Reklama

Nie jestem osobą, która lubi porównywać się z innymi. Nigdy nie miałam problemu z tym, że nie noszę markowych ubrań, nie jeżdżę na egzotyczne wakacje, a moje kosmetyki pochodzą z promocyjnych półek w drogeriach. Wystarczało mi to, co miałam, bo nigdy nie czułam potrzeby udowadniania czegokolwiek sobie czy innym. Aż do momentu, kiedy zobaczyłam te perfumy. Niby tylko flakonik, niby tylko zapach, ale w środku mnie coś pękło.

Reklama

Widziałam radość na jej twarzy

Moja córka, osiemnastolatka, dostała je od swojego chłopaka. Czterysta złotych – tyle kosztowały. Więcej niż moja miesięczna kosmetyczka, więcej niż moje najdroższe buty. Stałam w łazience, patrząc na ten elegancki flakon i czułam… wstyd. Nie przed innymi, ale przed nią. Bo co to mówiło o mnie jako matce? Że nie stać mnie nawet na luksus, który jej chłopak uznał za oczywisty prezent? Że przez całe życie przyzwyczaiłam się do bycia „tą oszczędną” i już nawet nie próbuję inaczej? I choć to głupie, tamtej nocy nie mogłam zasnąć.

– Mamo, patrz, co dostałam! – zawołała podekscytowana Zuzia, wchodząc do domu. W rękach trzymała małą, elegancką torebkę z logo znanej perfumerii.

Stałam w kuchni, krojąc cebulę do obiadu. Spojrzałam na nią przez ramię, wycierając dłonie o kuchenny ręcznik.

– Od Kamila? – zapytałam, chociaż odpowiedź była oczywista.

– No pewnie! – zaśmiała się i ostrożnie wyciągnęła z torebki śliczny, kryształowy flakonik. – Mówił, że to zapach, który do mnie pasuje.

Uśmiechnęłam się, ale coś mnie ścisnęło w środku. Wiedziałam, ile te perfumy kosztują. Widuję je czasem w drogerii, mijam półkę z nimi, patrzę na cenę i wzdycham, bo to nie mój przedział cenowy. Zwykle sięgam po coś tańszego – byle ładnie pachniało i było na promocji.

– Piękny prezent – powiedziałam, starając się, żeby mój głos brzmiał naturalnie.

– Prawda? – Zuzia psiknęła sobie trochę na nadgarstek i podsunęła mi dłoń. – No powąchaj!

Przybliżyłam nos i wciągnęłam zapach. Był intensywny, głęboki, elegancki. Nie miał nic wspólnego z moimi tanimi mgiełkami, które traciły zapach po godzinie. Zuzia odłożyła flakonik na półkę w łazience i pobiegła do swojego pokoju. A ja stałam tam jeszcze przez chwilę, patrząc na te perfumy i czując coś, czego nie potrafiłam do końca nazwać. Wstyd? Że moja córka ma coś takiego, a ja nie? Że dziewiętnastoletni chłopak mógł sobie na to pozwolić, a ja, jej matka, nie wydałabym na to ani złotówki?

Zazdrościłam własnej córce

Następnego dnia, kiedy Zuzia wyszła do szkoły, znów stanęłam w łazience przed półką. Flakonik perfum lśnił w świetle poranka. Przez chwilę po prostu na niego patrzyłam, po czym ostrożnie wzięłam go do ręki. Odkręciłam korek i powąchałam. Piękny, luksusowy zapach wypełnił moją głowę. Zawahałam się, a potem, zanim zdążyłam się powstrzymać, psiknęłam sobie trochę na nadgarstek. Zamknęłam oczy i wciągnęłam powietrze. Pachniałam… drogo. To było pierwsze słowo, które przyszło mi do głowy. Jak kobieta sukcesu, której nie stać tylko na tanie zamienniki.

Z jakiegoś powodu uśmiechnęłam się do siebie. Ale chwilę później przyszło poczucie winy. Co ja robię? Psikam się perfumami mojej córki? Takie drogie, takie ekskluzywne, a ja je zużywam, jakby były moje? Szybko zakręciłam flakonik i odstawiłam go na półkę. Zmyłam zapach z rąk pod kranem, jakbym chciała pozbyć się tego dziwnego uczucia.

Tamtego dnia w pracy czułam się nieswojo. Wciąż myślałam o tym, że nie mam nic, co sprawiłoby mi taką przyjemność. Że zawsze oszczędzam, wybieram tańsze rzeczy, bo przecież są ważniejsze wydatki. Ale czy naprawdę nigdy nie mogłam sobie pozwolić na coś, co sprawiłoby mi przyjemność? W przerwie na lunch otworzyłam telefon i weszłam na stronę perfumerii. Serce zabiło mi szybciej, kiedy zobaczyłam cenę. Nie mogłam sobie na to pozwolić. A jednak… Zamknęłam stronę i schowałam telefon.

Przecież też na to zasługuję

Wieczorem Zuzia wróciła do domu w doskonałym humorze. Mówiła o planach na weekend, o Kamilu, o nowym serialu, który muszę koniecznie obejrzeć. Wydawała się taka beztroska, jakby nie miała żadnych zmartwień. Ja natomiast czułam, jak coś mnie ściska w środku. Podczas kolacji nie wytrzymałam.

– Zuzia… Mogę cię o coś zapytać?

– Jasne – spojrzała na mnie z zainteresowaniem, biorąc kolejny kęs makaronu.

– Te perfumy… Kamil kupił je sam, czy może… no wiesz, namówiłaś go?

Zuzia spojrzała na mnie jak na kosmitę.

– Mamo, serio? Myślisz, że powiedziałam mu: „Ej, kup mi drogie perfumy”?

– Nie o to mi chodzi… – zaczęłam się plątać. – Po prostu… są bardzo drogie.

– Wiem – wzruszyła ramionami. – Kamil powiedział, że jak coś się kocha, to chce się to rozpieszczać.

Poczułam, jak coś mnie ściska w gardle. Rozpieszczać. Kiedy ostatni raz ja sama siebie rozpieściłam? Spojrzałam na Zuzię. Jej świat był prosty. Ktoś ją kochał, więc kupił jej coś pięknego. Nie musiała się martwić, skąd wziąć na to pieniądze, czy można było je wydać lepiej. A ja? Ja całe życie liczyłam każdą złotówkę, przeliczałam, kalkulowałam. Nie było miejsca na spontaniczność, na luksus. Może czas to zmienić?

Prezent dla siebie

Nazajutrz, wracając z pracy, zatrzymałam się przed witryną eleganckiej perfumerii w centrum handlowym. Normalnie przeszłabym obok, ale tym razem coś mnie powstrzymało. „Przecież mogę tylko powąchać” – pomyślałam, choć już wtedy wiedziałam, że to nieprawda. Weszłam do środka, czując się jak intruz w świecie błyszczących flakoników i uprzejmych ekspedientek.

– W czym mogę pomóc? – zapytała kobieta w perfekcyjnym makijażu, uśmiechając się nienagannie.

– Chciałabym… tylko zobaczyć kilka zapachów – odpowiedziałam cicho.

Oczywiście od razu podsunęła mi perfumy, które znałam z łazienki Zuzi. Psiknęła nimi na papierowy pasek i podała mi go z uśmiechem.

Poczułam znajomy zapach.

– To jeden z naszych bestsellerów – powiedziała ekspedientka. – Elegancki, ponadczasowy. Na pewno doda pani pewności siebie.

Pewności siebie. Czy właśnie tego mi brakowało?

– A ile kosztuje? – zapytałam, choć doskonale wiedziałam.

Czterysta dwadzieścia dziewięć złotych.

Wiedziałam, że powinnam się odwrócić i wyjść. To była absurdalna kwota jak na buteleczkę płynu. Ale zamiast tego powiedziałam:

– Poproszę.

Sama nie wierzyłam w to, co robię. Kiedy wychodziłam ze sklepu, czułam się dziwnie. Podekscytowana, winna, szczęśliwa, zła na siebie jednocześnie. „Głupota” – mówiła mi jedna część mózgu. „Zasłużyłaś” – odpowiadała druga. Nie wiedziałam jeszcze, która miała rację.

Czułam wyrzuty sumienia

Gdy weszłam do domu, miałam ochotę ukryć torebkę w szafie i udawać, że nic się nie stało. Ale przecież stało się. Wydałam czterysta dwadzieścia dziewięć złotych na perfumy. Nie na rachunki, nie na zakupy spożywcze, nie na coś „praktycznego”. Dla samej siebie. Postawiłam flakonik na komodzie w sypialni i usiadłam na łóżku. „Co ja najlepszego zrobiłam?” – biłam się z myślami. Przez całe życie nauczyłam się odmawiać sobie drobnych przyjemności. Bo zawsze były ważniejsze rzeczy. Bo trzeba było oszczędzać. Bo luksusy były dla innych, nie dla mnie.

A teraz miałam je na wyciągnięcie ręki. Przez chwilę po prostu patrzyłam na buteleczkę. Potem powoli odkręciłam korek i psiknęłam odrobinę na nadgarstek. Wciągnęłam powietrze. Pachniałam… jak ktoś, kto może sobie pozwolić na coś pięknego. Jak kobieta, która nie musi się tłumaczyć ze swoich wyborów. Jak ktoś, kto w końcu pozwolił sobie na coś więcej niż tylko rozsądek.

Usłyszałam, jak Zuzia wraca do domu. Po chwili zajrzała do mojego pokoju.

– Mamo, co tak ładnie pachnie? – zmarszczyła brwi i podeszła bliżej. – Zaraz… czy to moje perfumy?

Zrobiło mi się gorąco.

– Nie – odparłam. – To moje.

Zuzia spojrzała na mnie zaskoczona.

– Twoje?

– Tak. Kupiłam sobie.

Przez moment się nie odzywała. Potem uśmiechnęła się szeroko.

– No, no! – zaśmiała się. – Mamo, ale się zrobiłaś luksusowa!

Roześmiałam się razem z nią. Może pierwszy raz od dawna poczułam, że naprawdę na to zasługuję.

Raz nie zawsze

Wieczorem, kiedy Zuzia poszła do swojego pokoju, a w domu zapadła cisza, wróciłam do sypialni i spojrzałam na perfumy stojące na komodzie. Nie miałam już wątpliwości, czy powinnam je kupić. Nie był to rozsądny zakup. Był zachcianką. Ale czy całe życie musiałam być rozsądna? Czy każda złotówka musiała być wydana „mądrze”? Czy naprawdę nie mogłam raz zrobić czegoś tylko dla siebie? Usiadłam na łóżku i pomyślałam o wszystkich latach oszczędzania, odkładania swoich potrzeb na później.

Może w końcu pozwoliłam sobie na coś więcej niż tylko konieczność. Wzięłam flakonik do ręki, psiknęłam się raz jeszcze i zamknęłam oczy. Zapach był piękny. I był mój. Nie planowałam codziennie otaczać się luksusem. Nie zmieniłam się nagle w kogoś, kto wydaje lekką ręką pieniądze na drogie rzeczy.

Ale może od teraz pozwolę sobie na coś więcej niż tylko promocje w drogerii. Może znajdę równowagę między oszczędnością a małymi przyjemnościami. Bo przecież też na nie zasługiwałam. W końcu – dlaczego nie?

Reklama

Sylwia, 46 lat

Reklama
Reklama
Reklama