„Dla Pawła stałam się inną osobą, moi bliscy mnie nie poznawali. Teraz wątpię, czy to miało jakikolwiek sens”
„Trudno było mi dać wiarę temu, co usłyszałam! Nie potrafiłam tego pojąć... Wygląda na to, że mama miała rację, ostrzegając mnie przed zmianą siebie dla faceta, bo i tak on tego nie będzie w stanie docenić. Byłam zdruzgotana”.

- listy do redakcji
Miałam wszystko, czego chciałam
Kto by pomyślał, że po czterdziestce można się jeszcze tak zakochać! Ja na pewno nie sądziłam, że to możliwe. Byłam już dawno po rozwodzie i wydawało mi się, że te czasy, kiedy facet przesłaniał mi cały świat, odeszły na dobre. Aż tu nagle pojawił się Paweł i wywrócił moje życie do góry nogami. Stał się dla mnie tak ważny, że sama nie wiem, jak wcześniej dawałam sobie radę bez niego u boku. Zupełnie jakbym na nowo odkryła, co to znaczy być zakochaną po uszy!
Myślałam, że moje życie ułożyło się całkiem dobrze. Wychowywałam dwie córki w wieku nastoletnim, które nie sprawiały żadnych problemów. Dobrze zarabiałam, więc mogłam sobie pozwolić na wiele rzeczy i nie musiałam się martwić o pieniądze. „Nie ma co narzekać” – powtarzałam sobie, kiedy czasem pojawiały się w mojej głowie myśli o namiętnych romansach. „I tak w końcu wszystkie związki wyglądają podobnie: wpadasz w rutynę, gotowanie obiadów, robienie zakupów, spłacanie kredytów, a uczucie gdzieś znika. Jeden raz już byłam żoną i to mi wystarczy” – tłumaczyłam sobie.
Relacje z moim eks układały się całkiem nieźle, więc nie miałam powodów do narzekań. Darek słał kasę na dzieciaki jak w zegarku, a do tego co kilka dni wpadał je odwiedzić albo zabierał na wypad za miasto. Dzięki temu miałam trochę czasu dla siebie.
– Masz farta, kobieto – mówiły moje kumpele.
Czas mijał spokojnie i byłam w pełni usatysfakcjonowana z takiego obrotu spraw. Jednak wszystko zmieniło się, gdy w drzwiach naszego biura stanął nie kto inny jak... Paweł. Jego pojawienie się totalnie zakłóciło moje poukładane dotychczas życie.
Był niesamowicie przystojny
– Poznajcie najnowszy nabytek w naszym dziale księgowości – rzuciła pracownica kadr, prezentując nam przystojnego, rosłego blondyna.
Przez dłuższy okres zatrudniona byłam na stanowisku sekretarki w sporym przedsiębiorstwie specjalizującym się w aranżacji wnętrz. W momencie przejścia na zasłużoną emeryturę przez naszą obecną panią księgową nagle spadła na mnie konieczność prowadzenia dokumentacji finansowej, przygotowywania sprawozdań oraz wypisywania rachunków. Dlatego sam fakt, że nowy kolega odciąży mnie z tych uciążliwych zadań, sprawił, że od razu bardzo go polubiłam.
Nie sposób było go nie polubić. Przystojniak z niego był, do tego szarmancki i z poczuciem humoru – o tym zdążyłam się przekonać już po kilku dniach, gdy razem pracowaliśmy. Mnóstwo czasu spędzaliśmy razem, bo to ja mu dawałam wszystkie papiery i tłumaczyłam, co jest naszą rolą.
On też chyba zwrócił na mnie uwagę, bo odpowiadał na moje zaczepki. Raz zaproponował, że zaparzy mi kawę, innym razem poczęstował mnie słodyczami z osiedlowego marketu. Jego subtelny podryw bardzo mi się spodobał. Jako typowa kobieta potrzebowałam faceta u boku, żeby czuć się pełnowartościowa. Bez drugiej połówki miałam wrażenie, że jestem jakaś niepełna, gorsza od innych. Dopiero teraz to do mnie dotarło. Kiedy Paweł zaczął zwracać na mnie uwagę, znów naszła mnie ochota, by o siebie zadbać – ładnie się ubrać, pomalować, iść do fryzjera. To jego zainteresowanie sprawiło, że poczułam się lepiej sama ze sobą.
Zrobiłam to dla niego
Miałam wrażenie, że po wielu godzinach snu nareszcie otworzyłam oczy.
– Kochanie, co się z tobą stało? Jesteś jakaś zupełnie inna! – stwierdziła zaskoczona mama, gdy poprosiłam ją o instrukcję, jak upiec sernik.
Doskonale zdawała sobie sprawę z mojej niechęci do pieczenia. Jednak gdy tylko dotarła do mnie informacja, że Paweł wprost przepada za sernikiem, momentalnie podjęłam decyzję o przygotowaniu tego wypieku i przyniesieniu go następnego dnia do biura.
– Mam jeszcze resztki po wczorajszych urodzinach mojej córki – kręciłam, gdy kolejnego dnia częstowałam go kawałkiem ciasta.
– Masz ochotę spróbować szarlotki? – zagadnęłam, a chociaż dzień wcześniej, ścierając jabłka, rzucałam mięsem na prawo i lewo, w tym momencie z promienną miną dzieliłam moje dzieło na porcje.
Aby zaimponować Pawłowi, zaczęłam nosić szpilki. Twierdził, że podoba mu się szykowny styl u płci pięknej. Sięgnęłam po książki Pilcha, bo był nimi oczarowany. Co więcej, przekonałam się do aktywności fizycznej! Chwalił się:
– Często wsiadam na rower, biorę rakietę tenisową do ręki albo nurkuję.
Przez długi czas zastanawiałam się, dlaczego nigdy nie polubiłam żadnego sportu, ale w końcu doszłam do wniosku, że najwyższy czas to zmienić. Kiedyś, gdy koleżanki namawiały mnie na wyjście na rolki czy nawet zwykły spacer, zawsze wykręcałam się byle czym, by tylko nigdzie nie iść. Po prostu nie miałam na to ochoty. Teraz jednak, gdy Paweł wspomniał o tym mimochodem, od razu zapisałam się na lekcje tenisa i zainwestowałam w nowiutki rower!
– Sport i ty? To do ciebie niepodobne! – moja koleżanka uniosła brwi ze zdziwienia.
– A co w tym takiego niezwykłego? – posłałam jej lodowate spojrzenie, po czym z przekąsem stwierdziłam: – Tobie też by nie zaszkodziło trochę się poruszać.
Robiłam wszystko, żeby mu dogodzić
Dla Pawełka byłam w stanie zrobić naprawdę dużo. Najwyraźniej po cichu liczyłam na to, że uda mi się z kimś związać.
– Zastanawiam się, czy facet jest wart aż takich poświęceń – głośno dumała moja mama gdy wspominałam, że pędzę pograć w tenisa lub wybieram się na przejażdżkę rowerową.
– Człowiek jest zdolny do naprawdę niesamowitych rzeczy kiedy tylko się zakocha! – zawsze miałam tendencję do tego, żeby być leniem, a ona dobrze to wiedziała i na każdym kroku motywowała mnie do działania.
– Dla ukochanej osoby można wiele poświęcić – przytaknęłam, uśmiechając się pod nosem. Miłość dodaje skrzydeł i energii do pokonywania wszelkich przeszkód, nawet własnych słabości.
Kiedy Paweł miał do mnie przyjść na luźne spotkanie przy kawie, to był istny armagedon! Masakra! Wymyśliłam sobie jakiś pierwszy lepszy powód, by go zaprosić, a potem wzięłam wolne z pracy, żeby zrobić w domu totalny szał czystości. Niewiele brakowało, a chwyciłabym za farbę i pomalowała całą kuchnię od nowa!
– Mamo, weź przestań – komentowały moje dziewczyny, kiedy wspinałam się po drabinie, żeby usunąć z kątów pokoju pajęczyny wiszące tam chyba od wieków.
Ignorowałam to i ciągle mamrotałam pod nosem, że w imię wyższych celów wszystkie chwyty są dozwolone. Koleżanki zauważyły, że w moim życiu zagościła jakaś istotna osoba, ponieważ coraz rzadziej znajdowałam dla nich chwilę. Teoretycznie po pracy byłam w mieszkaniu, ale w myślach szybowałam gdzieś poza pracę. Fizycznie przebywałam z nimi, lecz mentalnie byłam nieobecna. To musiało być dla nich niełatwe. Gdy teraz o tym rozmyślam, dostrzegam, jak zabawnie musiałam wyglądać w ferworze tych przygotowań. Niemalże przewróciłam chałupę do góry nogami, bo tak zależało mi na zrobieniu na nim pozytywnego wrażenia. A Paweł… wpadł do mnie jak po ogień!
– Sorry Basia, ale niestety nie mam za dużo czasu. Dam radę wpaść tylko na kwadrans – wyjaśnił niezdarnie, spoglądając na ustawione na stole dwie filiżanki i ten pyszny sernik, który zawsze mu tak smakował.
Trudno było mi dać wiarę temu, co usłyszałam! Nie potrafiłam tego pojąć... Wygląda na to, że mama miała rację, ostrzegając mnie przed zmianą siebie dla faceta, bo i tak on tego nie będzie w stanie docenić. Byłam zdruzgotana. Liczyłam, że ta nasza znajomość w pracy przerodzi się w coś głębszego, więc nie mogłam się pogodzić z tą porażką.
Nic nie jest ważniejsze od moich dzieci
Zanim kompletnie się rozkleiłam, do pomieszczenia wbiegły moje dziewczynki. Od razu zauważyły, co się święci i… zdecydowały się zapobiec rozwojowi sytuacji. Świetnie zdawały sobie sprawę, że łzy w oczach mamy nie wróżą dobrze.
– Ruszamy razem na przejażdżkę rowerową! – błyskawicznie zadecydowały.
Zgodziłam się na tę propozycję i muszę przyznać, że nie sądziłam, że ta przejażdżka na rowerach da mi tyle frajdy. Kiedy patrzyłam na moje córki, rozpierała mnie duma. Stały się świetnymi, dorosłymi dziewczynami – atrakcyjnymi, z poczuciem humoru, a jednocześnie czułymi i potrafiącymi poradzić sobie w różnych okolicznościach.
– Powinnyśmy robić takie wspólne wypady częściej – stwierdziłam.
Córeczki poparły ten pomysł. Najwyraźniej zaczęło im brakować mojej uwagi i zaangażowania. Zdecydowałam się odzyskać zmarnowane chwile i zamiast pozwolić, żeby upływały na rozważaniach o uczuciu, poświęcać je moim pociechom. Już kolejnego dnia po południu znów dosiadłyśmy naszych jednośladów, a wracając do domu, zajrzałyśmy do niewielkiej knajpki z pizzą, gdzie serwowano najlepsze frutti di mare w całym mieście.
Gdy wreszcie myślałam, że Paweł przestanie zaprzątać moje myśli, wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Pewnego dnia pojawił się tuż obok mojego stanowiska pracy, spojrzał mi prosto w oczy i zaproponował wspólne wyjście na kawę! Byłam tak zaskoczona, że o mało nie zleciałam z krzesła. Przecież tyle czasu po cichu liczyłam na to, że w końcu da mi jakiś sygnał, że jestem dla niego kimś więcej niż tylko koleżanką z pracy... Głupią gąską, na której trenuje swoje kiepskie sztuczki podrywu. Spojrzałam mu prosto w oczy i odparłam, że bardzo chętnie skorzystam z propozycji wspólnego wypicia kawy, ale niestety nie tym razem.
– Dzisiaj zabieram dziewczynki do kina – wyjaśniłam.
Chociaż wciąż tęsknię za silnymi, czułymi ramionami mężczyzny, to zdaję sobie sprawę, że najcenniejsze chwile spędzam z moimi pociechami. Wspaniale, że w końcu to pojęłam. A co z uczuciem? Jeśli jest nam przeznaczone, z pewnością kiedyś zapuka do naszych drzwi. Dlatego posyłam Pawłowi promienne spojrzenie i mówię, że środowe popołudnie brzmi świetnie. Jesteśmy po słowie. Kto wie, może skoczymy na pyszną kawusię z mlekiem albo na mocnego szota? Trudno przewidzieć, co przyniesie przyszłość. Ale jedno wiem na pewno – nie ma sensu przewracać całego życia do góry nogami w pogoni za miłością.
Barbara, 42 lata