„Mało zarabiam, ale Dzień Ojca to dla mnie świętość. Chciałam, by tatuś był ze mnie dumny, a on wyśmiał mój prezent”
„Robię to, co kocham. Gram, komponuję, śpiewam. I choć nie jestem gwiazdą, czuję, że to ma sens. Tylko tata powtarza, że to tylko hobby, nie zawód. A ja i tak co roku daję mu prezent na Dzień Ojca. Ale tym razem coś specjalnego. Piosenkę. O nim. O tym, że mimo wszystko chciałam, żeby mnie słuchał”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy po raz pierwszy zrozumiałam, że mój tata mnie nie rozumie. Może wtedy, kiedy miałam dziesięć lat i śpiewałam na szkolnym apelu piosenkę „Tyle słońca w całym mieście”, a on po wszystkim tylko powiedział:
– Jagoda, ale po co ty się tak darłaś, jakbyś tramwaj goniła?
Wszyscy klaskali, nauczycielka się wzruszyła, mama miała łzy w oczach, ale tata – jak zwykle – trzeźwy, jak zimna woda. Zawsze wszystko sprowadzał na ziemię. Od tamtego czasu minęło osiemnaście lat. Zamiast kariery w korporacji, mam na koncie kilka EP-ek, kilkanaście koncertów i trzy razy więcej niepewności o przyszłość. Ale robię to, co kocham. Gram, komponuję, śpiewam. I choć nie jestem gwiazdą, czuję, że to ma sens.
Tylko tata nadal nie widzi w tym niczego wartościowego. Zawsze powtarza: „To hobby, nie zawód”. A ja i tak co roku daję mu prezent na Dzień Ojca. Również w tym roku. Ale tym razem – coś specjalnego. Piosenkę. O nim. O tym, że mimo wszystko... chciałam, żeby mnie słuchał. Zasiadłam przy pianinie. Palce drżały. Melodia przyszła pierwsza. Potem słowa.
– Tato, to dla ciebie – szepnę, kiedy ją usłyszy.
Jeśli w ogóle usłyszy.
Strasznie się tym przejęłam
– To dla ciebie, tato. Mam nadzieję, że usłyszysz w tym… wszystko – powiedziałam, lekko drżącym głosem, kładąc telefon na stole i wciskając „play”.
Przy świątecznym obiedzie na Dzień Ojca zrobiło się nagle cicho. Mama przestała kroić ziemniaki, Maks popatrzył na mnie ze zdumieniem. Ojciec, jak zawsze usztywniony, tylko lekko przekrzywił głowę. Z głośnika popłynęły pierwsze takty. Pianino, smyczki. Moje słowa: „Tato, pamiętasz, jak nosiłeś mnie na barana po łąkach? Jak pokazałeś, jak złapać kijankę, jak nie bać się burzy?” Głos miałam miękki, delikatny. Nagrałam to z myślą o nim, o tamtym dzieciństwie, którego zdawał się nie pamiętać. Piosenka trwała nieco ponad trzy minuty. Po niej – cisza. Wszyscy czekali. Henryk, mój ojciec, otarł usta serwetką. Sięgnął po szklankę z kompotem. I wtedy wypalił:
– No fajnie, fajnie… Ale może pora zacząć zarabiać jak normalny człowiek?
Zamarłam. Mama zerknęła na niego z przestrachem, a potem na mnie. Maks, który siedział obok, ścisnął moją rękę pod stołem.
– Henryk, no co ty…? – wyszeptała mama, jakby bała się, że mój ojciec powtórzy to jeszcze raz.
Z gardła nie mogłam wydobyć ani jednego słowa. Chciałam wstać, coś rzucić, wybiec. Ale tylko siedziałam. Czułam, jak palą mnie policzki, a oczy szczypią od zbierających się łez.
Maks nachylił się i szepnął:
– Nie przejmuj się…
Ale było za późno. Przejęłam się. Całym sercem.
Córka mu tylko wstyd przynosi
Kiedy mama przyszła wieczorem do mojego pokoju, siedziałam już spakowana. Nie miałam ochoty czekać do rana. Taksówka zamówiona. Nie chciałam więcej widzieć ojca. Przynajmniej nie dziś.
– Jagódko… – zaczęła cicho, stając w progu.
Nie spojrzałam na nią. Udawałam, że układam kabel od ładowarki. Wiedziała, że nie jestem gotowa na rozmowę, ale weszła. Usiadła na łóżku, niedaleko mnie.
– Nie mów nic. – odezwałam się pierwsza. – Proszę.
Ale mówiła.
– On po prostu… nie umie inaczej. Nie umie pokazać, że mu zależy. Tak go wychowali. U niego w domu nie było słowa „duma” ani „kocham”. Tylko rachunki, praca i ściszone wiadomości wieczorem.
– Mamo, ale ja nie śpiewałam mu „kocham cię” po to, żeby mi powiedział to samo. Ja chciałam, żeby... żeby przez chwilę nie był tym lodowatym facetem. Żeby mnie zobaczył. A on znowu wszystko sprowadził do zarobków.
– On się martwi o ciebie. O przyszłość.
– O siebie. Że córka mu wstydu przynosi. Że sąsiad spyta, czemu Jagoda nie ma normalnej pracy. Że jego kolega Marian chwali się, że córka lekarzem, a on… co powie?
– Jagoda, proszę, nie bądź dla niego taka surowa.
Odwróciłam się gwałtownie. W oczach miałam łzy.
– Surowa?! Całe życie się staram, mamo. Całe życie czekam, aż on powie chociaż raz, że to, co robię, ma sens. Ale może to nigdy nie nastąpi. Może on po prostu… nie potrafi mnie kochać tak, jak ja potrzebuję.
Mama spuściła wzrok. Milczała. A ja już wiedziałam, że nic tu po mnie.
Chciałam, żeby był ze mnie dumny
Zeszłam na dół, choć wcale nie miałam zamiaru. Coś mnie pchało. Może ta cholerna potrzeba wyjaśnienia, domknięcia. Albo jeszcze głupsza nadzieja, że może on... może jednak? Ojciec siedział przy stole w kuchni, w tym swoim roboczym swetrze, który nosił od lat, nawet latem, bo „to przecież nic, nie ma sensu prać, jeszcze dobry”. Przeglądał jakąś gazetę, nie wiem nawet jaką. Nie podniósł wzroku, kiedy weszłam.
– Musimy pogadać – powiedziałam ostro.
Podniósł wzrok. Westchnął.
– Jagoda, nie zaczynaj znowu.
– Nie „znowu”. Jeszcze nie było „pierwszy raz”. Nie rozmawialiśmy. Nigdy.
Spojrzał na mnie uważnie. Po chwili odłożył gazetę. To już był jakiś gest.
– No dobrze. Słucham.
– Dlaczego musisz mnie zawsze sprowadzać na ziemię? Dlaczego, kiedy coś ci daję, to ty musisz to... opluć?
– Ja niczego nie opluwałem, licz się ze słowami. Po prostu...
– Po prostu co? Miałeś powiedzieć coś miłego i ci nie wyszło? Znowu? Od trzydziestu lat ci coś „nie wychodzi”?
Patrzył na mnie. Milczał.
– To nie była piosenka do radia. To było serce podane na tacy. Chciałam, żebyś... żebyś był choć przez chwilę dumny. Ale ty potrafisz tylko oceniać. Krytykować. Liczyć, ile zarobiłam, ile wydałam. Jakby miłość była tabelką w Excelu.
– Chciałem cię ochronić przed rozczarowaniem – powiedział nagle.
Zamilkłam. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Ochronić? Mnie?
– Tak. Bo to, co robisz, jest piękne. Ale świat nie nagradza pięknych rzeczy. Nagradza skutecznych. Bałem się, że się rozbijesz, że będziesz żyła z dnia na dzień. I to się dzieje. A ja...
– Nie chciałam ochrony. Chciałam ojca. Który powie „jestem z ciebie dumny”. Choć raz.
Ojciec wstał. Oparł się o blat. Milczał. Wydawało mi się, że chce coś powiedzieć, ale tylko potrząsnął głową.
– Nigdy mnie tego nie nauczono – powiedział w końcu. – W moim domu nie mówiło się „kocham”, nie mówiło się „jestem dumny”. Mówiło się: „zakładaj skarpetki, bo zaziębisz nerki” i „idź do roboty, bo nikt ci nic nie da”.
– Ale ja nie jestem tobą – wyszeptałam. – I nie chcę tak żyć.
Zostawiłam go z tą ciszą. Nie miałam już więcej siły.
Nie wiedziałam, co dalej
Nie spałam. Zasiedziałam się w milczeniu do rana, patrząc w ciemność przez okno autobusu. Z miasta wyjechaliśmy w końcu o świcie. Maks nie pytał za wiele. Po prostu był. Zaparzył mi herbatę, usmażył jajko, chociaż zwykle robię to ja. Chodziłam po mieszkaniu bez celu, jakby dźwięk tamtej piosenki jeszcze odbijał się echem po mojej głowie. Jakby był dla mnie jedynym dowodem, że to się naprawdę wydarzyło.
Odtworzyłam ją ponownie. Siedząc sama, ze słuchawkami na uszach, wyłam jak dziecko. Nie przez ojca. Przez siebie. Przez to, że wierzyłam, że coś się zmieni. Że jeśli dam z siebie wszystko – w końcu zostanę zauważona. Maks wszedł cicho do pokoju, usiadł obok. Położył dłoń na moim kolanie.
– I co teraz?
– Nie wiem – wyszeptałam.
Bo naprawdę nie wiedziałam. Czy znowu się zbiorę, czy przestanę nagrywać, czy wyjadę gdzieś daleko i zacznę od nowa? Wiedziałam tylko jedno: ta piosenka... może nie była dla niego. Może była dla mnie.
Nie miało to już znaczenia
Cisza potrafi leczyć. A może to tylko czas, albo ten moment, kiedy przestajesz oczekiwać, że ktoś cię uratuje. Dwa dni później obudziłam się o szóstej rano z melodią w głowie. Nie planowałam, nie szukałam – po prostu była. Wstałam, usiadłam przy pianinie, odpaliłam laptopa i zaczęłam pisać. Nie o ojcu. O sobie. O dziewczynie, która przez pół życia czekała, aż ktoś ją zobaczy. Aż ktoś powie: „jesteś wystarczająca”. Piosenka rosła we mnie jak burza. Tekst był o lęku, o wstydzie, o tym, że próbujesz śpiewać, gdy gardło ściska żal. Nie szukałam słów – one same przychodziły. Nagrałam ją tego samego dnia. Surowo, bez miksu, bez filtrów. Wrzuciłam do sieci. Zatytułowałam ją: „Nie dla ciebie”.
Nie wiedziałam, co się wydarzy. Nie myślałam o tym. Ale poszło. Poszło dalej, niż sądziłam. Komentarze – głównie od kobiet – były jak listy od sióstr, które przeżyły to samo. Dziewczyny pisały, że to o nich. Że ich ojcowie też mieli zimne dłonie i chłodne spojrzenia. Że też śpiewały do pustki. Nie wiedziałam, czy Henryk to usłyszy. I, szczerze mówiąc, pierwszy raz w życiu... nie miało to już znaczenia.
Jagoda, 28 lat
Czytaj także:
- „Ślub mojego syna przerwała jakaś panna z małym dzieckiem. Gdy wyjawiła prawdę, spaliłam się ze wstydu”
- „Sąsiadka celowo zrobiła z moich piwonii śmietnik. Tak jej dopiekłam, że śmieci wyniosły się same”
- „Tak gorliwie modliliśmy się z kolegą, że aż czułam dreszcze. Przed mężem muszę udawać, że wstąpił we mnie Duch Święty”