Reklama

Z zewnątrz wszystko wyglądało normalnie. Uczyłam dzieci angielskiego, chodziłam na jogę w środy, raz w miesiącu jeździłam do mamy na rosół. Na Instagramie miałam zdjęcie z wakacji w Toskanii, gdzie uśmiechaliśmy się z Tomkiem do aparatu, choć tego dnia pokłóciliśmy się o to, że nie umiem dobrze zaparkować. Mój mąż uważał, że wszystko robię „na pół gwizdka”. Nawet kochać go nie potrafiłam w pełni – to było jego ulubione zdanie, kiedy się upijał.

Reklama

To był nasz rytuał

Z Igą, moją najlepszą przyjaciółką, spotykałam się co drugi piątek. To było nasze małe święto – dwie lampki wina i wyznania, które brzmiały jak z serialu. Tylko że mój serial ciągnął się od pięciu sezonów i każdy kolejny był gorszy od poprzedniego.

– Musisz odejść, Julia. Ile jeszcze będziesz to znosić? – Iga spojrzała na mnie ponad kieliszkiem, marszcząc brwi.

– Nie teraz. Jeszcze nie teraz – mruknęłam, bawiąc się serwetką. – Musi być odpowiedni moment.

– A co to za moment? Jak cię walnie patelnią w łeb? Przecież on cię niszczy.

– To nie takie proste, Iga...

– Julia, jesteś jak ta żaba, co ją gotują powoli. Nawet nie zauważysz, kiedy będzie po tobie.

Nie odpowiedziałam. Bo miała rację. I jednocześnie nie miała. Przecież ja już dawno umarłam w tym związku, tylko jeszcze nie spakowałam walizek.

Każdego dnia czekałam. Na jakiś sygnał, na iskrę odwagi. Marzyłam o rozwodzie jak dziecko o świętach. Wiedziałam, że to będzie mój moment odrodzenia. Wielkanoc dla duszy. Tylko że ta Wielkanoc nigdy nie nadchodziła.

Mąż mnie ignorował

Nastała Wielkanoc. W Wielką Sobotę w moim domu pachniało jajkami, ale nastroju nie było ani krzty. Tomek przeszedł przez mieszkanie jak duch, rzucił „cześć” i zamknął się w łazience. Od rana był w pracy, jak twierdził, chociaż jego koszula pachniała kobiecymi perfumami. Takimi słodkimi, mdlącymi.

– Usiądziesz w ogóle do stołu? – zapytałam, kiedy wyszedł z łazienki.

– Tylko na chwilę. Wpadłem się przebrać – rzucił, wyciągając spodnie z szafy.

Siedzieliśmy przy stole. On przeglądał telefon, ja mieszałam barszcz. Nagle coś we mnie pękło.

Naprawdę cię to wszystko nie obchodzi? – spytałam cicho.

– A co ma mnie obchodzić? Twoje obrażone miny? – burknął bez podnoszenia wzroku.

Zacisnęłam zęby. Ręce zaczęły mi się trząść.

– Masz mnie dość? To się zgadza, ja ciebie też! – wrzasnęłam, rzucając talerzem, który rozbił się o ścianę.

Tomek tylko spojrzał. Bez emocji. Jakby widział to już sto razy.

Twoje dramaty mnie męczą, Julia – powiedział z chłodnym spokojem. – Nie jesteś już interesująca. I to jest chyba największy problem.

Zaparło mi dech.

– Chcę rozwodu – wyrzuciłam z siebie. Po raz pierwszy. Na głos.

On się zaśmiał. Krótko, ironicznie. Jakby usłyszał kiepski żart.

– No to sobie chciej. Ale jeszcze będziesz płakać, że to powiedziałaś – odpowiedział i wyszedł, zostawiając drzwi otwarte.

Stałam w kuchni, serce waliło mi jak oszalałe. Tego dnia nie zjadłam już nic. Ale pierwszy raz od dawna poczułam się... wolna.

Byłam w szoku

Dwa dni po świętach usiadłam przy jego komputerze. Tomek zostawił go otwartego, jakby już zupełnie przestało mu zależeć na prywatności. Chciałam tylko wydrukować fakturę za korepetycje, ale zanim zdążyłam kliknąć, wyskoczyła poczta. Temat maila przykuł mój wzrok jak cios w żołądek: „Pozew rozwodowy – potwierdzenie złożenia”. Zamarłam. Kliknęłam.

Mail był od jakiejś mecenas. „Dziękuję za przesłanie wszystkich dokumentów. Pozew został złożony w ubiegły czwartek, rozprawy można się spodziewać najwcześniej w czerwcu.”

Czwartek. Przed Wielkanocą. Więc on… on już wtedy to zaplanował. Weszłam do sypialni, gdzie pakował torbę sportową.

Dlaczego nic mi nie powiedziałeś, że chcesz odejść? – zapytałam, trzymając laptopa jak tarczę.

Spojrzał na mnie z tym swoim wyrazem twarzy, który znałam aż za dobrze – pół politowania, pół wyższości.

– Bo nie chciałem, żebyś myślała, że wygrałaś – odparł chłodno.

– Czyli to jakaś gra?

U ciebie wszystko to dramat. U mnie – logistyka.

Serce biło mi jak szalone. Przez chwilę miałam ochotę się rozpłakać, ale coś się we mnie zacięło.

– W porządku. Skoro chcesz rozwodu, dostaniesz go. Ale pamiętaj, Tomek. Nie wszyscy, którzy milczą, są słabi – powiedziałam spokojnie, a on nawet nie zareagował.

Wyszedł. A ja siedziałam na łóżku z pustką w głowie. To nie ja się uwolniłam. To on pierwszy uciekł z więzienia. Ale pierwszy raz od dawna nie czułam się ofiarą. Czułam… że mam coś do powiedzenia.

Wystawiłam mu walizki za drzwi

Zaczęłam grzebać. Nie z potrzeby zemsty, tylko… żeby zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. W jego szufladzie – tej, do której rzadko zaglądałam – znalazłam paragon z ekskluzywnej restauracji. Data: tydzień przed Wielkanocą. Dwa kieliszki wina, deser dla dwojga, rachunek na pół mojej pensji.

Potem Instagram. Zdjęcie w tle zmienił niedawno – plaża, zachód słońca, dwa kubki kawy na piasku. Jeden z nich trzymała dłoń z czerwonym manicure. Zdecydowanie nie moja.

– Ty gnoju – wyszeptałam, patrząc na ekran. W tym momencie już wiedziałam. Nie chodziło tylko o to, że chciał rozwodu. On po prostu miał plan awaryjny.

Nie myśląc długo, wyciągnęłam walizkę. Do środka wrzucałam jego rzeczy bez ładu: koszule, buty, perfumy. Spod łóżka wyciągnęłam jego zapas bielizny i dołożyłam z impetem. Każde kliknięcie zamka było jak wystrzał.

Wynocha – powiedziałam sama do siebie, popychając walizkę w stronę drzwi.

Otworzyłam drzwi na klatkę. Wystawiłam jego rzeczy. Sąsiadka spod dwójki spojrzała na mnie zaskoczona.

– Przeprowadzka? – zapytała niepewnie.

– Można tak powiedzieć – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.

Wieczorem zadzwoniłam do Igi.

– A jednak to on miał kogoś – powiedziałam.

– I co teraz?

– Teraz? Teraz to ja robię miejsce dla siebie.

– Wiesz, co ci powiem? – Iga sapnęła do słuchawki. – Zawsze myślałam, że rozwód to porażka. A to jednak twoja największa wygrana.

Zaśmiałam się. Po raz pierwszy od miesięcy śmiech nie smakował goryczą.

Ostrzegłam jego kochankę

Miesiąc później zobaczyłam ją pod blokiem, w którym zamieszkał. Stałam w samochodzie, czekając, aż przywiezie mi podpisane dokumenty do kancelarii. Wysiadła z jego auta – jego nowego BMW, które rzekomo kupił „do firmy” – i zaśmiała się, odrzucając włosy. Wysoka, młoda, typ „wszystko przede mną”. Zaskakująco zwyczajna. Tak przeciętna, że aż mnie to zabolało.

Wysiadłam i ruszyłam w jej stronę, zanim pomyślałam, czy powinnam.

– Przepraszam... – powiedziałam, a ona odwróciła się z uśmiechem, który momentalnie zgasł.

– Ty jesteś Julia? – zapytała cicho.

– Tak. A ty... – spojrzałam na nią z góry. – Wiesz, że złożyliśmy dopiero co pozew?

Zbladła. Zaczęła nerwowo kręcić pierścionkiem na palcu.

On mówił, że to już martwe. Że jesteście jak współlokatorzy. Że ty się zgodziłaś...

– Zgodziłam? – przerwałam jej ostro. – Nie wiedziałam nawet, że mnie zdradza.

Zrobiła krok w tył.

– Nie jestem taka, jak myślisz. Nie chciałam...

– Uwierz mi – wciągnęłam powietrze – ja też kiedyś nie chciałam być zdradzona. Ale życie bywa przewrotne.

Spojrzałyśmy na siebie przez dłuższą chwilę. I nagle przestałam czuć złość. Była młoda. Naiwna. Jak ja dziesięć lat temu.

– On potrafi być czarujący. Dopóki nie przestaniesz tańczyć, jak zagra – rzuciłam i odeszłam.

Wsiadając do auta, spojrzałam w lusterko. Stała tam jeszcze. Nieruchoma. I chyba właśnie zrozumiała, że wcale nie wygrała.

Poczułam wolność

Rozwód odbył się szybko. Sędzia był rzeczowy, Tomek – jak zawsze lodowaty. Nie spojrzeliśmy sobie w oczy ani razu. Wyszłam z sali sądowej i od razu zdjęłam obrączkę. Schowałam ją do kieszeni płaszcza, a potem – jakby to było coś zupełnie zwyczajnego – wrzuciłam do pierwszego kosza na śmieci.

Kilka tygodni później odebrałam klucze do nowego mieszkania. Kawalerka na czwartym piętrze, bez windy, z krzywym parapetem i zaciekiem w kuchni. Ale była moja. Każda płytka, każda ściana, każdy kąt – mój wybór.

Wniosłam pudła z rzeczami i usiadłam na środku pustego salonu, z kubkiem kawy w dłoni. Spojrzałam przez okno na dachy miasta. I po raz pierwszy od bardzo dawna nie czułam, że muszę komuś coś udowadniać. Ani się tłumaczyć. Przez wiele lat bałam się samotności, jakby miała mnie pożreć. A teraz? Teraz była cisza. Cisza, która nie bolała. Cisza, która oznaczała spokój.

Reklama

Julia, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama