„Czekałam na życzenia, ale wnuczka zapomniała o Dniu Babci. Wtedy zrozumiałam, jestem dla niej bankomatem”
„Telefon leżał na stole, cichy i nieruchomy, ale zerkałam na niego co chwilę, jakbym mogła go zaczarować. W końcu uniosłam go i sprawdziłam, czy na pewno działa. Bateria naładowana, sygnał jest. Westchnęłam i odłożyłam go na miejsce”.

- Redakcja
Świt przebił się przez firanki, wpuszczając do pokoju chłodne, szare światło. Obudziłam się wcześniej niż zwykle. Założyłam szlafrok, powoli, bo po nocy ręce miałam jakieś ociężałe. Nigdzie mi się nie spieszyło. Woda w czajniku bulgotała, a ja, czekając na herbatę, zerkam na telefon. W końcu to Dzień Babci. Ale Kasia pewnie jeszcze spała.
Usiadłam w fotelu przy oknie z kubkiem herbaty w dłoniach. Za oknem świat wyglądał, jakby zapomniał o zimie. Śnieg dawno stopniał, tylko kałuże zamarzły w nocy. Włączyłam radio, żeby nie czuć tej ciszy.
– Dzień dobry wszystkim babciom! To wasze święto, kochane panie! – powiedział prezenter.
Uśmiechnęłam się, choć sama nie wiedziałam dlaczego. Poprawiłam się w fotelu i spojrzałam na telefon leżący na stole.
– Kasia zadzwoni – wyszeptałam cicho, bardziej dla siebie niż z przekonania. Obiecała.
Uśmiech zniknął z mojej twarzy
Radio grało, ale słowa prezentera zlewały się w jedno z cichym szumem w tle. Kolejni słuchacze dzwonili, by składać życzenia swoim babciom.
– Moja babcia zawsze piecze najlepsze serniki! – powiedziała jakaś młoda dziewczyna z zapałem. Potem usłyszałam dziecięcy głos:
– Babciu Krysiu, kocham cię za naleśniki i bajki na dobranoc!
Słuchałam, a w mojej głowie przewijały się obrazy. Dobrze pamiętałam, jak Kasia siedziała na moich kolanach, a ja czytam jej bajki. Była wtedy taka mała. Śmiała się do mnie, a jej oczy błyszczały. Jak ten czas szybko minął.
Wyobrażałam sobie, że to ona teraz zadzwoni do radia. Powie coś miłego. A może już próbuje? Telefon leżał na stole, cichy i nieruchomy, ale zerkałam na niego co chwilę, jakbym mogła go zaczarować. W końcu uniosłam go i sprawdziłam, czy na pewno działa. Bateria naładowana, sygnał jest. Westchnęłam i odłożyłam go na miejsce.
– Nie zapomnijcie dziś zadzwonić do swoich babć! Zróbcie im niespodziankę, nawet krótki telefon to wielka radość – przypomniał prezenter.
– Jakby to było takie proste… – mruknęłam pod nosem. Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Przypominałam sobie czasy, kiedy Kasia dzwoniła częściej. Teraz każdy jej telefon to było małe święto. Przekonywałam siebie, że dziś na pewno zadzwoni. Przecież wie, że czekam.
Ale czas płynął. Minęła godzina, potem kolejna, a telefon nadal milczał.
Uśmiechnęłam się do wspomnień
Po południu postanowiłam zająć się czymś, żeby nie patrzeć na telefon. Podlałam kwiaty w kuchni. Storczyki, które Kasia kiedyś mi podarowała, wciąż kwitły, jakby były przypomnieniem dawnych lat. Przesuwałam dłonią po ich delikatnych płatkach i zastanawiałam się, czy Kasia w ogóle pamięta, że je kupiła.
Otworzyłam szafkę z książkami, żeby uporządkować półki. Na jednej z nich wciąż leżały laurki, które robiła dla mnie, gdy była mała. Wyciągnęłam jedną i patrzyłam na nierówne literki: „Dla mojej kochanej babci, najlepszej na świecie”. Zawsze mówiła, że nikt nie robi tak dobrego kompotu z wiśni, jak ja. Uśmiechnęłam się do wspomnień, ale w gardle czułam nieprzyjemną gulę.
Usiadłam z książką na kanapie, ale litery zlewały mi się przed oczami. Co chwilę zerkałam na telefon.
– Może właśnie teraz wybiera mój numer – mówiłam do siebie z nadzieją.
Radio dalej grało w tle. Kolejni ludzie składali życzenia. Jeden z mężczyzn, z głosem pełnym wzruszenia, opowiadał o swojej babci, która zawsze czekała na niego z ciepłym obiadem.
Nie chciałam tego słuchać. Wstałam, wyłączyłam radio i postanowiłam zrobić obiad. Prostą zupę pomidorową, bo na więcej nie miałam siły. Kasia zawsze lubiła pomidorową.
Serce zabiło szybciej
Zapach pomidorówki przypominał mi te czasy, kiedy Kasia siedziała przy stole z rozrzuconymi kredkami. Zawsze prosiła o dokładkę, twierdząc, że moja pomidorowa jest najlepsza. Teraz stół stał pusty. Dziwne, że cisza może tak doskwierać, choć przecież mieszkałam sama już od lat.
Po obiedzie usiadłam przy oknie, z kubkiem herbaty, która dawno zdążyła ostygnąć. Ulica tętniła życiem. Wpatrywałam się w przechodniów – młodą parę trzymającą się za ręce, kobietę z dzieckiem w wózku. Nagle do klatki obok podbiegła dziewczynka, wprost w ramiona starszej kobiety. Może to jej wnuczka? Jakie musiała być szczęśliwa.
Odwróciłam wzrok. Na stoliku leżał telefon, wciąż milczący. Sprawdziłam go kolejny raz, choć dobrze wiedziałam, że nie było żadnych połączeń. Pomyślałam, że może coś się stało, a serce zabiło szybciej. Ale zaraz sama siebie zganiłam.
Poczułam ukłucie w sercu. Tyle razy mówiłam Kasi, jak ważne są dla mnie te drobne gesty. Czy pamiętała? Czy to w ogóle coś dla niej znaczyło?
Popołudnie mijało powoli. Minęła czwarta, piąta… a telefon wciąż milczał. Podniosłam go, obracając w dłoniach, jakbym mogła zmusić go, by zadzwonił. Ale było cicho. Jakby cały świat o mnie zapomniał.
Westchnęłam ciężko
Wieczór zapadał powoli, a zmierzch otulał mieszkanie w półmroku. Światło lampki rzucało ciepłą poświatę na ściany. Odłożyłam gazetę i spojrzałam na telefon. Ta sama cisza, nieubłagana i niezmienna, jak przez cały dzień.
Westchnęłam ciężko, zamknęłam oczy i próbowałam znaleźć coś, co zajmie moje myśli. W głowie pojawiły się obrazy dawnych lat. Kasia jako dziecko, jej szczery śmiech, pierwsze kroki, pierwsze „kocham cię, babciu”. Jakby to było wczoraj.
Spojrzałam na półkę, gdzie wciąż leżała stara ramka ze zdjęciem. Była na nim rozpromieniona, w za dużym kapeluszu, który kiedyś należał do mojej matki. Czy w ogóle jeszcze pamiętała ten dzień? A może dla niej te chwile były równie odległe, jak dla mnie zdarzenia z własnego dzieciństwa?
Zegar wybił siódmą. Wzięłam do ręki telefon, jakby w nadziei, że coś się zmieniło. Że może z jakiegoś powodu nie usłyszałam dzwonka. Ale ekran pozostał pusty.
– Cóż, trzeba się z tym pogodzić – powiedziałam sama do siebie. Zamknęłam oczy, przyciskając dłonie do skroni. Może Kasia zapomniała. Może była zajęta. Albo uznała, że to nie aż tak ważne.
Zgasiłam światło w kuchni i usiadłam na łóżku w ciemności. Mój oddech brzmiał głośno w tej ciszy. Mimo smutku starałam się wmówić sobie, że nie ma w tym niczego złego. Jutro będzie nowy dzień. Po prostu taki sam jak dzisiaj.
W oczach miałam łzy
Zanim położyłam się spać, zerknęłam jeszcze raz na telefon. Nic. Ani jednego powiadomienia. Położyłam go ekranem do dołu i westchnęłam.
– Może zadzwoni jutro – powiedziałam cicho, próbując uwierzyć w te słowa. Jednak w głębi serca wiedziałam, że coś się zmieniło. Być może już na zawsze.
Zgasiłam lampkę i otuliłam się kocem. Wpatrywałam się w ciemność, a w moich myślach znów przewijały się wspomnienia. Kasia jako mała dziewczynka, z czerwoną wstążką we włosach, wręczająca mi laurkę z nierównym sercem.
Teraz wszystko było inne. Minęły lata, a nasze drogi zaczęły się rozchodzić. Może tak właśnie wygląda starość.
Nie mogłam zasnąć. Wstałam i spojrzałam przez okno. Na ulicy paliły się latarnie, światła samochodów migały w oddali. Świat toczył się dalej, choć ja czułam się, jakbym stała w miejscu. Pomyślałam sobie, że może za dużo wymagam od Kasi. Młodzi mają swoje sprawy, a ja… ja muszę nauczyć się być dla siebie wystarczającą.
Wracając do łóżka, przysiadłam jeszcze na brzegu i spojrzałam na pokój, a potem położyłam głowę na poduszce i, choć w oczach miałam łzy, zasnęłam.
Wszystko we mnie zamarło
Następnego dnia obudziłam się wcześniej. Poranek był tak samo cichy, jak poprzedni, ale tym razem nie czułam nawet nadziei. Zaparzyłam herbatę i usiadłam w fotelu przy oknie. Telefon leżał tam, gdzie go zostawiłam, ekranem do dołu. Próbowałam się nie oglądać, nie nasłuchiwać. W końcu cisza to była jedyną pewną rzeczą w moim życiu.
Koło południa telefon zawibrował. Serce zabiło mi mocniej. Kasia. Z trudem odblokowałam ekran i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
– Cześć, babciu! – usłyszałam jej radosny głos. Na chwilę wszystko we mnie zamarło.
– Jak miło, że dzwonisz – powiedziałam, starając się ukryć wzruszenie. – Wczoraj…
Nie dała mi dokończyć.
– Słuchaj babciu, dzwonię, bo mam sprawę. Mam nadzieję, że mi pomożesz – przerwała szybko, jakby bała się, że nie zdąży.
– Oczywiście. Co się stało? – zapytałam, choć już czułam, że coś jest nie tak.
– Potrzebuję trochę pieniędzy. Wiesz, studia, życie, a wszystko teraz takie drogie. Mogłabyś mi przelać, no... tak koło pięciuset złotych? Oczywiście oddam, jak tylko będę mogła.
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Wiesz, że zawsze staram się ci pomóc, ale… wczoraj… był Dzień Babci – powiedziałam cicho, niezdolna powstrzymać drżenia w głosie.
Po drugiej stronie zapadła niezręczna cisza.
– Wiem, babciu, przepraszam. Ale przecież wiesz, że cię kocham, prawda? No to jak z tym przelewem? – Jej głos był ciepły, ale zbyt pośpieszny, zbyt pewny siebie.
Przez chwilę milczałam, wpatrując się w kubek zimnej już herbaty.
– Zrobię go – odpowiedziałam w końcu, bo co miałam powiedzieć?
Pożegnała się szybko, rzuciła jeszcze kilka ciepłych słów i rozłączyła. Zostałam sama w ciszy, która była teraz jeszcze bardziej przytłaczająca niż wcześniej.
Pieniądze były tylko pretekstem. W jej głosie zabrakło tego ciepła, które kiedyś wypełniało każdy nasz telefon. Poczułam, że coś między nami umarło. Nie miłość a bliskość, to, co łączyło nas, gdy Kasia była mała i świat wydawał się prostszy.
Patrzyłam na telefon, który znów leżał cicho na stoliku. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek jeszcze usłyszę w nim słowa, na które czekałam wczoraj cały dzień. Westchnęłam ciężko, wstałam i spojrzałam na swoje odbicie w oknie.
– Starość to samotność, Wandziu. Trzeba się do niej przyzwyczaić – powiedziałam do siebie, ale wiedziałam, że to kłamstwo. Przyzwyczaić się do tego nie da.
Wanda, 67 lat