„Dla matki jestem grzeszną bezbożnicą, bo nie chcę ślubu kościelnego. To, co zrobiła, przekroczyło wszelkie granice”
„Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęło się psuć. Może wtedy, gdy na głos powiedziałam, że nie chcę ślubu w kościele. A może wcześniej – tylko ja za późno to zauważyłam. Ale gdy powiedziałam, że marzy mi się ślub cywilny – kameralny, elegancki, w parku albo w jakimś dworku – zapadła grobowa cisza”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęło się psuć. Może wtedy, gdy na głos powiedziałam, że nie chcę ślubu w kościele. A może wcześniej – tylko ja za późno to zauważyłam. Michał oświadczył się w zeszłe wakacje, nad jeziorem, po cichu, bez fajerwerków. Płakałam ze szczęścia. Myślałam, że teraz wszystko będzie już tylko lepsze. Że rodzina się ucieszy, że mama zapyta o suknię, tata o datę, a siostra zacznie planować wieczór panieński.
Ale gdy powiedziałam, że marzy mi się ślub cywilny – kameralny, elegancki, w parku albo w jakimś dworku – zapadła cisza. Taka dziwna, napięta, jakby ktoś wcisnął pauzę. Mama przełknęła ślinę i spojrzała na tatę. Karolina tylko wzruszyła ramionami. Od tego momentu wszystko było inne. Rozmowy stały się oschłe, telefony rzadsze, a w ich głosie pojawił się chłód. Jakbym powiedziała coś haniebnego. A przecież to moje życie… Czy naprawdę tak bardzo ich zawiodłam?
Nie akceptowali mojej decyzji
Rozmowa zaczęła się od zwykłego pytania.
– I co, byłaś już w urzędzie? – zapytała mama, stawiając przede mną kubek z herbatą.
Siedziałyśmy w kuchni. Pachniało cynamonem, bo piekła jakieś ciasto. Zawsze lubiła wypieki na stres.
– Tak, mamy termin. 22 czerwca. Będzie w ogrodzie, niedaleko urzędu. Wszystko już załatwione – powiedziałam, starając się brzmieć normalnie.
– Bez kościoła – mruknęła, jakby do siebie.
Zawiesiłam wzrok na jej twarzy. Wiedziałam, co zaraz powie. Wiedziałam i tak bardzo chciałam, żeby tym razem było inaczej.
– Mama… przecież wiesz, że nie jestem już wierząca. Nie chcę robić tego dla zachowania pozorów. To byłaby hipokryzja.
– Hipokryzja?! – podniosła głos. – A co z tradycją? Co z nami? Z rodziną? Myślisz tylko o sobie!
– Myślę o tym, żeby być uczciwą wobec siebie i Michała. To nasz ślub, mamo, nasze życie…
– A my? My nie istniejemy?! – Jej głos się załamał. – Zawsze robiłaś wszystko po swojemu. Ale teraz... teraz już przesadziłaś.
Ojciec siedział w rogu kuchni, jakby go nie było. Nie odezwał się ani słowem. Karolina przyszła po coś do lodówki, spojrzała na mnie z chłodnym grymasem i zniknęła.
– Jeśli ma to tak wyglądać, nie przyjdziemy na ślub – powiedziała mama cicho, ale stanowczo.
Zaparło mi dech. Uderzyło mnie to jak policzek.
– Serio? To aż tak? Bo nie będzie księdza...?
– Bo zlekceważyłaś nas i wszystko, w co wierzymy. Nie licz na nasze błogosławieństwo.
Nie odpowiedziałam. Wstałam i wyszłam, zanim coś we mnie pękło.
Nikt mnie nie rozumiał
Warsztat ojca zawsze pachniał drewnem i starym lakierem. Lubiłam tam zaglądać jako dziecko – siadałam na stołku i patrzyłam, jak coś rzeźbi, naprawia, skleja. Tego dnia też tak zrobiłam. Usiadłam cicho, bez słowa. Ojciec tylko podniósł wzrok znad ramy do obrazu i kiwnął głową.
– Słyszałem – powiedział po chwili.
– Domyśliłam się – westchnęłam. – Dlatego przyszłam do ciebie.
Wzruszył ramionami i wrócił do pracy.
– Tato... naprawdę nie przyjdziecie?
– To nie takie proste.
– A co jest proste? – zapytałam ostrożnie. – Kochać dziecko tylko wtedy, gdy robi wszystko po twojej myśli?
Spojrzał na mnie dłużej.
– To nie o miłość chodzi. Wiesz, co mama czuje. My tak zostaliśmy wychowani.
– A ja? – zapytałam cicho. – Czy moje uczucia już się nie liczą?
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Tylko odgłos papieru ściernego ocierającego drewno.
– Jesteś dorosła, Aneta. Możesz żyć, jak chcesz. Ale musisz się liczyć z tym, że dla niektórych to będzie trudne do przełknięcia.
– A dla ciebie? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy. – Dla ciebie to też nie do przełknięcia?
Opuścił wzrok.
– Nie wiem.
Wstałam i ruszyłam do drzwi. Nagle poczułam się strasznie mała. Jak wtedy, gdy miałam pięć lat i rozbiłam mamie ulubioną filiżankę.
– Myślałam, że przynajmniej ty mnie zrozumiesz – powiedziałam cicho.
Nie odpowiedział. Tylko szum papieru ściernego został w powietrzu.
To było świństwo
Spotkałyśmy się w kawiarni na Starym Mieście, jak za dawnych czasów. Karolina przyszła spóźniona, z kubkiem latte w ręce i nonszalanckim uśmiechem, jakby wszystko było w porządku. Przez chwilę łudziłam się, że może naprawdę jest po mojej stronie.
– No to, panna młoda – zaczęła. – Gotowa na ślub?
– Gotowa – powiedziałam bez entuzjazmu. – Ale trochę ciężko, wiesz... kiedy własna rodzina się odwraca.
Westchnęła teatralnie.
– Aneta, po co ty to wszystko komplikujesz? Mogłaś pójść na kompromis.
– Kompromis? Czyli udawać wiarę dla świętego spokoju?
– Nie chodzi o wiarę, tylko o ludzi. O rodziców. Wiesz, jak oni to przeżywają?
– A wiesz, jak ja to przeżywam? – syknęłam. – Jak to jest wiedzieć, że nie przyjdą na mój ślub, bo nie będzie w kościele?
Spojrzała gdzieś w bok. Już wtedy poczułam, że coś ukrywa.
– Coś jeszcze powinnam wiedzieć?
Zamilkła. Przez chwilę myślałam, że nie odpowie.
– Rodzice nie powiedzieli ci, ale... oni nie chcą, żeby ktokolwiek z rodziny przyszedł. Wysyłają sygnał, że to nie jest „prawdziwe małżeństwo”. Że lepiej się nie angażować.
– Co...?
– Dali wszystkim do zrozumienia, że tego nie akceptują – dodała cicho.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Wiedziała. Wiedziała od początku i milczała.
– Ty też nie przyjdziesz?
Nie odpowiedziała. Wstałam i wyszłam. Serce waliło mi w piersi. Nawet ona mnie zostawiła.
Wszyscy się ode mnie odwrócili
Wróciłam do mieszkania zapuchnięta od płaczu. Michał siedział na kanapie, z kubkiem kawy, czekał. Zawsze czekał. Widział po mojej twarzy, że nie chcę opowiadać, ale i tak zapytał:
– Widziałaś się z Karoliną?
Skinęłam głową.
– Wiedziała o wszystkim. Rodzice chcą, żeby nikt z rodziny nie przyszedł. Żeby nie wyglądało, że nasz ślub jest… ważny.
Usiadł obok mnie, położył rękę na moim kolanie.
– Przykro mi.
– Michał… ja nie wiem, czy dam radę. Wiesz, marzyłam o tym dniu tyle lat. I nie chodzi o wielkie wesele, tylko o to, żeby ktoś mnie przytulił. Żeby mama była. Żeby tata spojrzał z dumą.
Przytulił mnie mocno. Ale jego uścisk był nieco spięty. Czułam to.
– Co? – spytałam.
Wahał się.
– Kocham cię, Aneta. Ale zaczynam się zastanawiać, czy to wszystko ma sens… teraz. Może powinniśmy poczekać?
– Pomyślałeś o tym wcześniej, czy dopiero teraz, jak wszyscy się ode mnie odwrócili?
– Nie tak to miało zabrzmieć… Po prostu nie chcę, żebyś była nieszczęśliwa. A teraz jesteś. Może ślub teraz tylko to pogłębi?
Wstałam. Odsunęłam się.
– Czyli nawet ty zaczynasz mieć wątpliwości.
– Nie, nie wątpię w naszą miłość. Ale zastanawiam się, czy to udźwigniesz. I czy nie będziesz żałowała.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam przez okno, próbując zapanować nad chaosem w głowie. Jeśli nawet Michał się waha, to co mi zostaje?
Nie byłam szczęśliwa
22 czerwca był słoneczny i ciepły. Idealna pogoda. Powinnam się cieszyć. A jednak w drodze do urzędu czułam, jak serce zaciska mi się z każdym krokiem. Michał prowadził w milczeniu. Miał na sobie granatowy garnitur i różę w butonierce. Wszystko wyglądało tak, jak planowaliśmy. Poza jednym.
W ogrodzie za urzędem czekała garstka ludzi – troje moich przyjaciół z pracy, kuzynka Michała i jego kolega z liceum. Cisza była nienaturalna. Brakowało śmiechów, gwaru, dzieci biegających między krzesłami. Brakowało rodziny. Brakowało mojego świata.
Gdy wypowiadaliśmy przysięgę, głos mi zadrżał. Michał ścisnął moją dłoń mocniej, jakby chciał dodać mi siły. Uśmiechnęłam się, ale nie byłam pewna, czy to uśmiech, czy próba powstrzymania łez.
Po wszystkim był krótki toast i zdjęcia. Ludzie się rozchodzili. Ja stałam z bukietem w ręku i patrzyłam w pustkę.
– Wszystko w porządku? – zapytał Michał.
– Tak – skłamałam.
Wieczorem usiedliśmy na kanapie. W ciszy. Patrzyłam na obrączkę na palcu. Powinnam czuć radość. Dumę. Spełnienie. Ale czułam tylko jedno: stratę.
Nie tej jednej osoby. Całego fundamentu, na którym stałam przez dwadzieścia osiem lat.
Aneta, 28 lat
Czytaj także:
- „Na przyjęcie komunijne syna przyszedł niespodziewany gość. Po latach dopadły mnie duchy przeszłości i wyrzuty sumienia”
- „Moje wesele zmieniło się w bazar pełen przekupek. Ten festiwal pretensji mógł skończyć się tylko w jeden sposób”
- „Na komunii miał być przepych, ale teściowa wszystko zniszczyła. Wdzięcznością za błogosławieństwo nie nakarmię gości”