„Córka ze mnie drwi i mówi, że jestem za stara, by mieć marzenia. Smarkula nie wie, że życie zaczyna się na emeryturze”
„Wieczorem, wracając do domu, czułam się jak inna osoba. Być może pierwszy raz od dawna czułam się naprawdę podekscytowana. Przez chwilę wyobraziłam sobie, jak pokazuję córce i wnukowi, co potrafię”.

- Redakcja
Całe życie poświęciłam rodzinie. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że będę musiała stawić czoła nowoczesnym technologiom. Dla mnie komputer to zawsze była magiczna skrzynka pełna tajemnic. Słowa takie jak „internet” czy „e-mail” brzmiały jak z innej planety. Kiedyś byłam przekonana, że nigdy nie nauczę się ich obsługi, ale za namową sąsiadki zmieniłam zdanie. Kiedy wspomniałam córce, że chcę się nauczyć obsługi komputera, spojrzała na mnie z wyraźnym niedowierzaniem.
– A po co ci to? – zapytała. – Nie lepiej zająć się czymś, co naprawdę cię cieszy? Książki, ogródek... Komputery to strata czasu.
Zabolało mnie to. Zabrzmiało jak stwierdzenie, że jestem za stara, by się uczyć, że pewne rzeczy są poza moim zasięgiem. Wiedziałam, że muszę udowodnić sobie, i może trochę też jej, że mogę się zmienić. Postanowiłam zapisać się na kurs komputerowy w lokalnej bibliotece. Jak jako młoda dziewczyna przesiadywałam tam godzinami, zgłębiając literaturę. Teraz miałam wrócić, by nauczyć się czegoś nowego i, kto wie, może otworzyć nowy rozdział w moim życiu.
Poczułam nagły przypływ sił
Stałam przed drzwiami mieszkania córki, w dłoniach ściskając torbę z zeszytem i długopisem. Kasia otworzyła drzwi, wpuszczając mnie do środka. W salonie bawił się mój wnuk, Uśmiechnął się szeroko na mój widok. Córka usiadła na kanapie i spojrzała na mnie z wyczekiwaniem.
– No i jak tam, mamo? Co masz dzisiaj w planach? – zapytała, nalewając sobie filiżankę kawy.
– Idę na ten kurs komputerowy, o którym ci mówiłam – odpowiedziałam, starając się brzmieć pewnie.
Katarzyna uniosła brwi.
– Naprawdę? Nie wiem, po co się tak męczysz. To nie jest coś, co musisz robić. Nie lepiej skupić się na czymś, co już znasz?
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– A może to ja zdecyduję, co jest dla mnie dobre? – odpowiedziałam, patrząc jej prosto w oczy. – Może jestem starsza, ale to nie znaczy, że muszę się zatrzymać.
Na chwilę zapadła cisza, przerywana tylko cichymi odgłosami zabawy Michała. Córka westchnęła i odstawiła filiżankę.
– Jeśli naprawdę chcesz... Ale nie oczekuj ode mnie, że zrozumiem, co cię do tego ciągnie.
– Nie musisz rozumieć. Wystarczy, że mnie wesprzesz – odparłam spokojnie, starając się ukryć drżenie w głosie.
Podniosłam się z kanapy, gotowa do wyjścia. Michał podbiegł do mnie, uśmiechając się szeroko.
– Babciu, może kiedyś pokażesz mi coś fajnego na komputerze?
Patrząc na niewinne, pełne nadziei oczy, poczułam nagły przypływ sił. Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
– Oczywiście, kochanie. Obiecuję.
Byłam podekscytowana
Kiedy po raz pierwszy weszłam do biblioteki na kurs komputerowy, poczułam się jak dziecko w nowym miejscu. Było tam zaledwie kilka osób. Prowadzący przywitał mnie serdecznym uśmiechem. To od razu dodało mi otuchy. Usiadłam przy jednym z komputerów, obok siedziała inna kobieta. Jak się dowiedziałam, miała na imię Maria i była emerytowaną nauczycielką.
– Wiesz, nigdy nie myślałam, że będę musiała się tego nauczyć, ale moje wnuki nie przestają o tym mówić, więc postanowiłam spróbować – powiedziała z uśmiechem.
Zaczęliśmy zajęcia, a pan Tomek cierpliwie tłumaczył podstawy obsługi komputera. Z każdą chwilą czułam, że wszystko powoli układa się w mojej głowie. To było jak odkrywanie nieznanego lądu, pełnego nowych, fascynujących możliwości. Szybko okazało się, że każdy z nas miał swoje powody, by tu być. Jednak łączyła nas chęć przezwyciężenia lęku przed nieznanym.
– Wiecie, co jest w tym wszystkim najfajniejsze? – zapytała jedna z uczestniczek. – To, że możemy to robić razem. Nie czuję się już taka wyobcowana w tym cyfrowym świecie.
Przytaknęłam. Szybko okazało się, że nie tylko zdobywam nowe umiejętności, ale także przyjaciół. Wieczorem, wracając do domu, czułam się jak inna osoba. Być może pierwszy raz od dawna czułam się naprawdę podekscytowana. Przez chwilę wyobraziłam sobie, jak pokazuję córce i wnukowi, co potrafię.
Musiałam uwierzyć w siebie
Minęły tygodnie i moje umiejętności komputerowe stawały się coraz lepsze. Pewnego popołudnia, wracając z kursu, wpadłam na pomysł, by stworzyć stronę internetową dla naszej osiedlowej społeczności. Chciałam, żebyśmy mogli dzielić się informacjami i wydarzeniami. Następnego dnia, podczas porannej kawy z sąsiadami, opowiedziałam im o swoim pomyśle.
– Strona internetowa? – zapytała Ela, jedna z sąsiadek, z wyraźnym zainteresowaniem. – A kto miałby to zrobić?
Uśmiechnęłam się nieco nieśmiało, ale z dumą.
– Ja. Uczyłam się tego na kursie i myślę, że dam radę.
Na chwilę zapadła cisza. Widziałam, jak Ela wymienia spojrzenia z resztą sąsiadów. W końcu głos zabrał Marian, który zawsze był sceptyczny wobec nowości.
– To brzmi naprawdę ambitnie. Myślisz, że ci się uda?
– Spróbuję – odpowiedziałam pewnie. – W końcu, co mam do stracenia?
W ciągu kolejnych dni pracowałam nad stroną z zapałem, jakiego dawno nie czułam od dawna. I chociaż napotkałam wiele trudności, to nie poddałam się. W końcu nadszedł dzień, gdy mogłam pokazać efekty swojej pracy sąsiadom. Zebraliśmy się w małej salce w bibliotece, gdzie podłączyłam laptopa do projektora.
– Drodzy sąsiedzi, oto nasza strona – powiedziałam, klikając w link.
W sali rozległ się szmer podziwu i oklaski.
– To jest niesamowite! – zawołała Ela, a jej oczy błyszczały z zachwytu. – Miałaś naprawdę świetny pomysł!
Pan Marian podszedł do mnie i uścisnął mi rękę.
– Przepraszam, że wątpiłem. Zrobiłaś coś naprawdę wyjątkowego.
W tamtej chwili poczułam, że moje wysiłki nie poszły na marne. Na zakończenie spotkania, wręczono mi dyplom „cyfrowej seniorki roku”. Czułam się jak prawdziwa bohaterka. Nie tylko dla siebie, ale i dla całej naszej społeczności.
Wzruszyłam się
Kilka dni po premierze osiedlowej strony, niespodziewanie zadzwonił telefon. Odebrałam, słysząc głos redaktorki z lokalnej gazety. Zaczęła opowiadać, że dowiedzieli się o mojej inicjatywie i chcieliby przeprowadzić ze mną wywiad. Byłam zaskoczona, ale i podekscytowana. Wywiad? Przez chwilę poczułam się, jakbym była w jakiejś bajce, gdzie rzeczy niemożliwe stają się rzeczywistością. Umówiliśmy się na spotkanie w bibliotece, gdzie zaczynałam swoją komputerową przygodę. Redaktorka okazała się miła i od razu zdobyła moją sympatię.
– To naprawdę niesamowite, co pani zrobiła. Może nam pani opowiedzieć, co panią zainspirowało do nauki? – zapytała, uruchamiając dyktafon.
Zastanowiłam się przez chwilę, a potem odpowiedziałam:
– Czułam, że muszę coś zmienić w swoim życiu. Zawsze myślałam, że jestem zbyt stara, by nauczyć się czegoś nowego. Ale kiedy Kasia powiedziała, że to strata czasu... – Zawahałam się na moment, by nie zdradzić zbyt wiele z naszych osobistych rozmów. – To po prostu musiałam udowodnić córce, że się myli.
Rozmowa toczyła się dalej, a ja opowiadałam o mojej drodze od całkowitego laika do twórczyni strony. Przyznałam się do wszystkich trudności. Kiedy wróciłam do domu, Kasia czekała na mnie z Michasiem. Było coś w jej spojrzeniu, co sprawiło, że serce zabiło mi szybciej.
– Słyszałam o wywiadzie – powiedziała, próbując ukryć lekki uśmiech. – Wygląda na to, że byłam w błędzie.
– Czasami każdy się myli – odpowiedziałam łagodnie.
Córka podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.
– Przepraszam. I jestem z ciebie dumna.
Z oczu popłynęły mi łzy wzruszenia, a serce napełniło się ciepłem. Choć nasze relacje nie zmieniły się nagle w bajkowe, poczułam, że wykonałyśmy pierwszy krok ku wzajemnemu zrozumieniu i docenieniu.
Radość rozpierała moje serce
Kilka dni po wywiadzie, który opublikowano w lokalnej gazecie, poczułam, że czas wykorzystać swoje nowe umiejętności w rodzinie. Michaś miał przygotować prezentację na temat ochrony środowiska i poprosił mnie o pomoc. Usiedliśmy przy stole w kuchni, otwierając laptopa. Wnuk spojrzał na mnie z lekkim niedowierzaniem.
– Naprawdę umiesz to zrobić? – zapytał, stukając palcem w klawisze.
– Oczywiście, że tak. Pokażę ci, jak zrobić świetną prezentację – odpowiedziałam z uśmiechem, gotowa podzielić się tym, czego się nauczyłam.
Zaczęliśmy od podstaw, a wnusio patrzył na mnie z zainteresowaniem, kiedy pokazywałam mu, jak wstawiać slajdy, dodawać zdjęcia i animacje. Chłonął wiedzę z entuzjazmem, a jego radość była zaraźliwa.
– Wiesz, babciu, chciałbym, żeby inni w szkole wiedzieli, że nauczyłaś się tego wszystkiego sama. To naprawdę imponujące – powiedział Michał, patrząc na mnie z dumą.
Poczułam, jak serce mi rośnie z radości. Cieszyłam się, że mogę być dla niego przykładem, że nigdy nie jest za późno na naukę i odkrywanie nowych rzeczy.
– A ja jestem z ciebie dumna, że chcesz się uczyć i być lepszym każdego dnia – odpowiedziałam, głaszcząc go po głowie.
Po kilku godzinach pracy Michał miał gotową prezentację, a ja byłam szczęśliwa, że mogłam mu pomóc. Wiedziałam, że to dopiero początek naszej wspólnej przygody z komputerami. Wieczorem, kiedy wnusio poszedł do swojego pokoju, usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty, myśląc o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie. Kiedyś świat komputerów wydawał się nieosiągalny, a teraz stał się częścią mojego codziennego życia i, co najważniejsze, częścią moich relacji z rodziną.
Teresa, 70 lat
Czytaj także:
- „Testament dziadka zmienił moje życie w piekło. Razem ze spadkiem za opiekę nad starcem przytuliłem rodzinne niesnaski”
- „Teściowa wytykała mi każdy brud. To, że ona daje się wykorzystywać za obrączkę, nie znaczy, że pójdę w jej ślady”
- „Gdy poznałem kogoś 3 lata po rozwodzie, była żona zrobiła się słodka jak miód. Ale ja przejrzałem jej brudne gierki”