Reklama

Krzysztof i ja zawsze mieliśmy inne podejście do pieniędzy. Ja odkładałam na przyszłość, on wydawał na bieżąco. „Po co się martwić, życie jest teraz” – powtarzał, klikając „kup teraz” na kolejnym gadżecie. Długo nie traktowałam tego jako problemu. Mieliśmy osobne konta, więc przymykałam oko. Czasem, gdy narzekał, że nie ma za co zatankować, dawałam mu parę stówek, bo przecież małżeństwo to partnerstwo.

Reklama

Wszystko zmieniło się pewnego dnia, gdy lodówka odmówiła posłuszeństwa. Bez niej nie dało się funkcjonować, więc uznałam, że kupimy nową razem. Kiedy jednak wspomniałam o tym Krzyśkowi, ten zaczął się wykręcać. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że zepsuty sprzęt w naszym domu to dopiero początek większych kłopotów.

Coś we mnie pękło

– Krzysiek, musimy kupić nową lodówkę – powiedziałam, odkładając telefon na stół. Sprawdziłam ceny i znalazłam sensowny model w promocji.

Mąż nawet nie podniósł wzroku znad ekranu.

Nie mam teraz kasy, wiesz, jak jest. Nie dam rady się dorzucić – mruknął.

Poczułam irytację. Wiedziałam, jak jest. Wiedziałam, że dwa tygodnie temu kupił sobie nową konsolę, a tydzień temu zamówił jakiś limitowany zestaw klocków LEGO „dla dorosłych” za kilka stów. Wiedziałam, że na spontaniczne wyjścia do knajpy z kumplami zawsze znajdowały się fundusze.

– Jak „nie masz”? – spytałam, starając się brzmieć spokojnie. – Przecież ostatnio kupiłeś konsolę.

– Konsola to co innego – westchnął i w końcu oderwał się od telefonu. – Lodówka to twój temat, to ty się zawsze przejmujesz takimi rzeczami.

Jak to mój temat?! – Przesunęłam się bliżej. – Krzysiek, nie mówimy o nowej firance czy zastawie stołowej, tylko o lodówce! O sprzęcie, bez którego nie da się normalnie żyć!

Znowu wzruszył ramionami.

No to kup, skoro ci tak zależy. Przecież masz oszczędności.

Cisza, która zapadła, była aż gęsta.

– Czyli jak trzeba wydać pieniądze na coś dla nas obojga, to nagle to moje zmartwienie? Ale gdy chodzi o twoje rzeczy, to jakoś kasa się znajduje? – Poczułam, jak robi mi się gorąco.

Nie dramatyzuj – burknął, wracając do przeglądania telefonu.

Coś we mnie pękło. Bez słowa wstałam i wyszłam do sypialni. Przez ścianę słyszałam, jak odpala grę. Jakby nic się nie stało. A ja zaczęłam się zastanawiać, ile jeszcze takich sytuacji przełknę.

Miarka się przebrała

Lodówka stała już w kuchni. Zapłaciłam za nią sama, bez dalszych dyskusji. Wmawiałam sobie, że to tylko pieniądze, że przynajmniej mamy sprzęt, który działa. Ale coś we mnie buzowało. Kilka dni później, siedząc na kanapie, zobaczyłam, jak Krzysztof bawi się telefonem, który wyglądał jakoś inaczej niż dotychczas. Nowy ekran, inne kolory.

– Krzysiek… – zaczęłam powoli. – Czy to nowy telefon?

Podniósł wzrok i uśmiechnął się.

– Aha. Fajny, co? Promocja była, nie mogłem się nie skusić.

Patrzyłam na niego w milczeniu, a w mojej głowie pojawiło się jedno proste równanie. „Na lodówkę nie miał, ale na telefon miał”.

– Aha – powiedziałam chłodno. – Ile kosztował?

– Nieważne, wziąłem na raty – machnął ręką.

Czyli jednak miałeś kasę, ale nie na coś, co było nam obojgu potrzebne, tylko na swój gadżet? – Słyszałam w swoim głosie cichą, wściekłą ironię.

– Ola, telefon to inna sprawa – mruknął. – Stary mi mulił, a w pracy muszę mieć sprawny sprzęt.

– A ja muszę mieć lodówkę, żeby nie wyrzucać jedzenia! – rzuciłam ostro.

Westchnął, jakbym się czepiała.

Przesadzasz.

To jedno słowo podziałało jak zapalnik. Przesadzam? Bo chcę, żebyśmy dzielili się wydatkami? Bo nie chcę być jedyną dorosłą osobą w tym związku? W tamtym momencie poczułam, że miarka się przebrała. Pierwszy raz zaczęłam się zastanawiać, czy Krzysztof kiedykolwiek traktował mnie jak partnerkę.

Nie chciałam przyznać jej racji

Siedziałyśmy z Natalią w kawiarni, a ja bezwiednie mieszałam łyżeczką w swojej herbacie. Przyjaciółka przyglądała mi się uważnie.

– Dobra, Ola, mów, co się stało. Masz minę, jakbyś chciała kogoś udusić.

Westchnęłam i opowiedziałam jej wszystko – o lodówce, o telefonie, o tym, jak Krzysztof zawsze „nie ma pieniędzy”, kiedy chodzi o coś wspólnego, ale jakoś magicznie znajduje je na swoje rzeczy.

– Czekaj, czekaj – Natalia uniosła rękę. – Czyli ty płacisz za rzeczy do domu, a on wydaje na siebie?

– Mniej więcej – przyznałam. – Na mieszkanie dorzuca się równo, ale reszta… No, jakby to nie była jego sprawa.

Natalia pokręciła głową.

– Ola, to nie jest normalne. Jesteście małżeństwem, nie współlokatorami. Powinnaś móc na niego liczyć.

Zacisnęłam usta. Wiedziałam, że ma rację, ale nie chciałam tego głośno przyznać.

– Może ja po prostu zawsze miałam większą kontrolę nad domem i…

– I dlatego masz teraz zapłacić za wszystko sama? – Natalia zmrużyła oczy. – Zadaj sobie jedno pytanie: czy on zrobiłby dla ciebie to samo?

Zamarłam. Nie wiedziałam. I to było najgorsze.

Nie byłam dla niego partnerką

Wróciłam do domu z sercem walącym jak oszalałe. Natalia miała rację. Zawsze liczyłam, że Krzysztof się zmieni, ale może to ja powinnam przestać się oszukiwać? Zastałam go na kanapie, pochylonego nad nowym telefonem. Nawet nie spojrzał, gdy weszłam.

– Musimy pogadać – powiedziałam, stając przed nim.

Westchnął i odłożył telefon. – O czym znowu?

– O tym, jak wygląda nasze małżeństwo. Bo mam wrażenie, że jestem w nim sama.

Parsknął śmiechem.

– Dramatyzujesz.

– Naprawdę? – Zmusiłam się do spokojnego tonu. – To może powiesz mi, dlaczego na lodówkę nie miałeś, ale na telefon tak?

Przewrócił oczami.

– Ola, znowu to samo?

– Tak, Krzysztof, znowu to samo! Bo mam dość bycia tą, która zawsze musi o wszystko dbać! – podniosłam głos. – Ja płacę za dom, ja kupuję sprzęty, ja się martwię, a ty? Ty sobie po prostu żyjesz, jakbyś nadal był sam!

Patrzył na mnie przez chwilę, jakby ważył słowa. A potem wzruszył ramionami.

– Może dlatego, że zawsze wszystko bierzesz na siebie. I jakoś działa.

Zabrakło mi tchu.

Więc to mój problem? – wyszeptałam.

– Tak – odparł chłodno. – Twój.

I wtedy zrozumiałam. On nigdy nie traktował mnie jak partnerki.

Czułam się jak bankomat

Patrzyłam na niego, a w mojej głowie panowała cisza. Nie ta pełna spokoju, lecz ta, która nadchodzi tuż przed burzą.

– Czyli to wszystko jest moim problemem? – powtórzyłam, choć już znałam odpowiedź.

Krzysztof wzruszył ramionami. – Ola, czemu robisz z tego aferę? Mamy osobne pieniądze, tak jak chciałaś. Nie zmuszam cię do niczego.

– Nie zmuszasz? – Roześmiałam się gorzko. – Bo nie musisz. Robię to sama, bo inaczej wszystko by się posypało.

– No to po co to robisz? – spytał z przekąsem.

Milczałam. I wtedy do mnie dotarło – on tego nie rozumiał. Naprawdę nie widział problemu w tym, że jego wygoda była ważniejsza niż moje poczucie bezpieczeństwa. Że byłam dla niego bardziej usługą niż osobą. Czułam się jak bankomat.

Nagle wszystko zaczęło mi się układać w całość. Nie chodziło tylko o lodówkę. Przypomniałam sobie wszystkie te sytuacje: jak płaciłam za wspólne wakacje, bo „nie miał teraz kasy”, jak kupowałam prezenty dla jego rodziny, bo „nie ogarnął”, jak organizowałam wszystko, a on po prostu… korzystał.

– Wiesz co? – powiedziałam cicho. – Ja już tak nie chcę.

Zmarszczył brwi. – Czego nie chcesz?

– Być w tym związku na twoich zasadach.

Podniosłam się i poszłam do sypialni. Otworzyłam szafę, sięgnęłam po walizkę. Za plecami usłyszałam jego kroki.

– Serio? Teraz będziesz się pakować? Przecież nic takiego nie powiedziałem!

– I to właśnie jest najgorsze – odparłam, wrzucając do walizki pierwsze z brzegu ubrania.

Przestań dramatyzować. – Stał w progu, krzyżując ręce na piersi. – Jutro ci przejdzie.

Zatrzymałam się na moment. Może jeszcze wczoraj bym w to uwierzyła. Ale nie dziś.

– Może. Ale już nie wrócę do tego, co było.

Zamknęłam walizkę, minęłam go bez słowa i wyszłam. Nie wiedziałam jeszcze, czy odchodzę na zawsze, czy tylko na chwilę. Ale po raz pierwszy od dawna miałam wrażenie, że robię coś dla siebie.

To ja dyktowałam warunki

Wróciłam po tygodniu. Nie dlatego, że zatęskniłam. Chciałam zobaczyć, czy coś do niego dotarło i podjąć ostateczną decyzję. Krzysztof otworzył drzwi i spojrzał na mnie uważnie. Nie wyglądał na zdziwionego.

– Wracasz? – zapytał ostrożnie.

Na własnych zasadach – odparłam, wchodząc do mieszkania. Było dziwnie cicho, jakby bez mojej obecności życie tu zamarło.

Stanął naprzeciwko mnie, wyczekująco.

– Nie będę już robić wszystkiego sama. Jeśli mamy być razem, to na równych warunkach. Koniec z „nie mam pieniędzy” na wspólne wydatki, koniec z moim wiecznym ogarnianiem twojego życia.

Krzysztof przygryzł wargę.

– A jak nie dam rady?

Patrzyłam mu prosto w oczy.

– To następnym razem nie wrócę.

Nie odpowiedział od razu. Widziałam, jak kalkuluje, analizuje. W końcu westchnął.

– Dobra. Spróbujmy.

Nie wierzyłam mu. Nie od razu. Ale tym razem to ja dyktowałam warunki. I jeśli znów poczułabym się w tym związku samotna, wiedziałam już, że potrafię odejść.

Reklama

Aleksandra, 38 lat

Reklama
Reklama
Reklama