Reklama

Czasem najgorsza samotność to ta, której doświadczasz tuż obok drugiego człowieka. Mówią, że mam dobre życie – mąż, dziecko, stabilna praca. I rzeczywiście, z zewnątrz to wygląda jak książkowy przykład spełnienia. Ale ja już od lat nie czuję się kochana. Od lat jestem sama w tym naszym małżeństwie, które coraz bardziej przypomina mi korporacyjne partnerstwo niż bliskość dwojga ludzi.

Reklama

– Co na obiad? – to jedno z ostatnich pytań, jakie słyszę od Marka, mojego męża. Albo – O której odbierzesz Michała?

Czasem rozmawiamy też o zakupach, rachunkach, planie zajęć. Nigdy o tym, co mnie boli. Nigdy o tym, że po całym dniu pracy siadam w kuchni z herbatą i mam ochotę po prostu się rozpłakać.

Paweł… Paweł pojawił się nagle. Znowu, bo był już kiedyś. Przyjaciel Marka od studiów. Zawsze był wygadany, ciepły, troskliwy. Ale dopiero teraz zaczęłam rozumieć, jak bardzo można te jego cechy pokochać.

Nie planowałam zdrady. Naprawdę. Chciałam tylko być wysłuchana. Chciałam znów poczuć się kobietą.

Czułam się samotna

– Gdzie byłaś? – usłyszałam chłodny ton Marka, zanim jeszcze zamknęłam drzwi.

Zdjęłam buty powoli, odkładając torbę na szafkę. Michał spał. W domu panowała cisza.

– Z Kasią. Mówiłam ci – westchnęłam.

– Mówiłaś, że wrócisz po dziewiątej. Jest prawie jedenasta.

Spojrzałam na niego. Siedział na kanapie z pilotem w dłoni, telewizor mrugał w tle. Nie oderwał nawet wzroku, kiedy mówił.

– Przepraszam, zagadałyśmy się. Było miło – powiedziałam, licząc na cokolwiek. Pytanie. Uśmiech. Zainteresowanie.

– Aha – odparł i przełączył kanał.

Zrobiłam krok w jego stronę, ale zatrzymałam się.

– Marek… – zaczęłam cicho. – Nie chodzi o to, że wróciłam późno. Chodzi o to, że ty mnie nie dostrzegasz.

– Znowu to samo… – westchnął. – Przesadzasz. Pracuję, staram się. Nie mam siły na dramaty.

Dramatem jest to, że od trzech lat nie zapytałeś mnie, jak się czuję! – podniosłam głos.

– To nieprawda.

– Serio? To jak się czuję? – wyzwałam go spojrzeniem.

Zamilkł. Przez chwilę patrzył w podłogę. A potem wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Może jesteś zmęczona.

Zaśmiałam się gorzko.

– Mhm. Może też jestem smutna. Może czuję się przezroczysta. Może nie pamiętam, jak to jest być czyjąś kobietą, a nie współlokatorką od rachunków i planowania obiadu.

– Przesadzasz, Anka. Masz za dobrze.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Oczy zaszły mi łzami.

– Nie, Marek. Jestem zbyt samotna.

Odwróciłam się i weszłam do sypialni, zanim zobaczył, że się rozpłakałam.

Tylko on mnie rozumiał

Z Pawłem najpierw rozmawialiśmy przez internet – ot, krótki komentarz pod zdjęciem ze spaceru. Potem napisał do mnie na priv: „Fajnie wyglądasz. Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie?”.

Ignorowałam to przez kilka dni. Ale kiedy po kolejnej rozmowie z Markiem poczułam się jak stary mebel, odpisałam. Paweł odpisał od razu. Niebanalnie. Ciepło. I nie pytał o Michała ani o Marka. Pytał o mnie.

– A czego ty chcesz? – zapytał pewnego dnia, gdy spotkaliśmy się przypadkiem w kawiarni.

– W jakim sensie? – popatrzyłam na niego znad kubka.

– No... w życiu. Co byś chciała dla siebie? Gdybyś mogła wszystko.

Zatkało mnie. Nikt mnie tak nie pytał od lat. Marek mnie pytał, czy kupić mleko trzy i dwuprocentowe.

Chciałabym... poczuć się znowu ważna – wymamrotałam.

Paweł spojrzał na mnie z taką uwagą, że aż mnie to zaniepokoiło. Jakby widział we mnie coś więcej niż tylko zmęczoną kobietę po trzydziestce.

– Zawsze byłaś dla mnie kimś ważnym. Zasługujesz na więcej – powiedział cicho.

Wieczory z nim były jak powietrze po burzy. Pachniały spokojem. I uśmiechem. Tylko on nie patrzył na zegarek, kiedy mówiłam. Tylko on zapamiętywał, że lubię czerwone wino, że boję się latać, że czytam kryminały przed snem.

Tamtego wieczoru przyniosłam wino. On miał sernik. Siedzieliśmy na jego kanapie.

– A jeśli to wszystko moja wina? Może Marek nie potrafi, bo ja... nie umiem mówić, czego potrzebuję – powiedziałam, obracając kieliszek.

Paweł delikatnie odsunął mi kosmyk z twarzy.

– Nie. Po prostu nie widzi cię tak, jak ja – wyszeptał.

Zamarłam. A potem... pozwoliłam, żeby mnie przytulił.

Straciłam dla niego rozum

Weszłam do jego mieszkania z duszą na ramieniu. Wiedziałam, co robię. I nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo tego chcę. Może to nie był plan. Może to był impuls. Albo ostatnia potrzeba, której nie mogłam już dłużej ignorować.

Paweł otworzył drzwi i uśmiechnął się do mnie z tym swoim ciepłem, które wbijało się prosto w żebra.

– Cześć, Anka. Czerwone, jak zwykle? – zapytał.

Kiwnęłam głową i zdjęłam płaszcz, czując, że świat nagle zwolnił. Albo wreszcie ruszył, po latach zastoju.

– Wyglądasz… inaczej – powiedział, przyglądając mi się uważnie. – Jakbyś postanowiła coś ważnego.

Milczałam. Wypiliśmy po kieliszku. Potem drugi. Rozmawialiśmy. Śmialiśmy się. I była ta chwila ciszy, w której nagle dotknął mojej dłoni. Tylko tyle. A ja nie cofnęłam jej. Patrzyłam na niego, jakby był ostatnim światłem w tunelu.

Potem to już działo się szybko. Pocałunek. Drżące ręce. Namiętność, której tak długo nie czułam. Nie było w tym rozumu. Było ciało. I rozpacz.

Po wszystkim leżałam na jego piersi, słysząc jego spokojny oddech. A w mojej głowie huczało.

Co ja zrobiłam? – myślałam, wpatrując się w sufit.

Było mi ciepło. Było mi dobrze. Byłam przez chwilę szczęśliwa. Ale jednocześnie czułam, jak wzbiera we mnie fala wstydu.

Wróciłam nad ranem. Marek już był w kuchni, szykował śniadanie dla Michała.

– Spałaś u Kasi? – zapytał, nie odwracając się.

– Mhm – skłamałam i spojrzałam na ich plecy. Ojca i syna. Dwóch mężczyzn, których właśnie zdradziłam. Ale dlaczego serce biło mi mocniej niż przez ostatnie dwa lata?

Powiedziałam mu całą prawdę

Cisza między nami stała się codziennością. Nie było już kłótni, nie było też czułości. Były grafiki, zakupy i wspólne oglądanie wiadomości, podczas których nie zamienialiśmy ani słowa.

Ale ja nie mogłam już tak dłużej. Siedzieliśmy przy stole. Michał był u kolegi. Zaparzyłam herbatę, choć wiedziałam, że Marek i tak jej nie wypije.

– Marek… – zaczęłam niepewnie. – Chcę porozmawiać.

– O czym? – zapytał, nie podnosząc wzroku znad telefonu.

– O nas.

W końcu spojrzał. Bez emocji.

– Co z nami?

Nie jestem szczęśliwa – powiedziałam wprost.

Westchnął.

– Każdy ma gorsze dni, Anka. Tylko że ty ostatnio masz same takie.

Poczułam, jak krew zaczyna mi pulsować w skroniach.

– Nie chodzi o „gorsze dni”. Chodzi o to, że od miesięcy nie czuję, że jesteśmy razem. Jakbyś był obok mnie fizycznie, ale nie emocjonalnie. Ja się duszę, Marek.

Milczał.

– Staram się, naprawdę. Ale nie jestem tym facetem od wielkich słów – mruknął po chwili.

– Ja już nie chcę wielkich słów. Chcę prawdy. I muszę ci coś powiedzieć…

Zadrżał mi głos. Zacisnęłam dłonie.

– Zrobiłam coś, czego nie cofnę.

Spojrzał na mnie uważnie.

– Co?

Byłam z kimś innym.

Cisza. Tylko tykanie zegara na ścianie.

– Z kim?

Patrzyłam na niego. I choć byłam przygotowana, i tak bolało mnie to pytanie.

– Z Pawłem.

Jego twarz pobladła. Nie odpowiedział. Wstał. Odsunął krzesło.

– Z nim?

– Bo tylko on mnie słuchał… – wyszeptałam.

Zatrzymał się w progu. Pokręcił głową.

– Wiesz co? Zawsze myślałem, że jesteś mądrzejsza.

Trzasnęły drzwi. A ja została sama przy stole, z zimną herbatą i drżącymi dłońmi.

Chciałam być kochana

Zadzwoniłam do niego kilka godzin później.

– Możesz się spotkać? – zapytałam bez wstępów.

– Jasne. Wszystko okej? – jego głos był ciepły, troskliwy. Zupełnie inny niż Marka.

Siedzieliśmy na tej samej kanapie co wtedy. Tylko że tym razem między nami wisiało coś ciężkiego, jakby dusznego. Nie piłam wina. Paweł też nie zaproponował.

Powiedziałam Markowi – powiedziałam w końcu.

Zamarł.

– O nas?

Kiwnęłam głową. Spojrzał na mnie z mieszanką zaskoczenia i czegoś, co trudno mi było zidentyfikować. Ulgi?

– Nie spodziewałem się, że… tak szybko – powiedział cicho. – I co zrobił?

– Wyszedł.

– Anka… ja… nie żałuję tego, co się stało. Ale muszę zapytać: co teraz?

Patrzyłam na niego długo. Jego oczy, pełne nadziei. Jego dłoń, która leżała na kolanie, jakby gotowa znów mnie dotknąć.

– Nie wiem – odpowiedziałam w końcu.

– Myślałem, że może… spróbujemy. Że skoro już się stało, to może to coś znaczy – powiedział spokojnie, ale z nutą niepewności.

– Ja… ja po prostu chciałam być kochana. Chciałam poczuć, że dla kogoś jestem ważna. Ale to nie znaczy, że jestem gotowa na coś nowego. Nie teraz. Nie po tym wszystkim.

Paweł przyjął to bez słowa. Skinął głową, jakby rozumiał.

– Jesteś dla mnie ważna. Ale nie będę cię naciskał. Jeśli potrzebujesz czasu, zaczekam.

Zrobiło mi się ciepło. Ale to nie było to samo ciepło co wtedy, w tamten wieczór. Teraz czułam ciężar odpowiedzialności. I samotność, której nie da się już tak łatwo zrzucić.

Musiałam nauczyć się być sama

Zostałam sama. W mieszkaniu, które wciąż pachniało herbatą, kurzem i dziecięcym szamponem. Michał bawił się w swoim pokoju. Marek przeniósł się do kolegi – nie powiedział, kiedy wróci. Może nigdy.

Nie było płaczu. Nie było katharsis. Było tylko ciche „i co teraz?”, które powtarzałam sobie każdego ranka przed lustrem.

Nie byłam z Pawłem. Nie byłam już z Markiem. Byłam tylko ze sobą – i po raz pierwszy od lat próbowałam zrozumieć, co to znaczy.

Może zdrada nie była wybawieniem. Może była desperackim wołaniem o pomoc. Ale dała mi jedno: lustro. I odwagę, by w nie spojrzeć.

Nie wiem, czy wszystko da się jeszcze poskładać. Może nie. Ale wiem, że nie chcę już być niewidzialna. Nawet jeśli na początku będę widzieć tylko siebie.

Anna, 36 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama