Reklama

Układa sobie człowiek swoje życie, myśli, że wie, czego potrzebuje i co da mu szczęście – a potem nagle budzi się w świecie, o którym wcześniej nie miał pojęcia. I nagle wszystko wywraca się do góry nogami. Nie wiemy, kim jesteśmy, czego naprawdę potrzebujemy. Zostajemy opętani.

Reklama

Od dziecka czułam się tak, jakbym urodziła się o wiek za późno. Wtedy zawartość mojej torby – z tomikami wierszy o miłości i wzdychaniu do księżyca – nie wywoływałaby zdziwienia u rówieśników.

Nigdy nie interesowały mnie plotki o gwiazdach czy nowinki o modzie. Na Facebooku też mnie nie ma. Zamiast do pubów czy na dyskoteki chodziłam do domu kultury na wieczory autorskie, stałam w kolejkach po autograf poety. Moja starsza siostra, Renata, susząc tipsy długie na metr, mówiła czasem, że jestem dziwolągiem spoza czasu i przestrzeni.

Oczywiście to nieprawda, takich jak ja jest jeszcze trochę. Ale tylko wśród nich czułam się dobrze. Miałam nadzieję, że zbuduję sobie własną enklawę życiową z dala od internetowo-medialnego szaleństwa. Jako romantyczna dusza zawsze marzyłam o miłości. Delikatnej, bajkowej, oblanej srebrnym światłem księżyca… Naturalnie nie tylko czytałam poezje, ale również pisałam – wiersze delikatne jak moje marzenia. I tak samo bezpłciowe.

Nauczona doświadczeniem Renaty, nie zamierzałam brać pierwszego lepszego absztyfikanta, byle tylko mieć męża. Dawne wzory w stylu: „Niechby pił, niechby bił, byle był” – to nie jest moja filozofia życiowa.

Zanim zdałam maturę, miałam ułożony plan na przyszłość. Najpierw skończyć studia. Potem zdobyć dobrą, ciekawą pracę. Miała być na tyle dobra, abym mogła wziąć kredyt i kupić sobie kawalerkę. Studia skończyłam, dostałam pracę. Ciekawą, fakt, tyle że mało płatną. Nie odważyłam się wziąć kredytu. Udało mi się jedynie wynająć kawalerkę – jako że należała do ciotki, płaciłam niewiele. Uznałam mimo wszystko, że mam w życiu szczęście.

Ostatnio dostałam od koleżanki kotka. Jako pocieszenie, kiedy moja kolejna randka nie wypaliła. Jak ja mogłam związać się z mężczyzną, który nie miał pojęcia, kim była Jasnorzewska, a jego ulubionym gatunkiem filmowym były horrory!

Tak więc skończyłam 25 lat, byłam dziewicą i powoli zaczynałam myśleć, że ewolucja uznała takich jak ja za niezdolnych do przetrwania w nowym świecie. Dlatego nie powinnam przekazywać genów dalej.

Wszystko się zmieniło. Zostałam opętana

Pół roku temu do mojej kamienicy wprowadził się nowy lokator. Typ hałaśliwego, narzucającego się wesołka. Gęba ciągle roześmiana, ze wszystkimi za pan brat, przez jego dom przewalają się tłumy gości. Zaraz po przeprowadzce urządził libację dla wszystkich sąsiadów. Ja nie poszłam. Ma ze trzydzieści lat, a zachowuje się jak dwunastolatek! Nie znoszę takich ludzi. TO zdarzyło się w miesiąc po tym, jak on się wprowadził. Wracałam do domu po pracy, on dokądś wychodził.

Był lekko podpity, rozochocony. Mijaliśmy się właśnie na schodach. Jak zwykle usunęłam się z drogi, niemal szorując plecami po ścianie. Wzrok wbiłam w ziemię. Nagle drogę zagrodziło mi męskie ramię. Sąsiad przycisnął mnie do ściany i spojrzał prosto w oczy. Przyznam, że z wrażenia niemal odebrało mi oddech.

– Nigdy na mnie nie patrzysz – usłyszałam jego głos. – Uciekasz, jakbym był jakimś potworem. Tak się traktuje nowego sąsiada? – w jego głosie odezwała się udawana skarga. – A mówią, że z sąsiadami trzeba żyć w zgodzie, bo i hydraulika mogą zastąpić, i przed złodziejami ochronić… Niezły jestem w te klocki.

– Niezły w łapaniu złodziei? – rzuciłam.

– K. z trzeciego codziennie zakupy robię i co jakiś czas wymieniam żarówki. A D. światło w piwnicy założyłem. Wszyscy byli u mnie na wieczorku poznawczym, tylko ty nie, śliczna panienko. Inaczej musimy się poznać.

Nachylił głowę i sekundę później poczułam jego wargi na swoich. Zbaraniałam. On trzymał mnie za ramię, patrzył mi głęboko w oczy i całował. Nim się ode mnie oderwał, poczułam koniuszek jego języka na górnej wardze. Po tym wszystkim roześmiał mi się w twarz i zbiegł po schodach, zostawiając mnie osłupiałą i rozdygotaną.

Nie bardzo wiedziałam, co się ze mną w tamtym momencie dzieje. Z początku myślałam, że te dreszcze, które przenikają moje ciało, to wyraz oburzenia, strachu, wstrętu. Czułam się strasznie, choć ręce napastnika w ogóle nie zawędrowały na moje ciało. Powinnam była dać mu w twarz za to, co zrobił. Tyle że on już sobie pobiegł, a ja dopiero potem wpadłam na ten pomysł! Wrrr!

Tej nocy po raz pierwszy w życiu miałam erotyczny sen. Obudziłam się rozpalona, drżąca, przepełniona tęsknotą. Moja dusza krzyczała. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Wreszcie usiadłam przy stole, wzięłam kartkę, długopis i zaczęłam przelewać na papier swoje myśli. Po wszystkim obmyłam twarz zimną wodą i poszłam spać, jakbym zrzuciła z barków przygniatający je ciężar.

Następnego dnia rano przeczytałam te „krzyki” z wielkim zainteresowaniem. Były pełne życia, przesiąknięte erotyzmem, namiętnością, wręcz żądzą. A jednocześnie ani trochę obsceniczne. Świetne, o wiele lepsze niż moje poprzednie wiersze.

Ale to nie koniec. Zaczęły męczyć mnie sny i… zazdrość. Nie potrafiłam przestać o nim myśleć… Wciąż wspominałam jego zapach i dotyk ust… Byłam zazdrosna o kobiety, które do niego przychodzą, stawałam pod jego drzwiami i nasłuchiwałam dochodzących ze środka odgłosów. Zostałam opętana!

Moja podświadomość od razu go rozpoznała

– Boże, Gośka, przecież te wiersze są genialne – oznajmiła moja przyjaciółka, Zośka. – Powinnaś je wydać. Teraz, po sukcesie Grey’a, będą na czasie. Kochana, wzięło mnie po nich tak, że jak wrócę do domu, to Jasiek będzie biedny… – mrugnęła okiem.

Nie zaprosiłam cię po to, żeby podniecić i wysłać do męża – powiedziałam. – Masz mi poradzić, co powinnam zrobić!

– Cóż, tak długo opierałaś się swoim potrzebom, że w końcu wybuchły. Po prostu musisz je właściwie skanalizować. Czyli zostać kobietą – poradziła Zośka. – Bo widzisz, najwyraźniej urodziłaś się namiętną kochanką. Pisałaś te romantyczne bzdurki, bo jakoś musiałaś dać ujście pragnieniom, ale natury nie da się oszukać. Te wiersze – wskazała zapisane kartki – to krzyk twojej spragnionej podświadomości. Musisz zwalczyć ogień ogniem!

No to próbowałam. Zaczęłam umawiać się z facetami, nie zwracając uwagi na ich intelektualne zainteresowania. Nie szukałam kandydata na męża, ale kogoś, kto wyleczy mnie z obsesji na punkcie sąsiada. Całowałam się z nimi, pozwalałam na drobne pieszczoty, niestety, moje ciało pozostawało martwe. Wystarczało jednak, że zza drzwi usłyszałam jego tubalny głos, a od razu w brzuchu budziło się stado motyli i kolana same mi się zaciskały. Lecz kiedy słyszałam odpowiadające sąsiadowi damskie głosy, zaciskały mi się także pięści i płakać mi się chciało.

To było nie do zniesienia!

– Nie masz wyboru – powiedziała Zośka miesiąc później, gdy znów usiadłyśmy w moim mieszkaniu przy aromatycznej herbacie. – Musisz pozwolić słodkiemu potworowi skończyć to, co zaczął. Najwyraźniej jesteś nastawiona na niego. Pokaż mu delikatnie, że jesteś otwarta na propozycje. Jeśli podejmie grę i wylądujecie w łóżku, dobra nasza. Jeśli powie, że to był taki głupi żart, no to będziesz przynajmniej wiedziała, na czym stoisz.

Los ze mnie zakpił – miałam delikatną, romantyczną duszę opakowaną w namiętne ciało. A równie delikatne, wrażliwe dusze opakowane w wątłe ciała poetów raczej nie wywołają we mnie odzewu…

Zaniosłam wiersze do wydawnictwa. Redaktorka była zachwycona, ale powiedziała coś, co mnie zdeprymowało:

– Pani Małgorzato. To wyznanie kobiety spragnionej erotycznej miłości. A może napisałaby pani coś o spełnieniu? Jestem pewna, że w pani wykonaniu będzie to powalające – uśmiechnęła się na zachętę.

Spełnienie. Takiej wyobraźni to ja nie mam. Więc pewnego wieczoru na palcach podbiegłam do jego drzwi.

Wsunęłam pod nie kartkę, na której napisałam (z pewnością pod wpływem opętania!): „Pocałunek to pierwszy krok. Masz odwagę wykonać następny?”.

Potwór okazał się odważny i wyjątkowo zainteresowany. Parę dni później mogłam już napisać zamówiony wiersz.

Reklama

Od tamtego wieczoru – niezwykłego, pełnego objawień, niesamowitych odkryć i zachwytów – minęły trzy miesiące. Potwór (czyli Maciek), powiedział ostatnio, że chyba nie ma sensu, abym płaciła za wynajem kawalerki, skoro i tak cały czas mieszkam u niego…

Reklama
Reklama
Reklama