„Dla biologicznego ojca byłam przeszkodą w zdobyciu spadku. Dostał, co chciał, ale nie cieszył się długo”
„Babcia pod koniec życia z uporem twierdziła, że przepisze dom na mnie, wydziedziczając legalnego spadkobiercę, swojego syna, a mojego ojca, ale nigdy tego nie zrobiła. Myślała, że jeszcze ma czas, a mnie nie przyszło do głowy, żeby tego dopilnować”.

- Klaudia, 27 lat
Dom należał do mnie
– Babcia chciała, żeby dom był twój. I stało się! Szkoda tylko, że w tak makabrycznych okolicznościach – powtarzał Marcel, przeszkadzając mi prowadzić samochód.
Pojechaliśmy na wieś, jak tylko policja umorzyła śledztwo w sprawie śmierci mojego ojca. Tego biologicznego, który wbrew woli babci, za to zgodnie z prawem, odziedziczył po niej dom. Sąsiadka znalazła go na podłodze w kuchni, nie żył co najmniej od kilkunastu godzin. Lekarz potwierdził zawał serca, ale ja widziałam w kostnicy jego twarz. Nie wiem, co takiego zobaczył, ale byłam pewna, że zabił go strach.
Dom stał cichy i opuszczony, weszliśmy do niego niemal na palcach. Zaraz jednak wróciły dobre wspomnienia, wakacje u babci, słońce, swoboda i jedyne na świecie placki kartoflane z kwaśnym mlekiem tak gęstym, że można je było kroić nożem.
– Słyszałeś? – nagle wyprostowałam się i nastawiłam ucho. Głos dochodził z sąsiedniego pokoju, potem przeniósł się na schody prowadzące na strych.
– Coś jakby stukot pazurów o deski podłogi – zgodził się brat. – Pewnie jakieś zwierzę tu się zagnieździło, trzeba będzie sprawdzić. Nie mów, że się boisz, kiedyś nie byłaś taka strachliwa, opowiadałaś mi wieczorami historie o tuptających małych nóżkach. Bałem się potem zmrużyć oko.
– Wszystko, co mówiłam, było prawdą – wykrzywiłam się do niego, udając, że żartuję.
Ojciec był dla mnie obcym człowiekiem
Nie dał się nabrać, znał mnie na wylot, byliśmy sobie bardzo bliscy, udał mi się braciszek, chociaż był przyrodni. Ale jakie to ma znaczenie, gdy ludzie się kochają? Nasza rodzina była trochę dziwna, pozszywana z mojej babci, jego taty i wspólnej mamy. Mój prawdziwy ojciec gdzieś tam sobie żył, nie interesując się mną, za to jego matka utrzymywała z nami ciepłe kontakty, traktując mnie i Marcela jak rodzone wnuki, mimo że tylko ze mną wiązało ją pokrewieństwo. Oboje nazywaliśmy ją babcią.
– Poważnie słyszałaś biegające po domu dziecko?
Kiwnęłam z powagą głową i puściłam oko, pozostawiając brata w niepewności. Lepiej tak, niż gdyby miał mnie podejrzewać o omamy słuchowe. Te cholerne nóżki, chyba małego dziecka, prześladowały mnie do dziesiątego roku życia. Słyszałam radosny, zapraszający do gonitwy tupot i biegłam z pokoju do pokoju, żeby złapać figlarza. Nic a nic się nie bałam, chciałam tylko zobaczyć, kto tu mieszka oprócz nas. Później złożyłam swoje przeżycia na karb dziecięcej wyobraźni i schowałam je między wspomnienia ze szczenięcych lat. Ale teraz, Marcel świadkiem, wyraźnie słyszałam kręcącego się po domu psa.
– Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek wrócimy do domu babci – brat nie przestawał się dziwić, jak pokrętny potrafi być los.
Rzeczywiście, nieźle namieszał. Babcia pod koniec życia z uporem twierdziła, że przepisze dom na mnie, wydziedziczając legalnego spadkobiercę, swojego syna, a mojego ojca, ale nigdy tego nie zrobiła. Myślała, że jeszcze ma czas, a mnie nie przyszło do głowy, żeby tego dopilnować. Jakoś nie wypadało. Oboje z Marcelem kochaliśmy wiejski dom babci, spędziliśmy w nim mnóstwo letnich miesięcy, ale żadne z nas nie zamierzało się o niego bić, kiedy okazało się, że po śmierci babci w posiadanie starej nieruchomości wszedł mój ojciec.
Widziałam go pierwszy raz od lat, kiedy przekazywałam mu klucze. Ktoś musiał. Myślałam przez chwilę, że z tego spotkania coś wyniknie, ale ojciec wyprowadził mnie z błędu.
– Nie rób takiej miny, ten dom mi się należy. Przyzwyczaiłaś się do myśli, że przypadnie tobie? Wiem, co kombinowaliście, ale nie udało wam się mnie wykiwać. Będziesz musiała poczekać na swoją kolej, kiedyś go dostaniesz, ale nie ostrz sobie zębów, bo nie zamierzam prędko rozstawać się z tym światem.
Odebrało mi głos, szkoda, bo powinnam mu wykrzyczeć, co o nim sądzę. Myślał tylko o spadku, stara wiejska chałupa była dla niego więcej warta niż rodzona córka. Dobrze, że babcia nie mogła tego usłyszeć i tak za życia wstydziła się za syna.
Ten dźwięk pamiętałam z dzieciństwa
Kilka miesięcy po naszym spotkaniu przyszła wiadomość o zgonie biologicznego, jak go w myślach nazywałam. Byłam jego jedyną rodziną, poproszono mnie do kostnicy.
– To nie będzie miły widok – uprzedził policjant i już po chwili wiedziałam, o czym mówił.
Twarz ojca wyglądała jak maska zastygła w przerażającym grymasie.
– Śmierć nie zawsze przychodzi jak przyjaciółka – powiedział filozoficznie pracownik kostnicy, kiedy policjant wyprowadzał mnie na zewnątrz…
Zapadł zmierzch. Czym prędzej zapaliliśmy z Marcelem wszystkie światła, rozjarzając dom ciepłym blaskiem. Brat zaproponował, żeby zajrzeć na strych.
– Sprawdźmy wszystkie kąty, inaczej nie zasnę, za dużo się tu wydarzyło. Poza tym przypomniał mi się tupot małych nóżek, moja trauma z dzieciństwa, którą zawdzięczam tobie, siostro – zaśmiał się nerwowo.
– Spokojnie, ich właściciel, czy też właścicielka, nic nam nie zrobi.
– Skąd ta pewność?
– Miał za dużo okazji, gdyby chciał, to już dawno…
– Leżelibyśmy w kuchni na podłodze? Przepraszam Klaudia, skojarzyło mi się z nagłą śmiercią twojego ojca.
Wyprzedziłam go na schodach i pchnęłam drzwi na strych. Poddasze, jak wszystko u babci, było uporządkowane i dobrze oświetlone, stało tam nawet kilka mebli i tapczan, na którym nocowali niespodziewani goście. Marcel obejrzał wszystkie kąty, szukając śladów łasicy, której pazurki stukały w podłogę. Nic nie znalazł, ale zainteresowała go komoda.
– Fajna, mógłbym ją odnowić. Wiesz, gdzie są klucze do szuflad?
– Zamknięte?
– Tak, ale zamek jest prosty, spróbuję spinaczem – Marcel triumfalnie otworzył szufladę. – O, ja cię kręcę, popatrz, następny sejf.
Brat wyjął drewniane pudełko z metalowymi okuciami, również zamknięte na zamek.
– Ciekawe, co babcia tu schowała – pomajstrował drucikiem w otworze. Zawartość pudełka rozczarowała nas.
– Tylko to? – wyjął starą fotografię.
Była zrobiona w atelier. Śliczna dziewczynka wspierała się ufnie na jamniku. Wyglądali jak para najlepszych przyjaciół.
– Fajne zdjęcie, z pierwszej połowy ubiegłego wieku, lata dwudzieste – Marcel odczytał przybitą na odwrocie sygnaturę fotografa. – Dlaczego babcia je tak starannie ukryła?
Tajemnica domu tkwiła w fotografii
Nie mogłam oderwać oczu od bucików dziewczynki. Były urocze, zapinane na guziczki, ich właścicielka na pewno lubiła biegać. Mieszkała w tym domu? Marcel nie myślał o dziewczynce, wpatrywał się w psa.
– Nie uważasz, że to dziwne? Szukaliśmy zwierzęcia, które słyszeliśmy, a znaleźliśmy fotografię psa i jego małej pani, w dodatku głęboko schowaną, żeby nie powiedzieć ukrytą. A twój ojciec umarł z przerażenia. Klaudia, co tu jest grane?
– Chyba nie myślisz, że w tym domu grasuje pies Baskervillów – powiedziałam słabo.
– Może nie tylko on, wyglądają na nierozłącznych – pokazał palcem na dziewczynkę – Mówiłaś, że chcesz ten dom przeznaczyć na letnisko dla naszej rodziny. Myślisz, że… ona nas zaakceptuje?
Kiwnęłam głową. W dzieciństwie nigdy nie czułam się zagrożona, goniąc za uciekającym widmem, tupot małych nóżek oznaczał zaproszenie do zabawy, nic więcej. Miałam nadzieję, że nic się nie zmieniło.
– To tylko zdjęcie małej dziewczynki, prawdopodobnie mojej protoplastki – odpowiedziałam ze sztucznym spokojem.
– Nawet jest do ciebie podobna – Marcel przyjrzał się fotografii.
Poczułam dziwny dreszcz, ale zignorowałam go.
– Powinnaś oprawić to zdjęcie w ramki i powiesić na honorowym miejscu.
– Może tak zrobię – przytaknęłam, chcąc zakończyć temat.
Ale nigdy się na to nie odważyłam. Postąpiłam podobnie jak babcia, zdjęcia dziewczynki z psem schowałam głęboko i nigdy o nich nie mówiłam. Od tej pory nie słyszałam dziwnych dźwięków, liczę, że dziewczynka jest zadowolona z naszej obecności. Przecież babcia chciała, bym zamieszkała w jej domu, więc chyba wszystko jest w porządku. Zastanawiam się tylko, czy ona nie czeka, aż w rodzinie pojawi się dziecko, które usłyszy tupot jej małych nóżek. Na szczęście na razie nie spieszy mi się do bycia mamą…