„Córka chciała zostać kochanką mojego faceta. Uknuła plan jak zniszczyć nasz związek i zwabić go do łóżka”
„Czułam jego głębokie rozczarowanie, zawód. Pewnie powinnam była coś powiedzieć albo zrobić. Cokolwiek, przytulić go, pocałować, jednak nijak nie mogłam się przemóc. W starciu dziecko kontra mężczyzna wygrało dziecko”.

- Anita, 45 lat
W jednej chwili całe życie mi się zawaliło. Sądziłam, że w końcu wyszłam na emocjonalną prostą. Po przykrym rozwodzie i perypetiach singielki z odzysku, po uczuciowej huśtawce związanej z nowym związkiem, po wzajemnym docieraniu się – wreszcie wszystko się uspokoiło. Marcin się do nas wprowadził i od ponad roku tworzyliśmy zgrane stadło, jak sądziłam. Jasne, zdarzały się niesnaski. Szesnastoletnia Karola wykłócała się o czas powrotu z dyskoteki, bardziej seksowne ciuchy i w ogóle większy luz, zaś mój brak zdecydowania i konsekwencji wobec niej czasem irytowały Marcina. Jednak, pomijając te „bunty na pokładzie”, dobrze nam było razem.
Czułam się doceniana i szanowana, inaczej niż w małżeństwie. To dzięki Marcinowi po smutnych, szarych latach zaczęłam wierzyć, że i do mnie los się uśmiechnął. Odważyłam się być szczęśliwa, o co wcale nie tak łatwo komuś, kto od zawsze uważał, że na szczęście i miłość trzeba zasłużyć. I widać nie zasłużyłam!
Sielanka okazała się oszustwem
Karola wydawała mi się ostatnio jakaś nieswoja, unikała mnie, zamykała się w pokoju i szeptała z przyjaciółkami o jakichś sekretach, od których na przemian bladła i czerwieniała. Zaniepokojona, naciągnęłam ją na zwierzenia i usłyszałam dramatyczne wyznanie. Chryste, to nie mogła być prawda! Tylko dlaczego Karolina miałaby zmyślać? W takiej sprawie?! Niby w jakim chorym celu miałaby kłamać? Po co?
– Karolinko, jesteś pewna? Może źle zrozumiałaś jego intencje, może… Nie wiem, zbytnio popuściłaś wodze fantazji? W tym wieku to się zdarza – plątałam się, szukając nieco na oślep jakiegoś wyjaśnienia. Logicznego i do zaakceptowania.
Daremnie. Bo wciąż wracało natrętne pytanie: po co, na Boga, miałaby kłamać?! Jej zachowanie potwierdzało, że źle się dzieje. Nie dawała się przytulić. Odwracała się ode mnie, nie chciała spojrzeć mi w oczy, nawet rękę wyrwała, gdy spróbowałam jej dotknąć.
– Zostaw! Zebrałam się na odwagę, wyznałam, co… co mi zrobił, ale ty nie wierzysz! Obcy facet jest dla ciebie ważniejszy niż rodzona córka! Zgrywa dobrego wujka, ale za twoimi plecami mówi do mnie jak do kochanki. Tak, właśnie tak! Nie mam omamów. Twój święty Marcinek chce czegoś ode mnie! Widać woli młodsze. W końcu sam też jest od ciebie młodszy.
Przeraziłam się. Mniejsza o bezwzględne wytykanie mi wieku, zmarszczek, czy siedmiu lat różnicy między mną a Marcinem. Wszystko to bladło wobec strasznego oskarżenia, że mój ukochany skrzywdził mi córkę.
– Czy… Boże kochany, Karolinko, czy mam rozumieć, że on, że… zrobił to wbrew twojej woli? – wyszeptałam przez ściśnięte gardło.
– Sama nie wiem. Nie chciałam, ale zbajerował mnie, uwiódł, a mnie się podobało… Tak, podobało mi się! – rzuciła wyzywająco, choć wciąż unikała mojego wzroku. – I jemu też było dobrze. Tylko potem czułam się jakoś dziwnie, w końcu to jakby mój… ojczym czy coś… Nie chciałam tego z nim znowu robić, skoro wy oficjalnie niby jesteście razem.
Wzruszyła ramionami.
– Niby?! To był i jest mój mężczyzna. Jak mogłaś?! – wyrwało mi się i w tym samym momencie pojęłam, że popełniłam niewybaczalny błąd.
Karola zesztywniała i wycedziła wolno:
– Aha, więc to moja wina. Wiedziałam, że tak będzie, że całą winę zwalisz na mnie. Dlatego wcześniej nic nie mówiłam. Jesteś podła. Idź sobie. Nienawidzę cię! Jeszcze bardziej niż jego! – rzuciła się na łóżko z płaczem.
Pogłaskałam ją po plecach, ale wzdrygnęła się z obrzydzeniem i wykrzyczała:
– Wynoś się! Nie dotykaj mnie! Nigdy więcej! I jemu też to powiedz!
Załamana, przegrana i kompletnie bezradna wyszłam z jej pokoju. Usiadłam w fotelu i poczekałam na Marcina. Wrócił godzinę później i wszystkiemu zaprzeczył. Kategorycznie. Głośno, bez najmniejszego wahania nazwał Karolinę paskudną kłamczuchą. Młodocianą mitomanką. To zabolało.
– Nie nazywaj jej tak. Czemu miałaby zmyślać? Chciałabym ci wierzyć, ale…
– To uwierz, do cholery! Kocham cię. Chcę być z tobą. Karolinę traktowałem jak własne dziecko. Dbałem o nią, próbowałem wychowywać i nie pozwalałem sobie wchodzić na głowę. Oto cała moja zbrodnia! Nie jestem jakimś pomyleńcem! Nie kręcą mnie napalone małolaty. A już na pewno nie uwodziłbym twojej córki! Oszalałaś?!
– Boże, Boże… – ukryłam twarz w dłoniach.
Czułam się taka skołowana. Nie wiedziałam, co myśleć, komu wierzyć.
Ukochany mężczyzna kontra własne dziecko. Któreś kłamało!
Dusza wyrywała się ku Marcinowi, mojej ostatniej nadziei na szczęście, ale… Znałam go ledwie dwa lata. Był obcy. Co innego Karola, moja córeczka. Serce matki skłaniało się ku niej.
– Po co miałaby kłamać? W jakim chorym celu miałaby zmyślać coś takiego?
– Żeby się zemścić! – warknął. – Bo leciała na mnie, a ja ją ignorowałem. Bo robiła niemoralne propozycje i próbowała mnie pocałować, ale ją odepchnąłem i zażądałem, żeby przestała się zachowywać jak łatwa małolata!
Przesadził. Zerwałam się z fotela i go spoliczkowałam.
– Zabraniam ci tak mówić! Przecież to jeszcze dziecko! Twoja historia to absurd, niemożliwe, musiało ci się wydawać!
– Nic mi się nie wydawało – wycedził. – To tej smarkuli wydaje się, że jest kobietą. Poza tym nie przywykła, by jej odmawiać. Robi, co chce, a ty tolerujesz jej wybryki. Późne powroty, krótkie kiecki, wyzywający makijaż. Oto skutki!
– Co ty, jak możesz? – szeptałam urażona. – Teraz mnie atakujesz?
– Oskarżasz mnie o coś okropnego i się dziwisz? Bronię się, choć wkurza mnie, że muszę to robić, że bierzesz na poważnie bujdy tej rozwydrzonej gówniary. To znaczy, że w ogóle mnie nie znasz. Jak mam żyć z kobietą, która uważa mnie za przestępcę?
– A jak ja mam żyć z mężczyzną, który coś przede mną ukrywa? Jeżeli zalecała się do ciebie, czemu nic mi nie powiedziałeś?
– Nie chciałem cię martwić. Zresztą sądziłem, że to wybryk, krótkie zafascynowanie, które minie równie nagle, jak się pojawiło. Albo że to jakiś rodzaj testu na ojczyma. Nie wiem zresztą – pokręcił głową.
– Ja też, ja też – westchnęłam.
Rozmowa z Marcinem nic mi nie dała. Zamiast pomóc, wprawiła mnie w jeszcze większe zmieszanie. Któreś kłamało. Które?
Próba konfrontacji się nie powiodła, gdyż… Karola zniknęła. W trakcie naszej kłótni spakowała kilka rzeczy i uciekła. Dokąd? Teraz ta kwestia była najbardziej paląca. W tym stanie ducha mogła zrobić jakieś głupstwo. Na samą myśl, że snuje się gdzieś sama, nieszczęśliwa, w swoim mniemaniu zdradzona przez własną matkę, słabo mi się robiło. Zaczęłam telefonować po koleżankach Karoli. Nic nie wiedziały albo nie chciały powiedzieć. Potem po naszych znajomych. I znowu pudło.
No i zostałam sama
Chryste, a może była na tyle zdesperowana, że wybrała się do ojca? Darli koty, bo mój były mąż miał twardą rękę. Ponadto uraczył ją macochą i przyszywanym rodzeństwem. A jednak właśnie u niego się schroniła. Kiedy zadzwoniłam na jego komórkę, odebrał natychmiast, tyle że nie pozwolił mi nawet dojść do słowa. Od razu nazwał mnie wyrodną matką, dla której facet jest ważniejszy od własnego dziecka.
– Jak mogłaś niczego nie zauważyć?! – darł się. – Skrzywdził moją córkę. Nie daruję! Jutro z samego rana składam doniesienie do prokuratury. Karola nie chce, miga się, ale nie zamierzam w tej kwestii ustąpić. Wstydzi się, krępuje, to normalne. Ale to ten gnój powinien się wstydzić. I ty! Tobie też nie daruję. Odbiorę ci prawo do opieki!
Po tej groźbie się rozłączył. Marcin przyglądał mi się długą chwilę, nim zapytał:
– Będziesz walczyć? Czy pozwolisz, żeby twój mąż na spółkę z córeczką zniszczyli nam życie, a mnie na dokładkę spaskudzili opinię?
Przymknęłam oczy. Nie miałam siły, by wytrzymać jego palący, pełen pretensji wzrok.
– Przecież jeżeli jesteś niewinny, uwolnią cię od zarzutów, prawda?
– Ale syf będzie się za mną ciągnął! Oskarżenie nieletniej? Cholera, nie zdajesz sobie sprawy, jak takie gówno przykleja się do człowieka. Nieważne, że nic nie zrobiłem. Choć ty chyba nie jesteś pewna. Co miało znaczyć to „jeżeli”? – wyczekująco zawiesił głos, ale ja nie pospieszyłam z zapewnieniem, że mu wierzę.
– Aha, takie buty…
Czułam jego głębokie rozczarowanie, zawód. Pewnie powinnam była coś powiedzieć albo zrobić. Cokolwiek, przytulić go, pocałować, jednak nijak nie mogłam się przemóc. W starciu dziecko kontra mężczyzna wygrało dziecko. Marcin w pół godziny spakował się i zniknął z mojego domu oraz życia. Jakby uciekał. Więc może jednak zawinił.
Były mąż spełnił groźbę. Złożył doniesienie w prokuraturze i wniósł pozew do sądu rodzinnego. Choć z braku dowodów umorzono sprawę, sędzia ograniczył mi prawa rodzicielskie. Nawet jeśli Karola kłamała, było to przejmujące wołanie o pomoc. Nie zauważyłam, że jej potrzebuje. Nie zorientowałam się, że coś niewłaściwego dzieje się pod moim bokiem.
Świat mi się zawalił. Chodziłam do pracy, wykonywałam swoje obowiązki, coś tam jadłam, czasem posprzątałam, czasem obejrzałam coś w telewizji, ale wszystko robiłam mechanicznie. Bez przyjemności, przekonania, choćby iskry entuzjazmu, poczucia sensu. No i nie mogłam spać. Męczyłam się, gapiąc w sufit i zadręczając pytaniem: dlaczego? Czy faktycznie byłam aż taką okropną żoną, matką, beznadziejną kobietą i złym człowiekiem?
Co gorsza, wciąż nie znałam prawdy. Gdzieś w głębi duszy nie wierzyłam, żeby Marcin mógł zrobić krzywdę Karolinie. Ale znowu serce matki nie chciało się pogodzić z wersją rzeczywistości, w której moja córka kłamała, w której celowo i z premedytacją zniszczyła mój związek, mój dom, rodzinę, wiarę w siebie. Po co?
Odpowiedź poznałam przypadkiem
Przed tą całą aferą Karola zalała swój laptop sokiem. Oddałam go do naprawy i w ferworze spraw zupełnie o nim zapomniałam. Ona też, zwłaszcza że ojciec kupił jej nowy, lepszy. Po paru miesiącach zadzwonili do mnie z serwisu z ponagleniem. Zapłaciłam, odebrałam naprawiony komputer i tknięta przeczuciem zajrzałam do poczty elektronicznej. Hasło było dziecinnie proste. Ale to, co odkryłam, niewiele już miało wspólnego z dziecięcą niewinnością. Z wymiany maili między Karolą a jej koleżankami wynikało, że założyła się o to, czy uwiedzie Marcina.
Robiła, co mogła. Stosowała wszelkie sztuczki. Potem gdzieś się sama w tej grze pogubiła. Ambicję i upór, jak mi się wydaje, pomyliła z zauroczeniem, a Marcin śmiał tym uczuciem wzgardzić. Zamiast niej, młodej, ślicznej, wolał mnie, starą, nudną. W rywalizacji, o której nie miałam pojęcia, moja córka nie przebierała w słowach.
Za co ona mnie tak nienawidziła? Moje dziecko. Gdzie, kiedy popełniłam błąd? Chryste, powinna dostać Oscara za zgrywanie pokrzywdzonej niewinności! Tak jej współczułam. Niemal odchodziłam od zmysłów, wyobrażając sobie, co musiała przeżywać, i obwiniając się za to, co ją spotkało. Tymczasem cały czas kłamała! Łgała jak z nut – bezczelnie, samolubnie, okrutnie.
Czy zdawała sobie sprawę, jak bardzo skrzywdziła mnie i Marcina? Pozwoliła, aby sprawa trafiła do prokuratury. Nie wycofała się nawet wtedy, gdy sąd ograniczał mi prawa rodzicielskie. Może słusznie? Fatalnie ją wychowałam, skoro była zdolna do takiej cynicznej gry. A Marcin był niewinny. Czemu o nas nie walczyłam? Powinnam go przeprosić. Zapytać… Tylko czy mieliśmy jakąś wspólną przyszłość? Czy miałam prawo prosić o kolejną szansę? Lub o pomoc? Choćby jako przyjaciela. Potrzebowałam go. Boże, tak bardzo mi go brakowało!
Łzy ciurkiem płynęły po mojej twarzy. Zadzwoń do niego, przeproś. Sięgnęłam po komórkę, póki miałam odwagę. Kiedy usłyszałam jego głos, rozszlochałam się. Kochałam go i straciłam, bo zaufałam własnemu dziecku. Ale czy jako matka miałam inny wybór?
Jeżeli do tej pory czułam się pognębiona, załamana, to odkrycie oszustwa Karoli rozdarło mnie na pół. Z jednej strony odetchnęłam z ulgą, że nie przeżyła traumy. Z drugiej, jak ja miałam żyć dalej ze świadomością, że córka uknuła podstępny plan, by uwieść mi faceta? Dla durnego zakładu. Aż tak mną gardziła, aż tak się dla niej nie liczyłam? Później z zemsty za odrzucenie wymyśliła kłamstwo i brnęła w nie, nie bacząc na konsekwencje. Może się bała przyznać, a im dłużej milczała, tym trudniej jej było wyznać prawdę? Może. Oby. Ale nie byłam pewna. Już niczego byłam pewna.
Wsiadłam do samochodu i jechałam przed siebie. Nagle wpadłam w poślizg. Obudziłam się w szpitalu. Po pokoju nerwowo chodził Marcin. Zaniepokoił go mój telefon, szloch w słuchawce, nagle urwana rozmowa, a do reszty przeraziło go, że nie mógł się ze mną połączyć ponownie. Więc przybył. Mój rycerz na białym koniu. Obok łóżka siedziała Karola. Trzymała mnie za rękę. Z zaczerwienionymi od płaczu oczami. Ściskała moją dłoń, aż bolało. Tym razem to ona szukała kontaktu i mojego wzroku. Spojrzałam jej w oczy. Od czegoś trzeba było zacząć tę trudną rozmowę.