdę finansowo ledwo dociągaliśmy do końca każdego tygodnia. Tomek nie pracuje już od ponad pół roku. Nie z wyboru i nie bez starań. Ale wiadomo, jak jest – jak raz się wypadnie z obiegu, to trudno do niego wrócić. W jego oczach widać było złość, frustrację i coś jeszcze – może poczucie zawodu, że nie potrafi dać córce tego, co powinien.
Było nam ciężko
Ja też miałam swoje chwile słabości. Przerywałam te wszystkie rozmowy o stroju komunijnym, dekoracjach, cieście, siadałam na podłodze w łazience i płakałam po cichu. Bo wiedziałam, że nie damy rady zrobić tej uroczystości „jak ludzie”.
Wtedy pojawiła się Karolina. Moja siostra, młodsza o dwa lata, chrzestna Zosi. Zawsze miała tę pewność siebie, którą ja zagubiłam gdzieś między pieluchami a ratami za pralkę. Mieszka sama, pracuje w firmie PR, zarabia dobrze. Zawsze mówi, że skoro nie ma własnych dzieci, to chce przynajmniej dać coś chrześnicy.
Ja to rozumiem, ale Tomek nie. Dla niego Karolina to nie tylko szwagierka. To konkurencja. Cichy wyrzut sumienia. Kiedy powiedziała, że ona zajmie się prezentem komunijnym dla Zosi, od razu coś w nim drgnęło. Milczał, ale ja czułam, jak gotuje się w środku. Jakby się nie mógł pogodzić z tym, że ktoś inny będzie tym „dobrym”, podczas gdy on tylko siedzi i patrzy. Powinnam coś wtedy powiedzieć. Jakoś to wyprostować. Ale, jak zwykle, udawałam, że wszystko będzie dobrze.
Zaczęło się niewinnie. Zosia właśnie skończyła jeść ciasto, które kupiła Karolina – tort z malinami. Siedzieliśmy przy stole, w salonie pachniało jeszcze lekko obiadem. Uroczystość była skromna, tylko najbliżsi – moi rodzice, teściowie, ciotka, sąsiadka z piętra i Karolina. Zosia w sukience komunijnej wyglądała jak aniołek, cały dzień promieniała, przynajmniej do tej chwili.
Niczego nie przeczuwałam
Karolina podeszła do niej z pudełkiem zapakowanym w błyszczący papier z różową wstążką. Podała jej go z szerokim uśmiechem.
– To dla ciebie, kochanie. Na pamiątkę i żebyś zawsze mogła mieć kontakt z tymi, których kochasz – powiedziała.
Zosia otworzyła pudełko i zamarła. W środku leżał nowiutki telefon, jeden z tych, o których marzy każda dziewczynka. Pomalowane paznokcie Karoliny delikatnie przesunęły się po ekranie, pokazując, jak się włącza.
– On… naprawdę działa? – Zosia zapytała z niedowierzaniem.
– Oczywiście. Jest twój – Karolina przyklękła obok niej i pocałowała ją w policzek.
Tomek, który do tej pory milczał, wstał od stołu. Odsunął krzesło tak gwałtownie, że zapiszczało na panelach.
– A to co ma być? – zapytał, patrząc nie na Zosię, ale prosto na moją siostrę.
Karolina spojrzała na niego zaskoczona, ale spokojna.
– Prezent dla Zosi.
– Serio? Musiałaś akurat to wybrać? Jakbyś nie wiedziała, w jakiej sytuacji jesteśmy.
– Wiedziałam. I właśnie dlatego… – zaczęła Karolina, ale Tomek jej przerwał.
– Żeby co? Żeby pokazać, że ty możesz, a ja nie? Że jesteś tą lepszą? Że moja córka powinna ci być wdzięczna, bo tata nie potrafił jej nic kupić?
Był wściekły
Wpatrywałam się w nich oboje, zupełnie nieruchoma. Zosia patrzyła raz na ojca, raz na Karolinę, nie wiedząc, co robić z telefonem, który jeszcze przed chwilą był najpiękniejszym prezentem jej życia.
– Tomek, nie przesadzaj – powiedziała Karolina. – To jest tylko telefon. Naprawdę nie miałam złych intencji.
– Tylko telefon? A co będzie za rok? Laptop? Skuter? Może mieszkanie na osiemnastkę? – rzucił z ironią.
Karolina wyraźnie zacisnęła zęby. Do tej pory spokojna, zaczęła tracić panowanie nad sobą.
– Czy ty właśnie sugerujesz, że kupuję sobie dziecko? – jej głos zadrżał.
Tomek zrobił krok w jej stronę.
– Dokładnie to sugeruję – powiedział cicho. – Kupujesz sobie jej miłość. A ja mam przy niej wyglądać jak nieudacznik.
Miałam wrażenie, że zaraz uderzy pięścią w ścianę albo wybiegnie z mieszkania. Serce waliło mi w piersi. Czułam, że powinnam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Siedziałam tylko i obserwowałam. Każdy grymas, każde słowo wbijało się we mnie jak nóż.
Byłam bezradna
Patrzyłam to na Karolinę, to na Tomka, to na Zosię, która ściskała w dłoni ten przeklęty telefon, jakby nie wiedziała, czy go przytulić, czy wyrzucić. I myślałam – przecież to było do przewidzenia. Przecież znałam Tomka. Wiedziałam, jak to się skończy. A mimo to milczałam.
– Tomek, ja naprawdę chciałam dobrze – powiedziała Karolina, ale w jej głosie nie było już ciepła. – Chciałam sprawić Zosi radość, nic więcej.
– Radość? A gdzie byłaś, kiedy miała zapalenie płuc? W Dubaju? – wypalił Tomek, celując w nią najbardziej bolesnym wspomnieniem.
Karolina zamarła, jakby uderzył ją w twarz.
– Naprawdę tak nisko upadłeś? – zapytała cicho. – Żeby wypominać mi coś, co nawet nie było moją winą?
Tomek nie odpowiedział. Stał sztywno, z zaciśniętymi pięściami. Karolina odwróciła się do mnie.
– Nie mogę. Przepraszam, Monika, ale nie dam się tak traktować – powiedziała. Chwyciła torebkę, otworzyła drzwi i bez słowa wyszła, trzaskając nimi.
Wszystko zepsuł
Zosia stała nieruchomo z telefonem w dłoniach. Potem powoli usiadła pod stołem i schowała głowę między kolana. Dopiero wtedy usłyszałam ciche pociąganie nosem.
– Zosieńko… – podeszłam, przykucnęłam obok niej i wyciągnęłam rękę.
Odsunęła się. Jeszcze mocniej wtuliła się w róg, jakby chciała zniknąć. W tej całej kłótni nikt nie zobaczył, co dzieje się z nią. Dla dorosłych telefon był symbolem konfliktu, a dla niej po prostu prezentem. Czymś pięknym, co nagle stało się przyczyną krzyków i łez.
Tomek siedział na balkonie. Usiadłam obok niego.
– Nie jestem zły na Zosię – powiedział cicho. – Ale czuję się, jakbym przestał być ojcem.
– Nie chodzi o to, co Karolina jej dała, ale o to, co my jej dajemy codziennie. Tego się nie da zapakować w pudełko.
– A co, jeśli to za mało?
Nie odpowiedziałam. Wpatrywaliśmy się razem w ciemność. Czułam, jak między nami rozciąga się niewidzialna nić niepewności, obawy. I tego, że nie potrafimy się już nawzajem pocieszyć.
Monika, 37 lat
Czytaj także:
- „Liczyłam na miłosną majówkę, ale zanim dojechaliśmy na miejsce, rozegrał się tani melodramat. Wróciłam bez męża”
- „Spadek otworzył mi oczy i drzwi do kariery. Rozwiodłam się z tym darmozjadem, bo był tylko kulą u nogi”
- „Po 35 latach mąż nagle odszedł do młodziutkiej nauczycielki jogi. Mówił, że ze mną czuł się już tylko stary”