„Dawna uczennica zniszczyła mi włosy, więc ja zniszczę jej życie. Chciała się odegrać, ale ze mną się nie zadziera”
„Nasze oczy spotkały się, a uczucia, które się pojawiły, przypominały te z dawnych czasów. Tym razem jednak zdecydowałam, że jestem zbyt dojrzała, aby znowu w to wchodzić. Ale czy to znaczyło, że mam pozwolić, aby mną gardziła?”.
- Janina, 60 lat
Wygląda na to, że to jakieś fatum: za każdym razem, kiedy chcę odwiedzić fryzjera, na miesiąc do przodu nie ma wolnych terminów... Nagle wszyscy chcą zmienić fryzurę?!
– Chyba zrezygnuję z tego zjazdu absolwentów – skarżyłam się Mietkowi. – Wyglądam jak straszydło!
– No nie przesadzaj, Janka – odparł.
– To jest spotkanie towarzyskie, naprawdę nie musisz wyglądać jak gwiazda. Poza tym... – rzucił mi spojrzenie zza gazety. – Jak to mówią, nawet w Paryżu nie zrobią z owsa ryżu.
Rzuciłam w niego ścierką, która oczywiście trafiła w doniczkę z paprocią. Jak pech, to pech.
Zobacz także
– Chciałem powiedzieć, że przecież i tak wszyscy kiedyś musimy się zestarzeć – zaczął niezręcznie wyjaśniać swoje słowa. – Przecież nikt nie będzie patrzył na to, jak kto wygląda, raczej będziecie liczyć tych, którzy padną, prawda?
Ten potrafi naprawdę dodać otuchy...
Miałam zamiar mu o tym powiedzieć, ale w tym momencie pojawiła się sąsiadka, która chciała pożyczyć trochę cukru. Napełniłam dla niej szklankę, podałam jej i nagle zauważyłam: zupełnie inna fryzura, naprawdę niesamowita! Od razu zapytałam, czy udało jej się dostać do Magdy. Na co ona, uśmiechając się, odpowiedziała:
– To nie dzięki Magdzie, pani Janeczko. Moja znajoma otworzyła salon fryzjerski na ulicy Piłsudskiego. Tam pracuje fantastyczna fryzjerka, wystarczy jej pokazać zdjęcie, a ona zrobi niemalże identyczną fryzurę!
– Czy mogłaby Pani mnie tam umówić? – zapytałam z nadzieją w głosie. – Zbliża się zjazd absolwentów, a moja fryzura...sama Pani widzi, jak wyglądam...
Po dwóch dniach zdecydowanym krokiem udałam się do nowego fryzjera, mając w torebce wycięte z gazety zdjęcie.
– Proszę zająć miejsce na fotelu, Basia za chwilę przyjdzie – zapewniła szefowa, przerywając na chwilę pracę z klientką, której właśnie nakładała na włosy farbę. – Musiała tylko wyjść, by zadzwonić do swojego męża.
Zastanawiałam się, dlaczego zawsze w nieswoim lustrze wyglądam zdecydowanie gorzej. Nie ma mowy o cudach. Nawet w mojej własnej łazience trudno byłoby nie zauważyć, że moją twarz dosięgła grawitacja. Ale aż tak duże worki pod oczami? Naprawdę? I do tego ten ogromny podbródek, który zdaje się dosięgać aż do dekoltu mojej bluzki? Na szczęścia fryzjerka wróciła, zanim zdążyłam całkowicie oddać się użalaniu nad sobą.
Pokazując jej zdjęcie, zapytałam, czy jest w stanie zrobić mi taką fryzurę. Dokładnie obejrzała moją twarz, dotknęła moich włosów i oznajmiła, że powinna dać radę.
– Chciałabym, tylko żeby były trochę dłuższe – podkreśliłam. – Zależy mi na tym, aby nie było widać moich włosów.
– Proszę zaufać moim umiejętnościom – zapewniła mnie. – Na pewno będzie pani zadowolona.
Skądś znałam ten lekko pretensjonalny ton... Dokładnie przyglądałam się odbiciu fryzjerki w lustrze, zastanawiając się, czy mogłam ją kiedyś spotkać. Być może była kiedyś moją uczennicą? Jej nazwisko nie mówi mi nic, ale prawdopodobnie jest po mężu. Również jej imię – Barbara – nic mi nie mówiło. Na Śląsku jest ich przecież całe mnóstwo. Mogłam ją po prostu o to zapytać, ale czy to byłoby na miejscu? Większość moich dawnych uczniów, mimo dorosłości, nadal zwraca się do mnie „Pani Profesor”, co tutaj nie miało miejsca.
Weszła ze mną na wojenną ścieżkę
Z rozpoznaniem mnie raczej nie miałaby problemów – dorośli zmieniają się przecież znacznie wolniej niż młodzież. Chyba że celowo udaje, że jestem dla niej obcą, pomyślałam i z większą ostrożnością przyjrzałam się fryzjerce. Młodzi ludzie naprawdę mnie lubili, ale w każdej klasie może trafić się ktoś sprawiający problemy. W mojej wieloletniej pracy miałam z takimi do czynienia.
Z każdą chwilą upewniałam się, że znam tę kobietę: ten dźwięk głosu, zamaszyste gesty, przesadnie pomalowane usta... Kiedy odsunęła za ucho opadający pasemko włosów i zauważyłam małe znamię na jej policzku, wszystko stało się dla mnie jasne. Do cholery jasnej, co za pech! To była ta dziewczyna, przez którą kilkanaście lat temu omal nie trafiłam do szpitala psychiatrycznego. Nie miałam żadnych wątpliwości – to była ona. Baśka W. z mojej dawnej klasy humanistycznej.
To ta uparta dziewczyna, która bez zająknięcia przed całą klasą oświadczyła, że matematyka do niczego jej się w życiu nie przyda, ponieważ planuje zostać dziennikarką. Co więcej, „gwiazdą dziennikarstwa”. Jakby ktokolwiek mógł żyć, nie przejmując się królową nauk...
– Każdy musi opanować podstawy, a moim zadaniem jest zadbać o to – oznajmiłam wówczas, a ona tylko wzruszyła ramionami, uśmiechając się zuchwale.
No cóż, podjęła walkę i poniosła porażkę – czasem tak bywa, gdy ktoś przecenia swoją moc. Ale ilość nerwów, którą na tym straciłam, to już co innego. Nie mogłam przecież odpuścić, bo to by naruszyło mój autorytet; tylko tego brakowało, aby to uczniowie decydowali, które przedmioty w szkole średniej są istotne, a które nie! Myśli o przeszłości tak bardzo mnie pochłonęły, że przestałam kompletnie zwracać uwagę na to, co robi z moimi włosami. Z pewnego stanu odrętwienia obudził mnie głos jej szefowej.
– Wspaniale, Basia – stała obok mojej fryzjerki i przyglądała mi się. – Serio, pani wygląda jakby odmłodniała o co najmniej dziesięć lat!
– Przecież prosiłam, aby zostawić nieco dłuższe włosy przy uszach – nie mogłam uwierzyć, że zupełnie zignorowała to, o co prosiłam. – Zawsze je zasłaniam, ponieważ odstają.
– Nie pamiętam, aby mówiła Pani cokolwiek na ten temat. Być może tylko o tym pani pomyślała – odparła moja dawna uczennica, wzruszając ramionami. – Jest dokładnie tak, jak na zdjęciu, które pani przyniosła jako przykład – pokazała swojej przełożonej fragment gazety.
Zadbam o jej opinię w mieście...
Nasze oczy spotkały się, a uczucia, które się pojawiły, przypominały te z dawnych czasów. Tym razem jednak zdecydowałam, że jestem zbyt dojrzała, aby znowu w to wchodzić. Ale czy to znaczyło, że mam pozwolić, aby mną gardziła?
– Bez wątpienia wspominałam o tych uszach! – oznajmiłam. – Czy pani tego nie usłyszała? – zapytałam klientki siedzącej obok na krześle.
– Nie, rozmawiałyśmy – rzuciła okiem na szefową zakładu. – Ale pani wygląda świetnie, a fryzura jest naprawdę rewelacyjna. Z tych „piórek” można stworzyć całkiem efektowną fryzurę!
„Piórek”?! Jaki brak elementarnej kultury, zaraz zaczną mi tu liczyć zmarszczki! Oburzona zapłaciłam rachunek.
– Serdecznie zapraszam na kolejne spotkanie – Barbara, opierając się o fotel, wyglądała na bezczelnie zadowoloną.
– Wielka postać świata dziennikarstwa! – wycedziłam, opuszczając zakład fryzjerski.
Niech się nie martwi. Na pewno zadbam o to, aby w naszym miasteczku o niej usłyszeli. Tego może być pewna.