Reklama

Nie znoszę mojego szwagra. Zresztą nigdy nie udawałam, że go lubię. Od pierwszego dnia, kiedy tylko zobaczyłam, jak podaje rękę mojej siostrze z tą swoją fałszywą uprzejmością, wiedziałam, że coś tu śmierdzi. I nie były to te jego „drogie” wody kolońskie, którymi zawsze oblewa się, jakby miał ukrywać coś znacznie gorszego niż pot.

Reklama

Moja siostra, Kasia, zawsze była... delikatna. Taka, co to martwi się, czy sąsiadka nie obrazi się, jeśli nie poda jej przepisu na sernik. A już o tym, co powiedzą ludzie, moja siostra myśli częściej niż o tym, co naprawdę czuje. I tak się właśnie wpakowała w to małżeństwo. Patrzę z boku i duszę się od tej ich udawanej idylli. I chociaż wielokrotnie miałam ochotę potrząsnąć Kasią i powiedzieć: „Obudź się, on cię tylko ciągnie w dół”, to ostatecznie stwierdziłam, że trzeba działać inaczej. Subtelnie. Z klasą. I tak właśnie narodził się pomysł na prezent urodzinowy.

Przewróciłam oczami

Urodziny szwagra obchodzone były, oczywiście, „na bogato”. Czytaj: plastikowe balony z marketu, pizza z promocji i obowiązkowe selfie przy torcie. Siedziałam przy stole i obserwowałam, jak Kasia krząta się przy gościach.

– Kochanie, przynieś jeszcze te oliwki z kuchni! – zawołał Marek, siedząc rozparty jak basza.

Kasia posłusznie zerwała się z miejsca, jakby ktoś ją popchnął. Przewróciłam oczami i nachyliłam się do niej, kiedy przechodziła obok.

Może jeszcze go nakarm łyżeczką? – mruknęłam.

– Nie zaczynaj – szepnęła tylko, z tą swoją wymuszoną cierpliwością.

A potem przyszła ta chwila. Rozpakowywanie prezentów. Marek rozdzierał papierki z miną, jakby spodziewał się kluczyków do nowego auta. Najpierw zegarek od teściów. Potem whisky od kumpla. I wreszcie – mój pakunek.

– Od Pauli... – przeczytał i spojrzał podejrzliwie.

Rozwinął papier, w środku był flakonik perfum „Strong Spirit” – marki, której nikt nie zna i słusznie.

– O, perfumy – rzucił bez entuzjazmu, a ja uniosłam brwi.

Specjalnie dobrane do twojej osobowości – uśmiechnęłam się słodko. – Tanie, mocne i trudne do zignorowania.

Parsknięcie śmiechu przeszło przez stół, ale Marek udawał, że nie zrozumiał. Kasia zacisnęła usta.

Przesadzasz – szepnęła, kiedy usiadła obok.

– Nie, ja tylko symbolicznie komentuję rzeczywistość – odpowiedziałam.

Spojrzałam na nią poważnie

Następnego dnia, jak tylko dzieciaki poszły spać, a Marek zniknął w łazience z telefonem, usiadłam z siostrą w salonie. Popijałyśmy herbatę, ale atmosfera była daleka od relaksu.

– Musiałaś z tymi perfumami? – Kasia zaczęła rozmowę cicho, jakby bała się, że ściany mają uszy.

– Tak, musiałam. To było w punkt. Zresztą, sama widziałaś, jak zareagował. Taki pewny siebie, aż mu szczęka zadrgała.

– Przez ciebie mam problemy. On potem mówi, że to przez moją rodzinę jest wiecznie w złym humorze.

Spojrzałam na nią poważnie.

On cię nie szanuje. Traktuje cię jak kelnerkę na własnym weselu. I ty to jeszcze znosisz.

Kasia spuściła wzrok, bawiąc się uszkiem od filiżanki.

– To nie takie proste – powiedziała cicho.

– Wiem, że nie. Tylko że nie możesz żyć, patrząc tylko na to, co ludzie powiedzą. Ludzie powiedzą, że miałaś odwagę, jak w końcu go kopniesz w tyłek.

– Paula...

On cię ogranicza. Nawet nie pamiętasz, kiedy ostatnio byłaś u fryzjera, prawda?

Kasia westchnęła ciężko.

– Nie chcę wojny.

– A teraz masz pokój? Bo wygląda jakbyś żyła na froncie, tylko nikt nie ogłosił tego w wiadomościach.

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

Boję się być sama – wyszeptała.

Przesunęłam się bliżej i objęłam ją mocno.

– Lepiej być samej niż z kimś, kto robi cię małą. A ty, siostrzyczko, jesteś wielka. Tylko o tym zapomniałaś.

Miałam na to dowody

Nie mogłam się powstrzymać. Kiedy tydzień później przyszłam do Kasi z ciastem i z zamiarem pogadania „tak po prostu”, ona akurat poszła do sklepu.

– Zostaw ciasto na stole, jestem zajęty – rzucił szwagier przez drzwi, nawet nie ruszając się z miejsca.

Zostałam sama w kuchni. A że ciekawość to nie tylko pierwszy krok do piekła, ale też moja życiowa dewiza, skręciłam na ich sypialni. Tylko rzucić okiem. Zajrzałam do komody. Pierwsza szuflada – skarpetki. Druga – jakieś papiery, świstki. Trzecia...

– Aha – mruknęłam.

Korespondencja. Liściki. Usłyszałam drzwi wejściowe i szybko wszystko schowałam. Kasia weszła do kuchni z torbami i uśmiechem.

– O, ciasto! Uwielbiam cię – powiedziała, ale coś w jej oczach mówiło, że ten uśmiech był tylko dla formy.

– Musimy pogadać – powiedziałam, siadając przy stole.

– Teraz?

– Teraz. Bo mam coś, co powinnaś zobaczyć. Ale musisz chcieć to zobaczyć.

Spojrzała na mnie z napięciem.

– To o Marku, prawda?

– Tak.

Zamilkła na dłuższą chwilę. Potem skinęła głową.

– Pokaż.

I wtedy wiedziałam, że pękła w niej ta skorupa strachu.

Wspierałam ją

Nazajutrz wieczorem dostałam od niej SMS-a:

„Zrób sobie herbatę i bądź pod telefonem. Będzie jazda”.

Nie musiała dodawać nic więcej. Wiedziałam, że nadszedł ten moment. Siedziałam na kanapie, z kubkiem w ręku, jak przed najnowszym odcinkiem thrillera. O 20:17 zadzwoniła.

– Już? – spytałam, zanim zdążyła się odezwać.

– Tak. Powiedziałam mu, że wszystko wiem – zaczęła, a jej głos był... inny. Spokojniejszy. Pewniejszy.

– I?

– Najpierw udawał zaskoczonego. Klasyka. A potem się zagotował. Zaczął mi zarzucać, że grzebię mu w rzeczach.

– I co mu odpowiedziałaś?

– Że nie muszę grzebać, skoro on i tak śmierdzi winą na kilometr – Kasia zaśmiała się krótko. – Powiedziałam mu, że jeśli chce sobie budować drugie życie, to niech zrobi to oficjalnie. A nie jak tchórz, za moimi plecami.

– Co zrobił?

– Zaczął się tłumaczyć. Że to tylko wiadomości. Że nic się nie wydarzyło. Że jestem przewrażliwiona. Bo „każdy facet czasem pisze do innych kobiet, ale to nie znaczy, że zdradza”.

– Świetny argument. Na pewno prawnicy to uwielbiają.

– Wiem. I właśnie wtedy, zrozumiałam, że nie jestem z nim szczęśliwa. I już nie chcę próbować udawać, że jest inaczej.

Odetchnęłam z ulgą.

Jestem z ciebie dumna.

– Jeszcze nie wiem, co dalej. Jednak pierwszy raz od dawna poczułam, że coś we mnie wraca. Jakaś siła.

– Bo wracasz do siebie. I to jest piękne.

Uśmiechnęłam się szeroko

Kilka dni później spotkałyśmy się na kawie w kawiarni pod jej blokiem. Kasia miała na sobie sukienkę, której nie widziałam na niej od lat, a włosy spięte wysoko, jak kiedyś. Siedziała wyprostowana, z głową do góry.

– I co teraz? – spytałam, mieszając swoją latte.

Powiedziałam mu, że się wyprowadzam. Z dziećmi. Na razie do mamy.

– A on?

Wpadł w panikę. Klękał, przysięgał, że zmieni się, że to tylko głupie flirty, że nic poważnego...

– Klasyka podręcznikowa.

– Powiedział, że ludzie będą gadać. Że to będzie dla nas wstyd.

– A ty?

– A ja mu odpowiedziałam, że nie jestem już zainteresowana tym, co mówią ludzie. Bo przez lata martwiłam się, co powiedzą inni, a zapominałam, co czuję.

Uśmiechnęłam się szeroko.

– Brzmisz, jakbyś wróciła z jakiegoś obozu przetrwania.

– W pewnym sensie tak było. Tylko zamiast dzikich zwierząt miałam Marka.

– A teraz?

– Teraz mam siebie. I dzieci. I ciebie.

Wstałam i podeszłam do niej, obejmując ją mocno.

– Widzisz? Nie trzeba faceta, żeby być szczęśliwą.

– Tylko dobrej perfumy – zażartowała Kasia, a my obie parsknęłyśmy śmiechem.

– Ale nie „Strong Spirit”, błagam – dodałam.

– Nie, ten zapach kojarzy mi się tylko z jednym: z końcem czegoś, co nigdy nie miało prawa trwać.

Byłam z niej dumna

Kasia ostatecznie się wyprowadziła. I, co najważniejsze – zaczęła mówić o tym głośno. Nie wstydliwie, nie ze spuszczonym wzrokiem, tylko z podniesioną głową.

– Wiesz, co jest najlepsze? – powiedziała pewnego dnia przez telefon.

– No?

– Że nikt nie powiedział mi nic złego. Nikt nie wytykał palcami. Za to trzy znajome z pracy powiedziały mi, że też coś podobnego przeżyły, tylko bały się odezwać.

– Czyli byłaś im potrzebna.

– Może. Ale przede wszystkim byłam potrzebna sama sobie.

Marek próbował jeszcze przez chwilę. Wysyłał kwiaty, zostawiał liściki w skrzynce, nawet raz przyjechał pod blok matki i zrobił przedstawienie. Patrzę na teraz na siostrę i widzę zupełnie inną kobietę. Może trochę bardziej zmęczoną, ale wreszcie obecną. W sobie. W życiu. W decyzjach. A co do perfum? Marek nadal ich używa. Podobno w pracy wołają na niego „Strong Spirit”. I wiecie co? Niech sobie wołają. Ja wiem jedno – tamte urodziny były ostatnimi, kiedy udawałam, że wszystko jest okej.

Nie żałuję ani zapachu, ani słów, ani żadnej z tych drobnych złośliwości. Czasem trzeba komuś dać tani prezent, żeby ktoś inny wreszcie poczuł, ile jest wart.

Paula, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama