Reklama

W naszym życiu przychodzi taki moment, że skupiamy się głównie na naszych pociechach i robimy wszystko z myślą o nich. Staramy się przekazać im fundamenty, z których – gdy już podrosną – powinny potrafić czerpać i korzystać.

Reklama

Od małego Kazik marzył o posiadaniu domku nad jeziorem albo rzeką, gdzie mógłby oddawać się swojej największej pasji, czyli łowieniu ryb. Chciał tam jeździć na weekendowe wypady i spędzać urlopy. Gdzieś w latach 80. pewien dalszy kuzyn Kazimierza stanął przed koniecznością sprzedania sporej, bo blisko półhektarowej parceli, położonej tuż nad brzegiem jeziorka na terenie Pojezierza Brodnickiego. Po wielu rozmowach, analizach wszelkich wad i zalet przedsięwzięcia, no i przede wszystkim wzięciu pod uwagę kiepskiej sytuacji finansowej, zdecydowaliśmy się zaciągnąć pożyczkę, żeby sfinalizować zakup tego kawałka ziemi.

Później, kiedy nasze dzieci podrosły, spędzaliśmy urlopy właśnie w tamtym miejscu. Zaczynaliśmy od biwakowania pod gołym niebem, czerpiąc wodę prosto z pobliskiego akwenu. Z czasem, po zakupie wysłużonej przyczepy kempingowej, udało się nam ją tam przetransportować. Następnie wydrążyliśmy własne ujęcie wody i podłączyliśmy instalację elektryczną. Marzenie o bardziej stabilnej konstrukcji pozostawało wtedy poza naszym zasięgiem.

Brakowało nam funduszy, wolnych chwil, a i zaopatrzenie się w odpowiednie surowce graniczyło z cudem w tamtych czasach. Na domiar złego mój mąż, pracujący jako kierowca, rzadko zaglądał do rodzinnego gniazdka.

Mieliśmy jeszcze marzenia

Mimo to w dalszym ciągu odwiedzaliśmy „nasze jezioro”. I dawało nam to wielką radość.

Zobacz także

– Słuchaj, kochanie, chyba teraz, gdy Karolina wzięła ślub, a Piotrek jest o krok od zakończenia swoich studiów, może w końcu uda się nam tu coś postawić – powiedział Kazik, popijając z kufla piwo. – Zwłaszcza że ta przyczepa lada moment się na nas zawali.

Zasiedliśmy przy płonącym ogniu i obserwowaliśmy, jak słońce powolutku znika za drzewami na przeciwległym brzegu akwenu.

– Zastanawiam się, czy podołamy temu wyzwaniu? – zapytałam z nutą niepewności w głosie.

Nabędziemy gotowy projekt małego domku, to nie będzie nas dużo kosztować. Ten chłopak od stolarza z Brodnicy, który stawiał nam ogrodzenie, ma odpowiednie kwalifikacje i może pełnić funkcję kierownika budowy. Zatrudnimy lokalną ekipę, a co się uda, zrobimy własnymi siłami. Zapewniam cię, że dam radę wykopać dół pod fundamenty, wylać beton, ocieplić ściany budynku, zamontować panele podłogowe i położyć płytki...

– Zastanawiam się, jak Karolinka i Piotrek zareagują na nasze zamiary.

Zaledwie dwa dni później, choć nawet nie mieliśmy okazji napomknąć o naszych planach postawienia domu, sprawa nabrała tempa. Niespodziewana wizyta Karoliny zbiegła się z wolnym wieczorem Piotrka, co było dość niezwykłe. Tak więc, jak za dawnych czasów, zasiedliśmy we czwórkę do kolacji. Wyczuwałam, że szykuje się coś ważnego. Pierwsza odezwała się Karola.

Córka miała swoje plany

Posępnym głosem zakomunikowała, że właściciel podniósł czynsz za ich mieszkanie.

– Spróbujcie znaleźć coś tańszego. Przecież nie potrzebujecie aż takiego dużego mieszkania, siedemdziesiąt metrów to naprawdę sporo – Kazik niespecjalnie przejął się zmartwieniami córki.

– Razem z Hubertem zdecydowaliśmy, że kupimy własne mieszkanie i naprawdę mamy nadzieję, że nas wesprze­cie. Sami zawsze powtarzaliście, że płacenie za wynajem miesz­kania to jak wyrzucanie kasy w błoto. I wiecie co? Macie świętą rację! Właśnie dlatego planujemy wziąć kredyt i nabyć jakieś niedrogie mieszkanie, góra trzy pokoje. Problem w tym, że bank wymaga od nas wkładu własnego…

– Też chciałbym w końcu zamieszkać na swoim – wtrącił się nagle nasz syn. – Mógłbym poszukać niewielkiego mieszkanka do wynajęcia.

– Proszę bardzo, nikt ci nie broni – zauważyłam, że Kazimierz ledwo trzyma nerwy na wodzy.

– No tak, ale nie bardzo mam na to pieniądze – Piotruś chyba nie wyczuwał, że coraz bardziej drażni ojca.

– Cóż, to już twój kłopot – wycedził przez zęby małżonek.

Miałam już otwarte usta, żeby coś powiedzieć, ale Karolina mnie ubiegła.

– Razem z Piotrkiem wpadliśmy na pewien pomysł. Gdybyście pozbyli się tej działki nad wodą, to może moglibyście nas trochę wesprzeć kasą?

Mąż opuścił pokój i poszedł zapalić na zewnątrz. Ze wszystkich sił starałam się opanować.

To naprawdę nas przybiło

– Słuchajcie, działka zostaje nasza. Mamy plany, żeby coś tam postawić. Sami musicie zająć się swoimi problemami, bo my weźmiemy pożyczkę na budowę – oznajmiłam. – A co do ciebie, synu, na początek poszukaj pewnego zatrudnienia, a dopiero później zastanawiaj się nad wynajmem mieszkania...

– Mamo, zaczekaj chwilę – wtrąciła się Karolina – bez sensu jest budować cokolwiek, a na porządny dom trzeba mieć naprawdę sporo kasy. Wpadniecie w błędne koło kredytów!

– Kochana, nie przejmuj się nami tak bardzo – dobiegł mnie głos mojego małżonka, któremu papieros najwyraźniej pozwolił się uspokoić. – Od lat marzymy z twoją mamą o tej chatce, a teraz mamy okazję ziścić nasze pragnienia. Przez ostatnie dwie dekady ważniejsi od nas byliście wy i to, czego potrzebowaliście. Sądziliśmy, że gdy już dorośniecie, będziemy mogli skupić się na sobie. Byłem przekonany, że dorosłe dzieci powinny wspierać i pomagać rodzicom, chociażby przy stawianiu tego domostwa, które w przyszłości przecież będzie należeć do was. Naprawdę mnie zawiedliście.

Zamilkł i przez dłuższą chwilę panowała cisza.

– Wybaczcie nam, po prostu nie spojrzeliśmy na to z tej perspektywy – oznajmił Piotrek. – Nie miejcie nam tego za złe, a gdy już zaczniecie budowę, z pewnością was wesprę. W każdym razie ja na pewno… – rzucił okiem na swoją siostrę.

Karolina nie pisnęła ani słówka. Ewidentnie mocno liczyła, że staniemy po jej stronie. Zrobiło mi się przykro, ale nie skomentowałam tego. Dopiero gdy nasza pociecha opuściła mieszkanie, a Piotrek zaszył się u siebie w pokoju, starałam się przemówić mężowi do rozsądku, że być może mimo wszystko powinniśmy sprzedać działkę.

– Słuchaj kochanie – Kazimierz chwycił mnie za rękę – nasze dzieci powinny się usamodzielnić. Karolcia jest mężatką od półtora roku, a wciąż pożycza od nas pieniądze. A właściwie nie tyle pożycza, co po prostu je zabiera, bo przecież nie zwraca, mam rację?

Przytaknęłam. Dokładnie tak to wyglądało.

– Ja to bym nie mógł spojrzeć ludziom w oczy, będąc na miejscu jej męża – kontynuował Kazik. – Obydwoje tyrają w robocie, a wiecznie brakuje im pieniędzy. Jak jeszcze dziecko się trafi, to co wtedy?

Musieliśmy pomyśleć o sobie

Nie odezwałam się słowem, bo niejednokrotnie sama o tym dumałam.

– Wiesz dobrze, moja droga, ile dla mnie znaczy postawienie tego domu, a jeszcze bardziej zależy mi na tym, żeby nie sprzedawać działki. Ale jakby przyszło co do czego, to bym się nie zastanawiał nawet sekundy. Tylko że takiej potrzeby nie ma.

Spojrzał mi w oczy.

– W pewnym momencie całe życie kręci się wokół naszych dzieci i robi się wszystko, by zapewnić im dobry start. Daliśmy im solidne fundamenty, a teraz nadszedł czas, by sami zaczęli budować swoją przyszłość. Obydwoje zdobyli wykształcenie, opanowali obce języki i mieli okazję poznać kawałek świata. Zaufaj mi, możemy ze spokojnym sercem pomyśleć w końcu o własnych potrzebach.

– Chyba słusznie zauważyłeś – odparłam, wzdychając, gdyż przypomniał mi się niedawno przeglądany tekst o rodzicach, którzy przez całe lata łożą na swoje dorosłe pociechy. Mój małżonek przytoczył identyczną opinię, jaką wyraził psycholog cytowany pod artykułem.

– Widziałaś, jak szybko Piotrek przyjął odmowę do wiadomości? – uzupełnił Kazik. – Wydaje mi się, że to Karolina wpadła na pomysł, by dzisiaj o tym porozmawiać. Jednak ona również będzie musiała pogodzić się z tym, co postanowiliśmy.

Zimą Kazik snuł plany, szkicował projekty i kalkulował koszty. Kazio prowadził również profesjonalne konwersacje z ludźmi od mierzenia gruntów, specjalistami od prądu i tymi od rur. Ja dołączyłam do projektu, kiedy trzeba było zdecydować, jaki dom wybrać.

– Rzuć okiem – małżonek dał mi katalog z fotkami domów. – Podkreśliłem pięć opcji, te będą w miarę tanie do postawienia. Który ci pasuje?

– Ten – wskazałam Kaziowi nieskomplikowaną bryłę zbudowaną na bazie prostokąta z opadającym dachem. Chatka miała całkiem duże przeszklenia, spory taras i strych do zagospodarowania.

– Mam najbystrzejszą żonę pod słońcem – stwierdził uszczęśliwiony Kazio. Moja radość była prawie tak wielka jak jego, ale gdzieś z tyłu głowy coś mnie gryzło. Sposób, w jaki zachowywała się Karolina.

Córka była obrażona

Nasza córka ewidentnie czuła do nas urazę. Kontaktowała się z nami o wiele rzadziej, zaprzestała odwiedzać nas bez konkretnego powodu, a gdy proponowaliśmy jej przyjazd razem z partnerem, zawsze znajdowała jakieś wymówki. Któregoś razu jednak odebrałam od niej telefon – córka chciała się ze mną zobaczyć, ale koniecznie gdzieś poza domem. Byłam zaskoczona, ale nie oponowałam – lepiej było napić się razem kawy w jakimś przytulnym miejscu, niż w ogóle nie mieć okazji do rozmowy. Spotkałyśmy się więc w kawiarence, gdzie obie zdecydowałyśmy się na kawę i ciasteczko.

Mamo, jest coś, o czym muszę ci powiedzieć – powiedziała Karolina ściszonym głosem i zamilkła.

– No mów kochanie, jesteś w ciąży? – zapytałam podekscytowana, bo nie widziałam innego powodu, dla którego mogła być tak zdenerwowana.

– Ależ skąd, nie o to mi chodzi. Miałam na myśli naszą rozmowę, podczas której namawiałam was, żebyście sprzedali działkę. Zrobiłam to za plecami Huberta – wyznała. – On nigdy by się nie zgodził, już od jakiegoś czasu miał do mnie pretensje o to, że pożyczam od was kasę, choć nie mówiłam mu o wszystkich pożyczkach. Strasznie zależy mu na kupnie mieszkania i ciągle powtarza, żebym oszczędzała, a przecież nie da się ukryć, że co jakiś czas muszę kupić sobie coś nowego do ubrania, no i kosmetyków też nikt za darmo nie rozdaje. Chyba mnie rozumiesz, mamo.

– Jasne, że cię rozumiem, tylko wiesz, okłamywanie męża zwykle nie prowadzi do niczego dobrego.

– Rzeczywiście tak było – Karolina skwitowała ze smutkiem. – Przez długi czas nie wspominałam mu o naszej pogawędce, ale zaczął dopytywać, czemu nas do siebie nie zapraszacie… Wykręcałam się, że nie macie na to czasu, że jesteście zapracowani albo kiepsko się czujecie. Ale w końcu Hubert zdecydował zadzwonić do taty. No i wtedy wyznałam mu całą prawdę. Strasznie go to zirytowało. Nawrzeszczał na mnie. „Twoi rodzice uważają, że ja cię do tego podpuściłem. Jak myślisz, co teraz o mnie sądzą? – darł się. – Mają mnie za jakiegoś oszusta. Jak mogłaś mi coś takiego zrobić?”. Dałam mu słowo, że wam wszystko wytłumaczę.

Coś się wyjaśniło

Uff, kamień spadł mi z serca! Przytaknęłam. Darzyłam Huberta sympatią, ale gdy rzekomo zaczął mówić o naszej działce, moje pozytywne uczucia do niego wyparowały, tak samo jak Kazika. Teraz wyszło na jaw, że nie zięć, a nasza córunia potrzebuje zastrzyku gotówki od rodziców.

Mamo, przepraszam… I poproś jakoś tatę, żeby się na mnie nie złościł. Głupio wyszło.

– Dobrze, pogadam z nim, nie przejmuj się – klepnęłam Karolinę po dłoni. – Wpadnijcie z Hubertem w sobotę na obiadek. Pokażemy wam projekt domu. Za miesiąc zaczynamy budowę. Tata dopracował wszystko w najdrobniejszych szczegółach, więc myślę, że pod koniec wakacji już będą stały ściany.

– Super – Karolina w końcu się uśmiechnęła. – Wpadniemy chociaż na kilka dni, żeby was wesprzeć. Hubert kiedyś pracował na budowie w Anglii, więc chyba trochę się na tym zna.

Gdy opowiedziałam Kazikowi o wizycie Karoliny, odparł:

– Dobrze, że Hubert okazał się w porządku, jemu nieprędko dałbym spokój, ale Karolina to moje dziecko… Przekaż jej, że nie chowam urazy, szczególnie że pojęła swoje potknięcie.

Fundament już stoi

Na początku przyszłego miesiąca mają się do nas zjechać wszystkie dzieci, aby wesprzeć nas przy wznoszeniu domu. Nie posiadam się z radości na myśl o umeblowaniu naszego nowego gniazdka!

W międzyczasie Karolina i Hubert zdecydowali się zaciągnąć pożyczkę, aby nabyć nieduże mieszkanie od sąsiadki z klatki obok, która na dobre przeprowadza się do swojej córki mieszkającej w Austrii. Miesięczna spłata zobowiązania będzie tylko trochę większa od obecnej kwoty, jaką płacą za wynajem.

Reklama

Krystyna, 57 lat

Reklama
Reklama
Reklama