Reklama

Jeszcze parę miesięcy wcześniej dzień zaczynałam od espresso z pianką w modnej kawiarni na rogu. Chodziłam w beżowych garsonkach, które idealnie podkreślały moją sylwetkę i mówiłam ludziom, co mają mówić, żeby brzmieć dobrze. Pracowałam w prestiżowej agencji PR, miałam klientów z pierwszych stron gazet i grafik napięty jak skóra po botoksie. Ale przede wszystkim miałam dumę z tego, że moja córka nigdy nie musiała patrzeć na świat tak, jak ja kiedyś – z drugiej strony szyby.

Reklama

To był cios

Julka była moją małą księżniczką. Miała wszystko – pokoik w stylu boho, ubrania z najnowszych kolekcji dziecięcych, przyjęcia urodzinowe jak z Instagrama. W zeszłym roku miała nawet żywą lamę na podwórku. Śmiała się, że będzie influencerką, jak dorośnie.

A ja śmiałam się razem z nią. Wierzyłam, że mogę jej dać wszystko, czego sama nigdy nie dostałam. Aż pewnego dnia stało się coś, czego w ogóle nie brałam pod uwagę.

– Beata, to nie jest łatwa decyzja. Cięcia budżetowe. Wiesz, jak jest.

Nie płakałam wtedy. Dopiero później, kiedy siedziałam w aucie i patrzyłam na swoje odbicie w lusterku.

Nie powiedziałam Julce. Wciąż miałam nadzieję, że szybko znajdę coś nowego – wysyłałam CV, chodziłam na rozmowy, z każdą odrzuconą aplikacją czułam się coraz gorzej. A potem nadszedł dzień, kiedy Julka z ekscytacją opowiedziała w szkole o swojej nadchodzącej bajkowej imprezie. O dubajskim torcie i dekoracjach z księżniczkami.

Wyszła ze szkoły z rozwianymi włosami i uśmiechem tak szerokim, że na chwilę zapomniałam, jak bardzo byłam zmęczona. Biegła do mnie z plecakiem podskakującym na plecach.

– Mamo, Maja powiedziała, że nie może się doczekać mojego przyjęcia! – wykrzyknęła, kiedy tylko wsiadła do auta. – A Lena pytała, czy będą fontanny z czekoladą, tak jak w zeszłym roku! Powiedziałam, że jeszcze lepsze!

Robiłam dobrą minę

Uśmiechnęłam się, z trudem łapiąc oddech.

– No i? Będą? – dopytywała z błyskiem w oku.

W tym momencie podeszły Maja i Lena. Stały z boku i zerkały na mnie nieśmiało. Jedna z nich zapytała:

– A kiedy będą zaproszenia? Bo nasza mama musi sobie zapisać termin.

Zamarłam. Czułam, jak mięśnie w karku się napinają. Przybrałam najlepszy uśmiech, jaki miałam w swoim repertuarze z czasów spotkań z klientami.

– Już niedługo, dziewczynki. Damy znać, dobrze?

Skinęły głowami i odeszły. Julka wsiadła na tylne siedzenie i od razu zaczęła opowiadać:

– Mamo, chciałabym, żeby był wielki dubajski tort. Widziałam taki na Instagramie, z jadalnym złotem i różowymi wieżyczkami jak z pałacu. Wiesz, jakby miał w środku księżniczkę. Da się, prawda?

Zacisnęłam palce na kierownicy tak mocno, że aż zbielały mi kostki.

– Oczywiście, skarbie – odpowiedziałam, z trudem utrzymując równy głos.

Czułam się z tym źle

Wpatrywała się w szybę, z zachwytem opowiadając, jakie sukienki będą miały z koleżankami, że chciałaby znowu mieć dmuchany zamek, ale tym razem większy, taki do skakania i zjeżdżania. Mówiła i mówiła, a ja prowadziłam samochód jak automat, odliczając w myślach, ile zostało mi na koncie. Nie miałam nawet na czynsz. Jak mogłam obiecać jej dubajski tort?

Spotkałam się z Anetą w małej kawiarni, gdzie kiedyś świętowałyśmy moje kolejne awanse. Tym razem zamówiłam tylko herbatę, bo wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie nawet na ciastko. Aneta spojrzała na mnie uważnie, kiedy zrezygnowałam z deseru.

– Dobra, mów. Co się dzieje?

Opowiedziałam wszystko. O zwolnieniu, o rozmowach rekrutacyjnych, które kończyły się pustymi nadziejami, o Julce i jej planach na bajkowe urodziny. O tym, że udaję, że gram dobrą matkę.

– Powiedz jej prawdę. Lepiej teraz niż gdy sama się domyśli – powiedziała cicho.

– Nie mogę. Ona mnie znienawidzi. Jej świat się zawali.

– To nie jest jej bajka, Beatko. To była twoja bajka o idealnej matce.

Wieczorem wróciłam do domu i zaczęłam szukać tanich opcji. Dekoracje z papieru, balony z marketu, tort do zrobienia samodzielnie. Przez chwilę nawet poczułam ulgę. Może jednak da się to jakoś ograć? Może wystarczy magia intencji?

Zawiodłam ją

Gdzieś w środku wiedziałam, że Julka się nie zachwyci. Ona nie znała świata bez złotych balonów i pudełek z drogimi prezentami. Znała tylko wersję życia, którą jej pokazałam.

Była sobota. Trzy dni do urodzin. Julka krążyła po domu w różowej piżamie z koroną na głowie, z kartką, na której wypisała listę gości i dekoracji. Co chwilę coś dopisywała, rysowała balony, serduszka, fontanny.

– Mamo, a kiedy przyjdą dekoratorzy? – zapytała znienacka, zerkając na mnie znad kredki. – I czy już zamówiłaś tort?

Zamarłam z kubkiem kawy w dłoni.

– Kochanie… – usiadłam naprzeciw niej przy stole. – Musimy porozmawiać.

Spojrzała na mnie uważnie, ale wciąż się uśmiechała. Była pewna, że powiem coś ekscytującego. Że to może będzie niespodzianka.

– To jakiś żart? – zapytała, kiedy powiedziałam jej, że straciłam pracę i nie stać mnie na imprezę. – Powiedz, że to żart.

– Przepraszam, Julka. Naprawdę próbowałam. Ale nie dam rady w tym roku. Nie mam już pieniędzy.

Była wściekła

Zerwała się od stołu.

– Nienawidzę cię! – wrzasnęła. – Zabrałaś mi wszystko! Obiecałaś! Zawsze obiecujesz! Nigdy ci nie wybaczę!

Wybiegła do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. A ja zostałam przy stole, z kartką pełną rysunków i kubkiem zimnej kawy. Czułam się, jakby ktoś powoli wyjmował mi serce przez gardło.

Przez kilka godzin nie wyszła z pokoju. Słyszałam tylko przesuwane krzesło, szuranie papierów, czasem cichy szloch, który wbijał się we mnie jak nóż. Nie próbowałam naciskać. Stałam pod drzwiami, mówiłam, że ją kocham, że jestem obok.

Wieczorem, kiedy mieszkanie już pogrążyło się w ciszy, usiadłam na kanapie z laptopem na kolanach i zaczęłam po raz kolejny przeglądać oferty pracy. Wysyłałam CV tam, gdzie jeszcze miesiąc temu nawet bym nie spojrzała.

Nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, aż w końcu otworzyłam stare albumy. Urodziny z lamą. Julka w tiulowej sukience z rękami w górze, otoczona gromadką dzieci. Ja z kieliszkiem prosecco, śmiejąca się.

Chciałam to naprawić

W niedzielę rano drzwi się uchyliły. Weszła do kuchni w tej samej piżamie. Włosy miała potargane, oczy opuchnięte. Usiadła przy stole naprzeciwko mnie, nie patrząc w moją stronę.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej?

Zamarłam. Wzięłam głęboki wdech.

– Myślałam, że jeśli ci powiem, to już nigdy nie spojrzysz na mnie tak samo.

– No to miałaś rację – powiedziała cicho, ale twardo. – Już ci nie wierzę.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wszystko, co mogłam, brzmiało albo jak tłumaczenie, albo jak żal.

– Tak bardzo się bałam, że jeśli przestanę być tą, która zawsze wszystko załatwia, to się rozsypiesz.

– A ja się rozsypałam, bo mnie okłamałaś. Bo wszyscy w szkole się dowiedzą, że nie będzie niczego. Będą się śmiać.

Chciałam jej powiedzieć, że to nieprawda, że dzieci szybko zapominają, że liczy się coś więcej. Ale wiedziałam, że teraz nie chce słyszeć żadnych mądrości.

– Przepraszam, Julka. Nie wiem, jak to naprawić, ale… bardzo bym chciała.

Nie odpowiedziała. Wstała od stołu i poszła do swojego pokoju. Tym razem bez trzaskania drzwiami. A ja zostawiła mnie z ciszą, której nie umiałam już niczym wypełnić.

Reklama

Beata, 41 lat

Reklama
Reklama
Reklama