Reklama

Czasami ludzie myślą, że jeśli masz firmę, to automatycznie śpisz na pieniądzach. Że wszystko przychodzi łatwo. Że jesteś w stanie wyciągać z portfela pięćsetki jak króliki z kapelusza. Może i wyglądam, jakbym miała wszystko poukładane — firma graficzna, biuro na Mokotowie, kilku stałych klientów. Ale to nie znaczy, że jestem bankomatem.

Reklama

Nazywam się Klaudia. Mam 27 lat. I tak, prowadzę własną firmę. Małą, ale z ambicjami. Grafiką zajmuję się od liceum — najpierw to była pasja, potem praca dorywcza, a w końcu — własny biznes. Długo się wahałam, zanim postawiłam wszystko na jedną kartę. Teraz wiem, że to była dobra decyzja. Ale tylko zawodowo. Bo prywatnie...

– To ile ty teraz zarabiasz, Klaudia? – mama zadała to pytanie niby od niechcenia, wkładając mi do rąk talerz z domowym schabowym.

– Mamo, nie wiem... zależy od miesiąca. Raz lepiej, raz gorzej – odpowiedziałam, już czując, dokąd zmierza rozmowa.

– No ale jak lepiej, to chyba możesz coś dołożyć do opłat? – mruknęła.

To nie był pierwszy raz. Najpierw mama poprosiła o "parę stów na leki", potem brat – Tomasz – o tysiąc, bo "nie starczyło do pierwszego". Teraz dołączył wujek Mirek, który nawet nie udaje, że zamierza pracować. Zaczęłam się dusić. Nie pieniędzmi. Emocjami. Oczekiwaniami. Poczuciem winy.

– Klaudia, serio, ty im ciągle dajesz? – zapytała mnie Sylwia, moja przyjaciółka, kiedy wyciągałam kartę, by przelać bratu kolejne 500 zł.

– No wiesz... to moja rodzina...

– No właśnie. Rodzina. Ale czy oni tak samo widzą ciebie?

Zawahałam się. Może pierwszy raz w życiu. Bo przecież ja też mam swoje życie. I granice.

Potrzebuję pilnie parę złotych

– Klaudia, potrzebuję pilnie tysiaka – Tomasz zadzwonił bez żadnego wstępu. Głos miał nerwowy, jakby to była sprawa życia i śmierci.

– Znowu? Przecież tydzień temu dawałam ci pięć stów… – próbowałam mówić spokojnie, ale w środku już kipiało.

– No i co z tego? Nie starczyło. Życie, Klaudia, życie! Ty masz firmę, możesz sobie pozwolić.

Zacisnęłam zęby. Wiedziałam, że jak powiem "nie", zacznie się jazda. Ale tym razem nie chciałam się uginać.

– Tomek, ja nie jestem twoim sponsorem. Mam firmę, ale to nie znaczy, że codziennie drukuję pieniądze. Pracuję po 12 godzin, żeby cokolwiek zostało.

Cisza. Potem tylko syk.

Czyli się wywyższasz teraz, tak? Bo masz biuro i komputer za pięć kafli? Myślisz, że jesteś lepsza?

– Nie, po prostu nie chcę utrzymywać dorosłego faceta, który nie szuka pracy. Przepraszam, ale serio, nie mogę ci już dawać pieniędzy co chwilę.

Usłyszałam jak trzasnął telefonem. Dwie minuty później przyszedł SMS: „Wiedziałem, że już się nie liczymy. Forsa ważniejsza niż rodzina.”

Jeszcze tego brakowało. Szantaż emocjonalny. A potem przyszła mama.

– Dziecko, Tomasz jest w trudnej sytuacji. Przecież wiesz, że mu ciężko. Jak nie ty, to kto?

Patrzyła na mnie tym swoim zmęczonym wzrokiem. W jednej chwili znowu poczułam się jak dziecko, które musi zadowolić wszystkich.

– A mi nie jest ciężko, mamo?

Ona tylko wzruszyła ramionami. Zaczęłam wątpić. Może naprawdę robię coś źle?

Nie tak cię wychowałam

Weszłam do mieszkania mamy z torbą pełną zakupów. „Znowu coś kupię, to będzie mniej gadania” – pomyślałam naiwnie. Ale już w przedpokoju czułam napięcie.

– Klaudia, dobrze, że jesteś – zaczęła mama, nie zerkając nawet na moje siatki. – Musimy pogadać o rachunkach.

Westchnęłam.

– Mamo, przecież opłaciłam wam gaz miesiąc temu.

– Ale teraz przyszło za prąd. No i woda. A poza tym Mirek miał zasiłek mniejszy niż zwykle, to mu trochę pożyczyłam…

– Pożyczyłaś z mojej kasy, tak?

Nie odpowiedziała. Tylko odchrząknęła, jakby ją coś w gardle uwierało.

– Mamo, nie mam nieograniczonych środków. Sama ledwo się wyrabiam z leasingiem i fakturami. To, że mam firmę, nie znaczy, że mam miliony!

– Oj, nie przesadzaj. Nie mówię, żebyś utrzymywała całą rodzinę. Tylko się dokładała, jak możesz. Przecież masz teraz swoje pieniądze.

Coś we mnie pękło.

– Zawsze dawałam, bo myślałam, że wam zależy na mnie, nie na moich pieniądzach! A teraz mam wrażenie, że jesteście ze mną tylko wtedy, gdy czegoś potrzebujecie!

Matka spojrzała na mnie zimno.

– Mówisz jak obca. Nie tak cię wychowałam.

– Może właśnie dlatego tak mi trudno postawić granice – wycedziłam przez zęby.

Wyszłam, zanim znowu dałam się wciągnąć w tę spiralę winy. Na klatce trzęsły mi się ręce. Nogi też. Bo pierwszy raz powiedziałam to na głos.

Kiedyś była inna

To było jak kubeł lodowatej wody. Wpadłam do mamy bez zapowiedzi. Zostawiłam u niej przypadkiem ładowarkę. Właśnie miała rozmowę telefoniczną. Nie zauważyła mnie od razu – weszłam cicho, a drzwi do kuchni były lekko uchylone.

– No i znowu robi problemy. Jakby nie miała z czego dać... – mówiła mama do telefonu. Głos miała zmęczony, ale z wyraźnym rozdrażnieniem. – Wiesz, Mirek, ona teraz myśli, że jest kimś. Że jak ma firmę, to już wszystko wie najlepiej.

Zamarłam.

– I co, mam się jej prosić o własne rachunki? – ciągnęła dalej. – Aż wstyd. Kiedyś była inna. A teraz jakby się obca zrobiła. Może ją ta kasa popsuła?

Poczułam, jak łzy zaczynają mi napływać do oczu. Stałam tak dobre dwie minuty. A potem otworzyłam drzwi z hukiem.

– Miło posłuchać, co rodzina naprawdę o mnie myśli – powiedziałam chłodno.

Mama odwróciła się gwałtownie, zaskoczona.

– Klaudia! Ja... To nie tak...

– A jak? – zapytałam. – Że mam z czego dać, więc powinnam? Że jestem winna za to, że pracuję i się staram?

– Kochanie, przecież wiesz, że my cię kochamy. Ale... rodzina powinna się wspierać.

– Wspierać, a nie wykorzystywać – rzuciłam i wybiegłam.

Nie jestem chodzącym bankomatem

Szłam bez celu. Nie chciałam wracać do domu. W końcu trafiłam do parku przy Polu Mokotowskim. Usiadłam na ławce, telefon ścisnęłam w dłoni, jakby to był jedyny kontakt z rzeczywistością. Przypomniałam sobie, jak miałam dwanaście lat i mama posłała mnie do pracy u sąsiadki – „żebyś się czegoś nauczyła”. Zamiast wakacji zbierałam czereśnie, robiłam przetwory, czyściłam kafelki w łazience. Brat w tym czasie grał na komputerze. Zawsze to ja miałam być odpowiedzialna. Zawsze „mądra Klaudia”. Zadzwoniłam do Sylwii. Odbierała niemal natychmiast.

– Co się stało? – zapytała zaniepokojona.

– Możesz przyjechać? Nie dam rady już dłużej sama.

Spotkałyśmy się w kawiarni obok parku. Sylwia objęła mnie na powitanie, a ja się rozpłakałam.

To przecież moja rodzina – powiedziałam, próbując się usprawiedliwić. – Jak mam im odmówić?

– A ty dla nich jesteś tylko skarbonką, Klaudia. I nie próbuj tego racjonalizować.

– Ale jeśli ich zostawię...?

– To może wreszcie zobaczą, że nie jesteś chodzącym bankomatem.

Zamilkłam. Serce biło mi jak oszalałe.

– Wiesz co? – dodała po chwili Sylwia. – Ty się boisz nie tego, że ich zawiedziesz. Tylko tego, że nie będą cię już lubić, jeśli przestaniesz płacić.

Spojrzałam na nią zaskoczona

W niedzielę rano wstałam wcześniej. Serce waliło mi jak szalone, ale byłam zdecydowana. Włożyłam szarą marynarkę, związałam włosy. Chciałam wyglądać poważnie. Pewnie. Jak ktoś, kto w końcu stawia granice. W domu rodzinnym panowała cisza. Tomasz siedział przy stole z telefonem, mama coś mieszała w garnku. Wujek Mirek drzemał na kanapie z telewizorem nastawionym na pełny regulator. Idealna sceneria do rodzinnej katastrofy.

– Musimy pogadać – zaczęłam, wchodząc do kuchni.

Mama odwróciła się i spojrzała na mnie podejrzliwie. Tomasz nawet nie podniósł głowy.

– Nie będę was już wspierać finansowo – powiedziałam spokojnie, ale zdecydowanie. – Pomagałam, ile mogłam. Ale to się kończy.

– Co ty wygadujesz?! – wybuchł Tomasz, rzucając telefon na stół. – Myślisz, że jesteś lepsza od nas, bo masz firmę?!

– Nie. Ale nie będę już utrzymywać dorosłego faceta, który siedzi na kanapie i nic nie robi.

Mama otarła ręce o fartuch.

– Czyli wybierasz pieniądze zamiast rodziny?

– Nie – odpowiedziałam. – Wybieram szacunek do siebie.

– Wiesz co? Rób jak chcesz – Tomasz zerwał się z krzesła. – Śpij na forsie i siedź sama!

Trzasnął drzwiami. Wujek nawet nie drgnął.

Mama patrzyła na mnie chłodno.

– Zmieniłaś się, Klaudia.

– Może w końcu na lepsze.

Odwróciłam się i wyszłam. Pierwszy raz nie czułam się winna.

Klaudia, 27 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama