Reklama

Marzenie o własnym domu towarzyszyło mi, odkąd pamiętam. Co więcej, miałam już nawet konkretny dom w głowie, który wybrałam jeszcze jako dziecko. Czułam, że nie pasuję do blokowisk i wielkomiejskiego zgiełku. Zamiast tego kusiły mnie malownicze zakątki – zarówno te mniejsze, jak i trochę większe. Marzyłam o miejscu blisko natury, gdzie mogłabym swobodnie spacerować wśród zieleni i cieszyć się świeżym powietrzem. A takie miejsce faktycznie istniało...

Reklama

Ciocia miała trudne życie

Dom ciotki Józefy (choć tak naprawdę była to cioteczna babcia, a może nawet prababcia) znajdował się w przepięknej okolicy. Usytuowany był na pagórku górującym nad małą, uroczą wsią, tuż obok lasu. Zdobyła tę posiadłość zaraz po zakończeniu wojny, co było niemałym wyczynem. Bo choć prawdą jest, że po wysiedleniu Niemców pojawiło się mnóstwo wolnych domów, to te najbardziej atrakcyjne miały wielu zainteresowanych. Jak opowiadała ciotka, musiała przekupić pewnego urzędnika-despotę ostatnimi precjozami, które udało jej się ocalić z rodzinnych stron na Wschodzie.

Nie żałuję tej decyzji – mówiła zawsze. – Od pierwszego spojrzenia na tę posesję wiedziałam, że właśnie tutaj chcę stworzyć dom. Razem z moim Henrykiem... z moją miłością... – i zawsze przy tym płakała.

Życie nie szczędziło cioci Józefie trudnych chwil. Daremnie wyczekiwała, że jej ukochany wróci z frontu, ale los chciał inaczej – poległ podczas działań wojennych. Do domu dotarła natomiast jej siostra, kompletnie wykończona po przeżyciach w obozie i długiej wędrówce. Gruźlica, która ją trawiła, była już w tak zaawansowanym stadium, że lekarze byli bezsilni. Józefa nie odstępowała chorej na krok, troskliwie się nią zajmując do ostatnich chwil.

– Wyglądała przepięknie, zupełnie jak anioł z nieba – mówiła z rozrzewnieniem. – Taka była subtelna. Zasnęła na zawsze bez bólu, po prostu przestała oddychać. Czuwałam przy jej boku do świtu, nie wypuszczając jej ręki.

Pokochałam ten dom

Dom po ciotce wiązał się z bardzo bolesnymi przeżyciami. Po tych wszystkich tragicznych wydarzeniach, już nigdy nie związała się z nikim na stałe, ani nie miała własnych dzieci. Kiedy nadszedł jej kres, zdecydowała przekazać nieruchomość w moje ręce.

– W tych ścianach powinno być znów słychać śmiech dzieci – powiedziała cicho, odchodząc. – Niech będą tu tylko radosne chwile.

Nie mogłam się powstrzymać od uczucia ogromnej wdzięczności. Ciocia Józefa miała pewność, że ten dom jest dla mnie wszystkim – będę się nim opiekować i za żadne skarby świata go nie oddam, nawet gdyby ktoś proponował fortunę. Co prawda nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby wielkich pieniędzy za tę niewielką, wysłużoną chałupę, która aż prosiła się o remont. Ale to nas nie przerażało – razem z mężem lubiliśmy wyzwania i nie baliśmy się zakasać rękawów. Sporą część prac remontowych mogliśmy wykonać sami.

Doskonale orientowałam się w tym domu. Od małego często tam bywałam, zwłaszcza podczas świątecznych spotkań i wakacji, gdy gościłam u cioci. Kiedy dopadła ją choroba, razem z moim mężem mocno się w to zaangażowaliśmy – zajmowaliśmy się sprawunkami, różnymi poprawkami, ja opiekowałam się kuchnią, a Jacek ogarniał sprawy związane z dachem.

Ostatecznie zamieszkaliśmy z ciocią Józefą, by móc się nią na co dzień zajmować. Darzyła nas ogromną miłością, a mnie szczególnie – jakbym była jej własną wnuczką. Jeśli chodzi o jej dom... Zabrzmi to pewnie dziwnie, ale miałam wrażenie, że to miejsce też darzy mnie sympatią. Świetnie się tam czułam i nie dostrzegłam ani jednej niepokojącej rzeczy – deski podłogowe nie wydawały dziwnych dźwięków, okna nie otwierały się same z siebie, przedmioty leżały tam, gdzie je zostawiłam, a po duchach nie było nawet śladu. Sprawdziłam też dokładnie przeszłość tego domu – żadnych mrocznych wydarzeń czy strasznych historii nie miało tam miejsca.

Nagle coś mnie niepokoiło

Najpierw zabraliśmy się za wielkie sprzątanie całego domu. Wypełniając ostatnie życzenie ciotki, przekazaliśmy jej rzeczy bliskim i przyjaciołom. Wszystkie sentymentalne przedmioty zabezpieczyliśmy na strychu, chroniąc je przed zniszczeniem podczas planowanych prac remontowych. To wtedy zauważyłam coś dziwnego. Chociaż pierwotnie chcieliśmy zamienić dawną sypialnię ciotki Józefy w mały salon, ostatecznie tam nie zamieszkaliśmy. Zamiast tego zostaliśmy w niewielkim pokoju na górze, który zajmowaliśmy do tej pory.

Od zawsze uwielbiałam spać w tym pokoju – nigdy nie miałam problemów z zaśnięciem. Jednak ostatnio zrobiło się tam jakoś nieswojo i chłodno. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. W pewnym momencie zebrałam się na odwagę i spytałam mojego męża, czy też to odczuwa.

– O czym ty mówisz? Wszystko jest w porządku – odpowiedział stanowczo. – Po prostu za dużo sobie wyobrażasz.

– A może to nasz dom się buntuje? Co jeśli nie podoba mu się ta cała przebudowa?

– Przestań! – roześmiał się Jacek. – Te zmiany będą minimalne. Wszystko zostanie po staremu, tylko trochę to unowocześnimy. Poza tym, rozmawialiśmy o tym z twoją ciotką, kiedy jeszcze żyła – pamiętasz? Była zachwycona naszymi pomysłami. Ile razy powtarzała, że jest spokojna o przyszłość domu, bo wie, że dobrze się nim zajmiemy. Po co miałaby teraz zmieniać zdanie i straszyć nas jako duch? – nie mógł zrozumieć.

– Wiesz... Wydaje mi się, że to wcale nie ciotka Józefa – powiedziałam cicho.

Niedługo później zrozumiałam, że moja intuicja – bez względu na jej źródło – była słuszna. Minęło zaledwie kilka dni od tamtej rozmowy.

Nie rozumiałam tego spotkania

Tej nocy, mimo wielkiego zmęczenia, mój sen był bardzo płytki. Z drzemki wyrwał mnie delikatny dźwięk, a może to było tylko dziwne przeczucie. Gdy uniosłam powieki, mój wzrok powędrował ku oknu. Zobaczyłam tam sylwetkę – trudno było określić, czy to kobieta, czy jeszcze nastolatka, bo wyglądała naprawdę młodo.

Jej postać była jak ze snu – przezroczysta i zwiewna, z księżycową poświatą przebijającą się przez jej kontur, otulającą całe ciało. Kiedy się obróciła i napotkała mój wzrok, nie dostrzegłam w niej niczego złowrogiego. Wręcz przeciwnie – emanowała spokojem, choć wokoło niej unosiła się jakaś melancholijna aura. Gdy tylko nastał poranek, podzieliłam się tym doświadczeniem z moim mężem.

– Wciąż nie potrafię rozgryźć, kto to mógł być – westchnęłam. – Ciągle to analizuję. Ten dom nie ma żadnej mrocznej przeszłości, mieszkali tu tylko starsi ludzie przed wojną, żadna młoda dziewczyna... Kompletnie nie rozumiem.

– Przecież twoja ciotka miała siostrę – odezwał się. – Tę młodszą. Pamiętasz? To tutaj zmarła.

– No dobra, ale czemu miałaby się pokazać właśnie w tym momencie? I dlaczego akurat nam? Tyle czasu minęło...

Wydawało się, że Jacek całkiem zignorował problem. Najpewniej wierzył, że cała ta historia z „duchem” to po prostu moje urojenia, które pojawiły się po niedawnej stracie bliskiej osoby. Ta śmierć w rodzinie mocno mnie dotknęła.

Znaleźliśmy coś dziwnego

Zamiast zastanawiać się nad przeszłością i jej tajemnicami, mój mąż postanowił wziąć się za prace remontowe. Pierwszym krokiem było usunięcie zniszczonej podłogi w pokoju, gdzie kiedyś sypiała ciocia Józefa. To pomieszczenie było najbardziej zaniedbane. Kiedyś przeciekający dach spowodował tam spore szkody, ale ciocia, już wtedy zmagająca się z chorobą, nie chciała słyszeć o gruntownym remoncie. Tłumaczyła, że jest zbyt słaba i nie ma na to czasu.

– Hej, chodź tutaj na moment! – krzyknął do mnie małżonek wkrótce po tym, jak zaczęliśmy robotę.

Znaleźliśmy obluzowaną deskę w podłodze, a pod spodem ukryty schowek. W środku stała niewielka skrzyneczka z drewna.

– Skąd to się tu wzięło? – spytałam zaskoczona.

– Kompletnie nie wiem. Myślałem, że ty będziesz coś wiedziała – odparł bez przekonania.

W życiu tego nie widziałam – pokręciłam głową. – Ani razu ciocia nie mówiła mi o żadnej skrzyneczce. Nawet nie wspominała, że ma schowek w podłodze. Nie mam pojęcia co to takiego.

– A może to zostało po Niemcach? – zastanawiał się Jacek.

Ta stara szkatułka była cała pokryta kurzem i miała zamknięty zamek. Nie mogliśmy jej normalnie otworzyć, więc trzeba było siłą podważyć mechanizm. Gdy zajrzeliśmy do środka, znaleźliśmy mnóstwo pamiątek – fotografie, listy i różne notatki. Wbrew pozorom nie były to niemieckie dokumenty. Część z nich była zapisana charakterystycznym pismem cioci Józefy. Na górze spoczywało zdjęcie Henryka, w którym była zakochana. Zaskoczyło mnie, bo różniło się od tych, które wcześniej widziałam – przedstawiało go jako dużo starszego mężczyznę... Kiedy obróciłam fotografię, zobaczyłam zapisany rok: 1946.

– Moment, coś mi tu nie pasuje – powiedziałam. – Z tego co wiem, nie żyje od czasów wojny...

Mój mąż wziął do ręki stare, pożółkłe zdjęcie i dokładnie je obejrzał.

To przecież zrobione w naszym domu! – krzyknął nagle. – Spójrz tylko na ten stary taras z tyłu, jeszcze przed remontem.

– No faktycznie. Ale jak to wytłumaczyć? – głośno się zastanawiałam.– Może te listy nam to wyjaśnią... Trzeba je przeczytać.

Nie mogłam w to uwierzyć

Dokładnie tak to wyglądało. Odkryłam dokumenty pokazujące, jak moja ciotka robiła wszystko co możliwe, żeby odnaleźć swojego wybranka. Natrafiłam też na jego pierwszą wiadomość zwrotną... Wprost tryskał radością na wieść, że jego Józka ocalała. Wspominał, że zrobi co w jego mocy, by jak najprędzej dostać się w okolice ziem odzyskanych – nie mógł się już doczekać ich ponownego spotkania. Widocznie ciocia musiała mu opowiedzieć o zdobytym przez siebie domu, bo nie szczędził jej komplementów za przedsiębiorczość.

– Jak to możliwe? O co w tym wszystkim chodzi? Po co te wszystkie kłamstwa? – pytania same cisnęły mi się na usta.

Tymczasem mój mąż odkrył dokumentację medyczną. Papiery dotyczyły siostry cioci Józefy – Adeli. Było tam wszystko: diagnoza, zalecenia od lekarzy i przepisane lekarstwa.

– Mam tutaj jej fotografię – odezwał się Jacek. – Naprawdę robiła wrażenie.

Mój wzrok padł na zdjęcie. Przedstawiało scenę w przydomowym ogrodzie. Na fotelu siedziała przepiękna dziewczyna o bardzo jasnej cerze, podczas gdy Henryk stał tuż za jej plecami. Trudno powiedzieć, co dokładnie przykuło moją uwagę... Być może chodziło o to, jak trzymał ręce na fotelu, albo wyraz jego oczu. Ale coś mi mówiło, że ta sytuacja nie wróży nic dobrego.

Jest naprawdę przepiękna – stwierdziła.

– Dużo ładniejsza od cioci.

– Co ciekawe, wcale nie chorowała tak poważnie, jak nam się wydawało – powiedział zdumiony Jacek, przeglądając dokumentację szpitalną. – Mam tu kartę wypisu. Owszem, zdiagnozowano gruźlicę, ale została skutecznie wyleczona... W tamtym okresie medycyna radziła już sobie z tą chorobą.

– No to... Jak to... W jaki sposób...

Mój umysł nie potrafił ułożyć sensownych zdań. Patrzyłam jak zahipnotyzowana na zdjęcie. W końcu dotarło do mnie – to ona była tym duchem, który pojawił się w środku nocy w moim pokoju. Właściwie to przecież najpierw był jej – ta myśl uderzyła mnie znienacka. Właśnie tutaj straciła życie.

Prawda wyszła na jaw

Szkatułka skrywała jeszcze jeden przedmiot na samym spodzie. Znalazłam zniszczony notes z nadpalonymi stronami. Wyglądał, jakby ktoś chciał go spalić, ale w ostatniej chwili się rozmyślił. Papier był bardzo kruchy i rozpadał się pod dotykiem, sporo kartek zostało wyrwanych. Z trudem odczytałam niektóre zapiski – okazało się, że to dziennik należący do ciotki Józefy.

– „Henryk strasznie przejmuje się zdrowiem Adeli, nie opuszcza ani jednego dnia, żeby jej nie odwiedzić – odczytałam. – Razem urządziliśmy jej pokój, naprawdę się postarał. Kiedy zobaczyłam, z jaką czułością się nią zajmuje, uwierzyłam, że zbudujemy wspaniałą rodzinę. To musi się tak skończyć”.

– No tak – westchnął Jacek.

– Dokładnie – szybko skanowałam następne zdania, zaciekawiona dalszym przebiegiem wydarzeń. – Ale on się w niej zakochał! – zawołałam zaskoczona. – W Adeli! Wyglądała tak uroczo, była taka krucha... Ciotka nie miała na co liczyć. Henryk popełnił świństwo – zażądał zwolnienia z obietnicy małżeństwa. Co za łajdak!

Zdawałam sobie sprawę, jak ogromny cios był to dla niej. Ta zdrada po tym wszystkim, co zrobiła... Moja ciocia darzyła go wielkim uczuciem, nie przestawała za nim tęsknić i robiła, co mogła, żeby go odnaleźć. A kiedy wreszcie sprowadził się do jej w pełni urządzonego domu... Z jej siostrą było tak samo – dała jej schronienie, troszczyła się o nią... Niestety, ta dobroć ostatecznie obróciła się przeciwko niej, bo oboje odpłacili jej czymś strasznym.

– No i co było później? – dopytywał Jacek z przejęciem. – Czytaj dalej!

Dłonie zaczęły mi drżeć tak mocno, że dziennik wyślizgnął mi się i wylądował na ziemi. Jacek momentalnie pochylił się, chwycił go i zaczął wertować strony.

– „Stan jej zdrowia był dobry, choć siły jeszcze nie wróciły” – przeczytałam notatkę, którą zostawiła ciotka. – „Wszystko stało się tak szybko. Ogarnęła mnie wściekłość. To była jedna chwila. Całą noc przepłakałam, nie puszczając jej dłoni. Henryk jednak się zorientował... Przeczuł coś. Wyjechał stąd”.

– Matko święta – wyszeptałam. – Co ona zrobiła... Dlaczego się na to zdecydowała? Przecież to straszny grzech!

– Zdradzona kobieta potrafi być jak rozwścieczona lwica – westchnął mój mąż, odkładając notes, w którym kryła się straszna prawda o naszej dobrej cioci Józefie. – Kto by pomyślał? Wszyscy widzieli, że jej siostra walczyła z chorobą i nikt się nie zdziwił, kiedy przegrała tę walkę. Zastanawiam się tylko, co spotkało tego Henryka?

– Z tego co widzę, po prostu się ulotnił – powiedziałam. – Pomyśl tylko, ile lat ciotka musiała nosić w sobie tę straszną tajemnicę. Nie mogę uwierzyć, że była do tego zdolna! – załamałam ręce ze zgrozą.

Nagle zapałałam niechęcią do miejsca, które wcześniej było spełnieniem moich marzeń. Ta posiadłość była świadkiem samych tragicznych zdarzeń, cierpienia i okrutnych czynów. Choć długo o nim śniłam, teraz wątpię, czy znajdę w sobie siłę, by tam zamieszkać. Moja powiększająca się rodzina zasługuje na coś lepszego – zwłaszcza że niedługo pojawi się w niej maleństwo. Jeśli los obdarzy mnie córką, otrzyma imię Adela. Liczę jednak, że swoje pierwsze kroki postawi już gdzie indziej – w nowym domu, gdzie będziemy tworzyć szczęśliwe wspomnienia.

Reklama

Anna, 40 lat

Reklama
Reklama
Reklama