Reklama

Kiedy przeszedłem na emeryturę, sądziłem, że wreszcie odpocznę. Wstawanie o szóstej rano, herbata parzona w tej samej filiżance co zawsze, krzyżówki przy kuchennym stole – to była moja codzienność. Od czasu do czasu grałem w szachy z Mietkiem, odwiedzałem Henryka z politechniki, czasem nawet pomagałem sąsiadom coś naprawić. Spokój. Monotonia, która mi odpowiadała. Byłem wdowcem, ale nie samotnym. Marta, moja córka, nadal mieszkała ze mną. Miała już swoje lata, swoje życie zawodowe, ale wieczory spędzaliśmy wspólnie – ona z książką, ja z gazetą. Lubiłem ten nasz rytm, ten balans.

Reklama

Odkąd zmarła moja żona, nasza relacja się zacieśniła. Trudna była ta strata, ale przeszliśmy przez nią razem. Marta wyrosła na mądrą, spokojną kobietę. Zawsze powtarzałem sobie: „Mam szczęście, że to właśnie ona została przy mnie”. Dlatego teraz… nie potrafię spać spokojnie. Od tygodni coś jest nie tak. Zamyka się w sobie, wraca późno, uśmiecha się bez powodu. Częściej maluje się wieczorami, używa perfum, które wcześniej kurzyły się w łazience. I jeszcze ta znikająca butelka wina z barku. Z początku nie chciałem wnikać. Ufałem jej. Ale niepokój narastał. Aż do dnia, kiedy usłyszałem przez drzwi coś, co sprawiło, że serce zamarło mi w piersi.

Zamarłem z niedowierzania

Stałem akurat przy drzwiach kuchni, kiedy usłyszałem, że Marta rozmawia przez telefon w swoim pokoju. Mówiła szeptem, ale w naszym mieszkaniu ściany są cienkie jak papier. I wtedy padły te słowa.

– Wiem, że jesteś starszy, ale to nie ma znaczenia… dla mnie nie ma.

Zamarłem. Co ona właśnie powiedziała?

Zrobiło mi się duszno. Oparłem się o framugę i przez chwilę nie mogłem złapać tchu. „Starszy” – co to znaczy? Dziesięć lat? Dwadzieścia? A może więcej? Wycofałem się po cichu i usiadłem w salonie, próbując zebrać myśli. Musiałem to z nią wyjaśnić.

– Marta, masz chwilę? – zapytałem, kiedy wyszła z pokoju.

– Coś się stało? – spojrzała na mnie uważnie, jakby coś przeczuwała.

– Słyszałem, że z kimś rozmawiałaś… kim on jest?

– Tato, naprawdę? Podsłuchujesz mnie teraz?

– Nie podsłuchuję, tylko mieszkam z tobą. I martwię się!

– To nic takiego. Nie twój interes – odparła i wróciła do siebie.

W mojej głowie rozpętała się burza. Kim on jest? Ile ma lat? Gdzie się poznali? Moje serce waliło jak młotem. Próbowałem się uspokoić, ale to nie było możliwe. Przypomniałem sobie ukradkowe spojrzenia Marty, jej dziwne milczenie, znikające wino.

Podjąłem decyzję. Zacznę ją obserwować. Nie pozwolę, by ktoś ją skrzywdził.

To był dla mnie szok

Był piątek, późne popołudnie. Wracałem z zakupami, gdy zobaczyłem Martę na schodach. Zbiegała z piętra wyżej. Na sobie miała nową zieloną sukienkę, której wcześniej nie widziałem. W dłoni trzymała telefon i jakby udawała, że coś na nim sprawdza.

– A ty co tam robiłaś? – spytałem, zatrzymując się na półpiętrze.

– Pomagałam sąsiadowi. Panu Jerzemu. Komputer mu szwankuje.

– Komputer? – uniosłem brwi. – Marta, ty się przecież na tym nie znasz.

Zacisnęła usta. Chwilę milczała, po czym wzruszyła ramionami:

– Wiesz, zawsze mogę skorzystać z wyszukiwarki.

Weszliśmy razem do mieszkania, ale czułem, jak moje myśli uciekają. Jerzy Brzoza. Wdowiec z góry. Samotny, elegancki, zawsze uprzejmy. Ale przecież… on mógłby być moim rówieśnikiem.

W nocy przewracałem się z boku na bok. Rano, przy śniadaniu, nie wytrzymałem:

– Marta, powiedz mi prawdę. Kim jest dla ciebie Jerzy?

Spojrzała mi prosto w oczy. Zaskoczona? Zmęczona?

– To skomplikowane – odparła cicho.

– Nie chcę „skomplikowanych” odpowiedzi. Chcę wiedzieć, co się dzieje!

Spotykamy się, tato. Od paru miesięcy.

Poczułem, jak opadam na krzesło.

Przecież on ma… ponad siedemdziesiąt lat!

– Nie chodzi o wiek – odpowiedziała stanowczo. – Tylko o to, jak się przy kimś czujesz.

Wstała i wyszła z kuchni. Zostawiła mnie z bólem, który nie mieścił się w żadnej z moich dawnych definicji miłości.

W końcu to do mnie dotarło

Czułem się tak, jakby ktoś usunął mi grunt spod nóg. Przez kolejne dni Marta unikała rozmów. Wychodziła wcześnie, wracała późno, jakby próbowała przeczekać mój gniew. Ale ja nie krzyczałem. Nie miałem siły. Czułem tylko ciężar, który ściskał mnie od środka.

Pewnego wieczoru, leżąc w łóżku, usłyszałem cichy głos zza uchylonych drzwi. Marta znów rozmawiała przez telefon.

– Ja też za tobą tęsknię…

W tym momencie coś sobie uświadomiłem. Przypomniało mi się, że znałem Jerzego już wcześniej. Dotarło do mnie, że kiedyś studiowaliśmy razem. Po chwili wszystko zrobiło się czarne. Ocknąłem się dopiero, kiedy Marta siedziała przy moim łóżku, blada jak ściana.

– Tato… tato, słyszysz mnie?

Mruknąłem coś pod nosem i usiadłem z trudem. Głowa mi pulsowała. Patrzyłem na nią, ale widziałem tylko wspomnienia – jak uczyłem ją jeździć na rowerze, jak płakała po śmierci matki, jak zasypiała przy mnie, mając dziesięć lat.

– Jerzy Brzoza… on był na czwartym roku mechaniki budowli. Ja byłem na pierwszym. Studiowaliśm razem.Ja go znam, rozumiesz? Co ty wyprawiasz?

– Tato… ja nie chciałam. To się po prostu stało. Spotkaliśmy się przypadkiem w księgarni. Rozmawialiśmy. Był samotny, ja też… Nagle wszystko się poukładało.

– On wiedział, kim jestem?

– Nie… dopiero jak zobaczył twoje zdjęcie na komodzie. Był przerażony. Chciał zerwać, ale…

– Ale?

Ale ja go kocham, tato.

Odwróciłem wzrok. Wyszedłem z pokoju bez słowa, zatrzaskując za sobą drzwi. Serce mi pękało.

Tego było za wiele

Nie mogłem dłużej siedzieć w tej ciszy, w tym napięciu, które rozsadzało mi czaszkę. Na drugi dzień rano zapukałem do drzwi Jerzego. Otworzył szybko, jakby na mnie czekał. Stał tam w swetrze i kapciach, z miną jak uczniak przyłapany na ściąganiu.

– Zbyszku… – zaczął.

– Nie „Zbyszkuj” mnie teraz. Co ty sobie myślisz, Brzoza? Że to wszystko jest w porządku?

– Wiem, jak to wygląda… ale…

– Nie! Nie wiesz! – wszedłem do środka bez pytania. – Byłeś starszym ode mnie studentem, rozumiesz to? Mentor, autorytet… A teraz? Podrywasz moją córkę?

Jerzy usiadł ciężko na fotelu. Patrzył na mnie spokojnie.

– To nie było planowane. Po śmierci mojej żony czułem pustkę. Marta… ona przywróciła mi sens. Znów poczułem, że żyję.

Ona jest młoda! Ma całe życie przed sobą! – krzyknąłem. – A ty co? Dajesz jej spacer po parku i zakupy w aptece?

– Nigdy nie myślałem, że to się tak rozwinie. Ale Zbyszku, ona też tego chciała.

– Przestań. To manipulacja.

– Nie. To uczucie. I wiem, że mnie za to znienawidzisz, ale… nie będę kłamał. Kocham ją.

Zamilkłem. Przez chwilę słyszałem tylko tykanie zegara. A potem wyszedłem, trzaskając drzwiami. Na schodach musiałem się oprzeć o ścianę. Dusiłem się. Czy to ja zwariowałem… czy ten świat?

Czułem się zdradzony

Minęły dwa dni, zanim Marta znów spróbowała ze mną porozmawiać. Usiadła naprzeciwko mnie przy stole. Na chwilę wróciła stara codzienność – herbata, cisza, kuchnia. Tyle że ta cisza bolała jak rana, którą ktoś posypuje solą.

– Tato… możemy porozmawiać?

Nie odpowiedziałem, tylko spojrzałem na nią z ukosa. Zacisnęła dłonie na kubku.

– Wiem, że to dla ciebie szok. Wiem, że Jerzy jest starszy. Ale ja przy nim czuję się spokojna. Bezpieczna. On mnie słucha, rozumie. Nie muszę udawać.

– Bezpieczna? – parsknąłem. – Przecież on mógłby być twoim dziadkiem!

– Ale nie jest. Jest mężczyzną, którego kocham. I którego ty kiedyś szanowałeś.

Zabolało. Bo miała rację. Kiedyś Jerzy był dla mnie kimś ważnym.

– Marta… ja po prostu się boję. Boję się, że się zawiedziesz. Że on cię zostawi. Albo umrze. Że zostaniesz sama.

– Może tak będzie. Może nie. Nie wiem. Ale to moja decyzja. I nie chcę się z niej tłumaczyć jak nastolatka.

Zamilkłem. Słowa ugrzęzły mi w gardle. Chciałem ją chronić, ale nie wiedziałem jak. Czułem się zdradzony. Przez nią. Przez Jerzego. Przez życie, które najwyraźniej miało inne plany niż ja.

Ona wstała i pocałowała mnie w czoło. Cicho wyszła z kuchni. A ja zostałem – sam z lękiem, który nie miał imienia.

Próbuję to zaakceptować

Siedzę przy kuchennym stole. Przede mną zimna herbata. Patrzę na nią od kilkunastu minut, ale nie potrafię sięgnąć po łyżeczkę. Marta wyszła rano – nie powiedziała dokąd. Od kilku dni jest cicha, ale spokojna. Jakby w środku już podjęła wszystkie decyzje, a ja jestem tylko widzem w teatrze, który zna zakończenie.

Nie wiem, co z tego będzie. Nie wiem, czy ten ich związek przetrwa. Ale wiem jedno – nie mam już nad niczym kontroli. Marta dorosła. Wyrwała się z mojego świata zbudowanego z zasad, lęków i nadziei. Nie wróci już do roli mojej „małej córeczki”. To się skończyło.

W głowie wciąż kołacze mi pytanie, którego nienawidzę: „Czy naprawdę ważne jest, ile ktoś ma lat, jeśli potrafi kochać?” Nie umiem na nie odpowiedzieć. Bo może ważne jest tylko to, jak bardzo kogoś boli, kiedy patrzy, jak jego dziecko oddaje serce komuś, kogo nigdy by nie wybrał.

A może kiedyś zrozumiem. Może kiedyś, jeśli ich miłość przetrwa, wypiję z Jerzym herbatę. Na razie jednak siedzę tutaj. Sam. I uczę się oddychać w nowym świecie.

Zbigniew, 66 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama