Reklama

Kwoty były coraz większe

Adrian i ja planowaliśmy wspólną przyszłość, mieliśmy marzenia, cele, a co najważniejsze – zaufanie. Czułam się szczęśliwa, wierząc, że razem możemy pokonać wszelkie przeszkody. Z czasem jednak zauważyłam, że coś jest nie tak. Z naszego wspólnego konta bankowego zaczęły znikać duże sumy pieniędzy. Najpierw tłumaczyłam to sobie niespodziewanymi wydatkami, ale z każdą kolejną transakcją mój niepokój rósł. Mimo to próbowałam wierzyć, że Adrian ma na to jakieś wytłumaczenie, i starałam się nie dopuszczać do siebie najgorszych myśli.

Reklama

Z czasem mój niepokój przerodził się w obsesję. Codziennie sprawdzałam stan konta, analizując każdą transakcję. Widziałam, jak pieniądze znikają, a ja nie miałam pojęcia, co się z nimi dzieje. Pytałam Adriana o finanse, próbując dowiedzieć się, na co wydaje takie kwoty, ale za każdym razem unikał odpowiedzi. Zbywał mnie, mówiąc, że to drobne wydatki, że wszystko jest pod kontrolą. Ale ja czułam, że coś jest nie tak.

Adrian coraz częściej znikał z domu. Zawsze miał jakieś wymówki – spotkania, dodatkowe zlecenia, a nawet „wypadki” z pracy, które nagle wymagały jego obecności. Stałam się podejrzliwa, choć nie chciałam przyznać się sama przed sobą, że mógłby prowadzić jakieś drugie życie. Nie wiedziałam, co to dokładnie oznacza, ale czułam, że coś ukrywa. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Adrian nie jest ze mną szczery.

To tam ginęły nasze pieniądze

Nie mogłam dłużej żyć w niepewności, więc postanowiłam podjąć działania. Pewnego wieczoru, gdy Adrian oznajmił, że musi wyjść „załatwić sprawy”, postanowiłam go śledzić. Czułam się z tym okropnie, ale musiałam dowiedzieć się prawdy. Z duszą na ramieniu podążałam za nim, aż dotarł do kasyna na obrzeżach miasta. Serce zamarło mi w piersi, gdy zobaczyłam, jak Adrian wchodzi do środka, jakby był tam stałym bywalcem.

Przez następne dni odkrywałam coraz więcej. Adrian spędzał godziny w kasynie, przegrywając nasze pieniądze, a później odwiedzał bary, gdzie zaciągał kolejne długi. Byłam zszokowana i załamana, gdy dowiedziałam się, że mój mąż jest uzależniony od hazardu. Wszystko, co budowaliśmy przez lata, było zagrożone. Czułam się zdradzona, oszukana i kompletnie bezradna. Jak długo to trwało? Jak mogłam tego nie zauważyć?

Zobacz także

Nie wiedziałam, jak podejść do Adriana, jak go skonfrontować z tym, co odkryłam. Bałam się jego reakcji, ale jeszcze bardziej bałam się o przyszłość naszej rodziny. Zaczęłam zbierać dowody na jego uzależnienie, przygotowując się do rozmowy, która miała zadecydować o naszym dalszym życiu. W głowie krążyło mi tysiące pytań, na które bałam się poznać odpowiedzi.

Musi mi to jakoś wyjaśnić

Nadszedł dzień, kiedy nie mogłam już dłużej milczeć. Gdy Adrian wrócił do domu późnym wieczorem, postanowiłam postawić go pod ścianą. Serce biło mi jak szalone, ale wiedziałam, że muszę to zrobić. Usiedliśmy w kuchni, a ja, z trudem powstrzymując łzy, zaczęłam mówić:

– Wiem, co robisz z naszymi pieniędzmi. Wiem, że grasz w kasynie.

Na początku zaprzeczał, próbując wykręcać się nieprawdopodobnymi tłumaczeniami. Ale gdy pokazałam mu dowody – zdjęcia z kasyna, wydruki z konta – zobaczyłam, jak jego twarz blednie. W końcu przyznał się do wszystkiego.

– Miśka, nie potrafię przestać – powiedział, a w jego oczach zobaczyłam coś, czego wcześniej nie dostrzegałam: strach i poczucie winy. – To jak nałóg, nie umiem nad tym zapanować.

Złość, rozczarowanie, żal – wszystkie te emocje mieszały się we mnie, ale gdzieś w głębi duszy czułam też strach przed tym, co przyniesie przyszłość. Kochałam Adriana, mimo wszystko, i chciałam wierzyć, że możemy to naprawić.

– Musisz iść na terapię – powiedziałam. – Możemy to jeszcze uratować, ale musisz się zmienić.

Adrian początkowo zgodził się na pomoc, obiecując, że spróbuje zerwać z hazardem. Przez chwilę miałam nadzieję, że to początek nowego etapu, że może nasze życie wróci do normy. Jednak jego obietnice szybko okazały się puste. Jego uzależnienie było silniejsze niż nasza miłość, a każdy kolejny dzień przynosił nowe kłamstwa i kolejne długi.

Wierzyłam, że się uda

Próbowałam ratować nasze finanse, ale sytuacja była coraz bardziej beznadziejna. Adrian zaciągał kolejne długi, a ja starałam się je spłacać, sprzedałam część naszego majątku, żeby uchronić nas przed całkowitą ruiną. Każdego dnia czułam, jak nasze życie wymyka się spod kontroli, a przyszłość staje się coraz bardziej niepewna.

Adrian, mimo swoich obietnic, nie potrafił przestać grać. Każda próba rozmowy o jego uzależnieniu kończyła się kłótnią. Zaczął być coraz bardziej zamknięty, unikał mnie, jakby to ja była jego wrogiem, a nie hazard. Czułam, że tracę go na zawsze. Nasze małżeństwo, które kiedyś było oparte na zaufaniu i miłości, teraz zamieniało się w pole bitwy, na którym codziennie przegrywaliśmy. Zaczynałam zdawać sobie sprawę, że nie ma już ratunku, że Adrian wybrał hazard zamiast rodziny. W głębi serca wiedziałam, że muszę podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu, jeśli chcę ochronić siebie i nasze dzieci przed całkowitą ruiną.

Z ciężkim sercem zaczęłam przygotowywać się do odejścia. Wiedziałam, że to będzie bolesne, ale nie mogłam pozwolić, by jego uzależnienie zniszczyło nas wszystkich. Wolałam żyć z bólem po stracie męża niż z lękiem, że hazard zrujnuje nasze życie do końca.

Postanowiłam ratować siebie i dzieci

Decyzja o rozwodzie była jedną z najtrudniejszych, jaką kiedykolwiek musiałam podjąć. Wiedziałam, że nasze małżeństwo dobiegło końca, że nie ma już nadziei na ocalenie tego, co zniszczył hazard. Kiedy powiedziałam Adrianowi, że odchodzę, widziałam w jego oczach początkowo niedowierzanie, a potem coś na kształt rezygnacji. Jakby gdzieś w głębi duszy wiedział, że to była tylko kwestia czasu.

Pakowanie rzeczy było bolesne, każdy przedmiot przypominał mi o wspólnych chwilach, o tym, co kiedyś było. Ale teraz musiałam myśleć o sobie i o naszych dzieciach. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić, by jego uzależnienie zatruło nam życie. Adrian, pozostawiony sam sobie, pogrążał się coraz bardziej. Jego uzależnienie pochłaniało go do reszty, a ja, choć bolało mnie to, co się z nim działo, wiedziałam, że nie mogę już nic zrobić.

Rozstanie było pełne bólu, żalu, ale też ulgi. Czułam, że zrobiłam to, co musiałam, żeby ocalić resztki naszego życia. Teraz miałam przed sobą nowe wyzwanie – odbudować to, co zostało zniszczone, i znaleźć w sobie siłę, by zacząć od nowa.

Rozpoczęłam terapię dla siebie i dzieci, starając się zrozumieć, jak hazard Adriana wpłynął na nasze życie. Każdy dzień był trudny, ale stopniowo zaczęłam dostrzegać światełko w tunelu. Zrozumiałam, że czasem jedynym sposobem na ocalenie siebie jest odejście. Teraz uczę się ufać sobie na nowo i wierzyć, że przyszłość, choć niepewna, może przynieść lepsze dni.

Reklama

Michalina, 33 lata

Reklama
Reklama
Reklama