„Córka owinęła mnie sobie wokół palca i zrobiła ze mnie chłopca na posyłki. Nie chcę dłużej żyć pod jej dyktando”
„Próbowałem jakoś wynagrodzić mojej córce to, że okrutny los odebrał jej matkę. Miała wszystko, co chciała, również mnie i to na wyłączność. I właśnie to się na mnie zemściło. Chciałbym naprawić błędy, które popełniłem. Ale czy mi się uda?”
- Jan, lat 48
Z Basią pobraliśmy się na czwartym roku studiów. Wcześnie? Może i tak, ale my chcieliśmy być ze sobą razem od zaraz i na zawsze. Chyba przeczuwaliśmy, że mamy mało czasu... Dzięki pomocy rodziców, szybko kupiliśmy własne mieszkanie. Mieliśmy zabezpieczony byt, więc zaczęliśmy myśleć o dzieciach. Rok później na świat przyszła Małgosia.
Moja żona, choć miała dobrą pracę, postanowiła, że zostanie z dzieckiem w domu przez trzy pierwsze lata jego życia. Po tym czasie wróciła na etat, a Małgosia poszła do przedszkola. Córka rosła nam zdrowo, nie mieliśmy z nią żadnych problemów. W pracy też układało się wspaniale, ja awansowałem, a u Basi było to kwestią czasu. Brakowało tylko kłopotów...
Gdy Małgosia skończyła cztery lata, Basia zginęła w wypadku. Dla mnie świat się skończył, wszystko straciło sens. Nie wiem, co by wtedy ze mną było, gdyby nie Małgosia. Ona mobilizowała mnie do życia, do działania. Tylko ona.
Naturalnie wszyscy mi współczuli i chcieli pomagać, ale wkrótce okazało się, że teść przestał dysponować nadmiarem pieniędzy, a teściowa wolnym czasem. Moi rodzice mieszkają za granicą, a odkąd mama zachorowała na stwardnienie rozsiane, nie wiodło im się najlepiej. Musiałem liczyć przede wszystkim na siebie. Z czasem zacząłem w tym widzieć pozytywy. Bo co by ze mną było, gdybym nie musiał zajmować się Małgosią? Pewnie popadłbym w depresję albo zacząłbym pić, a tak nie mogłem sobie na to pozwolić, bo musiałem prowadzić dom, zarabiać pieniądze i wychowywać córkę.
Muszę podać jej kolację
Jak to zwykle w takich wypadkach bywa, próbowałem wynagrodzić córce niesprawiedliwość losu; chciałem, żeby miała beztroskie dzieciństwo; żeby jej niczego nie brakowało... Naturalnie nie mogło to się skończyć niczym innym jak wychowawczą klęską. Małgosia wyrosła na rozkapryszoną, leniwą i pyskatą pannę. W wieku czternastu lat ubierała się jak osiemnastolatka, nie chciała się uczyć, nie umiała nic zrobić w domu.
Tak naprawdę zdałem sobie z tego sprawę, dopiero gdy poznałem Krystynę. Owszem, już wcześniej bywało, że mnie denerwowało to czy tamto w Małgosi, że złościłem się sam na siebie za to, że ją rozpuściłem, ale przechodziło mi to dość szybko i w zasadzie nigdy na poważnie nie podjąłem decyzji, żeby zmienić coś w wychowywaniu córki. To jedna z rozmów z Krystyną spowodowała, że zadźwięczał w mojej głowie alarm.
– Wybacz, Krysiu – powiedziałem po godzinie spędzonej razem w kawiarni – ale muszę już iść do domu.
– Jest jeszcze wcześnie – zdziwiła się. – Naprawdę musisz iść, czy po prostu nie chcesz zostać?
– Przecież wiesz, że muszę.
– A możesz mi powiedzieć dlaczego?
– Mam córkę i...
– Wiem, że masz córkę.
Zapadła cisza. Krysia patrzyła na mnie wyczekująco, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć, bo przecież już udzieliłem wyczerpującej odpowiedzi. W końcu milczenie przerwała ona:
– Janku, twoja córka ma już czternaście lat, jest zdrowa fizycznie i psychicznie, więc zupełnie nie rozumiem, dlaczego ty musisz być w domu przy niej o godzinie dziewiętnastej. Przecież nie namawiam cię, żebyś zostawił ją samą na całą noc.
– Muszę podać jej kolację... – zacząłem.
Tylko zadzwonię do Małgosi
Krysia nie wytrzymała i wybuchła śmiechem. Z początku poczułem się urażony, ale po chwili dotarło do mnie, że to, co powiedziałem, rzeczywiście dla kogoś z zewnątrz może być śmieszne.
– Przepraszam cię – powiedziała Krystyna, gdy już się uspokoiła. – Naprawdę bardzo cię przepraszam.
– Nie gniewam się. A nawet cię rozumiem. Ale i ty postaraj się zrozumieć mnie. Nie mogę zachowywać się tak, jakbym miał ją gdzieś. Nie mogę jej zaniedbywać. Ona musi wiedzieć, że…
– Że nie musi liczyć na siebie, nie musi umieć sobie radzić, bo jest tatuś, który w porę wróci do domku i zrobi kolację? Janku, ona ma już 14 lat!
Znowu zapadła cisza. Jednak po chwili Krystyna kontynuowała:
– Zrozum, że coraz trudniej mi odnaleźć się w takiej sytuacji. Potrafię się tobą dzielić z twoją córką, ale ty zdecydowanie przesadzasz. Chciałabym mieć cię na dłużej…
– Masz rację – przerwałem jej – ale ja już próbowałem to zmienić i nic mi z tego nie wyszło.
– Wiem, że to trudne – powiedziała i dotknęła mojej dłoni – ale im później zaczniesz, tym trudniej ci będzie naprawić to, co popsułeś.
– Myślisz, że mi łatwo było? Myślisz, że ja specjalnie ją tak rozpuściłem?
– Nigdy tak nie myślałam. Zawsze szczerze cię podziwiałam. Zresztą nie tylko ja. I ty wiesz o tym. Jesteś niesprawiedliwy.
– Czy mogę ci to jakoś wynagrodzić? – zapytałem, zalotnie się uśmiechając. – Co byś powiedziała na wspólną kolację tutaj? – odpowiedziałem.
– Czemu nie, całkiem tu miło.
– Tylko zadzwonię do Małgosi, żeby się nie martwiła.
– Oczywiście. Sama bym cię do tego namawiała, gdybyś o tym nie pomyślał.
Jak mam to zrobić?
Kolacja była miła, ale do domu wracałem rozbity. Z jednej strony miałem za sobą udaną randkę, ale z drugiej powziąłem decyzję, że koniec z rozpuszczaniem córki, że czas przygotować ją do życia. Wiedziałem, że to nie będzie łatwe.
– Później już nie mogłeś wrócić? – przywitała mnie Małgosia.
– A ty nie śpisz? – odpowiedziałem.
– Bez kolacji? – zapytała retorycznie.
– To nie jadłaś jeszcze?
– A co miałam jeść?
– No nie wiem, trzeba było coś sobie zrobić. Lodówka przecież nie jest pusta.
– A ona sobie zrobiła, czy ty jej zrobiłeś?
– Krysia? Byliśmy w restauracji.
– O! Ciekawe, co na to powie babcia, jak jej naskarżę, że nie zjadłam kolacji, bo ojciec poszedł w tango z jakąś babą.
– Musimy sobie coś wyjaśnić – powiedziałem ostro. – Po pierwsze, nie strasz mnie babcią. Po drugie, czas już, żebyś sama sobie robiła kolację. Po trzecie, nie nazywaj pani Krysi babą!
– Bo co? Będzie twoją żoną, a moją macochą? Teraz chociaż wiem, na czym stoję.
Z płaczem pobiegła do swojego pokoju. Poszedłem tam za nią. Było mi jej żal, ale wiedziałem, że muszę być stanowczy.
– Gosiu – zacząłem. – Jesteś dla mnie najważniejsza, ale ja też mam swoje życie.
– Ty masz, a mama nie ma – przerwała mi, łkając.
Rano zadzwoniłem do Krysi.
– Muszę odwołać nasz dzisiejszy obiad.
Odpowiedział mi trzask odkładanej słuchawki. Poczułem wściekłość na córkę za to, co robi z moim życiem i podjąłem decyzję, że nie pozwolę jej na to. Nie chciałem jej znienawidzić, więc musiałem ją mniej kochać. A właściwie nie mniej, tylko mądrzej. Tylko, jak to zrobić...?