Reklama

Przez kilka lat byłem ghost writerem, czyli autorem widmo, anonimową dla czytelników osobą, która pisze powieści za pisarza firmującego je swoim nazwiskiem. Mój pisarz jest Anglikiem – każdego roku, z punktualnością godną szwajcarskiego zegarka, na początku i pod koniec roku, wydawał doskonale się sprzedające powieści kryminalne. Moje powieści…

Reklama

W roku 2000 mieszkałem w Polsce i byłem tłumaczem literatury angielskiej. Szło mi całkiem nieźle, więc pomyślałem, że mógłbym spróbować wydać coś pod własnym nazwiskiem. Ponieważ najlepiej sprzedają się kryminały, napisałem powieść z tego gatunku. Nawet miałem zamiar ją wydać. Próbowałem w jednym z warszawskich wydawnictw.

No ale jakoś musiałem zarobić na to swoje pisanie. Pojechałem więc z kumplem do Londynu. Leon zajmował się kompleksowymi remontami domów jednorodzinnych. Doskonale znałem angielski, miałem zmysł biznesowy, zatem zacząłem zajmować się kontaktami z klientami, zawieraniem z nimi umów i wyciąganiem od nich zaległych pieniędzy. Jak była potrzeba, sam zakasywałem rękawy i stawałem do burzenia ścian czy kładzenia gładzi gipsowej. Nie zapominałem jednakże o pisaniu; co więcej, zacząłem tworzyć właśnie po angielsku. Ot tak, dla wprawy.

Facet obiecał, że pomoże mi wydać te teksty

Pewnego dnia zaczęliśmy z Leonem pracę w domu Davida Malcolma (w rzeczywistości pisarz nazywa się inaczej, ale na użytek tej opowieści właśnie w ten sposób będę go nazywał). Mówiąc szczerze, wcześniej nie miałem pojęcia, że ktoś taki istnieje. Nie znałem jego żadnych książek ani tym bardziej literackich osiągnięć.

W czasie jednej z wizyt w domu Malcolma przypadkiem wypadły mi z teczki kartki z moimi opowiadaniami. Gospodarz kucnął, pomógł mi zbierać papiery. Zerknął na jeden z arkuszy, zaczął czytać, i po chwili, zaintrygowany, poprosił, żebym mu to zostawił. Dałem mu do przeczytania trzy opowiadania, a już następnego dnia Anglik do mnie zadzwonił i zaprosił na lunch. Ależ on gadał o moim pisaniu! Że doskonale skonstruowana fabuła, intrygujące sylwetki bohaterów, że końcówka każdej historii perfekcyjnie poprowadzona do zaskakującego finału. Takie pochwały… Hmm…

Zobacz także

Miód na serce! Miesiąc później moja sytuacja całkowicie się zmieniła – Malcolm wynajął dla mnie i opłacił piętro willi oddalonej od jego mieszkania o dwa przystanki metrem. Miałem tam pokój do pracy z olbrzymim tarasem, z którego rozciągał się widok na sporej wielkości ogród. Sypialnia była niezbyt duża, ale elegancko urządzona. Do tego salonik i łazienka. Na dole znajdowała się kuchnia do mojej dyspozycji.
W zamian za dotychczas napisane opowiadania dostałem tysiąc funtów i obietnicę, że David pomoże mi wydać książkę pod moim własnym nazwiskiem.

Oczywiście tamte opowiadania Malcolm zamierzał wydać jako własne, na co wyraziłem zgodę w zawartej między nami umowie. Dzięki niej żyłem jak król…Początkowo zgodziłem się, że napiszę jako autor widmo jedną powieść. Ta po roku zamieniła się w cykl powieści detektywistycznych. W sumie napisałem ich pięć i zajęło mi to ponad trzy lata. Co jakiś czas Malcom obiecywał, że już niedługo znajdzie dla mnie dobrego agenta literackiego, żebym mógł pracować na własny rachunek. Tylko że to odsuwało się w czasie. Wreszcie powiedziałem: „Dość”.

Przypuszczałem, że Malcolm będzie niezadowolony, może nawet wyrzuci mnie z mieszkania. A jednak zgodził się bez słowa protestu. Po skończeniu pisanej właśnie powieści miałem być wolny, a on solennie obiecał, że tym razem na pewno umówi mnie ze znanym agentem literackim.

Poszliśmy oblać sukces. A potem...

Przez następnych kilka tygodni Malcolm nie żałował pieniędzy, żebym skończył pisać „jego” książkę. Stało się to pod koniec marca ubiegłego roku. W tym samym czasie moja poprzednia powieść, z jego nazwiskiem na okładce, wdrapała się na szczyt brytyjskiej listy kryminalnych bestsellerów.

David zaproponował mi oblanie zakończenia twórczej współpracy. Zamówił stolik w jednym z najlepszych londyńskich pubów. Przez cały wieczór alkohol lał się strumieniami. Wreszcie po północy pojechaliśmy do pewnego domu. David twierdził, że czekają tam na nas ładne i chętne panienki. Kiedy następnego dnia rano otworzyłem oczy, wydało mi się, że spałem wieki.

Ssało mnie w żołądku, bolesny skurcz zaciskał szczękę i kręciło mi się w głowie, jakbym poprzedniego dnia nic nie robił, tylko próbował utopić się w beczce piwa. Zresztą podobnie śmierdziałem, starym zwietrzałym browarem. Spróbowałem poruszyć głową, lecz tylko jęknąłem boleśnie… Rany, co się wczoraj działo? Jedyny obraz, który pozostał w pustce przepełniającej moją czaszkę, to była roześmiana twarz Davida. Sekundę później zorientowałem się, że leżę na podłodze i wspieram głowę o pościel, która zwisała z łóżka.

Próbowałem przekręcić się na bok, jednak szybko wróciłem do poprzedniej pozycji, bo poczułem, że otaczający mnie pokój zabujał się niebezpiecznie, jakby ktoś zawiesił go na wielkiej huśtawce. Przez niezasunięte do końca zasłony do pokoju wpadała smuga światła. Przecinając półmrok, oświetlała łóżko i skłębioną pościel. Spod kołdry, niedaleko mojej twarzy, wystawała naga stopa z pomalowanymi na niebiesko paznokciami. Chciałem wstać, lecz zdrętwiałe ciało odmówiło mi posłuszeństwa.

Nad łóżkiem dostrzegłem złoconą ramę obrazu, z której zwisały resztki pociętego czymś ostrym płótna. Wszystko, na co patrzyłem, wydawało się oddalone i zamknięte w rozmazanej perspektywie. Dłonią wyczułem leżące na dywanie lusterko. Podniosłem je. Machinalnie przetarłem szkło, rozmazując na nim krew. Krew?! Czyżbym się skaleczył?

Spojrzałem na dłonie i chwyciły mnie mdłości. Starałem się uspokoić skaczący do gardła żołądek. Daremnie. Z szafki stojącej nieopodal łóżka ktoś wyjął szuflady. Znajdujące się w nich rzeczy leżały wokół rozrzucone. Sięgnąłem po damską bluzkę, by wytrzeć dłonie. Wstałem na chwiejne nogi, odwróciłem się i zamarłem przerażony.

W ostatniej chwili dopadłem do łazienki

Na łóżku leżała pijana dziewczyna, przywiązana do łóżka, do połowy przykryty sztywnym od wyschniętej krwi prześcieradłem. Materac był przesiąknięty krwią. Pamiętałem, że kochałem się z jakąś Azjatką, piliśmy szampana, ganialiśmy się po pokoju. Potem usnąłem.

Tak mi się przynajmniej wydawało. Inaczej mówiąc, urwał mi się film. Zataczając się, dobiegłem do drzwi łazienki i w ostatniej sekundzie włożyłem głowę do muszli klozetowej. Przez dłuższy czas torsje nie pozwalały mi złapać głębszego oddechu. Kiedy już wyrzuciłem z siebie wszystko, spuściłem wodę.

Wstałem i trzęsącymi się rękami umyłem twarz nad umywalką. Kiedy podniosłem oczy, przestraszyłem się, widząc swoje trupio blade oblicze.
Wróciłem do pokoju. Usiadłem ciężko na wolnym krześle. Zakryłem twarz rękami, jakbym zamierzał się rozpłakać. Miałem w pamięci czarną dziurę.

Byłem śmiertelnie przerażony. Wtedy do pokoju wszedł Malcolm.

– Hello, czas wstawać… O k…

Patrzył w zdumieniu na łóżko.

– Coś ty zrobił?!

– Nie wiem… Nie pamiętam…

Znów zrobiło mi się niedobrze. Malcolm kazał mi przejść do zajmowanego przez siebie pokoju. Zamknął mnie w nim, a sam poszedł pertraktować z właścicielką. Wrócił kilkanaście minut później. Powiedział, że za sporą sumę właścicielka zgodziła się przymknąć na wszystko oczy.

– Ale policja…

– Daj spokój – Malcolm wzruszył ramionami. – Nikt nie będzie jej szukał. Nie zastanawiałem się nad tak szybkim i szczęśliwym zakończeniem całej sprawy. Byłem wdzięczny Malcolmowi. Bezgranicznie… Po kolejnej godzinie wszystko zostało sprzątnięte i mogliśmy wymknąć się tylnymi drzwiami.

Moja wolność kosztowała Malcolma sto tysięcy funtów

Byłem uratowany. Wtedy tylko to się dla mnie liczyło. David umieścił mnie w swoim domu na wsi. Musiałem zająć czymś umysł, więc znów zacząłem pisać książki. Przez następne dwa lata pracowałem jak szalony. Właściwie to całe dnie spędzałem nad klawiaturą, robiąc sobie przerwy tylko na jedzenie, spanie i długie spacery po malowniczej okolicy. Stworzyłem trzy powieści . Musiałem w sobie zamazać obraz tego, co zrobiłem tamtej dziewczynie. Zasypać go coraz to nowymi historiami.

Zacząłem żyć w świecie fikcji. Czas przestał istnieć. Wszystko się przemieszało. Już nie potrafiłem odróżnić, gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna złudzenie. Co jest fałszem, a co prawdą. Wreszcie uwierzyłem, że tamta noc była tylko jedną ze zmyślonych przeze mnie historii. Potwierdzeniem było to, że nikt mnie nie niepokoił. Z czasem zacząłem czuć się coraz bezpieczniej. Malcolm miał rację – tamta dziewczyna dla społeczeństwa nie istniała. Wróciłem do Londynu. Zająłem swoje poprzednie lokum na poddaszu willi. Spędzałem dni w pubach, włóczyłem się po muzeach, wracałem do komputera, pisałem, znowu wychodziłem, przesiadywałem w parkach. Wreszcie wieczorem odwiedzałem pobliski sklep, kupowałem butelkę dobrego wina i wracałem do siebie, przed komputer.

Malcolm był niezadowolony, że szwendam się po ulicach. Nie chciał, żebym wychodził z domu. Wreszcie orzekł, że jeśli już tak mnie nosi i muszę wychodzić, to on wynajmie mi dom na prowincji. Tak też się stało. Ostatniego wieczoru przed wyprowadzką wyszedłem do sklepu, żeby znów kupić butelkę czegoś mocniejszego…

Zdawałem sobie sprawę, że jestem niewolnikiem Malcolma, ale przynajmniej byłem zamknięty w złotej klatce. Oczywiście przeczytałem odpowiednie paragrafy angielskiego prawa. Gdyby policja mnie złapała i udowodniła mi to, co zrobiłem, wylądowałbym na długie lata w więzieniu. Nie powiem, chciałem uciec do Polski, lecz Malcolm pokazał mi zdjęcia, które zrobił mi tamtego ranka w pokoju. Widać było mnie siedzącego z zakrwawionymi rękami na łóżku i nieprzytomną dziewczynę. Przechowywał też zakrwawiony nóż z moimi odciskami palców. Nie mogłem uwierzyć, że ten drań tak mnie wykorzystuje.

– No cóż. Trzeba się było pilnować, a nie chlać na umór – powiedział mi. – Za wszystko się płaci. Ja zapłaciłem sto tysięcy funtów, które musisz mi zwrócić. Już prawie, prawie… Potem porozmawiamy. Byłem w pułapce.

Tamtego ostatniego wieczoru, gdy wracałem z butelką ze sklepu, zderzyłem się z jakąś niewysoką dziewczyną. Chinka. Popatrzyłem na nią i nagle w moim mózgu otworzyły się jakieś klapki. To była ta nieprzytomna dziewczyna! Nie, musiała być po prostu podobna, one wszystkie wyglądają tak samo…

– Krys – zawołała wesoło. – Jak miło cię spotkać. Jak udał się nasz dowcip? Byłeś wystarczająco przerażony, żeby móc dobrze opisać to w książce?

– Co? Jaki dowcip? – zatkało mnie.

Reklama

Gdy szok minął, wypytałem dziewczynę dokładnie o wszystko. Otóż Malcolm wynajął ją za 100 funtów, by odegrała spektakl. Mnie otumanił czymś w alkoholu, stąd dziury w pamięci i chaos w myślach, który minął dopiero po dłuższym czasie. Dlatego nie rozszyfrowałem tej krwawej maskarady.
Wyjechałem z Anglii kilka dni później. Zabrałem ze sobą ostatnią książkę, którą właśnie kończyłem, a którą chcę wydać tym razem pod własnym nazwiskiem. Nie zamierzam puścić płazem tego, co mi zrobiono. Może kiedyś przeczytacie powieść, jak zemściłem się na tamtym cwanym Angolu, który myślał, że będę za niego pisał do końca mojego życia.

Reklama
Reklama
Reklama