Reklama

Zawsze marzyłam o tym dniu. Jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie siebie w białej sukni, z bukietem w dłoni, idącą do ołtarza przy dźwiękach skrzypiec. Kiedy poznałam Michała, byłam pewna, że to on – mężczyzna, z którym chcę spędzić resztę życia. Był troskliwy, czuły, a jego spojrzenie dawało mi spokój. Nasz związek rozwijał się szybko, może nawet zbyt szybko, ale oboje czuliśmy, że to „to”. Mimo że jego rodzice patrzyli na mnie z dystansem, starałam się tego nie zauważać.

Reklama

Mówiłam sobie, że liczymy się tylko my. Ślub miał być początkiem nowego etapu. Tymczasem im bliżej uroczystości, tym bardziej odczuwałam niepokój. Coś we mnie mówiło, że przeszłość nie da o sobie zapomnieć. I choć powinnam była być szczęśliwa, myśli uciekały do dawnych spraw, do ludzi, których już nie chciałam mieć w swoim życiu. Ale los ma swoje plany.

Chciałam krzyczeć na całe gardło

– Co?! – prawie zakrztusiłam się kawą. – Andrzej?!

Michał uniósł brwi zaskoczony moją reakcją.

– No tak, twoi rodzice wspominali, że zaprosili kilku starych znajomych... Wśród nich był chyba też Andrzej. Przecież mówiłaś, że znali się z twoją mamą?

Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, starając się nie wybuchnąć.

– Michał, on był moim chłopakiem. Nie jakimś tam przelotnym. Byliśmy razem prawie cztery lata. Zerwaliśmy w niezbyt miłej atmosferze. I ty chcesz mi powiedzieć, że „po prostu” zaproszono go na moje wesele?

– Nie rozumiem, dlaczego robisz z tego problem? – westchnął. – To tylko były chłopak. Nic wielkiego.

Zostawiłam kubek na stole i wyszłam z kuchni. Potrzebowałam chwili. Jakim cudem nikt nie zapytał mnie o zdanie? Postanowiłam zadzwonić do mamy.

– Tak, Andrzej będzie – powiedziała Iwona, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. – Jego rodzice to nasi starzy przyjaciele. Zawsze był jak rodzina.

– Mamo, ale on nie jest już częścią mojego życia. Czy naprawdę musi się pojawić na moim ślubie?

– Kasia, proszę cię. Nie rób scen. To tylko jeden z wielu gości.

Milczałam. Chciałam krzyczeć, ale wiedziałam, że to nic nie da. W tej chwili czułam się jak rekwizyt w teatrze mojej matki. Wiedziałam tylko jedno – nie podobało mi się to. Ani odrobinę.

Kiedyś sprawiał, że miękły mi kolana

Sala była pięknie udekorowana – złoto, biel, świece. Goście zapełniali stoły, gwar narastał. A ja siedziałam obok Michała, próbując nie dać po sobie poznać, że z każdą minutą czuję się coraz mniej jak panna młoda, a coraz bardziej jak aktorka grająca rolę. Wtem usłyszałam głos za plecami.

– Cześć, Kasiu.

Zamarłam. Odwróciłam się i zobaczyłam go – Andrzeja. Przystojniejszego niż pamiętałam, w granatowym garniturze, z tym samym uśmiechem, który kiedyś sprawiał, że miękły mi kolana.

– Andrzej – powiedziałam cicho, a Michał spojrzał na nas czujnie.

– Gratuluję – dodał były chłopak i uścisnął mi dłoń. – Pięknie wyglądasz.

Michał nie powiedział nic, ale jego twarz zdradzała, że coś w nim zaczyna kipieć. Po chwili wyszedł na papierosa. Andrzej też się oddalił, ale wiedziałam, że to nie koniec. Kilka godzin później widziałam, jak Andrzej stoi przy barze. Michał podszedł do niego. Próbowałam do nich podejść, ale zanim zdążyłam...

– Jak możesz jeszcze patrzeć na nią w ten sposób?! – wrzasnął Michał.

– Michał, uspokój się – odezwałam się, ale było za późno.

– Ona to moja przeszłość. Wiesz o tym, prawda? – odpowiedział spokojnie Andrzej.

– Dlaczego pozwoliłaś im go zaprosić? To upokarzające! – krzyknął Michał, patrząc mi prosto w oczy.

Nie odpowiedziałam. Miałam wrażenie, że wszystko wymyka się spod kontroli.

Michał odszedł w dniu ślubu

Michał zniknął. Nie było go na sali, nie odbierał telefonu. Znalazłam jego marynarkę rzuconą na krześle przy wyjściu. Serce mi waliło potwornie mocno. Wyszłam przed budynek, a nocne powietrze aż mnie otrzeźwiło. Próbowałam zadzwonić raz jeszcze.

– Michał, proszę, odezwij się – mówiłam do pustki, czując narastającą panikę.

– Nie ma go – usłyszałam za plecami Zosię. – Widziałam, jak odjeżdżał. Sam.

– Nie... – szepnęłam. – Przecież to nasz ślub...

– Kasia – Zosia objęła mnie ramieniem. – On nie potrafi sobie poradzić z tym, co zobaczył. Z Andrzejem. Z tobą...

Przecież nie zrobiłam nic złego!

– Może... ale czasem wystarczy jeden gest, jeden uśmiech, żeby uruchomić lawinę. Michał czuje się zraniony.

Usiadłyśmy na schodach. Czułam się jak dziewczynka po burzy, która nie wie, czy dom jeszcze stoi. W końcu zadzwoniłam do niego jeszcze raz. Odpowiedział.

– Chciałam, żebyś wiedział, że to nie ma znaczenia… że to tylko przeszłość – powiedziałam drżącym głosem.

– Dla mnie ma. Cały czas z nim rozmawiałaś, śmiałaś się. To nie była tylko przeszłość.

– To nie tak... – zaczęłam, ale usłyszałam tylko dźwięk zakończonego połączenia.

Zosia przytuliła mnie mocniej.

– On nie wie, co z tym zrobić. A ty?

Nie odpowiedziałam. Sama nie miałam pojęcia.

Cisza rozdarła mi serce

Minęły trzy dni. Michał wrócił do mieszkania, ale nie wrócił do mnie. Jego obecność była jak cień – cichy, odległy, obcy. Unikaliśmy siebie w kuchni, łazience, w rozmowach. Każde z nas nosiło w sobie ciężar tej jednej nocy. W końcu nie wytrzymałam.

– Michał, musimy wreszcie porozmawiać.

Siedział przy stole, wpatrzony w parującą herbatę.

– O czym tu mówić, Kasia?

– O nas. O tym, co się stało. O tym, co dalej.

Spojrzał na mnie. W jego oczach nie było już gniewu. Tylko zmęczenie.

– Czuję się upokorzony. I to nie chodzi tylko o Andrzeja. Chodzi o to, że ja nigdy nie czułem, że jesteśmy drużyną. Ty i twoja matka, twoja przeszłość – to zawsze było przede mną.

– Michał, ja cię kocham – powiedziałam cicho.

– Może. Ale miłość to nie wszystko. Ja nie potrafię żyć z kimś, kto ciągle patrzy za siebie. A ty nie potrafisz się od tego odciąć.

– Więc co? To koniec?

Wstał. Chwycił swoją torbę, którą wcześniej rzucił przy wejściu.

– Nie potrafię z tobą być. Nie po tym, co się stało.

– Może nigdy nie powinien się znaleźć na tym weselu...

– To nie tylko to. Ale to była kropla, która przelała czarę.

Wyszedł, a ja zostałam z ciszą, która nie bolała – ona wręcz rozdzierała mi serce.

Może nigdy nie byłam gotowa

Mieszkanie wydawało się większe niż kiedykolwiek. Puste półki po jego książkach, brak zapachu jego wody po goleniu, cicha lodówka, której nikt już nie otwierał nocą po sernik. Michał nie wrócił. A ja nie próbowałam go ściągnąć z powrotem. Nie tym razem. Zosia wpadała do mnie co jakiś czas, przynosiła coś słodkiego, robiła herbatę i starała się zagadywać tę ciszę.

– Przecież wiedziałaś, że on nie wybaczy – powiedziała pewnego wieczoru.

– Nie wiedziałam – przyznałam szczerze. – Myślałam, że mnie zna. Że rozumie, że przeszłość to tylko coś, co już było. Że nie wraca.

– Czasem przeszłość nie wraca. Ale niektórym ludziom wystarczy jej cień, żeby się przewrócili.

Wzięłam łyk herbaty. Miała gorzki smak. Wesele, które miało być początkiem nowego życia, stało się jego końcem. Zdjęcia ze ślubu leżały w szufladzie. Nie miałam siły ich przeglądać. Zresztą... co mi po nich? Michał wysłał tylko jedną wiadomość po tygodniu: „Mam nadzieję, że znajdziesz szczęście”. Nie odpisałam. Nie dlatego, że nie chciałam. Po prostu nie wiedziałam, co miałabym mu powiedzieć. Przecież wszystko już zostało powiedziane. Zostałam z rodziną, z Zosią, ze sobą. Ale bez niego. I z tą jedną myślą, która wracała jak bumerang:

– Może nigdy nie byłam gotowa, żeby go kochać w pełni.

Wciąż mam jeszcze przed sobą życie

Czas mijał, a ja uczyłam się żyć inaczej. Bez porannych SMS-ów, bez planowania wspólnych weekendów, bez jego obecności, która wcześniej była czymś oczywistym. Patrzyłam na puste łóżko, gotowa powiedzieć „dobranoc”, choć wiedziałam, że nikt nie odpowie. Przyzwyczajałam się do nowej wersji siebie – tej, która przestała być czyjąś narzeczoną.

Ludzie pytali: „Co się stało?”, „Jak to – rozstaliście się po weselu?”, „Dlaczego?”. Odpowiadałam krótko, z uśmiechem, którego nikt nie powinien brać za szczery. Bo jak w kilku słowach wyjaśnić, że miłość może nie wytrzymać ciężaru przeszłości? Że jedno spojrzenie, jedno spotkanie, może rozbić to, co wydawało się trwałe?

Widziałam Andrzeja raz, przypadkiem. Skinął mi głową, jakby chciał przeprosić za coś, czego właściwie nie zrobił. Odpowiedziałam tylko spojrzeniem. Nie było w tym już żalu, tylko zamknięta historia. Nie on był winny. Może nikt nie był. Czasem budzę się w nocy z poczuciem straty, które ściska mnie w klatce piersiowej. Ale są też poranki, gdy czuję spokój. Zaczynam rozumieć, że nie wszystko musi kończyć się szczęśliwie, żeby było prawdziwe. Że nie każda historia musi mieć pointę, którą da się opowiedzieć znajomym przy winie. Wciąż uczę się siebie. Może pewnego dnia spotkam kogoś, kto nie będzie bał się mojej przeszłości. A może nauczę się żyć sama, z głową uniesioną do góry. Bo choć wesele było końcem, ja wciąż mam przed sobą życie.

Kasia, 26 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama