„Czyhałem na ziemię w spadku po babci. Już widziałem siebie w dobrym aucie, ale ona zrobiła mnie na szaro”
„Byłem pewien, że babcia, jak zawsze, da się przekonać i sprzedamy kawałek pola. Po co ma leżeć odłogiem i się marnować. Był dobry czas na sprzedaż, bo mówiło się, że nad rzeką ma powstać centrum handlowe i park rozrywki z basenami. Niestety, mówiła, że wszystko dostanę po jej śmierci”.

- Jakub, 26 lat
Obudziłem się z koszmarnym bólem głowy. Dręczył mnie kac, boleśnie raziło mnie światło. Nie miałem siły się podnieść. Czułem, że zdycham. Mój sponiewierany organizm domagał się piwa.
– Baba, daj piwo! – wychrypiałem.
Babą pieszczotliwie, od dzieciństwa, nazywałem babcię, z którą mieszkałem. Odpowiedziała mi cisza.
– Regina, do cholery! – wrzasnąłem już wściekły. – Przynieś mi browara, bo zdechnę.
– Nie ma browara – odpowiedziała babcia, stając na progu mojego pokoju. – Lodówka jest pusta.
– Ja kto, w mordę, nie ma? – wściekłem się. – Ile razy, do cholery, mówiłem ci, że browar zawsze musi być?! No baba, nie stój tak, idźże po to piwo. Ze cztery przynieś, bo ja cierpię – wiedziałem, że wzmianka o cierpieniu od razu ją zmiękczy.
Szybko włożyła buty i złapała siatkę na zakupy.
– Pójdę, ostatni raz pójdę, już dawno ci mówiłam, że ta wóda cię wykończy…
– Nie marudź, baba, bo ci tu wykituję – popędziłem starą.
Dwadzieścia minut później z ulgą wlałem w siebie pierwszą butelkę złotego napoju. Czułem, jak wraca mi życie.
– Uff – odetchnąłem. – Pamiętaj, baba! Piwo musi zawsze być w lodówce. A teraz zrób mi tego swojego rosołu.
Babcia mnie wychowała
Mieszkałem z babcią Reginą od ósmego roku życia, gdy moi rodzice zginęli wypadku. Wracali samochodem z Włoch i już w Polsce, na przejeździe kolejowym bez szlabanów, ich auto staranował pociąg. Było ciemno, padał deszcz… Babcia za wszelką cenę chciała wynagrodzić mi stratę rodziców. Miałem z nią dobrze, bo był luz. Moi kumple ze szkoły byli krótko trzymani przez rodziców, a ja mogłem robić, co chciałem. Wszyscy mi zazdrościli. Umiałem korzystać ze swojej wolności. Do szkoły chodziłem bardziej dla rozrywki, by fajnie spędzić czas. Do nauki się nie przykładałem, ale zawsze jakoś udawało mi się prześlizgnąć do następnej klasy. W ten sposób skończyłem podstawówkę.
Babcia chciała, żebym zrobił maturę, a potem zdał na studia. Uznałem jednak, że to strata czasu. Zawsze interesowały mnie fajne bryki. Okazało się, że mam dobrą rękę do samochodów. Chciałem być mechanikiem. Poszedłem do szkoły zawodowej. Uczyłem się i praktykowałem u jednego faceta, co miał warsztat samochodowy. Nauczyłem się błyskawicznie rozbrajać alarmy, odpalać auta „na krótko” i takie tam… Szybko stałem się mistrzem w swoim fachu.
Pracowałem w grupie Kulawego. Szef wiedział, że nie ma samochodu, którego bym nie otworzył, dlatego posyłał mnie na najważniejsze roboty. Nie bałem się, bo byłem nieletni. W razie wpadki policja mogła mi skoczyć. Kradliśmy auta na zamówienie. Moim zadaniem było uruchomić pojazd, auto przejmował kierowca i odprowadzał. Całkiem dobrze mi się wiodło. Babcia nie miała pojęcia, czym się zajmuję. Wiedziała tylko, że uczę się na mechanika i na dodatek pracuję. Była ze mnie dumna.
Chciała dla mnie jak najlepiej
Gdy skończyłem szesnaście lat, zabrała mnie na wycieczkę. Pojechaliśmy nad rzekę na drugi koniec miasta.
– Widzisz tę ziemię, Kubusiu? – spytała babcia, wskazując pole nad rzeką.
– No, widzę, i co z tego? – zdziwiłem się.
– To kiedyś będzie twoje, po mojej śmierci – powiedziała. – Ten teren należy od lat do naszej rodziny.
Ten kawał ziemi nie zrobił na mnie wtedy żadnego wrażenia. Puste łąki, jakieś krzaki w żaden sposób nie kojarzyły mi się z pieniędzmi. Wolałem żywą kasę, którą dostawałem od Kulawego. Wróciliśmy, a ja zapomniałem o sprawie.
Trafiłem do więzienia
Pewnego dnia policja zrobiła nalot na dziuplę Kulawego. Miałem już skończone osiemnaście lat. Pech chciał, że akurat coś grzebałem przy jednym z samochodów i wraz z innymi trafiłem na dołek. Potem był proces. Prokuratura chciała zrobić pokazówkę. Poszły grube oskarżenia. Kulawemu przypisywano rozboje z bronią w ręku. Mnie oskarżono o udział w grupie przestępczej i kradzieże samochodów. Babci powiedziałem, że wrobili mnie pracownicy warsztatu, a ja byłem niewinny. Uwierzyła w to, co mówię. Dla niej wciąż byłem dobrym chłopcem, skrzywdzonym przez życie, dlatego wynajęła mi adwokata. Mimo tego dostałem pięć lat.
W więzieniu poznałem Mietka. Na wolności handlował nieruchomościami. Siedział za oszustwa. Twierdził, że ktoś go wrobił i nieświadomie pośredniczył w sprzedaży domów, które już ktoś sprzedał. Gdy Mietek dowiedział się, że mam pola nad rzeką, aż mu się oczy zaświeciły.
– Kuba, ty nawet nie wiesz, jaki jesteś bogaty – powiedział. – Naprawdę masz tyle ziemi?
– Jak babcia umrze, to pole będzie moje – powiedziałem zgodnie z prawdą.
– Ile babcia ma lat? – dopytywał Mietek. – Może by tak trochę jej pomóc? Po co się ma męczyć na tym świecie.
– Brzydko gadasz – powiedziałem wtedy do Mietka i zdzieliłem go w ryj. – Nie można obrażać mojej babci i ani słowa więcej na ten temat – zagroziłem.
Przez cały czas odsiadki babcia Regina regularnie mnie odwiedzała w więzieniu. Za każdym razem przynosiła paczki. Odbyłem cały wyrok.
– Nareszcie można odetchnąć świeżym powietrzem – powiedziałem do siebie, gdy za moimi plecami trzasnęła brama więzienia.
Wyszedłem, a ona wciąż była dla mnie dobra
Babcia mnie nie zawiodła. Na powitanie swego ukochanego wnuka przygotowała rosół. Zjadłem, zdrzemnąłem się nieco i postanowiłem przywitać się z kumplami na dzielni.
– Pierwszy dzień wolności trzeba uczcić – stwierdziłem. – Baba, daj mi jakieś pieniądze, bo pusty jestem, a muszę z koleżkami pogadać – poprosiłem Reginę.
– Masz tu sto złotych – babcia była wyjątkowo hojna. – Tylko, Kubusiu, nie wydaj na wódkę, szkoda twojego zdrowia.
– Jasne, że zdrowie najważniejsze – powiedziałem.
Kumple przywitali mnie godnie. Dowiedziałem się, że na dzielni pojawili się nowi ludzie, bo interes Kulawego przejęła grupa Słonia, i że tej części miasta to właśnie Słoń rządzi. Na domiar złego jego głównym zajęciem był handel prochami. To nie były dobre wiadomości, ale tego wieczoru nie miałem zamiaru zaprzątać sobie tym głowy.
Potrzebowałem kasy
Czas mijał, a ja wciąż byłem uwieszony na babcinej emeryturze. Musiałem się usamodzielnić, założyć jakiś biznes, mieć kasę, dziewczyny, samochody… Spotykałem się z kumplami, planowaliśmy różne interesy, ale wszystko rozbijało się o brak kasy. Wiedziałem jedno: nie mogę wrócić za kraty. Pewnego dnia popijaliśmy z kumplami nad rzeką, gdy przypomniałem sobie wycieczkę z babcią Reginą i jej słowa: to wszystko po mojej śmierci będzie twoje.
– Mam! – wrzasnąłem na całe gardło.
Chciałem cieszyć się, śpiewać i tańczyć, ale powstrzymałem się. Kumple pod celą nauczyli mnie, że lepiej się nie chwalić świetnymi pomysłami.
– Co masz, Kuba, i czego tak wydzierasz?
– Mam kasę na kolejną flaszkę – powiedziałem i wyciągnąłem z kieszeni ostatnie dwie dychy.
Ostro popłynęliśmy. Nie wiem, kiedy urwał mi się film.
Chciałem sprzedać ziemię
– Wybacz, baba, że wczoraj trochę przesadziłem – pocałowałem babcię w rękę. – Pracy szukam, ale dzisiaj trudno. Marzy mi się własny biznes. Co ty na to?!
– A co to miałby być za biznes? – spytała Regina.
– Może warsztat samochodowy… Wiesz, baba, ja znam się na samochodach. Ale na to pieniędzy potrzeba. Może by tak sprzedać kawałek ziemi nad rzeką? Byłaby kasa na początek.
– Widzisz, Kubusiu – Regina wciąż zwracała się do mnie jak do małego chłopca. – Mnie to się marzy, żebyś na studia poszedł, wykształcenie zdobył. Póki ja żyję, to ci pomogę. Ziemia będzie twoja, gdy umrę.
– Ale baba, ja już nie chcę czekać. Za stary jestem na studia. Mam dwadzieścia pięć lat i już czas, żebym się usamodzielnił.
Byłem pewien, że babcia, jak zawsze, da się przekonać i sprzedamy kawałek pola. Po co ma leżeć odłogiem i się marnować. Był dobry czas na sprzedaż, bo mówiło się, że nad rzeką ma powstać centrum handlowe i park rozrywki z basenami. Niestety, mówiła, że wszystko dostanę po jej śmierci. Odpuściłem temat, ale ten szybko wrócił, bo babcia się pochorowała. Woziłem ją od lekarza do lekarza. Po miesiącu Regina wylądowała w szpitalu. Odwiedzałem ją codziennie, troszcząc się bardzo o jej zdrowie i samopoczucie. Cały szpitalny personel był poruszony moją troską. Zmarła w szpitalu po prawie dwóch miesiącach.
Czekałem na ten spadek
Planowałem, że najpierw zrobię dobrą imprezę dla kumpli na dzielni, a potem pomyślę o jakimś biznesie. Udawałem bardzo zmartwionego śmiercią babci! Czasami nawet było mi smutno, że Regina nie żyje. Zacząłem się interesować sprzedażą pola. I gdy już wyszukałem w domu jakieś papiery, otrzymałem pismo z kancelarii notarialnej.
Mecenas Władysław J. zapraszał mnie na odczytanie testamentu Reginy. Stawiłem się punktualnie w południe.
– Szanowny panie Jakubie – zaczął mecenas. – Pańska babcia Regina zobowiązała mnie do przekazania panu tego oto listu – podał mi białą kopertę zaadresowaną ręką babci, poznałem jej pismo. Napisała „Dla Kubusia”. – Ponadto – mówił dalej mecenas – moja klientka zobowiązała mnie do przekazania panu informacji, że pola nad rzeką przepisała na fundację Nasz Burek opiekującą się porzuconymi zwierzętami. Pan dziedziczy prawo do lokalu…
Chyba się przesłyszałem.
– Czy może pan powtórzyć? To jakaś pomyłka! – powiedziałem drżącym ze zdenerwowania głosem.
– Nie ma tu żadnej pomyłki.
– Ale to miało być moje! – krzyknąłem, nie panując nad sobą.
– Proszę przeczytać list – mecenas wstał zza biurka. – Może tam znajdzie pan wyjaśnienie. Ja przekazuję tylko ostatnią wolę zmarłej. Żegnam pana – wskazał mi drzwi.
Wkurzony wyszedłem z kancelarii. List był krótki, napisany odręcznie. „Kochany Kubusiu! Ze smutkiem patrzę, jak marnujesz swoje życie. Gdy zostałeś sierotą, przysięgałam sobie i Bogu, że wyprowadzę cię na ludzi. Niestety, nie potrafiłam tego dokonać. Może byłam zbyt łagodna. Może za bardzo cię kochałam, choć źle mnie traktowałeś. Postanowiłam, że nie dam ci ziemi nad rzeką. Zrobiłam to dla twojego dobra, żebyś sam do czegoś doszedł. Wiem, że wszystkie pieniądze ze sprzedaży i tak byś przepuścił. Kocham Cię, Kubusiu! Babcia Regina”.
– Dla mojego dobra?! – wrzasnąłem wściekły. – Cholerna babunia!