Reklama

– Kupiłaś warzywa? Udało ci się znaleźć tę sałatę rzymską, o którą cię prosiłam? Nie mieli? To co kupiłaś? O rany! Mamusiu, no przecież tamtej w ogóle nie da się przełknąć! No nic… A posprzątałaś chociaż? Tylko tym razem porządniej niż ostatnio, okej? A co u Frania? Rysuje z tobą drzewka. Yhm… Chyba powinnam go wysłać na jakieś korepetycje z angielskiego, bo tylko czas marnuje wieczorami. I co z tego, że to jeszcze maluch! Masz pojęcie, co inne dzieciaki w tym wieku już potrafią?

Reklama

To gadanie trwało wieczność

Nie miałam pojęcia i kompletnie mnie to nie obchodziło, tak jak zupełnie nie zaprzątałam sobie głowy tym, gdzie kupię najsmaczniejszą rukolę, polędwicę czy ser, ani co jeszcze powinnam zrobić przed wyjściem, i czy z sukienki mojej córki zniknęła „ta paskudna plamka”. W takich momentach miałam chęć cisnąć komórką o ścianę i czym prędzej uciekać, ale mogłam tylko zacisnąć zęby i grzecznie skończyć rozmowę.

Po pierwsze – wnuk uważnie mnie obserwował, a po drugie – przecież musiałam jakoś wiązać koniec z końcem.

O okolicznościach wylania mnie z pracy można by mówić godzinami. Dwadzieścia lat temu pracodawcy wodzili mnie za nos, obiecując wielkie rzeczy, a potem wyrzucili mnie na zbity pysk parę dni po tym, jak skończyłam pięćdziesiąt siedem lat. W papierach napisali, że jestem leniwa, bo pod koniec pracy za często chodziłam na L4 przez problemy z kręgosłupem.

Ani słowem nie wspomnieli, że od lat ignorowali moje prośby o przesunięcie do innego działu, mieli w nosie moje dodatkowe szkolenia i pomysły na ulepszenia, które im zgłaszałam. Dla tych ludzi byłam tylko tępą krawcową, którą z radością wyrzucili, kiedy przestała się już nadawać.

Wymazali z pamięci, jak dawniej wykręcałam na ich rzecz grubo ponad sto procent normy, zarywając niejedną nockę, by uchronić ich od płacenia kar za spartolone kontrakty.

Nie dawałam sobie rady

Pracowałam w sporej, liczącej sto pięćdziesiąt osób firmie, która zajmowała się produkcją dodatków dla cenionych zagranicznych klientów. Tworzyliśmy oryginalne perełki w okresie, gdy w naszym kraju nikt nawet nie ośmielał się o takich rzeczach pomarzyć. Czułam dumę, będąc członkinią tego zespołu.

Zarabiałam przyzwoicie, zdołałam wykupić i wyremontować mieszkanie odziedziczone po rodzicach, sfinansować córce naukę w prywatnym liceum oraz jej studia – aby mogła skupić się na nauce, a nie dorabianiu po godzinach czy w weekendy. Wszystko to osiągnęłam sama, bez choćby złotówki alimentów od ojca Elwiry.

– Spokojnie, mamuś, na pewno coś poradzimy – starała się mnie pocieszyć córka, kiedy jej powiedziałam o zwolnieniu.

Szczerze mówiąc kompletnie nie miałam pojęcia, jak poradzić sobie w takiej sytuacji. Ja, babka po pięćdziesiątce, po zawodówce, a ona z tytułem magistra, pracująca w dziale doradztwa jakiejś wielkiej, zagranicznej firmy. To wypowiedzenie mnie dotknęło, ale jeszcze gorzej było później, jak zaczęłam szukać pracy.

Niby wiedziałam, że będzie ciężko, nasłuchałam się już tego od koleżanek i kobiet z rodziny, ale jakoś nie odnosiłam tego do siebie. Myślałam, że mając taki zasób umiejętności, na pewno coś dla siebie znajdę. I to za pensję podobną do tej, co miałam wcześniej.

Szukałam czegokolwiek

Minęły trzy miesiące daremnych starań. Absolutnie żaden ewentualny szef nie zareagował na ani jedną z dziesiątek wiadomości, które wysłałam. Telefoniczne rozmowy urywały się w mgnieniu oka, gdy podawałam swój wiek. Osobiste wizyty u sympatycznych osób, z którymi rozmawiałam przez telefon, pozostawały jedynie w sferze marzeń.

Po pięciu miesiącach starań w końcu trafiłam na rozmowę z dwoma szefami działu HR. Docenili mój spory bagaż doświadczeń i nie przeszkadzał im mój wiek, jednak moje liczne L4 nie przypadły im do gustu. W kolejnym miesiącu zaczęłam rozglądać się za jakąkolwiek robotą, gdziekolwiek by to było, ale nawet z tym szło jak po grudzie.

– Obawiam się, że sobie pani nie poradzi, ta posada nie jest odpowiednia dla kogoś w pani wieku – takie teksty słyszałam nagminnie, a przecież nie stuknęła mi jeszcze sześćdziesiątka!

Zuchwale kwestionowano moje kwalifikacje, zdolność obsługi komputera, a nawet smartfona czy kasy, jakbym była babcią po kilku udarach mózgu i przynajmniej jednym zawale. Tylko prezes warsztatu samochodowego nie patrzył na to, jak wyglądam ani co umiem.

– Mógłbym dać pani pracę jako stróż nocny, na zmianę z panem Władysławem. Mamy świetnie wytresowanego psa, dzięki czemu będzie się pani czuła bezpiecznie – zaoferował.

Miałam wątpliwości

Chętnie przyjęłabym tę posadę, ale musiałam pomyśleć o mojej córce. Elwira niedługo po urodzeniu dziecka z powrotem zaczęła pracować. Szybko docenili jej poświęcenie. Kiedy mi zaproponowali posadę stróża, ją awansowali na szefową działu. Firma przydzieliła jej auto i komórkę służbową, a do tego jeszcze podwoili jej wynagrodzenie, a to nie licząc nagród za nadprogramowe projekty.

– Nareszcie nadszedł dla nas lepszy czas. Pozbędziemy się długów i pomożemy ci – z radością dzieliła się ze mną swoim osiągnięciem.

– Nie chcę być na twoim garnuszku – oponowałam.

– Wcale tak nie będzie. Zatrudnię cię jako nianię dla Frania. Otrzymasz wynagrodzenie i pełen pakiet benefitów, a gdy przejdziesz na zasłużony odpoczynek, twój wnuczuś akurat rozpocznie edukację.

Szczerze mówiąc nie przypadło mi to do gustu.

– Zgódź się, to będzie najkorzystniej dla nas wszystkich. I tak opiekujesz się małym, a teraz dostaniesz za to wynagrodzenie – namawiała. – Jaki jest sens, żebym szukała niani albo zapisywała go do przedszkola, jeśli mogę zostawić go pod opieką najwspanialszej babci pod słońcem? Jesteś po prostu niezastąpiona!

Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Przyznaję, że odczuwałam pewien dyskomfort podczas negocjacji warunków finansowych i zakresu pracy, ale musiałam przyznać rację mojej córce, więc podjęłam u niej zatrudnienie. To ona zdecydowała, czym powinnam się zajmować w ciągu dnia, a czego nie muszę w ogóle robić.

Zostałam nianią wnuka

– Nie chcę nawet myśleć o tym, że masz po nas sprzątać, wkładać nasze ciuchy do pralki albo je prasować. Jesteś tutaj tylko i wyłącznie po to, by opiekować się Franiem – mówiła, jednak ja robiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby zawsze czekał na nich ciepły obiad.

Gotowałam posiłki dla wnuka i siebie, więc stwierdziłam, że dodatkowa porcja zupy czy parę naleśników to żaden problem. Sprawiało mi radość patrzenie, jak córcia i zięć ze smakiem jedzą ciepłą kolację. Żadne dania w pracy nie umywały się do tych przygotowanych w domu. Z własnej inicjatywy zaproponowałam im, że mogę też niekiedy ogarnąć ich mieszkanie.

Od momentu, gdy Elwira otrzymała awans, zaczęła spędzać więcej czasu w biurze, jej mąż również późno wracał. Odczuwałam smutek, że zamiast cieszyć się sobotą w swoim gronie, są zmuszeni najpierw uporać się z porządkami, prasowaniem ubrań czy myciem szyb. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam zarządzać ich gospodarstwem domowym.

Muszę przyznać, że Elwira na początku była naprawdę szczodrą szefową, jednak z czasem nasze stosunki zaczęły się pogarszać. Po dwóch latach moje dobre chęci i uczynność przerodziły się w codzienne obowiązki, z których musiałam się skrupulatnie wywiązywać.

Posprzątanie łazienki przestało wystarczać – co tydzień powinnam dokładnie wyczyścić płytki, a także uprać dywaniki kąpielowe. Raz na miesiąc, opiekując się jednocześnie malutkim wnukiem, musiałam myć okna, prać większe dywany oraz czyścić obicia mebli tapicerowanych.

Było coraz gorzej

Gdy tylko moja córka dostrzegła jakąkolwiek plamę czy pyłek w mieszkaniu, od razu mi to wypominała. Każda skaza na podłogach, tapetach albo sprzętach nie umknęła jej uwadze. Kontrolowała też wszystkie zakupy spożywcze, które przynosiłam. Odkąd zaczęła lepiej zarabiać, upodobała sobie wykwintne specjały i wysyłała mnie po nie w przeróżne zakątki miasta.

Pochłaniało mi to mnóstwo czasu, ale gdy zwróciłam jej na to uwagę, Elwira odpowiedziała ze zniecierpliwieniem w głosie:

– Chyba nie myślisz, że sprawię ci jeszcze auto, co?

Intensywny wysiłek sprawił, że kręgosłup ponownie zaczął mi dokuczać, ale Elwira nie tolerowała użalania się nad sobą. Godziła się, żebym poszła do lekarza, choć wyraźnie okazywała niezadowolenie, ale o szpitalu czy rehabilitacji nie chciała nawet słyszeć. Bo kto wtedy zająłby się Frankiem?

Kiedy pewnego razu napomknęłam, że ortopeda zabronił mi podnoszenia ciężarów, rzuciła złośliwie, że chyba będą zmuszeni rozejrzeć się za kimś mniej leciwym. A to wielka szkoda, bo maluch mnie ubóstwia…

Była zimna i bezduszna

Nieraz zadawałam sobie pytanie, czy ta chłodna i wyrachowana kobieta sukcesu rzeczywiście jest moją córką. Żal mi było ludzi, którzy dla niej pracowali. Zdawałam sobie sprawę, że jeżeli zechce, umie być urocza, szczególnie w stosunku do osób, które były dla niej użyteczne, lecz resztę ludzi traktowała jak śmieci. Nieważne, że oferowała dobre zarobki, bo bezlitośnie mnie wykorzystywała.

To, że byłam jej matką, w ogóle się dla niej nie liczyło. Gubiłam się w domysłach, czy zmienił ją awans, praca w korporacji, czy może od zawsze była taka, tylko ja nie chciałam na to spojrzeć trzeźwym okiem.

Doskwierała mi również obojętność ze strony męża mojej córki. Omijał mnie spojrzeniem, udawał głuchego, gdy słyszał zarzuty swojej małżonki. Często myślałam o rzuceniu tej pracy, ale obawiałam się, że lepszej posady nie dostanę, zważywszy na kłopoty przy szukaniu dwa lata temu.

Na całe szczęście zaczęły się pojawiać pogłoski o możliwości przejścia na emeryturę w młodszym wieku, dlatego zdecydowałam, że jeżeli moje zdrowie na to pozwoli, popracuję u córki jeszcze jeden rok. Tyle czasu powinno wystarczyć, abym uzyskała emeryturę, a mały Franio pójdzie już do przedszkola.

– Naprawdę chcesz mnie tak po prostu opuścić?! – krzyczała Elwira, gdy uczciwie ją uprzedziłam o moich planach.

Co się z nią stało?

Żeby nie pozwolić mi odejść, uciekła się do różnych sztuczek, łącznie z tym, że odmawiała dania mi świadectwa pracy, ale tym razem się nie poddałam. Zanim pozwoliła mi zrezygnować, stoczyłyśmy niejeden pojedynek. Liczyłam na to, że gdy opadnie kurz, znowu będę dla nich mamą i babcią. Ale gdzie tam.

– Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, ja ani nikt z mojej rodziny. Bardzo mnie rozczarowałaś – wykrzyczała prosto w moją twarz.

Aktualnie ignoruje moje próby kontaktu – nie odbiera gdy wybieram jej numer, SMS-y pozostają bez odpowiedzi, a kiedy pukam do drzwi, udaje, że jej nie ma. Ostatnio, gdy zobaczyła mnie przed szkołą Frania, zadzwoniła po policję, mimo że jako babcia powinnam mieć możliwość widywania się z wnuczkiem.

Niedawno usłyszałam, że moja córka jest w drugiej ciąży, więc złożyłam jej gratulacje, ale nie zareagowała. Kompletnie nie wiem, jak postąpić. Jest moją jedynaczką, a jej postawa wobec mnie przypomina zachowanie humorzastej, niedojrzałej panny. Zupełnie nie o tym marzyłam, wychowując ją.

Reklama

Maria, 60 lat

Reklama
Reklama
Reklama