„Czułam, że ukochany mnie zdradza, ale nie wiedziałam z kim. Sam podsunął mi dowód na to, kto jest farbowanym lisem”
„Nabrałam podejrzeń, że stoi za tym inna kobieta. Nie chciałam do siebie dopuścić myśli o zdradzie, ale zachowanie mojego partnera dokładnie na to wskazywało. Nie mieściło mi się w głowie, że byłby w stanie zrobić tak podłą rzecz”.

- listy do redakcji
Mieliśmy marzenia i wspólne plany na przyszłość, a przynajmniej tak mi się tak wydawało. Byłam z Krzyśkiem szczęśliwa, lecz okazało się, że żyłam w bańce utkanej z iluzji i kłamstw. Do dziś nie jest mi łatwo pogodzić się z tym, co się stało. Borykam się też z dużym problem, a mianowicie z trudnościami w ufaniu innym.
Byliśmy blisko
Połączyła nas silna nić porozumienia. Poznaliśmy się na wernisażu malarstwa wspólnego znajomego. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale to może i dobrze, ponieważ pozwoliło to zbudować głęboką relację.
Po nieco ponad dwóch latach Krzysiek się do mnie wprowadził. Wtedy jeszcze między nami układało się znakomicie. Byłam święcie przekonana, że ta historia doczeka się pięknego zakończenia. W rozmowach wspomniał nawet o małżeństwie.
– Jesteś kobietą mojego życia – zapewniał, a ja mu wierzyłam.
Decyzja o wspólnym zamieszkaniu była dla nas naturalną koleją rzeczy. Chcieliśmy, aby nasz związek funkcjonował na wyższym poziomie. Na początku było świetnie. Sprawy zdawały się iść w dobrym kierunku. Oczywiście doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że życie razem to nie tylko przyjemności i wspaniałe chwile, ale także codzienne obowiązki oraz mniejsze i większe problemy.
Dużo rozmawialiśmy i kiedy tylko pojawiały się czarne chmury na naszym horyzoncie, od razu staraliśmy się je przegonić. Takie podejście uważałam za zdrowe, a jednak pomimo tego coś zaczęło się psuć.
Przeczuwałam coś
Zmiany nie pojawiły się natychmiast. Postępowały powoli – niczym pęknięcie w ścianie, które w miarę upływu czasu się rozrasta. Nie wiem nawet, w którym dokładnie momencie to się zaczęło.
Pogawędki nie były już tak częste, zaś temat wspólnej przyszłości omijał szerokim łukiem. Coraz częściej pojawiały się słowa typu: „nie teraz” czy „jestem zmęczony”, lub zapadała cisza, która niekiedy ciągnęła się nawet kilka dni. Było coraz mniej czułości i miłych gestów, a z sypialni powiało chłodem. Wielokrotnie pytałam Krzyśka, czy ma jakieś problemy, ale odpowiedź zawsze była ta sama.
– Nie, skąd, nic się nie dzieje, chyba mam za dużo pracy.
Intuicja podpowiadała mi jednak, że ewidentnie coś jest nie tak. Krzysiek często zostawał w biurze po godzinach. Znikał także w weekendy, twierdząc, że ma w firmie spory projekt do zrealizowania. Kiedy wracał do domu, unikał mojego wzroku.
Nabrałam podejrzeń, że stoi za tym inna kobieta. Nie chciałam do siebie dopuścić myśli o zdradzie, ale zachowanie mojego partnera dokładnie na to wskazywało. Nie mieściło mi się w głowie, że byłby w stanie zrobić tak podłą rzecz, dlatego pragnęłam odepchnąć te przypuszczenia możliwie jak najdalej od siebie. Niemniej na dłuższą metę ich ignorowanie było nierealne i baczniej przyglądałam się Krzyśkowi.
Odkryłam prawdę
Całą sobą czułam, że ma kogoś na boku. Któregoś dnia, kiedy akurat siedziałam w domu, musiałam pilnie skorzystać z komputera. Mój laptop odmówił posłuszeństwa, więc sięgnął po komputer Krzyśka. Nie sądziłam, że się obrazi, ponieważ niejednokrotnie już tak robiłam. Zresztą i tak był w pracy.
– Jak potrzeba, to po prostu z niego korzystaj i nie pytaj – to były słowa, które kiedyś powiedział, zapisując mi hasło na karteczce.
Zrobiłam, co miałam do zrobienia. Już miałam wyłączyć urządzenie, ale coś mnie tknęło i sprawdziłam Messengera. Może nie powinnam grzebać w prywatnych wiadomościach partnera, ale wcale nie żałuję, że to uczyniłam.
Zaniemówiłam i miałam wrażenie, że za sekundę zemdleję. Dowody zdrady miałam czarno na białym. O naszym związku Krzysiek pisał jako o więzieniu. Narzekał na brak przestrzeni. Mnie nazywał nudną i do bólu przewidywalną. „Z tobą jest zupełnie inaczej. Bardzo za tobą tęsknię, Justyś” – aż zesztywniałam, gdy to przeczytałam. Nie dowierzałam własnym oczom.
Zamurowało mnie
Justyna – ta sama, z którą przyjaźniłam się od szkoły średniej i której powierzyłam swoje najgłębsze tajemnice. Była dla mnie niczym rodzona siostra i bardzo ją kochałam. Zawsze mogłam na nią liczyć. Tymczasem wbiła mi nóż w serce. Wzięłam parę głębokich oddechów, żeby trochę zapanować nad emocjami i zadzwoniłam do niej.
– Hej, co tam? – rzuciła do słuchawki, jak gdyby nigdy nic.
– Kochana, możesz teraz do mnie podjechać? Mam bardzo pilną sprawę, ale to nie na telefon.
– Jasne, niedługo będę.
Nie mam bladego pojęcia, jakim cudem to przetrwałam, ale jakoś dałam radę. Co najważniejsze, zachowałam spokój. Przyjechała cała w skowronkach i wyściskała mnie na powitanie, od czego było mi autentycznie niedobrze. Kiedy rozsiadła się na kanapie, pokazałam jej to, co było na laptopie Krzyśka. Nie tłumaczyła się ani nie przeprosiła.
– No cóż, tak wyszło – tylko na tyle było ją stać.
Wyszła, a ja się rozpłakałam. Spakowałam rzeczy Krzyśka i wystawiłam walizki przed drzwi. Zostawiłam na nich kartkę z wiadomością: „Wiem o wszystkim. Zniknij”.
Pozbierałam się
Taki finał miała nasza historia. Nawet nie zadzwonił, nie zdobył się na przeprosiny. Od jego zdrady bardziej bolała mnie jednak zdrada Justyny. Napisała do mnie tylko raz, że jest jej przykro i że tego nie planowała. Nie odpisałam. Nie miałam najmniejszej ochoty jej oglądać.
Po wyprowadzce Krzyśka przez dwa tygodnie nie byłam w stanie wyjść z domu. Wzięłam urlop w pracy. Potem nie było lepiej. Kompletnie nie radziłam sobie z tym, co we mnie się kłębi. Szukałam winy w sobie i siebie obarczałam winą za zaistniałą sytuację.
Znajoma poradziła, abym poszła na terapię. To było mądre rozwiązanie. Jestem już po kilku spotkaniach z terapeutką, a moje samopoczucie uległo nieznacznej poprawie. Wciąż nie pojmuję tego, jak można być tak dwulicowym i fałszywym człowiekiem, jak Justyna i Krzysiek. Słyszałam, że są razem, aczkolwiek głęboko wierzę w to, że pewnego pięknego dnia karma ich dopadnie i dostaną za swoje.
Lidia, 37 lat
Czytaj także:
- „Chciałam nakarmić rodzinę truskawkową konfiturą, a najadłam się wstydu. Po tym, co zrobiłam, synowa nie chce mnie znać”
- „Mój syn nigdy nie był na wakacjach, bo życie samotnej matki to ciągłe wybory. Wolę dać mu obiad niż 7 dni nad Bałtykiem”
- „Hortensje od teściowej to była pułapka. Zapach kwiatów nie zdołał przykryć smrodu intryg tej przebiegłej satrapki”