„Chciałem, by kumpel zapomniał o durnowatej byłej, więc zabawiłem się w swatkę. Było warto wyjść na idiotę”
„Te słowa wciąż dudniły mi w umyśle. Chciałem za wszelką cenę spotkać się z Heleną. Przyszło mi do głowy, że najpewniej prowadzi teraz rodzinny interes – kwiaciarnię, którą wcześniej zarządzali jej mama i tata”.
- Listy do redakcji
Rozpieszczony jedynak – taką łatkę mi przykleili. Mam rodziców, którzy prowadzą sad. Harują od rana do nocy, ale przynajmniej nieźle im się wiedzie. A ja? No cóż, jestem ich jedynakiem, złotym dzieckiem. Nigdy niczego mi nie odmawiali. Kiedy zrobiłem maturę, zamarzyły mi się studia w stolicy. Ponieważ moje oceny nie powalały na kolana, została mi tylko jedna możliwość – uczelnia prywatna.
Zacząłem studenckie życie
– Cieszymy się, że chcesz się dalej uczyć. Wszystkim się zajmiemy – powiedzieli z entuzjazmem, zachwyceni wizją syna studiującego kierunek zarządzanie.
Rodzice załatwili mi stancję w stolicy i zapewnili środki na życie. Chociaż regularnie brakowało mi na wydatki, to zawsze mogłem poprosić o dodatkową kasę i ją dostawałem. Będąc w Warszawie, wcale nie skupiałem się na nauce. Z całego kampusu kojarzyłem ledwie parę pomieszczeń wykładowych, ale za to świetnie orientowałem się w mapie klubów i dyskotek. Taka imprezowa rutyna trwała przez dwa lata. Żyłem wtedy jak prawdziwy celebryta.
Rozpoczął się kolejny typowy dzień. Głowa pękała mi z bólu po wczorajszym piciu. Jakaś laska, którą przyprowadziłem, właśnie wyszła, mocno zatrzaskując za sobą wejście. Poszedłem do kibla. Spojrzałem w lustro na swoje przekrwione oczy. Sam nie wiem, co sprawiło, że akurat dzisiaj dotarło do mnie, jak bardzo się staczam. W weekend postanowiłem zajrzeć do mamy i taty.
– Coś się stało, kochanie? – mama była tak przyzwyczajona do moich rzadkich wizyt, że zdziwiła się widząc mnie bez konkretnego powodu.
– Po prostu brakowało mi was – powiedziałem, przytulając ją z uśmiechem na twarzy.
Poniedziałkowy ranek powitał mnie wyjątkowo dobrze – żadnych mdłości ani migreny. Dzień zapowiadał się cudownie. W komórce natknąłem się na zakurzony rower. Przejechałem ogród owocowy i dotarłem nad wodę. Usiadłem na trawie przy brzegu. Spędziłem tam około dwóch godzin, rozważając różne sprawy. Po powrocie na obiad mój ojciec spytał, czy potrzebuję wsparcia finansowego.
– Wystarczy jedno słowo, to żaden kłopot. I tak kiedyś wszystko przejmiesz – powtarzał mi to zdanie regularnie od dłuższego czasu.
– Dziękuję ci tato, ale dam sobie radę. Chcę się uczyć życiowej zaradności. Jesteście wspaniali opłacając moje studia i lokum, naprawdę to doceniam. To w zupełności wystarcza. Pozostałe rzeczy sfinansuję z własnej kieszeni. Jeszcze nie wiem dokładnie jak, ale znajdę jakieś rozwiązanie.
Tata patrzył na mnie wzrokiem, jakby dopiero teraz mnie poznawał.
– Słuchaj Kacper, przecież rozumiesz...
– Rozumiem, tato. Ale skończyłem już 22 lata. Najwyższa pora, żebym się ogarnął.
– Kochanie, wszystko z tobą dobrze? Gdybyś chorował, to byś nam przecież powiedział? – zmartwiła się mama.
– Teresa, przestań go tak naciskać. On się tylko wygłupia. Chce nas wystraszyć...
Dotarło do mnie wtedy, że zachowywałem się jak rozpuszczony dzieciak, skoro moi rodzice tak dziwnie zareagowali na to, co powiedziałem. Muszę się bardziej postarać, by wreszcie zobaczyli we mnie dorosłego człowieka.
Pora się ogarnąć
Wróciłem do stolicy. Nigdy wcześniej nie byłem na tak wczesnych zajęciach – rozpoczynały się już o 9:00. Tym razem postanowiłem skupić się na wykładzie. Sposób, w jaki profesor przekazywał wiedzę, był tak wciągający, że nie mogłem oderwać myśli. W momencie, gdy rozpoczęła się część dyskusyjna, zebrałem się na odwagę i podniosłem rękę.
– O proszę, widzę że pan Kacper jest dziś nie tylko fizycznie obecny, ale też aktywnie uczestniczy! Mam nadzieję, że to nie ostatni raz – powiedział z uśmiechem wykładowca, po czym dał mi możliwość dokończenia wypowiedzi i stwierdził, że mój komentarz był naprawdę cenny.
Nie poszedłem tego dnia do klubu, choć znajomi próbowali mnie namówić. Ciągłe telefony tak mnie zmęczyły, że w końcu wyłączyłem komórkę. Zajrzałem za to na strony z ofertami pracy. Po paru dniach wpadłem na pomysł, żeby się przebiec. Od liceum nie uprawiałem żadnego sportu. Kiedy przebiegłem kilka ulic, zatrzymał mnie widok wielkiego vana. Jacyś faceci rozładowywali z niego sprzęt rowerowy.
– Tu powstanie sklep? – spytałem z zainteresowaniem.
– Dokładnie, sklep rowerowy wraz z serwisem.
– A wie pan może, kto jest właścicielem?
– Szczerze mówiąc, to ja nim jestem. Będę zarówno szefem jak i pracownikiem – powiedział facet w wełnianej czapce, wyciągając do mnie dłoń z przyjaznym uśmiechem.
– Co za zbieg okoliczności, bo mieszkam po sąsiedzku i akurat rozglądam się za pracą. Ze względu na studia nie mogę na cały etat, ale jestem dostępny po południu i w soboty oraz niedziele.
Los chciał, że ów człowiek – Jacek – akurat szukał kogoś do pracy. No i tak właśnie trafiłem do tego miejsca.
Rozmawialiśmy na każdy temat
Poznałem tam Rafała, który też tam pracował, a całym interesem zarządzał pan Stanisław. Super gość z niego był. Znał się na rowerach jak mało kto. W wolnych chwilach, gdy nie było klientów, często zaglądałem do jego warsztatu. Uczyłem się od niego, pomagałem przy różnych sprawach i dużo gadaliśmy. O wszystkim – o tym jak żyć, o babkach, o robocie. No i o tym, jakie głupoty czasem się w życiu popełnia.
– Wiesz, najbardziej w życiu kochałem Helenę, moją pierwszą żonę – zwierzył mi się pewnego dnia. – Problem w tym, że dotarło to do mnie zdecydowanie za późno. Rozwaliłem dziesięcioletnie małżeństwo dla romansu z dziewczyną z baru, która kompletnie zawładnęła moimi myślami. Dużo wtedy balowałem. Szybki romans się wypalił i zostałem bez nikogo. Próbowałem naprawić relację z żoną, składałem deklaracje poprawy. Helena pewnie byłaby gotowa dać nam kolejną szansę, ale wszystko zepsułem, gdy podczas próby pojednawczej kolacji zacząłem podrywać obsługującą nas kelnerkę. To był moment, w którym Helena wstała i wyszła z restauracji i z mojego życia. Później ożeniłem się jeszcze dwukrotnie, ale szczerze mówiąc, moje serce wciąż należy do tej pierwszej. Ona w międzyczasie ułożyła sobie wszystko na nowo – znalazła innego męża, została mamą. Nie chciałem zakłócać jej szczęścia, więc trzymałem się z daleka. Opowiadam ci to wszystko, żebyś wyciągnął z tego naukę. Gdy znajdziesz tę wyjątkową kobietę, dbaj o nią jak o skarb. Inaczej możesz tego żałować przez resztę życia.
Stanisław często opowiadał mi o Helenie. Z jego relacji wiem, że oboje są z Mińska, a jej rodzina miała tam swój kwiaciarniany biznes.
– Dowiedziałem się od szkolnego kumpla, że Helena owdowiała parę lat temu. Nie zebrałem się jednak na odwagę, żeby do niej zadzwonić. Tyle czasu minęło, że pewnie już mnie nie kojarzy – powtarzał Stanisław.
Te słowa wciąż dudniły mi w umyśle. Czułem przemożną potrzebę odszukania Heleny. Wydawało mi się logiczne, że mogła kontynuować rodzinny biznes kwiatowy. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że w takim mieście jak Mińsk może działać dużo takich punktów. Chociaż ten pomysł zakrawał na szaleństwo, uznałem, że to lepsze zajęcie niż siedzenie przy kieliszku. Wsiadłem więc do pociągu z rowerem i ruszyłem do Mińska. Na miejscu przeżyłem niemałe zaskoczenie - kwiaciarni było tam bez liku. Chodziłem od sklepu do sklepu, wszędzie dopytując się o Helenę. Sprzedawcy patrzyli na mnie dziwnie, jakbym był świrem, ale byłem zdeterminowany i nie zamierzałem odpuścić.
W końcu mi się udało
Kwiaciarnia wyglądała zachęcająco. Mieściła się w środku miasta, na dolnej kondygnacji odrestaurowanego, zabytkowego budynku. Młoda dziewczyna układała właśnie kompozycję z czerwonych kwiatów.
– Dzień dobry. Szukam pani Heleny – jej mama i tata prowadzili tutaj dawniej kwiaciarnię. Wiem, że może to dziwnie brzmieć, ale bardzo mi zależy na spotkaniu z nią – wyrecytowałem swój wyuczony tekst.
Dziewczyna powoli odwróciła się w moją stronę.
– Mogę wiedzieć, kim pan jest? – spytała, lustrując całą moją sylwetkę.
– Jestem Kacper i proszę się nie obawiać. Po prostu chciałbym zamienić słowo z panią Heleną.
Przez moment przyglądała mi się uważnie.
– W porządku. Sprawia pan całkiem normalne wrażenie. Helena to moja mama. Kwiaciarnia należała do jej rodziców, a teraz ona się nią zajmuje. Za jakieś 30 minut będzie z powrotem. Zaczeka pan tutaj?
Kiedy zobaczyłem Helenę w jej kwiaciarni, od razu dotarło do mnie, co tak bardzo urzekło Stanisława. Faktycznie emanowała niezwykłym urokiem. Wcześniej dokładnie przemyślałem, jak przeprowadzę tę rozmowę, ale teraz wszystkie przygotowania wzięły w łeb.
– Mamo, przyszedł jakiś pan, który chce się z tobą zobaczyć. Nie wiem dokładnie w jakiej sprawie. Jest całkiem sympatyczny, więc pozwoliłam mu zaczekać.
– Do mnie? A można wiedzieć w czym rzecz? – Helena uśmiechnęła się żartobliwie – Znam się ze wszystkimi w urzędzie podatkowym. Z przyjemnością dowiem się, co pana do nas sprowadza.
Plątałem się w słowach, mówiąc bez ładu i składu, jednak Helena wyłowiła z tego bełkotu tylko jedno – imię Stanisław.
– Czyli zna pan Staszka? Tak? On pana do tego namówił?
– Ależ skąd. Sam to wymyśliłem. Bo widzi pani, Stanisław wciąż darzy panią uczuciem – powiedziałem wreszcie szczerze.
Helena wybuchnęła śmiechem. Na początku delikatnie chichotała, by później roześmiać się na całe gardło. Najwyraźniej moje słowa tak ją rozweseliły.
Poruszyło mnie to, co pan zrobił – powiedziała, gdy już się uspokoiła. – Taki młody idealista... Naprawdę pan przeszukał całe miasto, żeby znaleźć ukochaną swojego przyjaciela? To takie piękne. Mówię to szczerze.
Nie chciałem dać za wygraną
Zostałem poproszony, żebym został na obiedzie. Chętnie się zgodziłem, bo Zosia, której mamą była pani Helena, zrobiła na mnie równie duże wrażenie jak jej rodzicielka. W trakcie jedzenia przedstawiłem historię mojego spotkania z panem Stanisławem. Podkreśliłem również, że to ja sam, z własnej woli postanowiłem ją odszukać.
– Doszedłem do wniosku, że skoro on wciąż ma panią w pamięci, to może pani też czasem o nim myśli? W końcu łączyło was kiedyś uczucie. Stanisław zdaje sobie sprawę, że źle postąpił. Musi go to mocno gryźć, bo ciągle do tego wraca.
Pani Helena pokazała zdjęcia z ich ślubu. Wyglądali razem naprawdę pięknie.
– Szalenie się w nim kochałam. Kompletnie złamał moje zaufanie i moje serce. Dopiero związek z Tomkiem, ojcem Zosi, pomógł mi stanąć na nogi. Było nam razem cudownie... – pani Helena przerwała ze wzruszeniem. – Tomek uwielbiał motocykle. I ta pasja ostatecznie go zabrała... Pójdę po ciasto.
– Bardzo tęsknię za tatusiem – szepnęła do mnie Zosia, kiedy jej mama krzątała się w kuchni – Ale wiesz co, mama od czasu do czasu wspomina tego Staszka. Nigdzie nie chodzi, tylko kwiaciarnia, domowe obowiązki i wizyty na cmentarzu. Uważam, że spotkanie z nim wyszłoby jej na dobre. Jeśli sama się nie zdecyduje, pomogę jej podjąć tę decyzję. Zobaczysz sam.
Zapisałem numer kontaktowy do siebie. Ustaliliśmy, że w przypadku pozytywnej decyzji pani Heleny, wezmę na siebie organizację całego wydarzenia. Pan Stanisław nie będzie o niczym wiedział – to ma być dla niego kompletne zaskoczenie. Nie trzeba chyba dodawać, że pomysł ten stał się dla mnie jeszcze ważniejszy niż wcześniej. W końcu jeśli wszystko wypali, to przyjdzie też Zosia! Szykuje się coś na kształt podwójnego spotkania towarzyskiego.
– Kacper? – wreszcie po tygodniu dotarł do mnie ten znajomy głos. – Z tej strony Zosia. Słuchaj, mam świetne wieści! Mama dała zielone światło! Jeśli wszystko wypali, będziemy u was już w sobotę. Bierzmy się do roboty!
W samo południe gnałem do roboty jak torpeda.
– Panie Stasiu. Przyszło mi coś do głowy... A może wyskoczylibyśmy w sobotę na piwko?
Kacper, 22 lata