Reklama

Poszedłem na tamto przyjęcie, choć byłem przekonany, że skończy się jak zwykle. Przyjdę, przywitam się, dołączę do rozmawiającej grupy, jakaś dziewczyna się do mnie uśmiechnie, pogadamy o wszystkim i niczym, a potem padnie pytanie:

Reklama

– Co robisz?

– Jestem patologiem – odpowiem.

– Pato… co?

– Dokonuję sekcji nieżywych ludzi.

Na jej twarzy pojawi się wtedy wyraz obrzydzenia

– Dotykasz ich rękami?

– Ależ skąd – udam powagę.

– Wcześniej zakładam gumowe rękawiczki.

Dziewczyna rozejrzy się spanikowana po towarzystwie, uda, że kogoś dostrzegła lub ktoś na nią kiwnął. Na koniec usłyszę:

– Zaraz wracam – no i zostanę sam.

Ponieważ alkohol mnie nie interesuje, zmyję się po angielsku, po godzinie.

Nigdy nie czekam do końca przyjęcia, bo dla mnie nadchodzi on po jakichś 30 minutach, gdy wszyscy już wiedzą, kim jestem. Tym jednak razem siedząca na wprost mnie kobieta kiwnęła głową, że rozumie, ale na jej twarzy nie dostrzegłem obrzydzenia. Powiedziała, że ma na imię Joanna, studiuje sinologię, a w wolnych chwilach zajmuje się malowaniem obrazów, choć jak sama zaraz zaznaczyła, nie umie malować.

– To taka zabawa barwami i nastrojami, które właśnie kolorami staram się wyrazić.

Kiwnąłem głową, ale Joasia na mojej twarzy chyba nie zobaczyła zaciekawienia. Chwilę milczeliśmy, nie bardzo wiedząc, co teraz powinniśmy powiedzieć. Prawdę mówiąc, dziewczyna mi się podobała, i nie miałem ochoty, żeby gdzieś sobie szła.

Spotkałeś kiedyś ducha? – nieoczekiwanie zadała mi pytanie.

– W jakim sensie?

– No, w końcu stykasz się z nieboszczykami, więc masz większe możliwości na kontakt z drugą stroną – ostatnie słowa wypowiedziała niby drwiąco, ale w jej tonie wyczułem powagę. – A więc…?

– Raz mi się zdarzyło. Przed dwoma laty.

– Opowiesz o tym?

– Nikomu jeszcze nie mówiłem.

– Więc będę tą pierwszą – przysunęła się do mnie bliżej na kanapie. – Będziemy mieli wspólną tajemnicę.

– Jeśli tego chcesz.

– Bardzo.

– Pracuję w wojewódzkim szpitalu klinicznym – zacząłem opowiadać. – Mam serdeczną koleżankę, Mariolę, która pewnego dnia spytała mnie, czy zechciałbym być świadkiem na jej ślubie. Ta propozycja nieco mnie zaskoczyła, ale kiedy uświadomiłem sobie, jaki szmat czasu się znamy, i że wspieraliśmy się przez całe życie jak najlepsi przyjaciele, zrozumiałem, że prośba nie jest pozbawiona sensu. Drugim świadkiem miała być siostra jej przyszłego męża, ale coś się pokomplikowało i nie mogła przyjechać. – Szkoda – zażartowałem. – Może znalazłbym wreszcie swoją drugą połówkę. Wkrótce poznałem Mateusza, wybranka serca koleżanki. Okazał się fajnym, sympatycznym facetem, nieco zwariowanym na punkcie motorów. Przypadliśmy sobie do gustu i bardzo się polubiliśmy. Mieliśmy wiele wspólnego. On też był lekarzem. Po skończeniu studiów pracował w organizacjach charytatywnych, w których ja też się udzielałem. W swoim domu urządził lecznicę, gdzie udzielał darmowych porad i leczył potrzebujących, nie biorąc od nich nawet grosza. Najczęściej byli to ludzie z marginesu, ale jemu to nie przeszkadzało.

Tak, zrobiłem tę sekcję. Uznałem racje Mateusza

Kiedyś mi powiedział, że należy dawać z siebie innym jak najwięcej i jak najszybciej, gdyż do końca nie wiadomo, jak długo będziemy mieli okazję czynić dobro. Wtedy Mariola dopowiedziała w żartach, że gdyby jej narzeczony miał taką możność, to niczym paczka cukierków rozdałby się innym i jeszcze do tego sam dopłacił.

Spytałem, czy się nie boi, że będzie musiała dzielić się mężem z potrzebującymi. Odparła, że właśnie za to pokochała Mateusza.

– Ludzie tylko chcą czegoś od innych. Każdy ma na uwadze swój interes. Ty czy ja sama. Takie jest życie. On jest zupełnie inny.

Wreszcie nadszedł ten najważniejszy dzień. Jako świadek panny młodej czekałem u niej w domu na przyjazd pana młodego. Mijały jednak minuty, a ten się nie pojawiał. Mariola robiła się coraz bardziej nerwowa, aż w pewnej chwili oświadczyła wściekła:

Jeśli ten drań wystawił mnie do wiatru, to znajdę go i wykastruję.

A jednak nie chodziło o przedmałżeńskie tchórzostwo. Mariola dostała wiadomość, że Mateusz miał wypadek. Jechał na motocyklu, gdy został śmiertelnie potrącony przez pijanego kierowcę. Podobno śmierć nastąpiła natychmiast.

Na mnie spadł obowiązek przeprowadzenia sekcji, którą zarządził prokurator, ale nie chciałem się na to zgodzić. Miałem nadzieję, że przeprowadzi ją starszy kolega. Okazało się jednak, że zachorował i poszedł na dwutygodniowe zwolnienie. Nadal nie chciałem przeprowadzić badania. I chociaż Mariola prosiła, żebym to zrobił, gdyż w przeciwnym wypadku pogrzeb zostanie odwleczony o co najmniej trzy tygodnie, to wciąż coś we mnie mówiło „nie”.

Dwa dni później miałem nocny dyżur. Siedziałem w pokoju lekarskim i przeglądałem jakąś książkę medyczną, gdy nieoczekiwanie poczułem, że w pokoju robi się bardzo chłodno. Przebiegło mi przez myśl, że okno się otworzyło… Kiedy odłożyłem książkę, zobaczyłem stojącego przede mną Mateusza. Nie ukrywam, że serce skoczyło mi do gardła, a włosy stanęły dęba.

Zjawa uśmiechnęła się i sekundę później usłyszałem głos… Miałem wrażenie, że był przytłumiony, jakby dochodził zza ściany.

– Powinieneś to zrobić.

– Nie mogę – wyjąkałem. – Nie chcę, zrozum.

– Miałeś już do czynienia z dziesiątkami zmarłych!

– Ale z tamtymi ludźmi nic mnie nie łączyło.

– Tu stoję przed tobą, a tam gdzieś leży moje ciało. To ubranie, które chwilowo przywdziałem na życie. Niedawno się zużyło. Pamiętaj, ciało to nic więcej, zwykłe ubranie. Liczy się tylko dusza. Reszta nie ma znaczenia i jest rzeczą służebną. Więc?

Sekundę potem zjawa zniknęła

– I zrobiłeś tę sekcję? – spytała Joanna.

Kiwnąłem głową.

Z Joanną przegadałem cały wieczór, a potem odprowadziłem ją do domu. Umówiliśmy się na następny dzień na spotkanie. Poszliśmy do jednej ze śródmiejskich kawiarni. Usiedliśmy przy stoliku, zamówiłem kawę i ciastka. Joanna była jakby zamyślona.

Spotkaliśmy się nieprzypadkowo – nieoczekiwanie powiedziała.

– To znaczy?

Mateusz był moim bratem… przyrodnim. Mieliśmy wspólnego ojca. Właściwie się nie znaliśmy. Nasi rodzice nigdy nie starali się, żebyśmy nawiązali ze sobą kontakt. Na dwa tygodnie przed swoim ślubem przysłał do mnie kartkę i zaprosił mnie na uroczystość. Chciał mnie bliżej poznać. Moja mama znalazła jednak tę kartkę z zaproszeniem na ślub i zabroniła mi jechać. Ona przez całe życie nienawidziła ojca i odseparowała mnie od niego. Teraz wiem, że chciała go tym ukarać, bo nas opuścił. Przez całe życie kierowała mną jak małym dzieckiem. Zrób to, przynieś, zanieś. Posłusznie wypełniałam jej polecenia. Myślę, że nie mając jak zemścić się na ojcu, postanowiła unieszczęśliwić mnie. To było chore. Pół roku temu uświadomiłam sobie, że matka nie miała prawa zabraniać mi kontaktu z przyrodnim bratem. Po raz pierwszy się zbuntowałam. Pewnego dnia wyniosłam się z domu. Pojechałam na drugi koniec Polski, gdzie się przed nią ukryłam. Początkowo nie mogłam się odnaleźć w świecie, gdzie wszystko zależało tylko od mojej decyzji. Ale w końcu jakoś sobie zaczęłam radzić… Przez ostatni rok nie było od brata żadnego sygnału. Nie miałam zielonego pojęcia, że nie żyje. Milczenie tłumaczyłam tym, że wyniosłam się w nieznane. A jednak przed tygodniem dostałam od niego maila. Napisał w nim, że w pewnej knajpie spotyka się ze swoimi przyjaciółmi i znajomymi, gdzie będą świętować pewną rocznicę. I żebym wśród nich poszukała faceta, który będzie siedział sam przy oknie. Tak trafiłam na ciebie.

– Jak powiedziałaś? Przed tygodniem?

Wiem, co myślisz. A jednak to był mail od niego. Nie ukrywam, ogromnie wstrząsnęło mną to, gdy po przyjeździe dowiedziałam się, że Mateusz nie żyje. No i że dziś mijają dwa lata od chwili, gdy od nas odszedł. Dwa lata…

Reklama

Umówiłem się z Joanną na kolejne spotkanie. Jakiś czas później zostaliśmy parą. Niedługo zamierzamy wziąć ślub. Myślę, że w dużym stopniu to zasługa Mateusza.

Reklama
Reklama
Reklama