„Córka na przyjęciu będzie księżniczką w bielutkiej bezie. Kreacja na komunię ma być jak na wesele, a nie na pogrzeb”
„Moja komunia była skromna, sukienkę miałam po kuzynce. Wstydziłam się wtedy i obiecałam sobie, że moje dziecko dostanie wszystko, co najlepsze. Julia wydawała się wycofana, ale tłumaczyłam to stresem. Ja czułam dumę i odpowiedzialność. Ten dzień miał być perfekcyjny. Dla niej. A może bardziej – dla mnie”.

- Redakcja
Przygotowania do komunii Julii trwały miesiącami. Każdy detal musiał być dopracowany – od zaproszeń, przez dekoracje kościoła, po sukienkę. Dla mnie to było coś więcej niż uroczystość – to miało być spełnienie marzenia, którego nie zrealizowano, gdy byłam dzieckiem.
Moja komunia była skromna, sukienkę miałam po kuzynce. Wstydziłam się wtedy i obiecałam sobie, że moje dziecko dostanie wszystko, co najlepsze. Julia wydawała się wycofana, ale tłumaczyłam to stresem. Ja czułam dumę i odpowiedzialność. Ten dzień miał być perfekcyjny. Dla niej. A może bardziej – dla mnie.
Nie mogłam jej zrozumieć
Zegar wskazywał siódmą trzydzieści, kiedy weszłam do pokoju Julii z sukienką w ręku. Słońce sączyło się przez zasłony, a w powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy i lakieru do włosów. Julia siedziała na łóżku w piżamie, bosa, z podkulonymi nogami. Spojrzała na mnie z niepokojem.
– No to co, księżniczko? Czas się ubrać – powiedziałam, wieszając sukienkę na drzwiach szafy.
Milczała. Podeszłam bliżej i otworzyłam pokrowiec. I wtedy to się zaczęło.
– Mamo, ja jej nie założę – wyszeptała.
– Co proszę?
– Nie założę tej sukienki. Jest za ciasna. Nie chcę.
Zamarłam. Przecież była szyta na miarę, mierzyłyśmy ją dwa tygodnie temu!
– Co ty opowiadasz? Przymierzymy, zaraz się wszystko ułoży.
– Nie! – Julia odsunęła się na koniec łóżka. – Ona jest niewygodna i okropna!
Poczułam, jak wzbiera we mnie panika. Fryzjerka miała być za chwilę, goście w drodze, wszystko gotowe.
– Nie będziesz tego sabotować! Wszystko już gotowe, goście czekają! – krzyknęłam, próbując ukryć drżenie w głosie.
– Nie wyjdę! Nienawidzę tej sukienki! – wrzasnęła Julia, a jej oczy zaszkliły się łzami.
Spojrzałam na nią i przez chwilę nie poznawałam własnej córki.
– Nie rozumiem. Dlaczego teraz? Dlaczego mi to robi?
W mojej głowie rozbrzmiewało tylko jedno: przecież to wszystko robiłam dla niej.
Wszystko szło nie po mojej myśli
Zamknęłam drzwi od pokoju Julii i zeszłam do kuchni. Paweł stał przy ekspresie do kawy, z kubkiem w dłoni. Spojrzał na mnie zaskoczony – pewnie widział moją roztrzęsioną twarz, rozmazany makijaż.
– Co się dzieje?
– Ona nie chce założyć sukienki – powiedziałam zdławionym głosem. – Twierdzi, że jest za ciasna. Że jej nie lubi. Że nienawidzi. Tego wszystkiego.
– Spokojnie... może jest zestresowana? – Paweł odstawił kubek i podszedł do mnie. – Usiądź.
– Ja wszystko organizuję, myślę za wszystkich. A teraz mam się zgodzić, żeby wyszła w byle czym?
– Może przesadzamy? Może to dla niej za dużo?
– Za dużo? Paweł, to jeden dzień! Jeden! Czy naprawdę proszę o tak wiele? Chcę tylko, żeby wyglądała jak należy. Żebyśmy nie musieli się wstydzić.
– Iwona, wstydzić? Przed kim? Przed sąsiadką? Przed moją matką?
Prychnęłam i podniosłam ręce w geście bezsilności.
– Nie zrozumiesz. Dla ciebie to tylko dzień. Dla mnie to sprawdzian. Test, czy potrafię być matką. Porządną. Dobrą. Taką, której dziecko nie wystąpi w rozciągniętym sweterku i trampkach.
Paweł milczał. Widziałam, że się powstrzymuje, żeby nie odpowiedzieć ostro. Wpatrywałam się w stół. Serce waliło mi jak młot.
– Porozmawiam z nią, w końcu zrozumie.
Wstałam. Musiałam wrócić do Julii. Jeszcze wszystko mogło się ułożyć. Prawda?
Córka miała rację
Stałam przed drzwiami jej pokoju przez chwilę, która wydawała się wiecznością. W końcu nacisnęłam klamkę i weszłam. Julia siedziała na podłodze w kącie, wtulona w koc. Jej oczy były zaczerwienione, policzki mokre od łez. Spojrzała na mnie, ale nic nie powiedziała.
Usiadłam na brzegu łóżka.
– Julka... porozmawiajmy, dobrze?
Cisza.
– Ja tylko chcę, żebyś była szczęśliwa. Żebyś miała piękne wspomnienia. Wszystko zrobiłam z myślą o tobie.
Wtedy podniosła głowę. W jej spojrzeniu było coś, co mnie zatrzymało. Mieszanka bólu, zawodu i... gniewu.
– To niby mój dzień, ale wszystko ma być tak, jak ty chcesz.
Zaniemówiłam. Próbowałam się uśmiechnąć, obrócić to w żart, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
– Kochanie, co ty mówisz...
– Ty mnie przebierasz jak lalkę. W tej sukience nie mogę oddychać. Nie podoba mi się.
Wstała. Podeszła do mnie i spojrzała prosto w oczy.
– Nawet nie spytałaś, jak się czuję. Czy mi się podoba. Czy się dobrze w niej czuję.
Zamilkła. Ja nadal siedziałam nieruchomo. Czułam, jak w środku coś się we mnie łamie.
– Nie chciałam cię skrzywdzić – wyszeptałam.
– Ale mnie nie słuchałaś – odpowiedziała równie cicho.
To była prawda. Przez cały ten czas byłam zajęta planowaniem, urządzaniem, poprawianiem. A Julia? Julia po prostu była dekoracją w moim przedstawieniu.
Popełniłam błąd
Usiadłyśmy obok siebie na podłodze. Koc otulił nas obie. Nie patrzyłam na nią – wpatrywałam się w dywan, jakby miał mi dać odpowiedź, co teraz.
– Kiedy ja miałam komunię... – zaczęłam cicho. – Miałam sukienkę po kuzynce. Za dużą, zmechaconą. Mama nie miała pieniędzy na nową. Wtedy wydawało mi się, że wszyscy się na mnie gapią, że mnie oceniają. Że do nich nie pasuję.
Julia słuchała. Milczała, ale czułam, że próbuje mnie zrozumieć.
– Pamiętam, jak koleżanka zapytała, czy mam suknię od siostry zakonnej. Wiesz, wtedy się śmiałam. Ale w środku... było mi wstyd.
Zacisnęłam palce.
– Obiecałam sobie wtedy, że moje dziecko nie będzie się tak czuło. Że nie będzie się wstydzić. Że będzie miało wszystko, co najlepsze.
Spojrzałam na nią. Siedziała obok, wciąż zamknięta w sobie, ale nie odsuwała się już.
– I zapomniałam spytać, czego ty chcesz. Czy to w ogóle jest ci to potrzebne.
– Mamo... – szepnęła – ja rozumiem. Naprawdę. Ale to ma być mój dzień.
Westchnęłam.
– Masz rację. Jesteś moją córką. I masz prawo czuć się inaczej niż ja.
Objęłam ją.
– Jeśli chcesz, nie musisz wcale iść. Naprawdę. Już nic nie musisz. Tylko powiedz mi, co mogę dla ciebie zrobić.
Po raz pierwszy od rana Julia przytuliła się do mnie bez oporu.
W końcu mogła być sobą
Paweł wszedł do pokoju z cichym stuknięciem drzwi. W rękach trzymał białą, prostą sukienkę – bez falban, bez koronek, tylko miękki materiał i delikatny pasek w talii.
– Myślałem, że może... to by się jej spodobało – powiedział cicho, podając mi ją.
Podałam ją Julii bez słowa. Wzięła ją do rąk, spojrzała uważnie, potem na mnie. I skinęła głową.
– Chcę iść. Ale w tej sukience. I sama się ubiorę – powiedziała stanowczo.
Wyszłam z pokoju i zostawiłam ją samą. W kuchni nalałam sobie wody i po raz pierwszy od rana poczułam, że oddycham. Paweł stanął za mną i położył mi dłoń na plecach.
– Dobrze się spisałaś – powiedział cicho.
– Ty też – odpowiedziałam, czując, że łzy znowu napływają mi do oczu, ale tym razem nie były z rozpaczy.
Kiedy Julia zeszła po schodach, na chwilę zamarliśmy. Stała przed nami w nowej sukience, z luźno związanymi włosami. Nie wyglądała jak z katalogu. Nie wyglądała jak inne dziewczynki. Ale była... piękna. Autentyczna. Spokojna.
W kościele nikt nie komentował jej stroju. Goście składali życzenia, robili zdjęcia, rozmawiali. A ja? Patrzyłam na Julię, jak uśmiecha się nieśmiało, jak rozmawia z babcią, jak je truskawki z bitą śmietaną. I po raz pierwszy poczułam, że moje dziecko nie gra żadnej roli. Jest sobą.
A ja pozwoliłam jej na to.
To była cenna lekcja
Wieczorem, gdy ostatni goście już wyszli, a stół w salonie był w połowie uprzątnięty, usiadłam z kubkiem herbaty przy oknie i patrzyłam na Julię, która siedziała w ogrodzie z ojcem i śmiała się z czegoś, czego nie słyszałam. I nagle zrozumiałam, że tego dnia wydarzyło się coś znacznie ważniejszego niż komunia. Coś, czego nie zaplanowałam i nie przewidziałam. Coś prawdziwego.
Zawsze wydawało mi się, że rodzicielstwo to seria testów do zaliczenia: czy dziecko dobrze się uczy, czy jest schludne, grzeczne, elegancko ubrane. Że to nieustanne budowanie idealnej sceny, w której wszystko musi być pod kontrolą. Ale dzisiaj... dzisiaj pozwoliłam tej scenie się zawalić. I z ruin wyłoniła się prawda.
To nie suknia definiuje dziewczynkę. Ani fryzura. Ani perfekcyjna fotografia do albumu. To, co naprawdę się liczy, to jej głos. Jej potrzeba. Jej „nie chcę” wypowiedziane ze łzami w oczach. I moja gotowość, by go usłyszeć.
Wciąż się boję. Wciąż boję się opinii innych, swoich własnych błędów, tego, że nie sprostam czyimś oczekiwaniom. Ale pierwszy raz od dawna czuję, że jestem naprawdę matką. Nie reżyserką przedstawienia, tylko osobą, która ma towarzyszyć, słuchać, być.
Julia zasnęła tego wieczoru spokojnie, z uśmiechem. A ja siedziałam jeszcze długo obok jej łóżka, patrząc na nią i szeptem powtarzając: „Przepraszam. I dziękuję”.
Iwona, 36 lat
Czytaj także:
- „Na pierwszą komunię córki nadciągnęła rodzinna burza. Chrzestna dała mi do wiwatu, ale to mąż najbardziej mnie zranił”
- „Synowa odstawia taki cyrk, że ksiądz na komunii wnuczki wyklnie nas z ambony. Takiej skąpej baby dawno nie widziałam”
- „Gdy macocha wjechała na komunię z dubajskim tortem, wszystkim opadły szczęki, ale nie z zachwytu. To był koszmar”