Reklama

Córki od lat traktują mnie jak bankomat

Moje rozmowy z córkami ograniczają się do próśb o pieniądze – żadnych pytań o moje życie, żadnych wizyt. Natalia i Agata tylko dzwonią, gdy czegoś potrzebują. Nigdy nie słyszę od nich słów wdzięczności czy troski, a ja zawsze byłam gotowa pomagać. Kiedyś wybuchłam, pytając, kiedy wreszcie zapytają, jak ja się czuję. Odpowiedzią była cisza. Teraz, patrząc na ulotkę ze schroniska dla zwierząt, pomyślałam: a co, gdybym przepisała dom tym, którzy naprawdę docenią moją pomoc?

Reklama

– Mamo, przelałaś już te pieniądze? – głos Natalii w słuchawce był oschły, rzeczowy. Bez powitania, bez ciepła, które kiedyś, dawno temu, mogłam tam usłyszeć.

– Jeszcze nie. Miałam dziś trochę spraw... – zaczęłam, ale ona mi przerwała.

– To kiedy to zrobisz? Mam termin do końca tygodnia. Potrzebuję tych pieniędzy teraz.

Westchnęłam. To zawsze wyglądało tak samo. Od lat nasze rozmowy sprowadzały się do jednego – pieniędzy. Pomóż mi, mamo. Potrzebuję pieniędzy. Zawsze byłam na każde ich zawołanie, zawsze gotowa coś dać, choć coraz częściej czułam, że nie chodzi o mnie, ale o to, co mogę im zaoferować.

Zobacz także

– Dobrze – odpowiedziałam cicho, nie mając siły na dyskusję.

Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na stół, patrząc na niego, jakby to był wróg. Natalia i Agata – moje córki. Dla nich zawsze byłam kimś, kto zapewniał wygodne życie. A teraz… Teraz widziałam, że jestem dla nich tylko bankomatem. Żadnego pytania, jak się czuję, co u mnie. Z ich strony była tylko obojętność.

Spojrzałam na ulotkę ze schroniska dla zwierząt, która leżała na kuchennym stole. Od dawna myślałam o wsparciu tej organizacji. I wtedy przyszedł mi do głowy pomysł – może dom, który budowałam z myślą o rodzinie, trafi do tych, którzy mnie naprawdę potrzebują?

Czułam się tam potrzebna

Schronisko było moją odskocznią. Za każdym razem, gdy tam przychodziłam, czułam się mile widziana. Zwierzęta nie miały oczekiwań – wystarczyło, że byłam, pogłaskałam je, przyniosłam karmę. Każde spojrzenie pełne było wdzięczności. Tam nikt nie pytał mnie o pieniądze ani nie oczekiwał niczego w zamian za chwilę uwagi.

Ostatnio spędzałam tam coraz więcej czasu. Zaczęłam dostrzegać, że to miejsce stało się dla mnie prawdziwym schronieniem – nie tylko dla zwierząt, ale i dla mnie. W ciszy, przerywanej tylko szczekaniem psów i miauczeniem kotów, moje myśli stawały się klarowne. Kiedyś, podczas jednej z wizyt, zauważyłam, jak opiekunka głaskała starzejącego się psa o siwym pyszczku.

– Ten już raczej nie znajdzie domu – powiedziała, smutno patrząc na zwierzaka. – Zostanie z nami do końca.

Patrzyłam na niego, jak łasił się do jej nogi, i poczułam coś dziwnego – smutek, ale też zrozumienie. Przypominał mi mnie. Ja też byłam samotna, ale schronisko dało mi coś, czego od dawna nie czułam – poczucie bycia potrzebną. Tam, na miejscu, nagle podjęłam decyzję. Mój dom. Przepiszę go na schronisko. Moje córki miały już wystarczająco dużo ode mnie, a teraz nadszedł czas, bym to ja dała coś tym, którzy naprawdę to docenią.

Miały w tym swój interes

Kilka tygodni później córki postanowiły mnie odwiedzić. Pojawiły się bez zapowiedzi, jakby wypadło im to przy okazji innych spraw. Natalia weszła do kuchni, niemal od razu przechodząc do sedna.

– Mamo, musimy porozmawiać o domu – zaczęła, nie czekając na to, by usiąść czy choćby spytać, jak się czuję. – Wiesz, że ostatnio z Agatą rozmawiałyśmy o tym, co będzie, jak... no, wiesz.

Agata stała obok, milcząca, ale jej spojrzenie mówiło więcej niż słowa. Wiedziałam, że obie liczyły na ten dom. Każda ich wizyta czy rozmowa krążyła wokół jednego – spadku, pieniędzy, przyszłości, którą wyobrażały sobie bez mojego udziału.

– Chciałyśmy się upewnić, że wszystko jest na swoim miejscu – kontynuowała Natalia. – Że po twojej śmierci dom będzie należał do nas. Tak jak powinien.

Serce mi zamarło, ale na zewnątrz byłam spokojna. To był moment, w którym musiałam powiedzieć prawdę.

– Dziewczyny, podjęłam decyzję. Dom nie trafi do was – spojrzałam na nie, starając się zachować opanowanie. – Przepisałam go schronisku dla zwierząt.

Cisza, która zapadła, była ciężka. Natalia zamarła, a Agata patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

– Co?! – wykrzyknęła Natalia. – Schronisko?! Chyba sobie żartujesz!

Myślały, że się przesłyszały

– Schronisko? – powtórzyła Agata z niedowierzaniem, jakby nie była pewna, czy dobrze usłyszała. Natalia była szybsza w reakcji. Zerwała się z krzesła i uderzyła pięścią w stół.

– To jakiś absurd! Ty chcesz nam to odebrać? – jej głos trząsł się od gniewu. – Przepisałaś dom na... psy? Przecież to nasz dom, zawsze o tym wiedziałyśmy!

Agata stanęła za nią, rzucając mi oskarżycielskie spojrzenie, jakby cała sytuacja była wynikiem jakiegoś mojego kaprysu.

– Mamo, nie możesz tak po prostu oddać go obcym – dodała chłodno. – My jesteśmy twoją rodziną, to nam się należy.

Westchnęłam głęboko, próbując opanować narastające emocje.

– Całe życie myślałam o was, spełniałam wasze potrzeby, dawałam wszystko, co mogłam. Teraz pierwszy raz w życiu myślę o sobie – powiedziałam, patrząc im w oczy. – A ten dom… on nigdy nie był naprawdę waszym domem. Nigdy nie chciałyście tu być z powodu wspomnień czy miłości, tylko z powodu pieniędzy, które za nim stoją.

Natalia warknęła i wybuchła:

– To nie ma znaczenia! Zawsze wiedziałyśmy, że dom będzie nasz!

Moja decyzja jest ostateczna – przerwałam jej spokojnie. – Schronisko potrzebuje tego bardziej niż wy.

– Zmienisz ten testament – syknęła Agata, jej oczy płonęły gniewem.

– Zmienisz ten testament, mamo – powtórzyła Agata, jakby każde słowo miało być groźbą. Natalia przytaknęła, a jej twarz wykrzywił zimny, wyrachowany uśmiech.

– Inaczej nie będziemy się tobą zajmować. Zostaniesz sama – dodała Natalia, opierając ręce na biodrach. – Myślisz, że psy ci pomogą, kiedy będziesz potrzebowała wsparcia? Kto będzie przy tobie, jak się zestarzejesz? Te zwierzęta?

Gdzie popełniłam błąd?

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Całe życie oddawałam im wszystko, co miałam – czas, pieniądze, uczucia. A teraz, w obliczu mojej decyzji, zostałam zredukowana do kogoś, kto nie spełnia ich oczekiwań. W ich oczach widziałam obcość, brak jakiegokolwiek zrozumienia.

– Wcale nie byłyście przy mnie, kiedy naprawdę was potrzebowałam – powiedziałam, czując, że moje słowa już ich nie dosięgną. – Nigdy was nie obchodziłam. Liczyły się tylko pieniądze, które mogłam wam dać.

Natalia przewróciła oczami.

– Mamo, przestań dramatyzować. To tylko dom. Dlaczego nie chcesz zrobić tego, co powinno być oczywiste?

– Bo w końcu postanowiłam zrobić coś dla siebie – powiedziałam spokojnie. – I nie zmienię zdania.

Agata rzuciła mi lodowate spojrzenie.

– Więc dobrze. Zostań sama. Już nie będziemy się tobą przejmować. Przekonasz się, jak to jest, kiedy odetniemy cię od wszystkiego.

Natalia skinęła głową, a obie wyszły. Drzwi zamknęły się z hukiem, a ja zostałam sama. Cisza, która zapadła po ich wyjściu, była ciężka, ale w dziwny sposób przyniosła mi ulgę. Oparłam się o stół, czując, jak opuszcza mnie napięcie, które narastało przez całą rozmowę. Nie było już krzyków, oskarżeń, ani prób manipulacji. Byłam wolna – w końcu mogłam żyć tak, jak chciałam.

Przez chwilę zastanawiałam się, co będzie dalej. Natalia i Agata jasno dały mi do zrozumienia, że jeśli nie zmienię testamentu, odetną się ode mnie na dobre. Ich groźby, które kiedyś by mnie przerażały, teraz wydawały się puste. Już dawno straciłam z nimi prawdziwą więź. Zrozumiałam, że nie chodziło o mnie jako osobę – byłam dla nich jedynie środkiem do osiągnięcia celu.

Wiedziałam, że robię dobrze

Spojrzałam przez okno. Na zewnątrz widziałam ogród, który pielęgnowałam przez lata, dbając o każdy szczegół. Teraz wiedziałam, że ten ogród, podobnie jak mój dom, trafi we właściwe ręce. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer schroniska. Kobieta, która odebrała, zawsze była miła i pełna ciepła.

– Pani Wioletto! – usłyszałam jej radosny głos. – Miło, że pani dzwoni! Czy możemy liczyć na pani wizytę?

– Tak, przyjadę niedługo – odpowiedziałam z uśmiechem. – Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.

Odłożyłam telefon i poczułam, jak znika ciężar ostatnich dni. Moje córki odeszły, ale ja nie czułam już strachu przed samotnością. W końcu zrozumiałam, że nie chodziło o to, by trzymać się ludzi, którzy mnie ranią, tylko by odnaleźć swoje miejsce, gdzie jestem naprawdę potrzebna. Schronisko stało się dla mnie nowym początkiem.

Kiedy przyjechałam do schroniska, poczułam, jak ogarnia mnie spokój. Psy biegały po podwórzu, szczekając radośnie na mój widok. Przez moment obserwowałam je z uśmiechem. W schronisku nie czułam się oceniana, nie było tu fałszywych uśmiechów ani ukrytych intencji. Tu była czysta, bezwarunkowa wdzięczność. Kierowniczka schroniska podeszła do mnie z uśmiechem.

– Pani Wioletto, dziękujemy za wszystko, co pani dla nas robi. Musi pani wiedzieć, że bez pani wsparcia byłoby nam o wiele trudniej – powiedziała serdecznie. – A ten dom… Nie wiemy, jak się odwdzięczyć.

– To ja wam dziękuję – odpowiedziałam, czując, że wreszcie znalazłam swoje miejsce. – Ten dom trafi do tych, którzy mnie potrzebują. Nic więcej nie muszę.

Kiedy odchodziłam, czułam, jakby ciężar lat, w których moje życie podporządkowane było oczekiwaniom innych, wreszcie się ulotnił. Natalia i Agata zerwały kontakt, jak obiecały. I choć czasem czułam smutek, wiedziałam, że to była ich decyzja. Teraz ja żyłam po swojemu, bez strachu i poczucia winy. Zrozumiałam, że prawdziwa rodzina to nie więzy krwi, lecz ci, którzy są przy tobie, gdy naprawdę tego potrzebujesz. Znalazłam spokój, a przede mną było jeszcze wiele szczęśliwych dni.

Reklama

Wioletta, 65 lat

Reklama
Reklama
Reklama