„Mówiłam, że kochaś mojej siostry to zło wcielone, ale nikt nie chciał mi wierzyć. Prawie odebrał jej wszystko, co miała”
„W głębi serca czułam, że to ja mam rację. Jako bliźniaczka Pauli doskonale wiedziałam, kiedy znajdowała się w niebezpieczeństwie. A w tym człowieku było coś ewidentnie groźnego. Od razu to zauważyłam i przerażało mnie, że nikt inny tego nie widział”.
- Aurelia, 29 lat
– On chce ją wywieźć na drugi koniec Polski! Rozumiesz? – wkurzona opowiadałam mężowi o swojej ostatniej wymianie zdań z Paulą.
Jacek siedział rozparty w fotelu i przeglądał zawartość smartfona. W ogóle nie rozumiał powagi sytuacji.
– Aurelcia, co ty pleciesz? – na chwilę podniósł wzrok. – Paula jest dorosła i sama podejmuje decyzje.
– Może i jest dorosła, ale totalnie ogłupiona przez tego człowieka! Miotałam się po pokoju, gestykulując i rzucając oskarżenia pod adresem Adriana.
Mój mąż próbował podejść do sprawy racjonalnie, tak jak postąpiłaby większość ludzi w tej sytuacji. Ale on nie rozumiał. Nie był bliźniakiem! W głębi serca czułam, że to ja mam rację. Jako bliźniaczka Pauli doskonale wiedziałam, kiedy znajdowała się w niebezpieczeństwie. A w tym człowieku było coś ewidentnie groźnego. Od razu to zauważyłam i przerażało mnie, że nikt inny tego nie widział.
Zobacz także
Bałam się o siostrę, a może byłam zazdrosna...
Rodzice byli zachwyceni przyszłym zięciem. Mama prawie zemdlała, kiedy podczas wigilii Adrian poprosił Paulę o rękę. Ten facet umiał manipulować otoczeniem, bez dwóch zdań. Nie wiem czemu, akurat na mnie ten jego urok nie działał. Wręcz przeciwnie. Na jego widok rozdzwaniały się w mojej głowie dzwonki alarmowe, na dźwięk jego głosu dostawałam ciarek. Na myśl o jego dotknięciu robiło mi się niedobrze. A Paula pozwalała mu na dużo więcej. Ohyda! Może byłam zazdrosna, ale zarazem bałam się o siostrę.
Odnosiłam wrażenie, że Adrian chce mieć ją wyłącznie dla siebie. Bo dlaczego odcinał ją od wszystkiego, co było dla niej ważne? Jakimś cudem namówił ją, by zamknęła swój salon piękności. Pamiętam jej entuzjazm i motywację, kiedy zdobywała kolejne certyfikaty i stawała się jedną z popularniejszych stylistek paznokci w mieście.
Jeśli chodzi o sferę zawodową, poszłyśmy w zupełnie innych kierunkach. Mnie interesowała praca w dużej firmie, marketing, zarządzanie, Paulę branża kosmetyczna – ale zawsze wspierałyśmy się w swoich wyborach. Póki nie nastała mroczna era Adriana.
– Czemu się na to zgadzasz? – burknęłam, gdy do mnie zadzwoniła, by poinformować o rychłej przeprowadzce. – Naprawdę zamkniesz salon?
– Zrozum, dla Adriana to szansa na rozwój w zawodzie, dostanie intratne stanowisko, zespół… – szczebiotała, a mnie szlag trafiał. Ciągle mówiła tylko o nim, a gdzie w tym wszystkim jej dobro, jej marzenia?
– Daj spokój – przerwałam jej. – Nie da się znaleźć podobnego stanowiska trochę bliżej? Przecież to strasznie daleko! Musisz wszystko rzucać dla niego, palić za sobą mosty?
– To chyba ty chcesz je palić! – głos Pauli się zmienił, zniknął radosny ton.
Nie obchodziło mnie, że sprawiłam jej przykrość. Miałam tylko jeden cel: wybić jej ten durny wyjazd z głowy.
– To dziwne, że nagle otrzymał taką propozycję, nie sądzisz? – próbowałam zasiać w niej ziarno niepewności. Daremnie. Paula była zakochana.
– Tak cię boli, że w końcu jestem szczęśliwa? – wypaliła. Serce waliło mi jak młotem, na czoło wystąpiły kropelki potu.
Musiałam przysiąść na pobliskiej ławce. Ze stresu słowa grzęzły mi w gardle.
– Zawsze byłam tą gorszą siostrą. Mniej inteligentną, mniej wykształconą, mniej szczęśliwą! – wyrzucała z siebie słowa jak pociski. Słuchałam, a po policzkach płynęły mi łzy. Machnęłam ręką do starszej kobiety, która zatrzymała się, by sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku. Nic nie było w porządku! Świat dokoła mnie zdawał się wirować.
– O czym ty mówisz? – wydukałam.
– Nie zgrywaj niewiniątka, Auri. Uwiesiłaś się na mnie i chcesz mnie zatrzymać tylko dla siebie, by wiecznie błyszczeć. Musisz pogodzić się z tym, że ja też mam w końcu swoje życie. Odczep się od Adriana!
W słuchawce nastała cisza. Początkowo byłam wstrząśnięta, ale potem ogarnęła mnie wściekłość. Te słowa… To nie były słowa i myśli Pauli. Byłam tego pewna. Czy Adrian mógł mieć na nią aż tak destrukcyjny wpływ? Analizowałam tę rozmowę jeszcze po powrocie do domu.
– Nie sądzisz, że czasem mogła się tak czuć? – zauważył Jacek. – Ciągle gdzieś ją ze sobą ciągasz.
– I ty, Brutusie? Naprawdę tak myślisz? Przecież to moja siostra. W dodatku bliźniaczka! Taka więź to coś wyjątkowego, nie rozumiesz?
Jacek wzruszył ramionami. Fakt, jak miał zrozumieć niemal mistyczną wieź. Wiedziałam, że chce dobrze. Zależało mu na mnie i na tym, by cała rodzina żyła ze sobą w zgodzie, ale…
– Rozumiem jedynie, że jest zakochana w tym gościu. Wiesz, jak to jest – puścił do mnie oko.
– Właśnie to mnie najbardziej martwi – odparłam.
– Paula wyrzekła się siebie dla tej miłości…
– Każdy uczy się na własnych błędach – stwierdził Jacek.
– Czas pokaże, czy podjęła dobre decyzje.
Nie poznawałam jej. Niegdyś radosna, teraz siedziała posępna i zamyślona
Zapewne, ale bałam się, że koszt tej nauki będzie za wysoki. W ciągu kolejnych dni złe przeczucia doprowadzały mnie niemalże do napadów paniki. Serce podchodziło mi do gardła, żołądek ściskał się i ciążył kamieniem. Nieustannie zerkałam na ekran telefonu, spodziewając się wiadomości od siostry. Jeszcze do niedawna ciągle do siebie pisałyśmy. Od czasu sprzeczki telefon milczał jak zaklęty. Za to pewnego popołudnia zadzwoniła do mnie mama.
– Aurelciu, nie chciałabyś przygarnąć Luny? – zapytała.
Luna była suczką mojej siostry. Paula miała małego fioła na jej punkcie. W komodzie trzymała cały arsenał akcesoriów do pielęgnacji sierści, a psie fatałaszki wieszała w szafie na miniaturowych wieszakach. Dlaczego nagle chce pozbyć się Luny? Przeprowadzka to żadna przeszkoda. Owszem kilkaset kilometrów to daleko, ale psu wszystko jedno, w jakim regionie kraju będzie mieszkał, byle ze swoją pańcią.
– Czy mam rozumieć, że teraz wyrok padł na Lunę? Adrian pozbywa się psa, tak jak pozbył się mnie, bo nie wierzę, że Paula sama o tym zdecydowała – nie certoliłam się, ale miałam już dość. Przejrzałam tego typa i nie zamierzałam się z tym kryć.
– Kochanie, nie bądź dla niego taka surowa – mama jak zwykle broniła wymarzonego zięcia. – Okazało się, że ma uczulenie na sierść.
– Okej, powiedzmy, że ma. Kiedy mam po nią przyjechać?
– Za godzinę ją przywiozą.
W życiu nie widziałam tak przestraszonej Luny. Nie należała do psów bojowych, ale jak na teriera przystało, była charakterna i odważna. A teraz cały czas trzymała się od Adriana z daleka i gdy tylko nadarzyła się okazja, czmychnęła na podwórko. Za nic nie chciała wrócić do domu.
– Co jej jest? – zastanawiałam się głośno, stojąc w drzwiach i obserwując roztrzęsionego psiaka.
– Głupi pies! Słysząc głos Adriana, odwróciłam się gwałtownie. Wydał się wyższy niż zwykle. Patrzył na mnie z góry, a twarz szpecił mu dziwny grymas.
– Co ty mówisz? Może się rozchorowała – skarciłam go. – A wy tak po prostu się jej pozbywacie?
– Paula już jej nie chce – rzucił.
– Akurat! – prychnęłam.
– Posłuchaj no, ty… – cedził, złapawszy mnie za łokieć. – Odczep się wreszcie od nas, bo pożałujesz.
Spojrzałam mu w oczy i zamarłam. Mogłabym przysiąc, że Adrian ma niebieskie oczy. Teraz były czarne jak smoła, jakby źrenice rozlały się na tęczówki. Miałam wrażenie, że zaglądam w bezdenną otchłań. W mrok człowieka bez duszy… Albo w nieludzkie oczy czegoś, co w niego wstąpiło. Przejęło umysł i ciało. Ogarnął mnie lęk. Luna zaskomlała.
– Wszystko gra? – z opresji uratował mnie Jacek. Wybranek Pauli zwolnił uścisk i szybkim krokiem wrócił do salonu. Odchodząc, mamrotał coś pod nosem.
– Co on odwala? – Jacek objął mnie ramieniem.
Przy mężu odetchnęłam z ulgą, ale wciąż obawiałam się o Paulę. Siedziała przy stole, tuż obok Adriana, nieustannie ściskając jego dłoń. Przywiązał ją do siebie niewidzialną liną czy co? Nie ruszała się od niego nawet na krok. Nie poznawałam jej. Niegdyś radosna, teraz siedziała posępna i zamyślona. W domu zapanowała dziwna atmosfera. Prawie ze sobą nie rozmawialiśmy, szczękały tylko sztućce.
Kryształowy żyrandol dygotał nie wiedzieć czemu, raz nawet zgasło światło. W końcu kolacja dobiegła końca i mogliśmy wrócić do domu z Lunką.
– A tak w ogóle – to nie można mieć alergii na yorka – zauważył Jacek, przywołując suczkę.
– Fakt. One nie mają sierści…
Najlepszy dowód, że Adrian kręcił. Po prostu chciał się pozbyć zwierzaka, który panicznie się go bał. Widać miał powody. Ja też całą sobą czułam emocje Pauli i byłam przerażona.
Moja siostra zionęła pustką. Niby rozpaczała z powodu Luny. Niby bała się przeprowadzki, ponieważ to oznaczało rozpoczynanie wszystkiego od początku. Niby nie chciała sprzedawać salonu, który zbudowała od podstaw. Wszystko to wyczuwałam, a jednak nic nie mogłam zrobić, nijak dotrzeć do siostry, bo te uczucia gubiły się i rozmywały w lodowatej pustce, którą skaził ją Adrian. Mimo naszej bliźniaczej więzi okazałam się zupełnie bezradna w starciu z tym okropnym człowiekiem.
Kiedy wracaliśmy do domu, nawet Jacek był nieswój. Może w końcu dostrzegł w Adrianie to samo co ja? Za późno. Decyzje zostały podjęte, a my mogliśmy tylko obserwować rozwój sytuacji. Poszliśmy spać z Luną, który zwinęła się w kłębek między nami.
Czułam, że chodzi o moją siostrę
Nastał poranek, dzień wyjazdu mojej siostry. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Przed oczami miałam wykrzywioną twarz Adriana i jego czarne jak węgiel oczy, które przewiercały mnie na wylot. Wzdrygałam się na samą myśl. Musiałam jednak wziąć się w garść i pojechać do pracy. Miałam wiele do zrobienia. Wsiadłam do auta i ruszyłam. Skupiona na drodze, na chwilę przestałam myśleć o Pauli, i właśnie wtedy mój samochód odbił w prawo, łapiąc kołami pobocze.
Szybki manewr sprowadził pojazd z powrotem na szosę. Zaciskałam dłonie na kierownicy, lecz czułam się tak, jakby to ktoś inny prowadził. Auto w ogóle mnie nie słuchało. Poczułam gwałtowne szarpnięcie i wóz znów zjechał w bok. Prędkość wzrastała, chociaż wcale nie wcisnęłam gazu. Serce łomotało mi w piersiach, krew szumiała w skroniach. Zaraz zginę, pomyślałam spanikowana. Jechałam zdecydowanie zbyt szybko, miotając się od lewa do prawa. Jakbym walczyła o panowanie nad pojazdem z jakąś niewidzialną siłą. Ktoś z tyłu zatrąbił, przywołując mnie do porządku. Sęk w tym, że niewiele mogłam zrobić z szalejącym pojazdem.
– Cholera jasna! – syknęłam, bo auto znów ostro skręciło na pobocze.
Na szczęście w zatoczkę dla autobusów, a nie w rów czy barierkę. Wcisnęłam do oporu pedał hamulca i wyszarpnęłam kluczyk ze stacyjki. Silnik zgasł. Auto stanęło. Siedziałam, wbita w fotel, z dłońmi zaciśniętymi na kierownicy, gdyby mimo wszystko wóz znów się zbuntował. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Podniosłam głowę i zerknęłam w lusterko.
– Boże! – wrzasnęłam, otworzyłam drzwi i wypadłam na ulicę. W lusterku ujrzałam czarne oczy i marszczące się nad nimi gęste brwi. Stanęłam obok samochodu i oparłam czoło o chłodną karoserię dachu. Czy ja zwariowałam?
Obok mnie przejeżdżały samochody, ale czułam się tak, jakby wcale mnie tam nie było. Z letargu wyrwał mnie dobiegający z samochodowego radia trzask. Jakim cudem się włączyło?
– O co tu chodzi? – szepnęłam łamiącym się ze strachu głosem.
Z radia wydobywały się dziwne trzaski i szumy, jakby ktoś szukał odpowiedniej częstotliwości.
– Kierowcy powinni uważać, na autostradzie zdarzył się wypadek… – z głośnika popłynął głos spikera. Nogi się pode mną ugięły. Czułam, że chodzi o moją siostrę. Widziałam to i słyszałam. W moim mózgu nastąpiło jakieś spięcie. Stałam, przytrzymując się otwartych drzwi samochodu, i odbierałam migawki, odbijałam refleksy. Zlękniona Paula na siedzeniu pasażera. Adrian wciskający gaz do dechy na autostradzie. Opętańczy męski śmiech. Kobiece krzyki. Drobne dłonie szarpiące za kierownicę, walczące o życie. A potem już tylko strach i ciemność.
– On chciał ją zabić… – wymamrotałam, wsiadając z powrotem za kółko. – Chciał zabić moją siostrę!
Lepiej nie wracać do tego, co się wydarzyło
Do podświadomości płynęły informacje. Nie miałam pojęcia, jak to możliwe, ale wiedziałam dosłownie wszystko. Pojechałam prosto do szpitala, do którego trafiła Paula. Nie miałam wątpliwości, do którego. W nozdrzach czułam charakterystyczny zapach szpitala, zanim w ogóle zaparkowałam pod budynkiem. Może to była telepatia, a może ta słynna więź pomiędzy bliźniętami. Nieważne co, grunt, że działało. Wyskoczyłam z samochodu niemal w biegu. Zatrzasnęłam drzwi i sprintem rzuciłam się w stronę szpitala. Paula leżała w łóżku z kołnierzem ortopedycznym na szyi. Była szara na twarzy. Dopadłam do łóżka siostry i chwyciłam ją za rękę.
– Przepraszam… – wyszeptała.
– Ty? – zdziwiłam się. – Ty nie masz za co przepraszać. Ten psychol mógł cię zabić! – warknęłam.
– Nie, siostrzyczko, to ja prowadziłam… – spuściła wzrok.
Kłamała, ale nie chciałam się z nią kłócić w takim momencie.
– Najważniejsze, że żyjesz!
Cmoknęłam Paulę w policzek, a ona aż jęknęła z bólu. Dopiero teraz pod szarzyzną cery dostrzegłam zadrapania i siniaki. Prowadzone przez policję śledztwo nie wykazało niczyjej winy. Okazało się, że samochód mojej siostry miał niesprawne hamulce, choć zaledwie dwa tygodnie wcześniej pomyślnie przeszedł przegląd techniczny. To wszystko wymykało się zdrowemu rozsądkowi. Paula nie odniosła poważnych obrażeń i szybko doszła do siebie. Adrianowi także nic się nie stało. Po kilkudniowej hospitalizacji po prostu się ulotnił.
– Wiesz, Auri, ja wcale nie chciałam stąd wyjeżdżać… – wyznała Paula, kiedy po powrocie ze szpitala zawiozłam ją do domu rodziców.
– Wiem – odparłam, stawiając jej torbę na podłodze.
W powietrzu wyczuwało się napięcie. Pomiędzy nami zawisły niewypowiedziane słowa. Podeszłam do siostry i mocno ją uściskałam. Nie chciałam wracać do tego, co było. Przypominanie jej o Adrianie, o tym, jak się zmieniła pod jego wpływem, o jego ostatnim, niebezpiecznym wybryku, mogłoby tylko pogorszyć jej stan. Bo że odchoruje tę toksyczną miłość, nie miałam wątpliwości.
Co z tym człowiekiem było nie tak? Opętał go demon czy z natury był złem wcielonym? To już przestało mieć znaczenie, ponieważ zniknął z życia naszej rodziny raz na zawsze. Pozostaje mieć nadzieję, że nie zrobi krzywdy komuś innemu.