Reklama

Naprawdę możemy tutaj mieszkać? – zapytałam z niedowierzaniem.

Reklama

Stanęłam pośrodku holu i nieśmiało rozejrzałam się na boki. Przede mną wznosiły się imponujące drewniane schody na wyższe piętra. Korytarz po prawej stronie prowadził do rozległego salonu, a z lewej znajdowała się kuchnia z jadalnią. Stary dom był ogromny. Nie sądziłam, że na świecie istnieją ludzie posiadający tak wspaniałe posiadłości, wydawało mi się, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach.

– Ciotka nie ma nic przeciwko temu – odpowiedział Kamil, wnosząc pierwsze torby do domu. – I tak nie może tego paskudztwa nikomu wynająć, a sama nie zamierza jeszcze przez kilka lat wracać z Niemiec.

– Paskudztwa? – uczepiłam się tego jednego słówka. – Przecież ten dom jest piękny! – zachwycałam się.

– Jak dla kogo – Kamil nie podzielał moich uczuć. – Zdaniem ciotki to kula u nogi i worek bez dna. Rodzina zajęła go tuż po wojnie, i wtedy to było coś! Ale teraz nikt już nie chce tak mieszkać. Najdrobniejszy remont to kupa zachodu i papierologii, nic tu nie można zmienić, bo zaraz krzyczą, że zabytek. Sprzedać… Nie da się. Kto by to chciał? A jeśli już, to tanio, co nam się nie opłaca. Najemców też ze świecą szukać… Może w Warszawie trafiłby się jakiś chętny celebryta, ale tutaj? Mowy nie ma.

– No tak, pewnie masz rację.

Wszystko było stare

Mój entuzjazm również nieco opadł, gdy zajrzałam do kuchni i łazienki. Wypełniające pomieszczenia sprzęty kiedyś musiały być luksusowe, teraz nadawały się na śmietnik. Skrzypiące deski, pożółkłe tapety, pokruszone kafelki. Jęczący kran wypluwający z siebie żółtą wodę… A wszędzie kurz, pajęczyny i wszechobecny zapach stęchlizny.

– Ciotka nic od nas nie chce – mówił dalej Kamil. – Tyle, żebyśmy posprzątali i trochę tutaj ogarnęli. Może wtedy trafi się szczęśliwy nabywca. Nawet ostrzegała, że nam tu kogoś prześle do oglądania.

– Super – ucieszyłam się. – Będzie nam tu cudownie – zapewniłam narzeczonego, zarzucając mu ramiona na szyję i całując namiętnie.

– No ba! – zadowolony odwzajemnił pieszczotę. – Znajdźmy tylko jakieś łóżko w tym bałaganie, a pokażę ci, jak nam będzie dobrze.

– Świr! – zaśmiałam się. – Ty ciągle tylko o jednym.

– A o czym mam myśleć? Przecież tu nie ma innych rozrywek!

Śmialiśmy się i całowaliśmy u podnóża schodów. Wtedy jeszcze nie miałam świadomości, jak bardzo się mylę w swoich nadziejach… Ani że coś już wtedy obserwowało nas z najciemniejszego kąta i tylko czekało na okazję, żeby uderzyć.

Zaczęły się nieszczęścia

Zaczęło się od pęknięcia rury na piętrze – gwałtowna powódź zalała salon. Wszędzie była woda! Nie mieliśmy gdzie wysuszyć rzeczy, nie mogliśmy znaleźć fachowców do przeprowadzenia szybkiej naprawy (wakacje to przecież w Polsce czas remontów). No nic nie potrafiliśmy z tym zrobić! Chodziłam po domu tak wściekła, że zupełnie poważnie rozważałam spacer na przystanek i ucieczkę do naszego dawnego mieszkania w mieście – kij z tym, że zostało już pewnie wynajęte komuś innemu.

– Spokojnie, Miluś, damy sobie radę – uspokajał mnie Kamil. – Już nie może być gorzej.

Nie mogłam zasnąć. Wstałam więc, by napić się wody. Niemal w tym samym momencie w kuchni rozległ się huk. Nie potrafię tego wyjaśnić, naprawdę… Stara kuchenka gazowa po prostu wybuchła! Jeden z palników wyleciał jak z katapulty i wbił się w sufit… którego spory kawał runął z kolei na podłogę.

– Jak… No jak! – zwyczajnie zabrakło mi słów. – Jak to jest w ogóle możliwe?!

– Gaz – westchnął Kamil. – Instalacja gazowa jest stara jak świat.

– Dobrze, że skończyło się tylko na huku, mogliśmy wylecieć w powietrze. Albo zatruć się gazem we śnie! – panikowałam.

Kamil obiecał, że rozwiąże ten problem. Zaczęliśmy szukać ekipy remontowej z większą desperacją i teraz byliśmy już gotowi zapłacić każdą cenę. Ciotka również bardzo się przejęła naszą sytuacją. Miała przysłać do nas znajomego pana. Złotą rączkę. Czekaliśmy na niego z niecierpliwością.

– Kiedyś będziemy się z tego śmiać – zapewniał Kamil, gdy wieczorem leżeliśmy razem w łóżku. – Szalona przygoda w starej ruderze… Historia w sam raz do opowiadania dzieciom przy kominku.

– Zakładając, że będziemy mieć dom z kominkiem – zauważyłam.

– Na pewno! – zaśmiał się. – A jeśli nawet nie, to nic straconego. Ogień z kominka można teraz wyświetlić na monitorze.

– Bardzo śmieszne – rzuciłam zmęczona.

Nie mogłam zasnąć

To był długi dzień i bardzo chciałam już spać. Niestety, sen nie nadchodził. Gdy Kamil od dawna smacznie chrapał, ja przewracałam się z boku na bok, patrzyłam w ścianę, patrzyłam w sufit i za okno, w którym brakowało zasłon. Uliczne światło rysowało ponure cienie na ścianach i pościeli. Wreszcie miałam dosyć. Wstałam z myślą, że skoczę do kuchni po szklankę wody. W korytarzu było ciemno…

Oczywiście wysiadła żarówka, a że sufit był cholernie wysoko, a my nie mieliśmy drabiny, czekała na wymianę, aż komuś zachce się skakać po meblach. Korytarzyk prowadzący do schodów był wąski, wręcz ciasny, ale za to odchodziło od niego mnóstwo zakamarków: drzwi do kolejnych pokojów, schody na strych, wnęka z szafą… To właśnie w tym miejscu usłyszałam dziwne szuranie.

„O Boże, tylko nie szczury!”, pomyślałam przerażona.

To było przerażające

Oczywiście było ciemno, jednak ciekawość zwyciężyła – skierowałam się w stronę szafy. Szkoda, że nie wzięłam ze sobą komórki, mogłabym sobie poświecić, a tak polegałam wyłącznie na świetle wpadającym z ulicy. Wyraźnie słyszałam skrobanie… A po chwili również trzeszczenie desek starej podłogi oraz coś jakby… kroki? Rozsądnie uznałam to za złudzenie, bo o tak późnej porze byłam jedyną osobą na nogach. Wpatrywałam się w ciemność… Nie wiem, na co liczyłam. Czy naprawdę chciałam walczyć sama ze szczurami?

Jednak to nie szczur wysunął się nagle z najciemniejszego kąta tuż przy wielkiej szafie. Drewniane drzwi otworzyły się z potwornym skrzypieniem, po czym wysunęła się zza nich stopa obuta w męski, skórzany trzewik. Zapamiętałam ten szczegół, ponieważ reszta była tak straszna, że niemal odebrało mi rozum. Gdy podniosłam wzrok, zobaczyłam przed sobą wysokiego mężczyznę o sinych ustach i pustym wzroku. Wrzasnęłam, zaczęłam się cofać. Widmo podążało za mną krok w krok. W końcu potknęłam się o coś i upadłam, mocno uderzając głową o szafkę. Zapadła ciemność.

Wierzyłam, że to złudzenie

– Miluś, Miluś! – usłyszałam czyjś głos. – Miluś, obudź się. Dlaczego krzyczałaś? Wezwać pogotowie? Miluś!

To był Kamil, potrząsał mną za ramię, chociaż teoretycznie nie powinien tego robić. Uderzyłam się w głowę, a taki wypadek może pociągać za sobą różne skutki… Gdy o tym pomyślałam, natychmiast się uspokoiłam. Skoro moje myśli były tak trzeźwe, zapewne nic mi się nie stało.

– Nic mi nie jest – szepnęłam, czując silny ból z boku głowy. – Ja tylko…

Zerknęłam szybko na szafę, przypomniałam sobie wszystko.

– Tam ktoś był! – krzyknęłam. – Stał tam, w kącie. Jakiś mężczyzna.

Moje oświadczenie postawiło Kamila na nogi. Teraz oprócz pogotowia, chciał wzywać też policję. Poprosił, żebym mu wszystko opowiedziała… I dopiero wtedy się zawahałam. Bo co ja właściwie widziałam? Mimo że wspomnienie było tak wyraźne, zaczęłam wątpić we własne zmysły. Kamil oczywiście obszedł cały dom od piwnicy aż po strych, jednak ostatecznie ustaliliśmy, że musiało mi się coś przywidzieć… Albo przyśnić. Po ostatnich dziwnych wypadkach nawet nie byłoby to takie dziwne.

– Nie, to tylko sen – uspokoiłam narzeczonego. – Koszmar.

– Może… – popatrzył na mnie zatroskanym wzrokiem i ziewnął. – Chodźmy spać.

Kiwnęłam głową.

Nie wiedziałam, o co chodzi

Po powrocie do sypialni, nadal patrzyłam w sufit szeroko otwartymi oczami. Nie mogłam się pozbyć wrażenia, że ktoś… coś chodzi tuż za naszymi drzwiami. Słyszałam kroki, a nawet delikatny odgłos spadających na posadzkę kropli. Nie potrafiłam spać w tym domu. Z każdym dniem stawałam się coraz bardziej rozkojarzona, nieprzytomna wręcz. Nie pomagał mi niekończący się remont – po każdej drobnej naprawie psuło się coś innego, i tak w kółko.

A na domiar złego faktycznie miał się pojawić ktoś zainteresowany kupnem. Próbowałam odwlec w czasie tę wizytę, skoro i tak nie było czego pokazywać, ale się nie udało. Dlatego pewnego ranka – gdy Kamil znów pojechał do sklepu budowlanego po kolejne materiały – czekałam na tajemniczego gościa.

Doczekałam się. Kobieta była młoda i wyraźnie zachwycona domem.

– Ach, to cudowne! Tyle o nim słyszałam od babci. To aż niesamowite, że jeszcze stoi, zwłaszcza po takiej historii – paplała jak najęta. – Że też pani nie boi się tutaj mieszkać!

Popatrzyłam na nią skołowana.

– Nie rozumiem… Czyli pani nie jest zainteresowana kupnem? – zapytałam.

– Ależ oczywiście, że jestem. Mam bardzo konkretne plany związane z tym miejscem. Odkąd zobaczyłam ten dom pierwszy raz, a byłam wtedy małą dziewczynką, marzyłam, że otworzę tutaj hotel. Takie nawiedzone posiadłości przyciągają klientów jak lep na muchy.

Kobieta była zafascynowana

Kobieta zdecydowanie była rozmowna, dlatego czym prędzej postanowiłam skorzystać z okazji. Jeszcze przed oględzinami zaprosiłam ją na kawę na werandzie. Chciałam wiedzieć więcej. Moja towarzyszka niemal bez zaproszenia opowiedziała o tym, jak przypadkiem weszła w posiadanie dużej ilości gotówki, a w związku z tym przypomniała sobie o domu i o dawnym marzeniu.

To była taka głośna sprawa – rozmarzyła się. – Tyle że wszystko zdarzyło się dawno, dawno temu. Po wojnie sporo się tutaj działo, wiadomo. Na Ziemie Odzyskane często trafiali ci, którym zależało na tym, aby zniknąć w tłumie, prawda? Dom jako pierwszy zajął mężczyzna o szemranej przeszłości. Różnie o nim mówili… że był z tych albo z tamtych – mrugnęła do mnie konspiracyjnie.

Wywnioskowałam z tego, że albo był partyzantem, który nie zamierzał jeszcze odpuszczać działalności wywrotowej, albo wręcz przeciwnie – szpiegiem na usługach wroga.

– Właśnie! – pokiwała głową kobieta. – Nikt nie wiedział na pewno. Facet miał jednak piękną żonę. Mówili, że to ona miała pieniądze. Ocaliła złoto jeszcze sprzed wojny, była jakąś szlachcianką. Ale nie tylko żonę on miał, o nie – zaśmiała się. – Oj, mężczyźni. Podobno tak szybko dostał przydział na dom, bo miał jeszcze kochanicę, już po właściwej stronie, w strukturach partii. Może coś jej naobiecywał, a może żona w końcu się o wszystkim dowiedziała… Nie wiadomo. Obie miały krewkie charaktery, bo jedna pochodziła ze wschodu, a druga w młodości ujeżdżała konie w stadninie ojca. Babki z krwi i kości! No i pewnego dnia znaleźli faceta nieżywego. Właśnie w tym domu, w korytarzyku na piętrze. Zdążył jeszcze dojść do schodów, zanim padł. Nikogo nigdy nie postawiono przed sądem… Żona lała krokodyle łzy, kochankę przesunięto na inną placówkę… Ale mogli to być i jego kumple z lasu, których zdradził za piękny mająteczek. W każdym razie na pewno nie znalazł po śmierci spokoju, o nie!

Nie chciałam tu być

Pożegnałam się z nią wstrząśnięta do głębi. Chciałam wyśmiać jej historię, uznać ją za zwykłą miejską legendę, jednak czułam, że tak nie jest. Coś złego żyło w tym domu, a ja nie chciałam stawać temu na drodze. Wytrzymałam jeszcze miesiąc, zanim zapowiedziałam narzeczonemu, że nasz plan się nie sprawdza i musimy wrócić do miasta. Zmyśliłam, że w mojej firmie powoli wycofują się ze zdalnej pracy i trzeba będzie znowu chodzić do biura. A ponieważ stary dom nadal się sypał i nie było widać końca remontu, Kamil się ze mną zgodził.

Reklama

Prawdopodobnie rzeczywiście powstanie tutaj hotel, bo zachwycona duchem kobieta wciąż jest zainteresowana zakupem. Niech jej się powodzi. Moja noga jednak już nigdy nie postanie w tym miejscu.

Reklama
Reklama
Reklama