Reklama

– W życiu trzeba twardo stąpać po ziemi – zawsze to powtarzam. Czasem ludziom się wydaje, że pieniądze spadają z nieba, ale ja wiem, ile trzeba się napracować, żeby coś osiągnąć. Kieruję małą ekipą w średniej firmie, gdzie każdy grosz trzeba oglądać dwa razy, zanim się go wyda. To samo robiłem w domu. Nie żyliśmy w luksusie, ale mieliśmy spokój. Stać nas było na wakacje raz w roku, zawsze coś odłożyliśmy na czarną godzinę.

Reklama

Ciągle coś kupowała

Moja żona, miała inne podejście. Od jakiegoś czasu przestaliśmy się zgadzać w kwestii pieniędzy. Jej się ciągle coś podobało: nowa sukienka, drogie perfumy, „bo są w promocji”. Przybywało tych nowych rzeczy w szafie, choć Aldona twierdziła, że wszystko kupuje „okazyjnie”.

Któregoś dnia wróciłem do domu wcześniej niż zwykle. Aldona siedziała z laptopem. Na ekranie widniały jakieś kolorowe sukienki.

– Cześć – rzuciłem. – Co robisz?

– Nic szczególnego – odpowiedziała, nawet na mnie nie patrząc. – Przeglądam sobie coś.

– Znowu jakieś zakupy?

– Nie, tylko oglądam – uśmiechnęła się niewinnie, jakby chciała mnie uspokoić.

W tym momencie mój wzrok padł na nową paczkę stojącą obok kanapy.

– A co to jest?

Aldona przewróciła oczami.

– Buty. Zamówiłam je, bo były na przecenie – powiedziała z lekkim zniecierpliwieniem.

– A tamte, które kupiłaś dwa tygodnie temu?

– Nie przesadzaj. Przecież pracujesz. Co to za problem?

– Wiesz, co mnie martwi? Nie że coś kupujesz. Tylko po co ci to wszystko?

– To są drobne wydatki! Nie rozumiem, o co ci chodzi. Przecież to nie ruina naszego budżetu.

Ukrywała to

Podszedłem do szafy w przedpokoju i otworzyłem drzwi. Była pełna. Zauważyłem kilka nowych płaszczy, jeden z nich wciąż miał metkę.

– Drobne wydatki? – Uniosłem metkę na wysokość oczu. – Pięćset złotych za płaszcz to drobiazg?

Aldona gwałtownie wstała i wyciągnęła mi płaszcz z rąk.

– Nie musisz mi tego wypominać! – wybuchnęła. – Mam prawo mieć coś dla siebie!

– Jakie jeszcze „drobiazgi” ukrywasz?

– Nie przesadzaj! – krzyknęła, odwracając się ode mnie. – Chyba mam prawo coś kupić bez konsultacji z tobą!

Zamiast odpuścić, postanowiłem przeszukać całą szafę. Im więcej rzeczy wyciągałem, tym bardziej nie dowierzałem. Nowe sukienki, kosmetyki wciąż zapakowane w oryginalne pudełka, torebki, o których nawet nie wiedziałem, że je ma.

– Czy ty widzisz jak to wygląda?

Nie odpowiedziała. Wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami. Zostałem sam z górą rzeczy. Coś mi mówiło, że to dopiero początek problemów.

Kolejnego dnia, gdy wróciłem z pracy, zobaczyłem w przedpokoju poupychane listy z banku. Oczywiście przejrzałem je. Liczby mówiły jasno: raty.

– Co to jest? – zacząłem spokojnie. – Kredyt?

Zamarła, patrząc na dokumenty.

Zaciągała kredyty

– Ty ciągle mówisz o oszczędzaniu, a ja chciałam się poczuć jak ktoś, kto ma coś więcej!

– Więc fundowałaś to sobie na kredyt? Bez słowa?! – Wstałem, uderzając dłonią w stół. – Wiesz, że teraz to nie jest tylko twój problem?

Nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie z czerwonymi od płaczu oczami, ale ja czułem tylko rozczarowanie i gniew. W tym momencie zrozumiałem, że nasze małżeństwo opierało się na iluzji, którą właśnie rozwiał pierwszy silniejszy podmuch wiatru.

Spakowała się szybko. Nie zabrała wiele – tylko podstawowe rzeczy. Ja nie odezwałem się ani słowem, patrzyłem tylko, jak opuszcza nasze mieszkanie.

– Pójdę do Doroty na jakiś czas – powiedziała cicho.

Kiedy Aldony nie było, zacząłem grzebać głębiej. Wyciągnąłem wszystkie dokumenty, przejrzałem każdy rachunek, każdy kredyt. Liczby wciąż rosły, a z nimi moja wściekłość. Długi wynosiły znacznie więcej, niż mi powiedziała. To były dziesiątki tysięcy. Zacząłem się zastanawiać, czy kiedykolwiek mówiła mi prawdę.

W międzyczasie Dorota, jej przyjaciółka, wpadła odebrać kilka rzeczy, które Aldona zostawiła. Nie mogłem się powstrzymać.

– To ty ją namówiłaś, prawda? – rzuciłem ostro. – Ty i te twoje marzenia o luksusie?

– Może zamiast mnie oskarżać, zastanów się, czemu Aldona chciała tego wszystkiego. Może gdybyś mniej ją ograniczał, nie musiałaby szukać innych sposobów.

Oskarżała mnie

Prychnąłem, zaciskając pięści.

– Nie ograniczałem jej. Chciałem, żebyśmy mieli stabilne życie, a ona je zrujnowała.

Dorota spojrzała na mnie z irytacją.

– Stabilne? Ona zawsze chciała czegoś więcej. I zamiast z nią o tym rozmawiać, wolałeś udawać, że wszystko jest w porządku.

Nic więcej nie powiedziała, tylko odwróciła się i wyszła, zostawiając mnie z jeszcze większym chaosem w głowie.

Dwa tygodnie później Aldona zaproponowała spotkanie. Chciała porozmawiać. Zgodziłem się, choć nie wiedziałem, czego się spodziewać. Spotkaliśmy się w kawiarni, na neutralnym terenie.

Siedziała naprzeciw mnie, ubrana skromnie – zupełnie inaczej niż zwykle. Twarz miała zmęczoną, oczy podkrążone, jakby te dni u Doroty pozbawiły ją snu.

– Wiem, że zawaliłam – zaczęła. – Chcę to naprawić.

– A jak zamierzasz to zrobić? Magicznie spłacić te wszystkie długi? Czy może udawać, że nic się nie stało?

Spuściła wzrok, ale po chwili podniosła go z powrotem, patrząc mi prosto w oczy.

– Zaczęłam pracę – powiedziała cicho. – Dorywczo, ale cokolwiek, żeby zacząć to spłacać. Chcę wziąć odpowiedzialność za swoje błędy.

Pokręciłem głową, próbując zapanować nad emocjami.

– To nie tylko długi. To zaufanie. Zrujnowałaś wszystko, co budowaliśmy przez te lata. Myślałaś o mnie?

To było jak cios

– Tadek, ja czułam się niewidzialna. Ty zawsze zajmowałeś się pracą, liczyłeś każdą złotówkę. A ja chciałam poczuć, że mam coś swojego. Że jestem kimś więcej niż żoną, która tylko sprząta i gotuje.

Z jednej strony rozumiałem, co próbowała powiedzieć, z drugiej – jej sposób na rozwiązanie tego problemu był katastrofalny.

– I dlatego wolałaś oszukiwać mnie, zamiast porozmawiać? – zapytałem, już spokojniejszym tonem.

– Bałam się, że mnie wyśmiejesz. Że powiesz, że to głupie – wyszeptała.

Zapadła cisza. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, każde z nas pochłonięte własnymi myślami. W końcu Aldona podniosła głowę.

– Chciałabym spróbować jeszcze raz – powiedziała. – Chcę naprawić nasze małżeństwo, jeśli tylko mi pozwolisz.

Zastanawiałem się długo, zanim odpowiedziałem.

– Może kiedyś. Ale teraz nie wiem, czy potrafię – powiedziałem w końcu. – Nie wiem, czy mogę ci zaufać.

Wieczorem wróciłem do pustego mieszkania. Było ciche, niemal przytłaczająco. To, co było między nami, już nie wróci. Może za dużo zostało powiedziane, a może po prostu oboje przestaliśmy wierzyć, że można naprawić coś tak rozbitego.

Reklama

Tadeusz, 40 lat

Reklama
Reklama
Reklama