„Czułam, że mój facet tylko szuka okazji do zdrady. Szpiegowałam go, by żadna nie wskoczyła mu do łóżka”
„Podsłuchiwałam jego rozmowy telefoniczne, przeglądałam SMS-y. Tłumaczyłam się sama przed sobą, że mam prawo, ponieważ mieszka u mnie, a poza tym korzysta z mojego firmowego telefonu i komputera. Co więcej, gdyby nie ja, to nie miałby pracy. Właściwie wszystko, co ma, zawdzięczał mi”.
- Jagoda, 40 lat
Wpadłam do pracy niczym tornado i niemal rozstawiłam wszystkich po kątach. Już mnie dobrze znali z podobnych sytuacji, więc starali się nie przeszkadzać i nie rzucać w oczy. Czekali, aż moja złość minie sama z siebie. Ale złość nie mijała... Wręcz przeciwnie, byłam tylko jeszcze bardziej wściekła, a do tego rozczarowana i zmęczona.
Byłam wściekła
Czekałam na Pawła, ale on nadal nie raczył się pojawić! Przecież powinien być już w biurze od godziny. Zazwyczaj po takich wydarzeniach jak dzisiaj rano w domu, wpadał do mojego biura z kwiatami. Zniecierpliwiona jego spóźnieniem i nie mogąc się przez to skoncentrować na swojej pracy, opuściłam biuro. I tak nie byłam w stanie dziś pracować. Wściekłość zawładnęła mną całkowicie.
Wsiadłam do auta i zaczęłam jechać jak szalona, aż piszczały opony. Na szczęście nie zatrzymał mnie żaden patrol. Kiedy dotarłam do domu, zaczęłam przeszukiwać wszystkie pokoje. Ale Pawła tam nie było. Co więcej, w szafie nie było też jego rzeczy! Co tu do cholery się stało.
– Wyprowadził się! – wykrzyknęłam ze wściekłością. – Co on sobie myśli! Już ja go nauczę szacunku, jak tylko wróci! Powiem mu co o tym myślę.
"Nie mogę uwierzyć, że tak mnie potraktował. Po prostu oddalił się bez choćby jednego pożegnalnego słowa. Jakiegokolwiek komentarza" – rozmyślałam. "I to po tym wszystkim, co dla niego przez ten czas zrobiłam! W końcu to ja... wzięłam go pod swój dach! Co on by zrobił, gdyby nie ja i moja łaska. Kim by teraz był?"
Zobacz także
Przyciągałam facetów
W mojej głowie przewijały się wspomnienia ostatnich dwóch lat. Po nagłej stracie męża sama kierowałam naszą niewielką restauracją i myślałam, że już zawsze będę sama. I to nie dlatego, że to ze mną było coś nie w porządku. O co to, to nie.
Jestem i zawsze byłam kobietą dbającą o siebie, która wygląda młodziej, niż wskazuje na to jej metryka. Używanie dobrych kremów, regularne odwiedziny u kosmetyczki i aktywność na świeżym powietrzu zdecydowanie przynoszą pozytywne efekty. Mój wygląd razem z moim majątkiem i firmą przyciągały do mnie wielu nieodpowiednich mężczyzn. Młodszych i starszych, atrakcyjnych i niekoniecznie, udających wielkie uczucia, ale w rzeczywistości zainteresowanych tylko finansowymi korzyściami, które mogliby zyskać dzięki naszej znajomości. Obawiałam się, że któryś z nich może w pewnym momencie zmylić mnie opowieściami o miłości, tym swoim "uczuciem", więc dla pewności zdecydowałam się nie szukać partnera.
Paweł został moim pracownikiem
Paweł właściwie znalazł się sam. Bez mojego udziału. Odpisał na moje ogłoszenie o pracę, kiedy poszukiwałam menadżera restauracji. Jako pierwszy pojawił się na spotkaniu. Był cichy, spokojny, ale jednocześnie charyzmatyczny. Wyczuwałam, że pod tą maską nieśmiałości kryje się prawdziwy mężczyzna, który poradzi sobie z moją załogą.
Zaakceptowałam go i rzeczywiście było tak, jak przypuszczałam. Zarządzał restauracją w sposób pewny i stanowczy, ale jednocześnie był miły i grzeczny. Po pewnym czasie zdałam sobie sprawę, że idealnie się uzupełniamy. Ja, jako osoba impulsywna i porywcza, potrafiłam w jednej chwili zamienić się w tornado. Mogłam w mgnieniu oka wszystko przewrócić do góry nogami i przejąć kontrolę. On łagodził konflikty, pocieszał, uczestniczył w mediacjach. Innymi słowy sprzątał po przejściu tornada o imieniu "Jagoda".
To ja się uparłam na związek
Cieszyłam się z efektów jego pracy i z każdym dniem pragnęłam go mieć przy sobie także poza biurem. Wiedziałam, że jest sam, bez żony, bez dzieci... Wydawał mi się więc ciekawym facetem, który nie miał zobowiązań i nie wyglądał na takiego, który by się za mną obejrzał wyłącznie dla pieniędzy. Wręcz przeciwnie, miał wiele wątpliwości, czy powinien się ze mną wiązać. W końcu to ja byłam jego przełożoną. To ja się uparłam, żebyśmy byli razem i w końcu postawiłam na swoim.
Paweł przeprowadził się do mojego mieszkania, a nasi pracownicy przestali wreszcie plotkować o romansie, który nas łączy. Być może dlatego, że doceniali Pawła i mieli wrażenie, że kiedy jestem z nim, moje życie stanie się prostsze – że się uspokoję, mając mężczyznę przy sobie, będę szczęśliwsza i może w końcu przestanę się wszystkich czepiać, skupiając się bardziej na moim prywatnym życiu, a nie na pracy. Chyba nie znali mnie tak dobrze, jak sądzili.
Nie miałam zamiaru komukolwiek czegokolwiek odpuszczać! A co do mojego związku z Pawłem... to nie była to taka bajka, jak sądziłam. Nie była, bo nie chciałam go tak postrzegać. Pomimo tego, że mój facet wydawał się mi lojalny, wszędzie widziałam potencjalną zdradę i niewierność!
Byłam obsesyjnie zazdrosna
Gdy zrozumiałam, że w sumie jestem z Pawłem szczęśliwa i że być może nasz związek to ostatnia możliwość na spędzenie starości z kimś wartościowym, stałam się nie do wytrzymania. Obserwowałam każdą jego czynność, podsłuchiwałam rozmowy telefoniczne, przeglądałam wiadomości tekstowe w telefonie. Tłumaczyłam się sama przed sobą, że mam do tego prawo, ponieważ mieszka u mnie, a poza tym korzysta z mojego firmowego telefonu i komputera. Co więcej, gdyby nie ja, to nie miałby pracy. Właściwie wszystko, co ma zawdzięczał mojej osobie.
Więc kiedy tylko zauważyłam jakieś oznaki "nieposłuszeństwa" czy nawet tylko miałam takie przeczucie, urządzałam mojemu chłopakowi karczemną awanturę. Za wszystko! Za to, że rozmawiał na imprezie z inną kobietą, że w lokalu spędził więcej czasu przy stole, przy którym siedziała jakaś ładna dziewczyna. Albo dlatego że obejrzał się za jakąś babą, wręcz że… oddychał tym samym powietrzem co one.
Paweł zawsze dzielnie sobie radził z moimi humorami i zazwyczaj to on mnie przepraszał. Najczęściej za to, czego nie zrobił, ba… nawet nie zamierzał tego zrobić. Przynosił mi kwiaty, czekoladki, organizował kolacje przy świetle świec. Nigdy nie przestawał udowadniać swojej miłości. Czemu więc tym razem tego nie zrobił?
Może tym razem przesadziłam
Kiedy pierwsze emocje opadły, przeszukałam wszystkie skrytki, aby upewnić się, że nic nie zabrał, że wziął tylko parę swoich rzeczy, zrozumiałam, że... może tym razem przekroczyłam pewne granice.
Nie mogłam sobie przypomnieć, co właściwie wykrzyczałam rano w złości. Wściekłam się, że Paweł rozmawiał z jakąś kobietą przy parkomacie. Później okazało się nawet, że ta dziewczyna siedzi tuż obok nas w teatrze i przyszła na przedstawienie sama, więc to chyba jasne, że mogła polować na mojego faceta! Kiedy podczas przerwy wracałam z toalety i zauważyłam, że rozmawiają, od razu wiedziałam, że ten wieczór zakończy się kłótnią. Paweł przysięgał, że nawet nie zna imienia tej kobiety, nie mówiąc już o posiadaniu jej numeru telefonu, ale ja mu nie uwierzyłam.
Natychmiast zaczęłam przeszukiwać kieszenie jego marynarki w nadziei na znalezienie jakiejś notatki, liściku, jednocześnie mówiąc mu, że beze mnie byłby niczym! Paweł cierpliwie zniósł wybuch mojej złości, a następnie zaproponował, że powinniśmy pójść spać, bo jest już późno. Nie mogłam zasnąć przez całą noc i kiedy tylko nastał ranek, wciąż pełna złej energii, pojechałam do restauracji.
Miałam nadzieję, że zaraz się pojawi i jak zwykle wszystko wróci do normy. W międzyczasie zniknął! Byłam przekonana, że pojawi się wieczorem. Nie przyszedł. Zacząłem się na poważnie martwić i wydzwaniać do niego na komórkę jak szalona. Wreszcie usłyszałam dzwonek... komórka Pawła była w sypialni! Więc ją zostawił! Teraz nie można się z nim nawet skontaktować.
Poczułam lęk
W mojej głowie bez przerwy był Paweł. Nie miałam nawet energii, by zwracać uwagę pracownikom, co bardzo zdziwiło całą załogę. Bardzo dużo myślałam i doszłam do wniosku, że byłam dla Pawła za surowa. Upominałam go za coś, co pierwotnie mnie w nim zauroczyło, czyli za jego otwartość na innych. Kiedy to do mnie dotarło, poczułam nagły lęk! Obawiałam się, że go utraciłam na zawsze, że już nie wróci do mnie.
Co zaskakujące, wrócił. Po dwutygodniowej nieobecności tak samo bez słowa, jak zniknął. Natknęłam się na niego w kuchni po powrocie z pracy. Przyznał, że spędził ten czas w... klasztorze!
– Kiedyś pragnąłem być mnichem – wyznał. – Po kilku miesiącach stwierdziłem, że samotne życie to nie dla mnie, ale zawsze wracam za mury klasztoru, gdy mam coś ważnego do przemyślenia.
– Co teraz chciałeś przemyśleć? – zapytałam, a serce mi mocniej zabiło.
– Czy chcę być z tobą dalej?– rzucił.
– I? – poczułam, jak łzy zbierają mi się w kącikach oczu. Bałam się, co powie...
– Okazało się, że... tak – Paweł złapał moją dłoń, a ja zaczęłam płakać.
Tego wieczoru obiecałam mu, że będę walczyć z moją zazdrością. Chcę utrzymać ten związek, bo Paweł to najlepsze, co spotkało mnie w życiu.