„Córka mnie wyśmiała, bo poszłam na plażę w bikini. Uważa, że wdowie nie przystoi, a ja na starość chcę jeszcze pożyć”
„Kasia i dzieci poszli przodem, ja dreptałam za nimi, niosąc tylko torebkę, mały ręcznik i słomkowy kapelusz, który zawsze zsuwał mi się na oczy. Miałam na sobie długą sukienkę, ale pod spodem – po raz pierwszy w życiu – założyłam bikini”.

- Redakcja
Większość ludzi znała mnie jako „panią Halinę”, nauczycielkę biologii, z tych surowych, co to zawsze miały kredę w dłoni i spojrzenie, które potrafiło zamrozić klasę w sekundę. Potem stałam się „babcią Haliną” – tą od sernika bez cukru, z zapasem plastrów i znajomością nazw wszystkich leków. Przynajmniej tak mnie postrzegano.
Żyłam w rutynie
Moje dni mijały jednostajnie – herbata o siódmej, spacer do warzywniaka, sudoku w południe. Wieczorem krzyżówki i powtórki seriali. Niby spokojnie, niby wygodnie… a jednak coraz częściej dopadała mnie myśl, że już wszystko, co miało się wydarzyć, wydarzyło się dawno temu. Że ja – ta prawdziwa ja – gdzieś się po drodze zgubiła. Zakopana pod obowiązkami, oczekiwaniami, pod tą całą grzecznością i rozsądkiem.
Jako młoda dziewczyna byłam grzeczna – zawsze z wyprasowaną spódnicą i książką pod pachą. Potem wzorowa żona – milcząca, wspierająca, niewidzialna. A później poważna matka, która nigdy się nie skarżyła i wszystko robiła, jak trzeba.
Wyjazd nad morze z Kasią – moją córką – i jej dziećmi był prezentem na moje urodziny.
– Mamusiu, należy ci się odpoczynek – powiedziała z uśmiechem, wręczając mi zaproszenie.
Też się uśmiechnęłam, ale gdzieś w środku poczułam niepokój. Bałam się, że będę im przeszkadzać. Czułam, że jestem dodatkiem – do pilnowania, do towarzyszenia. Jak broszka przypięta do sukienki – ozdobna, ale lepiej, żeby nie rzucała się w oczy.
Myślała, że żartuję
Pakując walizkę, starałam się nie zajmować zbyt wiele miejsca. Koszula, sweter, spodnie, sandały. I wtedy, gdzieś na dnie szafy, natknęłam się na granatowe bikini. Leżało tam od lat. Kupiłam je kiedyś w przypływie odwagi, ale nigdy nie miałam odwagi go założyć.
– Mamo, weź coś na plażę, dobrze? – zawołała Kasia z korytarza, zaglądając przelotnie do mojego pokoju.
– Może to bikini… – rzuciłam żartobliwie, pokazując kostium z teatralnym gestem.
Kasia przewróciła oczami i westchnęła ciężko:
– Mamo, błagam, tylko się nie wygłupiaj.
Odłożyłam bikini na bok. Ale potem schowałam je do walizki.
Plaża była zatłoczona, rozgrzana jak patelnia, a powietrze lepkie od kremów do opalania i smażonych frytek. Kasia i dzieci poszli przodem, ciągnąc torby, materac i parawan, ja dreptałam za nimi, niosąc tylko torebkę, mały ręcznik i słomkowy kapelusz, który zawsze zsuwał mi się na oczy.
Miałam na sobie długą sukienkę, ale pod spodem – po raz pierwszy w życiu – założyłam bikini. To stare, granatowe, o którym nawet zapomniałam, że jeszcze je mam. Nie planowałam się w nim pokazywać, ale im bliżej byliśmy wody, tym bardziej coś we mnie mówiło: „A może by tak...?”.
Zdobyłam się na odwagę
Kiedy znaleźliśmy miejsce, Kasia rozłożyła parawan. Dzieciaki rzuciły się w stronę wody, nawet nie zdejmując butów. Ja stanęłam na chwilę, zsunęłam sukienkę i… poczułam, jak wiatr muska moje ramiona i brzuch. Przez chwilę ogarnęło mnie coś dziwnego – nie tyle wstyd, co lekki zawrót głowy. Jakbym zrobiła coś niestosownego. Rozejrzałam się, ale nikt mnie nie obserwował – może poza Kasią.
Spojrzała na mnie, a jej twarz zrobiła się sztywna. Podeszła powoli, pochyliła się i powiedziała cicho:
– Mamo, naprawdę? Nie mogłaś chociaż czegoś zarzucić na siebie?
Patrzyła na mnie z zażenowaniem. Nie gniewała się, ale było jej wyraźnie niewygodnie. Ja za to… poczułam coś na kształt dumy. Może śmiesznej, może spóźnionej, ale jednak dumy. Odpowiedziałam jej spokojnie:
– To tylko ciało, Kasiu. Mam je od sześćdziesięciu pięciu lat. W końcu je zaakceptowałam.
Nie odpowiedziała. Odwróciła się i zaczęła coś szukać w torbie. Wnukowie, kiedy wrócili, udawali, że mnie nie zauważają. Siedzieli obok, ale bez słowa. Ja natomiast rozłożyłam ręcznik, usiadłam i wystawiłam twarz do słońca. Czułam, jak rozgrzewa mi skórę, jak wiatr przynosi zapach słonej wody i smażonych ryb. Miałam łzy w oczach, ale nie ze smutku. Z żalu, że tak długo się bałam.
Wstydzili się mnie
Następnego dnia od rana czułam się nieswojo. Kasia była uprzejma, ale jakby bardziej zajęta niż zwykle. Dzieci praktycznie się do mnie nie odzywały. Zjedliśmy razem śniadanie w hotelowej jadalni – ja wcisnęłam w siebie dwie kromki suchego chleba, udając, że wszystko jest w porządku.
Wszyscy mówili o planach na dzień – plaża, potem lody, a wieczorem kolacja na deptaku. Ja przytakiwałam i uśmiechałam się tak, jak przez całe życie: cicho, niezauważalnie.
Na plaży znów było gwarno. Dzieci od razu pognały do wody, a ja rozłożyłam ręcznik obok Kasi, która siedziała pod parasolem z telefonem w ręku. Przez chwilę milczałyśmy. Próbowałam coś powiedzieć o pogodzie, o morzu, ale ona tylko skinęła głową. Czułam, że między nami narasta mur. Może ja go zbudowałam, zakładając to bikini. A może on istniał od dawna, tylko teraz wreszcie go zauważyłam.
Chciałam zrobić rodzinne zdjęcie. Wzięłam telefon i zawołałam:
– Dzieciaki, chodźcie na chwilkę, zrobimy zdjęcie z babcią!
Nikt nie zareagował. Powtórzyłam głośniej, ale tym razem wnuk skrzywił się i rzucił przez ramię:
– Nie teraz, babciu, serio…
Kasia spojrzała na mnie i powiedziała:
– Może później, mamo, dobra? Oni są teraz zajęci. I musimy wracać wcześniej, bo chcą iść na gokarty.
Nie rozumiała mnie
Siedziałam więc na ręczniku, obserwując ludzi, którzy rozmawiali, śmiali się, robili sobie zdjęcia. Nikt nie zauważał starszej kobiety w bikini, która coraz bardziej miała ochotę zawinąć się w ręcznik i zniknąć.
Po powrocie do hotelu weszłam do łazienki i długo patrzyłam w lustro. Stałam tam w samym kostiumie, mokrych włosach i okularach przeciwsłonecznych zsuniętych na czoło. Myślałam o tym, jak trudno mi czasem przypomnieć sobie, że mam prawo do obecności, do głosu.
Wracałam właśnie z tarasu, gdzie próbowałam poczytać, gdy w windzie spotkałam starszą kobietę z sąsiedniego pokoju. Miała krótkie, siwe włosy i duże okulary przeciwsłoneczne. Uśmiechnęła się do mnie tak, jakbyśmy już się znały.
– Podziwiam panią – powiedziała nagle. – Też mam bikini, ale nigdy nie miałam odwagi go założyć.
Zaskoczyła mnie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc tylko się uśmiechnęłam.
– Całe życie kryłam się pod ręcznikiem. A pani tak po prostu… Jakby to było nic.
Spojrzałam na nią i odpowiedziałam cicho:
– Bo to nic. To tylko kostium.
Było jej głupio
Nie zauważyłam, że Kasia szła kilka kroków za nami. Słyszała wszystko. I po raz pierwszy spojrzała na mnie inaczej. Wieczorem, kiedy dzieci zasnęły, zapukała do mojego pokoju. Usiadła na brzegu łóżka, jak za dawnych lat, gdy miała problem w szkole i nie chciała powiedzieć tacie.
– Mamo… przepraszam, że się ciebie wstydziłam. Ale ty mnie zaskoczyłaś – powiedziała, patrząc gdzieś w bok.
Nie odpowiedziałam od razu. Nie dlatego, że nie chciałam. Po prostu nie wiedziałam, od czego zacząć. W końcu powiedziałam spokojnie:
– A może to właśnie czas, żebyś mnie poznała.
Zamilkła. Po chwili sięgnęła po moją dłoń.
– Nie wiedziałam, że możesz być… taka. Swobodna. Odważna.
– Zawsze taka byłam. Tylko nikt tego nie chciał widzieć.
Poczułam, jak napięcie we mnie puszcza. Łzy same napłynęły mi do oczu, ale nie były gorzkie. Były jak ulga. Kasia się nie odsunęła. Ścisnęła moją rękę mocniej i została tak jeszcze chwilę, bez słów.
Halina, 65 lat
Czytaj także:
- „Choć nie mamy dzieci, mąż na majówce zabawił się w tatusia. Ciekawe kiedy miał w planach przedstawić mi tego szkraba”
- „Jęki i wrzaski zza płotu sąsiada doprowadzały mnie do szału. Okazało się, że to wcale nie był niewinny pilates”
- „Kiedy jego nasionko kolejny raz we mnie nie zakiełkowało, on nawet mnie nie utulił. Z rozkoszą zajął się kimś innym”