„Dla sąsiada balkon to prywatny folwark. Przestał puszczać głośno disco polo dopiero, gdy poczuł smak naszej zemsty”
„Spojrzałam na niego i chciałam powiedzieć, że to chyba przesada, że może da się to załatwić inaczej, ale słowa nie przyszły. Zamiast tego skinęłam głową. Byłam zmęczona. Miałam dość tego dźwiękowego terroru”.

- Redakcja
Zamieszkaliśmy z Piotrem w bloku na trzecim piętrze. Niby zwyczajny blok, z klatką schodową, która śmierdzi wilgocią i pastą do podłóg, sąsiedzi, którzy machają z daleka, ale jak przychodzi co do czego, to każdy patrzy w podłogę. Nasze życie? Trochę z przypadku. Ja pracuję w agencji reklamowej. Ciągle w biegu, zawsze zmęczona, marzę o tym, żeby wieczorem odpalić świeczkę, puścić muzykę i po prostu odpocząć. Piotr – mój facet, bardziej wybuchowy niż ja, wiecznie sfrustrowany, że świat jest niesprawiedliwy, że ludzie to chamy i że już ma tego wszystkiego dość.
Był uciążliwy
Kochamy się, ale czasem mam wrażenie, że to miłość z przymusu, bo przecież razem łatwiej płacić rachunki i razem łatwiej znosić codzienność.
I ten nasz sąsiad – mieszka nad nami. Od rana do nocy radio na pełen regulator. Disco polo, polityka, czasem mecze, i zawsze, zawsze głośno jak na koncercie rockowym. Inni sąsiedzi udają, że nie słyszą. Boją się go albo mają gdzieś, byle ich to nie dotyczyło. Kiedyś próbowałam porozmawiać z panią Anią z czwartego piętra:
– A co ja zrobię? To starszy pan, sam mieszka, jemu to chyba wszystko jedno…
A mnie nie było wszystko jedno. Czasem miałam wrażenie, że to radio to soundtrack naszego życia – i to taki, którego nie wybraliśmy. Ile można słuchać tych samych politycznych przepychanek, ile można tłumaczyć sobie, że to tylko starszy pan, że może jest samotny? A przecież my też mamy prawo do ciszy.
Wracaliśmy z Piotrem do domu po pracy. Zwykły, szary dzień, ale każdy taki dzień ciążył nam coraz bardziej. Winda znowu nie działała, więc wdrapaliśmy się na trzecie piętro, sapiąc i klnąc pod nosem.
Wszystko zagłuszał
Kiedy już mieliśmy wchodzić do mieszkania, usłyszeliśmy znajome dźwięki – głos komentatora sportowego, emocjonującego się jakby właśnie rozstrzygał się los świata, a w tle wrzaski i oklaski. Piotrek zatrzymał się przed drzwiami i spojrzał na mnie z miną pełną wściekłości.
– Słyszysz to? – zapytał, choć przecież nie musiał.
Chciałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Weszliśmy do środka, a dźwięki z góry wbijały się w nasze życie jak ostre igły. Piotrek rzucił torbę na podłogę, podszedł do okna i otworzył balkonowe drzwi. Wyszedł na zewnątrz, wychylił się do góry i zaczął krzyczeć:
– Hej! Ścisz to radio, do cholery jasnej! Ludzie też chcą żyć!
Nie było odpowiedzi. Tylko jeszcze głośniej poleciał komentarz meczu. Piotrek warknął coś pod nosem, z trudem zamknął drzwi i wszedł do środka.
– On nas po prostu ignoruje – powiedział z goryczą, a ja widziałam, jak w jego oczach błyszczy wściekłość.
Obmyśliliśmy plan
Usiadłam na kanapie, opierając głowę o dłoń. Z głośników nad nami dobiegały nieustannie te same głosy. Piotrek chodził tam i z powrotem po pokoju, w końcu zatrzymał się przede mną.
– Wiesz co? Zgłaszaliśmy na policję, zgłaszaliśmy do spółdzielni, i co? Nic. Może jak mu odpłacimy tym samym, to zrozumie, jak to jest.
– Co masz na myśli?
Uśmiechnął się, a w jego oczach błysnęło coś niepokojącego.
– Mam stare głośniki. Takie duże, mocne. Powiesimy je na balkonie. Puszczę mu w nocy jakieś dźwięki. Niech poczuje na własnej skórze, co to znaczy hałas.
Spojrzałam na niego i chciałam powiedzieć, że to chyba przesada, że może da się to załatwić inaczej, ale słowa nie przyszły. Zamiast tego skinęłam głową. Byłam zmęczona. Miałam dość tego dźwiękowego terroru, dość życia w poczuciu, że nikt nas nie słyszy, że nikt nie chce pomóc.
Następnego dnia Piotrek od rana szukał tych głośników. Grzebał w szafkach, w piwnicy, w końcu usłyszałam jego zadowolony głos.
– Znalazłem! – krzyknął, wchodząc do kuchni z triumfem wypisanym na twarzy. Trzymał w rękach dwa duże głośniki, zakurzone i stare, ale w jego oczach lśnił entuzjazm, jakby trzymał złoty bilet do wolności.
Odpłaciliśmy mu
Nie protestowałam, tylko patrzyłam, jak rozkłada kabelki, jak testuje dźwięk. Wieczorem, kiedy zrobiło się ciemno, wyniósł głośniki na balkon. Powiesiliśmy je na metalowych hakach, które kiedyś służyły do kwiatków. Wszystko to wydawało się absurdalne – ciche planowanie zemsty, jakbyśmy brali udział w jakiejś wojnie, której nigdy nie chcieliśmy. A jednak byliśmy już wciągnięci po uszy.
– Słuchaj – Piotrek spojrzał na mnie z uśmiechem – znalazłem w necie odgłosy płaczących dzieci. Takie prawdziwe, rozdzierające serce. Chcę to puścić w nocy. Niech zrozumie, jak to jest, kiedy nie da się spać.
Przez chwilę wpatrywałam się w niego, nie mogąc uwierzyć, że to się naprawdę dzieje. Płaczące dzieci. Zaczęłam mieć wątpliwości, ale jednocześnie czułam zmęczenie, złość, a może i satysfakcję, że w końcu coś robimy, że nie jesteśmy już tylko biernymi ofiarami.
Około drugiej w nocy Piotrek uruchomił dźwięk. W głośnikach popłynęły odgłosy płaczu – głośne, przeciągłe, pełne rozpaczy. Przymknęłam oczy, a potem otworzyłam je szeroko, bo dźwięk był naprawdę przerażający.
– Słyszysz? – Piotr zbliżył się do mnie i uśmiechnął, a w jego głosie było coś triumfalnego. – Teraz niech on spróbuje zasnąć.
Dostał nauczkę
Rano usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Najpierw ciche, jakby ktoś się wahał, potem mocniejsze, pewniejsze. Spojrzeliśmy na siebie. Nie musieliśmy mówić nic – oboje wiedzieliśmy, kto tam stoi.
– O co chodzi? – spytał Piotrek, uchylając drzwi.
Sąsiad wziął głęboki oddech i dopiero wtedy spojrzał na nas. Jego głos był cichy, prawie błagalny.
– Proszę, możecie przestać? Nie daję już rady… Ten płacz… nie mogę spać.
Piotrek stanął nieruchomo, a ja poczułam, że robi mi się duszno. Nie spodziewałam się tego. Nie tak wyobrażałam sobie to spotkanie. Myślałam, że przyjdzie wściekły, gotowy do kłótni, a on wyglądał, jakby naprawdę nie wiedział, co ma zrobić.
– A co z pańskim radiem? – Piotrek podniósł głos. – Pan nas katuje codziennie od rana do wieczora!
Sąsiad spuścił wzrok. Przez chwilę milczał, a potem powiedział cicho, niemal bezgłośnie:
– Ja muszę. Po operacji mam szumy w uszach. Radio to jedyne, co mi pomaga. Bez niego czuję, jakby mi głowa miała eksplodować… Nie chciałem nikomu przeszkadzać.
Piotrek patrzył na sąsiada, ale nie powiedział ani słowa. Nie przeprosił, nie próbował się tłumaczyć. Tylko stał z zaciśniętymi ustami, jakby nie wiedział, co z tym zrobić. Sąsiad westchnął, skinął głową i odwrócił się, żeby odejść. Nikt go nie zatrzymał. Drzwi zamknęły się cicho.
Usiedliśmy w salonie, oboje milcząc. Piotrek patrzył przed siebie, a ja miałam w głowie jeden wielki bałagan. Nie wiedziałam, co myśleć. Nie czułam się lepiej, choć może powinnam.
Katarzyna, 32 lata
Czytaj także:
- „Chciałem zaskoczyć żonę kolacją, ale to ona zrobiła mi niespodziankę. Tamten wieczór skończył się sprawą rozwodową”
- „Kostka masła była dla nas luksusem, a Zosia żądała prezentu za milion monet. Miałem brać kredyt na Dzień Dziecka?”
- „Poszłam na rozmowę o pracę, a dostałam przyszłego męża w bonusie. Był ślub, ale ta historia nie miała happy endu”