„Dla mamy byłam kulą u nogi. Gdy dowiedziałam się dlaczego, mój świat rozpadł się na milion kawałeczków”
„Właśnie skończyłam liceum, ale zamiast radości, czuję pustkę. Może dlatego, że nigdy nie było nam łatwo. Ojca nie znałam. Mama częściej zaczęła znikać. Nie pytała mnie już, co w szkole. Nie pytała wcale”.

- Redakcja
Nigdy nie byłam tą dziewczyną z błyszczącym uśmiechem i lekkim krokiem. Raczej... z cieniem pod oczami i głową pełną niepokoju. Właśnie skończyłam liceum, ale zamiast radości, czuję pustkę. Moja mama mówiła zawsze, że jestem „taka poważna jak na swój wiek”. Może dlatego, że nigdy nie było nam łatwo. Ojca nie znałam. Matka niechętnie wspominała tamten czas – a jeśli już, to w taki sposób, że czułam się jak przypadek, nie decyzja.
Mieszkałyśmy we dwie w wynajmowanym mieszkaniu w Katowicach. Przez większość dzieciństwa mama była jak cień – obecna fizycznie, ale nieobecna duchem. Wciągnięta w swoje sprawy, znajomych, związki, które zawsze kończyły się rozczarowaniem. I ja – ta, która czeka. Czeka, aż mama się do mnie uśmiechnie, aż powie „dobrze, że jesteś”. Nie mówiła. Byłam przy niej, jak przywiązaną nicią, której nie dało się przeciąć. Do czasu, aż pojawił się Robert. Od razu poczułam, że coś się zmienia. Mama częściej zaczęła znikać. Wracała późno, uśmiechnięta, pachnąca drogimi perfumami. Nie pytała mnie już, co w szkole. Nie pytała wcale. I wtedy zrozumiałam: coś się kończy. Ja się kończę. Przestaję być jej światem – o ile kiedykolwiek byłam.
Ścisnęło mnie w klatce
Siedziałyśmy naprzeciw siebie. Kuchnia była idealnie posprzątana, pachniało bazylią i kawą. Za bardzo pachniało. Jakby próbowała zamaskować coś gorszego.
– Wyjeżdżamy z Robertem – zaczęła, patrząc gdzieś za moje ramię. – Do Włoch.
– Fajnie – skinęłam głową. – A co ze mną?
Cisza. Spojrzała wreszcie na mnie. Spokojnie. Za spokojnie.
– Zamieszkasz z babcią.
Zamrugałam. Raz. Drugi. Ścisnęło mnie w klatce, jakby ktoś zamknął mnie w słoiku i odciął tlen.
– Co?
– Babcia potrzebuje pomocy, a ty jesteś już dorosła. Ja... ja naprawdę muszę pomyśleć o sobie – mówiła dalej tonem urzędniczki.
Jakby mówiła o przesadzeniu doniczki, a nie o wyrzuceniu mnie z życia.
– Nie chcesz mnie. Pasuję do babci, nie do twojego nowego życia, tak?
– Nie o to chodzi...
– A o co?! – krzyknęłam, a głos mi się załamał. – Że jestem kulą u nogi? Że Robert nie chce mnie w domu?
– To nie tak. Po prostu... nie widzę innej opcji.
– Nie widzisz, bo nie chcesz widzieć! – wstałam, a krzesło zaskrzypiało ostro. – Czy kiedykolwiek mnie w ogóle chciałaś?
Zamarła. Przez chwilę myślałam, że coś powie. Ale nie. Tylko to jej milczenie bolało bardziej niż słowa.
– Wiesz co? Nie musisz odpowiadać – rzuciłam, wybiegając z kuchni i zatrzaskując za sobą drzwi.
Nie chciałam płakać
– No cześć, ptaszyno – babcia przywitała mnie z uśmiechem.
Nie odpowiedziałam. Zdjęłam plecak, rzuciłam na krzesło i usiadłam przy kuchennym stole. Babcia postawiła przede mną kubek z herbatą. Pachniało rumiankiem. Jak zawsze.
– Mama mówiła, że się wprowadzisz. Nie myślałam, że tak od razu – mruknęła.
– Bo to nie było zaplanowane.
Babcia zawiesiła ruch i spojrzała uważnie.
– Co ty mówisz?
– Że mnie tu podrzuciła. Jak niechciany pakunek. Bo Robert, bo Włochy, bo „trzeba pomyśleć o sobie”.
Cisza.
– No tak... Anita zawsze najpierw myślała o sobie – powiedziała w końcu babcia i upiła łyk herbaty.
– Babciu... – zaczęłam, nie wiedząc, czy powinnam. – Czy ona mnie w ogóle... kiedyś kochała?
Babcia odsunęła kubek, wzięła głęboki oddech. Przez chwilę patrzyła przez okno, jakby szukała odpowiedzi między gałęziami śliwy.
– Twoja mama była bardzo młoda, jak cię urodziła. Za młoda. Nie była gotowa, nie chciała...
– Ale mnie wychowała.
– Bo musiała. Ja ją do tego zmusiłam. Chciała cię oddać do adopcji. Nie pozwoliłam.
Zamarłam. Coś we mnie pękło. Jakby zgasła we mnie ostatnia iskierka „może się mylę”.
– Czyli... to wszystko było udawane?
– Nie wszystko. Nie każdy potrafi kochać tak samo. Ona... robiła, co umiała.
– A to znaczy „nic” – syknęłam i wstałam.
Nie chciałam płakać przy niej.
– Lena...
– Nie mów już nic – rzuciłam i wyszłam do ogrodu.
Babcia nie poszła za mną. A ja po raz pierwszy poczułam, że wszystko, w co wierzyłam, było iluzją.
Poznałam prawdę
Schowałam się za schodami, ledwie wciągając powietrze. Przyszłam tylko po kurtkę, ale kiedy usłyszałam głos mamy, zatrzymałam się w pół kroku.
– Błagam cię, nie zaczynaj znowu – mówiła zniecierpliwiona. – Przecież ci tłumaczyłam, że nie może z nami zamieszkać.
– Dlaczego? To twoja córka – odpowiedział jego głos.
Spokojny. Zaskakująco... ludzki.
– Właśnie dlatego. Bo to nie jest twoje dziecko. I nie chcę, żeby komplikowała nam życie. My... dopiero zaczynamy.
– To dziecko.
– Nie. To już nie dziecko. Ona zawsze była trudna. Jakby miała w sobie jakiś... chłód. Jakby nic jej nie pasowało. Nigdy nie potrafiłam z nią być blisko. Czułam się przy niej jakby... jakbym miała kulę u nogi.
Nie wiedziałam, kiedy wyszłam zza schodów. Zamarli oboje. Robert spojrzał na mnie pierwszy. Jego twarz zbladła. Mama... opuściła rękę z telefonem. Jakby wreszcie zobaczyła, że ja istnieję.
– Lena... – zaczęła, ale ją przerwałam.
– Nie kłam, błagam. Po prostu powiedz prawdę. Powiedz, że mnie nie chciałaś. Nigdy.
Milczała. Głupie milczenie. Gorsze niż krzyk.
– Nie byłam gotowa – wydusiła w końcu. – Robiłam, co mogłam.
– Czyli co? Dawałaś mi śniadania i kazałaś nie przeszkadzać?
Robert spuścił wzrok. Mama chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Odwróciłam się i wyszłam. Za sobą słyszałam tylko ciszę. Nie zatrzymali mnie. Bo nie było po co.
Nie byłam temu winna
– To nie powinno się tak skończyć – mruknęła babcia, siedząc przy stole i obracając w palcach stare zdjęcie mamy w szkolnym mundurku. – Może to nigdy nie powinno się zacząć.
Nie miałam siły pytać. Po prostu siedziałam i patrzyłam, jak jej dłonie drżą, choć stara się to ukryć. Wreszcie powiedziała:
– Twoja mama miała siedemnaście lat, kiedy zaszła w ciążę. Był starszy. O wiele. Mężczyzna z pracy dorywczej, której dorabiała w wakacje. Obiecał złote góry. A potem zniknął.
– I zostawił ją z... – nie mogłam dokończyć.
– Z tobą – skinęła głową. – Przyszła do mnie, cała zapłakana. Chciała usunąć, ale było za późno. Powiedziałam, że pomogę, że damy radę. Ona... nigdy się z tym nie pogodziła.
Siedziałam z zaciśniętymi pięściami.
– Całe życie czułam, że coś jest nie tak. Jakby mnie tolerowała, nie kochała. Zawsze sobie tłumaczyłam, że może po prostu nie umie tego okazywać.
– I może naprawdę nie umiała – westchnęła babcia. – Wiesz co? Ona cię nie zostawiła. Do teraz. Przez osiemnaście lat jednak była przy tobie. Choć czasem jak duch, ale była.
– A teraz odchodzi.
– Bo jest egoistką. Bo nigdy nie dorosła do tego, żeby być matką. A ty, dziecko, nie jesteś winna temu, że urodziłaś się z jej błędów.
Nie odpowiedziałam. Czułam tylko coś ciężkiego w środku. Rozgniatającego. Wyszłam z domu. Noc była zimna i cicha. Szłam ulicą bez celu, czując się, jakbym nigdy do nikogo nie należała. Jakby nie było mnie w żadnym „my”. Tylko „ja”. Sama.
Czułam się pusta
Czekałam na niego dwie godziny. Siedziałam na niskim murku przed jego domem, z zaciśniętymi dłońmi w kieszeniach kurtki. Noc była cicha, tylko gdzieś w oddali szczekał pies. Wreszcie usłyszałam znajomy dźwięk silnika. Robert wysiadł z samochodu i zamarł, widząc mnie przy furtce.
– Lena? Co ty tu robisz?
– Muszę z tobą porozmawiać – powiedziałam twardo. – Tylko ty i ja. Proszę.
Westchnął, otworzył furtkę i zaprosił mnie do środka. Usiedliśmy przy kuchennym stole.
– Wiedziałeś, prawda? – zaczęłam. – Że mama nie chce mnie zabrać do Włoch.
Nie odpowiedział od razu. Przeciągnął dłonią po twarzy.
– Tak. Wiedziałem. Tylko... to nie było tak, że się zgadzałem. Pytałem ją, czemu nie możesz z nami zamieszkać. I wiesz, co mi powiedziała.
– Wiem. Słyszałam. Jestem kulą u nogi.
– Ona cię kocha po swojemu. Tylko... nie potrafi inaczej.
– To nie jest miłość – przerwałam. – Nie, jeśli człowiek przez całe życie czuje się zbędny. Jeśli w wieku osiemnastu lat dowiaduje się, że był błędem.
Robert milczał. Uciekał wzrokiem.
– Chciałbym ci pomóc, ale... – powiedział w końcu – to nie moja sprawa. Nie chcę się wtrącać.
– Już się wtrąciłeś – powiedziałam chłodno. – Jesteś z nią. Pomagasz jej uciec. Zostawiasz mnie tu samą.
– Wiem. I jest mi... przykro – dodał, ale jakoś zbyt cicho.
Wstałam.
– W takim razie więcej nie musimy rozmawiać. Tylko jedno: jeśli kiedyś będziesz miał córkę... postaraj się nie być jej kulą u nogi.
I wyszłam. Zamieszkałam z babcią. Dni mijały powoli, cicho, bez znaczenia. Wstawałam późno, chodziłam po domu w grubych skarpetach, zapominałam o jedzeniu. Czasem babcia coś mówiła, ale docierało to do mnie jak przez szybę. Czułam się pusta. Nie smutna – tylko... jakby mnie nie było. Jakby Lena, która kiedyś płakała, krzyczała i się buntowała, gdzieś odeszła. Zniknęła razem z tym, co jeszcze trzymało.
Lena, 18 lat
Czytaj także:
- „W pożółkłym notesie babci odkryłam listę męskich imion. Oniemiałam, gdy dowiedziałam się, kim byli dla niej ci panowie”
- „W telefonie męża znalazłam zdjęcia innej kobiety. Byłam w szoku, ale dopiero jego tłumaczenia sprawiły, że padłam”
- „Czułam, że ukochany mnie zdradza, ale nie wiedziałam z kim. Sam podsunął mi dowód na to, kto jest farbowanym lisem”