Reklama

Podróże zawsze były moim niespełnionym marzeniem. W młodości brakowało mi pieniędzy, później czasu, a potem przyszła rodzina i poczułam, że moje życie jest podporządkowane innym. Nie narzekam, tak po prostu było. Najpierw praca, dom, wychowanie Pawła, a potem wnuki, którymi chętnie się zajmowałam, żeby Ewa mogła wrócić do pracy. Tyle lat wypełnionych obowiązkami, drobnymi radościami i rutyną. Dopiero na emeryturze zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nie zrobiłam czegoś tylko dla siebie.

Reklama

Aż w końcu pomyślałam: a może teraz? Przecież jestem zdrowa, sprawna, nie muszę już nikogo niańczyć. Dlaczego miałabym spędzać resztę życia w kuchni albo na kanapie, oglądając seriale? Pieniądze miałam odłożone, siły jeszcze też, a świat czekał. Właśnie dlatego kupiłam bilet do Tajlandii. Nie sądziłam jednak, że ta decyzja wywoła w rodzinie prawdziwą burzę.

Liczyłam na ich wsparcie

Obiad u Pawła i Ewy zawsze wyglądał tak samo. Ewa stawiała na stole rosół, potem drugie danie, a dzieci opowiadały o szkole. Paweł rzucał kilka komentarzy o pracy, a ja słuchałam, kiwając głową. Było miło, ale przewidywalnie.

Tym razem postanowiłam przełamać tę rutynę. Gdy tylko skończyliśmy jeść, odłożyłam widelec i uśmiechnęłam się do wnuków.

– Mam dla was niespodziankę – oznajmiłam. – Lecę do Tajlandii.

Paweł spojrzał na mnie znad talerza, jakby się przesłyszał. Wnuki aż podskoczyły na krzesłach.

– Babciu, serio? – zapytała Zosia. – Będziesz jeździć na słoniach?

Ewa odłożyła sztućce z głośnym brzękiem.

Jak to? – spytała ostro. – Kiedy?

– Za dwa tygodnie – odpowiedziałam spokojnie. – Już kupiłam bilet.

Cisza, jaka zapadła, była tak gęsta, że można by ją kroić nożem.

– Ale po co? – odezwał się w końcu Paweł, marszcząc brwi.

– Bo chcę – odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

Ewa wyglądała, jakby zaraz miała wybuchnąć.

– A dzieci? – powiedziała, rozkładając ręce. – Przecież ja liczę na ciebie! Wiesz, że mam elastyczne godziny pracy, ale czasem muszę zostać dłużej. Kto je odbierze? Kto się nimi zajmie?

– Jesteś ich matką – przypomniałam jej łagodnie. – Poradzisz sobie.

– To egoizm – syknęła. – My tu mamy swoje życie, obowiązki, a ty nagle postanawiasz się zabawić?!

– Nie bawić, tylko żyć – poprawiłam ją.

Paweł wyglądał na zakłopotanego, jakby nie wiedział, po której stronie stanąć. Dzieci popatrzyły na matkę, potem na mnie, czując napięcie w powietrzu.

Babciu, przywieziesz mi muszelkę? – zapytała cicho Zosia.

Ewa zmroziła ją wzrokiem.

– Dość tego – powiedziała ostro. – Zastanów się nad sobą, mamo. Masz rodzinę.

– Właśnie – odpowiedziałam, wstając od stołu. – I dlatego liczę, że mnie wesprzecie.

Nie czekałam na dalszą dyskusję. Wzięłam torebkę i wyszłam, zostawiając ich w szoku.

Nie byłam ich własnością

Paweł przyszedł do mnie następnego dnia. Już od progu widziałam, że nie przyszedł na herbatę. Miał minę kogoś, kto dostał trudne zadanie i wcale nie chce go wykonywać.

– Mamo – zaczął, siadając na kanapie. – Możemy porozmawiać?

Usiadłam naprzeciwko niego, splatając dłonie na kolanach.

– Jeśli przyszedłeś mnie przekonywać, żebym została, to szkoda twojego czasu – powiedziałam spokojnie.

Westchnął i potarł twarz dłońmi.

– Wiesz, że nie chodzi tylko o ciebie – zaczął ostrożnie. – Ewa jest wściekła, dzieci są zdezorientowane…

– Nie zasłaniaj się wnukami – przerwałam mu tę próbę manipulacji. – Wiesz, że je kocham, ale nie mogę być na każde zawołanie.

Paweł milczał chwilę, jakby ważył słowa.

– Chodzi o to, że... Myśleliśmy, że możemy na ciebie liczyć.

– A ja liczyłam na to, że kiedyś zrobię coś dla siebie – odpowiedziałam cicho.

Spojrzał na mnie uważnie. Był moim synem, znał mnie dobrze, ale teraz widział coś nowego. Może pierwszy raz od dawna dostrzegł we mnie nie tylko babcię jego dzieci, ale kobietę, która miała swoje marzenia.

– Mamo – powiedział w końcu – a jeśli to tylko chwilowa zachcianka? Może minie ci, jak już się wyśpisz, odpoczniesz?

Pokręciłam głową.

– Paweł, ja czekałam na ten moment całe życie. Nie chcę się obudzić za kilka lat i żałować, że znowu odłożyłam wszystko na później.

Patrzył na mnie jeszcze chwilę, potem spuścił wzrok.

– Ewa tak łatwo nie odpuści...

– To jej problem – wzruszyłam ramionami. – Nie jestem waszą własnością.

Nie odpowiedział. Wstał i ruszył do drzwi.

– Jeszcze porozmawiamy – rzucił, zanim wyszedł.

A ja czułam, że to jeszcze nie koniec.

Chcę zrobić coś dla siebie

Kilka dni później Ewa przyszła do mnie osobiście. Już w drzwiach widziałam, że nie zamierza owijać w bawełnę.

– Nie będę cię przekonywać – oznajmiła sucho, siadając na mojej kanapie. – Nie mam na to czasu. Powiem wprost: jeśli wyjedziesz, nie licz na kontakt z wnukami.

Usiadłam naprzeciwko niej. Czułam, jak ściska mnie w żołądku, ale nie zamierzałam jej tego pokazać.

Szantaż? – zapytałam, unosząc brwi.

– Nazwij to jak chcesz – skrzyżowała ręce na piersi. – Nie będę udawać, że się z tym zgadzam. Nie będę się uśmiechać i udawać, że nic się nie stało, gdy moje dzieci pytają, dlaczego babcia nagle zniknęła.

Zacisnęłam palce na filiżance herbaty.

– Czyli chcesz mnie ukarać za to, że w końcu robię coś dla siebie?

Ewa prychnęła.

Myślałam, że jesteś rozsądniejsza. Jesteś babcią. Masz rodzinę, która cię potrzebuje.

– I właśnie dlatego chcę, żeby moje wnuki widziały, że można dbać o siebie – odpowiedziałam spokojnie.

Jej twarz lekko drgnęła, jakby nie spodziewała się tej odpowiedzi.

– Nie rób z tego filozofii – fuknęła. – Po prostu zachowujesz się samolubnie.

Zrobiło mi się gorąco.

– Ewa, spędziłam lata, pomagając wam. Kochałam to. Ale teraz mogę choć raz postawić siebie na pierwszym miejscu.

– Więc to o to chodzi – pokręciła głową z rozczarowaniem. – Masz żal, że cię wykorzystywaliśmy.

– Nie, nie mam żalu – spojrzałam jej w oczy. – Ale nie pozwolę ci mówić, że jestem egoistką tylko dlatego, że chcę czegoś więcej niż czekanie, aż mnie poprosicie o pomoc.

Zapadła cisza.

– Więc to twoja ostateczna decyzja? – zapytała cicho.

– Tak.

Ewa zacisnęła usta, jakby powstrzymywała się od dalszej kłótni. Wstała i sięgnęła po torebkę.

– W takim razie nie mam nic więcej do powiedzenia.

Odwróciła się na pięcie i wyszła, zostawiając mnie z sercem walącym jak młot. Czy naprawdę była gotowa odciąć mnie od wnuków? Spojrzałam na bilet leżący na stole. Czy mimo wszystko powinnam lecieć?

W końcu byłam wolna

Noc spędziłam na przewracaniu się z boku na bok. W głowie wciąż słyszałam słowa Ewy: „Nie licz na kontakt z wnukami”. To bolało, bardziej niż chciałam przyznać. Czy naprawdę mogłaby to zrobić? Czy Paweł na to pozwoli?

Rano zaparzyłam sobie mocną kawę i usiadłam przy stole. Spojrzałam na bilet do Tajlandii, który leżał obok. Kilka ruchów i mogłabym go podrzeć, wrócić do bezpiecznej codzienności. Ewa byłaby zadowolona, wnuki nadal przychodziłyby do mnie po szkole, a ja… ja czułabym się jak ptak zamknięty w klatce.

Chwyciłam telefon i napisałam do Pawła: „Czy naprawdę pozwolisz Ewie odciąć mnie od wnuków?”

Odpisał dopiero po kilku godzinach. „Nie wiem, mamo. Wszystko dzieje się za szybko.”

Westchnęłam ciężko. Oczywiście, że nie wiedział. Zawsze był między mną a Ewą, lawirował, unikał konfliktów.

Gdy pakowałam walizkę, dłoń mi drżała. Wkładałam kolejne rzeczy, ale w głowie wciąż słyszałam głos Zosi: „Babciu, przywieziesz mi muszelkę?” Może Ewa nie zdoła ich przeciwko mnie obrócić. Może…

Gdy stałam na lotnisku, serce waliło mi jak oszalałe. Ostatni raz sprawdziłam telefon. Zero wiadomości od Pawła, zero od Ewy.

Ale w ostatniej chwili przyszła krótka wiadomość od Zosi: „Baw się dobrze, babciu. Kocham cię”.

Uśmiechnęłam się i podeszłam do bramki.

A potem wsiadłam do samolotu.

Samolot oderwał się od ziemi, a ja poczułam dziwną mieszankę ekscytacji i strachu. To się naprawdę działo. Leciałam na drugi koniec świata, zostawiając za sobą wszystko, co znałam. Ewa była wściekła, Paweł niezdecydowany, wnuki… wnuki kochały mnie, to wiedziałam na pewno.

Podczas lotu próbowałam się skupić na myśli, że czeka mnie przygoda. Wreszcie robiłam coś dla siebie. Wypiłam lampkę wina, spojrzałam przez okno na chmury i pozwoliłam sobie na mały uśmiech.

W Bangkoku uderzyła mnie fala gorąca i zapachu przypraw. Ludzie mówili w nieznanym mi języku, wszędzie mrugały kolorowe neony, a ja z walizką w ręce czułam się jak dziecko, które po raz pierwszy wyszło samo na dwór. Nie znałam miasta, nie znałam nikogo, ale byłam wolna.

Zrobiło mi się lżej

W końcu znalazłam hotel, wzięłam szybki prysznic i od razu padłam na łóżko. Zanim zasnęłam, odruchowo sprawdziłam telefon. Cisza. Żadnej wiadomości od Pawła, żadnej od Ewy. Tylko jedno powiadomienie na Facebooku – Zosia polubiła moje zdjęcie z lotniska.

A potem, po dwóch dniach, wiadomość od Pawła.

„Mamo, Ewa wciąż jest na ciebie wściekła. Ale dzieci pytają o ciebie. Możemy zadzwonić?”.

Serce zabiło mi szybciej. Więc jednak nie zostałam całkiem odcięta.

„Oczywiście” – odpisałam natychmiast.

Chwilę później ekran rozbłysnął wideorozmową.

– Babciu! – pisnęła Zosia, a obok niej Kuba machał mi energicznie ręką. – Widziałam na zdjęciach, że tam są słonie! Widziałaś już jakiegoś?!

Zaśmiałam się.

– Jeszcze nie, ale obiecuję, że wam pokażę.

Dzieci zasypywały mnie pytaniami, a ja opowiadałam im o hotelu, o zapachu tajskich ulic, o kolorowych targach. Widziałam, jak ich oczy błyszczą z ekscytacji.

Po kilku minutach w kadrze pojawił się Paweł.

– Mamo… – zawahał się. – Jak się czujesz?

– Wolna – odpowiedziałam szczerze.

Kiwnął głową, ale nie wyglądał na przekonanego.

– Ewa wciąż twierdzi, że to był egoistyczny wybór.

Westchnęłam.

– Paweł, ona nie musi tego rozumieć. Ważne, że ja wiem, dlaczego to zrobiłam.

Z ekranu uśmiechnęła się do mnie Zosia.

– Babciu, a pamiętasz o mojej muszelce?

– Oczywiście, kochanie – zapewniłam. – Już rozglądam się za najpiękniejszą.

Rozłączyliśmy się, a ja poczułam, że zrobiło mi się lżej. Może Ewa nadal była przeciwko mnie. Może Paweł wciąż się wahał. Ale wnuki? Wnuki zawsze będą moje.

Wieczorem poszłam na spacer po rozświetlonych ulicach Bangkoku. Patrzyłam na miasto, które tętniło życiem, i czułam, że podjęłam właściwą decyzję.

Reklama

Zofia, 62 lata

Reklama
Reklama
Reklama